Rozdział 2 - "Duchy, Akademia i sekrety"
Cios, kopnięcie, kolejna seria ciosów. Odskok w tył, rzut kunaiem do celu i następna szarża. Siedmioletni Naruto trenował tak już bez przerwy od pół godziny, uderzając drewniany słup i ćwicząc precyzję i dokładność jego rzutów. Jego rodzice, stojący kilka metrów za nim, obserwowali jego poczynania, od czasu do czasu dając jakieś rady lub pochwały.
- Staraj się uderzać trochę mocniej!
- Dobrze ci idzie!
- Celuj wyżej, wtedy trafisz!
Po jeszcze 10 minutach, mały blondyn w końcu się zmęczył i położył na trawie. Rodzice podeszli do niego i usiedli po jego obu stronach.
- Wspaniała robota Naru-chan, dattebane - pochwaliła go Kushina.
- Nie mów tak do mnie, mamo. Mam już prawie 8 lat, dattebayo!
- No wiem, wiem. Ale dla mnie zawsze będziesz małym Naru-chanem.
- MAMOOOO!
- No dobrze, żartowałam... Naru-chan - wymamrotała pod nosem.
- Tato powiedz jej żeby przestała!!
Minato zaśmiał się pod nosem, ale postanowił pomóc dziecku.
- Kushina, skarbie, jak on tego nie chcę, to nie mów tak do niego.
- No wiesz co, Minato? Ty też przeciwko mnie? - Czerwonowłosa w tej chwili była zdecydowanie obrażona na starszego blondyna, który jednak nic sobie z tego nie robił i zwrócił się do syna.
- Dzisiaj naprawdę świetnie się spisałeś, Naruto. Bardzo poprawiłeś swoją celność i siłę.
- Naprawdę tak sądzisz, tato? - W oczach blondyna widać było iskierki szczęścia.
- Oczywiście! Nie mówiłbym tego bez powodu. Tydzień temu trafiłeś tylko 14 razy do celu na 30 prób. Dzisiaj udało ci się to 22 razy. To duży postęp, biorąc pod uwagę to, że jeszcze nie chodzisz do Akademii.
- Dzięki, tato, dattebayo! - chłopak uśmiechnął się szeroko, ukazując dziurę po wypadniętym mleczaku.
Młody naprawdę robił się coraz lepszy. Codzienne treningi z rodzicielami mocno na to wpłynęły, jak i samo zaangażowanie chłopca. Za niedługo Naruto miał zacząć chodzić do szkoły dla ninja, więc Czwarty i jego żona postanowili go szkolić. Bardzo chcieli, aby wypadł jak najlepiej w szkole, jako dziedzic ich szanowanych klanów (pomimo, że uczniowie nie będą wiedzieli o jego pochodzeniu). Minęły już dobre dwa miesiące odkąd zaczęli go trenować i, pomimo początkowych trudności, naprawdę było widać wyniki. Oprócz taijutsu i rzutów kunaiem i shurikenem, opowiadali mu też o historii shinobi, chakrze, jutsu oraz klanach. Naruto z początku nie był jakoś bardzo chętny, jeśli chodziło o naukę teoretyczną, ale po pewnym czasie naprawdę zaczął się interesować omawianymi tematami. Z ochotą chodził do biblioteki, dowiadując się nowych to ciekawostek. Kushina pomagała mu także wyszkolić jego zdolności sensoryczne, odziedziczone po Klanie Uzumaki. Często znikał z domu, w którym mieszkał z Trzecim i Asumą, na potajemne treningi lub wypatrując nowej wiedzy.
Najwięcej jednak szukał informacji o swojej niezwykłej zdolności widzenia umarłych. Zawsze zastanawiało go, jak ją zdobył, jednak w żadnej książce, którą czytał, nie było wiadomości o niczym podobnym. Pytał rodziców, ale oni też nigdy o czymś takim nie słyszeli. Nie mówił jeszcze o tym talencie Hiruzenowi, bo Minato i Kushina go o to poprosili, więc musiał się zdać na siebie. Zaczął prowadzić więc własne badania. Chodził często na cmentarz i obserwował innych ludzi, dzięki czemu zauważył kilka ważnych faktów.
Po pierwsze, dusze pojawiają się tylko przy osobach, dla których były ważne lub z którymi miały silną więź, które o nich pamiętają. Naruto postanowił nazwać takich ludzi "youjin" [要人 - jap. ważna/kluczowa osoba], żeby ułatwić sobie zapisywanie danych. Jeśli youjin zapomniał o martwej postaci, ta przenosiła się do innego takiego człowieka lub, jeśli takowy nie istniał, znikała na zawsze. W dodatku, jeśli widmo oddaliło się za bardzo od swojego żywego towarzysza, tymczasowo znikało. Pojawiało się z powrotem dopiero wtedy, gdy jakiś ich bliski przeszedł znowu obok tego miejsca, w którym się rozpłynęły. Z obliczeń młodego Namikaze wynikało, że dystans, na jaki mara może się oddalić, wynosił nie więcej niż 10 metrów.
Po drugie, każdy zmarły, który był kiedyś ninja, był w stanie wciąż używać wszystkich technik, jakie potrafił przed śmiercią. Naruto widział wiele razy, jak Minato tworzy Klony Cienia, żeby jednocześnie być przy nim i gdzieś indziej. Ponadto, jeśli którykolwiek z ludzi, w chwili swojego zgonu, miało przy sobie jakieś narzędzie, broń i tym podobne, mógł ich też używać po śmierci, w wersji duchowej. Czwarty na przykład korzystał często ze swoich kunai czasoprzestrzennych, gdy uczył małego Uzumakiego rzucać do celu, ponieważ były w jego kaburze, kiedy umarł. Martwi shinobi nie potrafili tylko wyczuwać chakry; ani żywych, ani zmarłych.
Ciekawy był też fakt, że widma mogły zmieniać swój wygląd - pomiędzy swoim normalnym, a tym, jak prezentowali się w momencie śmierci. Widział to na innych zjawach i bardzo chciał zobaczyć swoich rodziców w tej formie, ale ci upierali się, że nie jest to widok dla tak młodego dziecka jak on. Kiedy zapytał dlaczego, ci opowiedzieli mu o ataku Dziewięcioogoniastego Lisa na Wioskę i że umarli walcząc z nim. Chłopak zaciekawił się, co się stało z demonem, ale dorośli stwierdzili, że dowie się w swoim czasie.
I w końcu, duchy mogły do woli przenosić się do wszystkich swoich youjinów, jeśli miały ich więcej niż jednego. Mógł o tym dowodzić fakt, że Kushina opowiadała mu, jak to czasem pojawiała się przy swojej przyjaciółce z dzieciństwa, Mikoto, lub uczniu jego ojca, Kakashim, żeby zobaczyć, co u nich. (Podobno tą pierwsza miała syna w jego wieku, jednak Naruto nigdy nie miał szansy go spotkać. Z jakiegoś powodu Sandaime nie chciał, żeby zbliżał się do okolicy, w której żył tamten chłopak i jego rodzina). Udało mu się też kilka razy zauważyć, jak robią to inne zjawy, nie wspominając już o tym, że Czwarty, jeśli tylko chciał, mógł teleportować się do prawie każdej osoby w Wiosce, ponieważ jest tam uważany za bohatera. Było to nawet pomocne, ponieważ dzięki temu Yondaime dowiadywał się, czy mieszkańcy przypadkiem znowu nie planują zaatakować jego syna.
Właśnie. Mieszkańcy. To było jedno z największych utrapień Naruto. Odkąd pamiętał, zawsze utrudniali mu życie. Nienawistny wzrok, którym go obdarzali, prześladował go na każdym kroku, nie było też dnia, w którym ktoś nie obrzuciłby go wyzwiskiem typu "demon", "potwór". Co gorsza, niektórzy martwi też nie byli nastawieni do niego przyjaźnie. To prawda, część zjaw albo patrzyła na niego ze współczuciem i smutkiem, czego nie rozumiał, albo z obojętnością, ale więcej było tych pałających w jego stronę gniewem. Ci trzeci mieli w zwyczaju rzucać się na niego, jakby wciąż myśleli, że są żywi, powodując u niego wzdrygnięcia i nieprzyjemny chłód rozchodzący się po ciele. Gdy był młodszy, zaczynał wtedy albo płakać, albo panikować i krzyczeć ze strachu, co bardzo martwiło oraz zastanawiało opiekujących się nim w takich czasach Sarutobich - Asumę i Hiruzena. Z biegiem czasu zaczął się jednak przyzwyczajać do, jak to miał w zwyczaju nazywać, "napadów", ale wciąż czuł to niesympatyczne zimno, co zawsze psuło mu nastrój. Ogólnie więc rzecz biorąc, mieszkańcy Konohagakure nienawidzili go.
Dlaczego Wioska go tak traktuje? Czemu jest odrzucany? Pamiętał, jak zapytał o to kiedyś rodziców. Wydawali się wtedy bardzo zasmuceni i wahali się, czy mu odpowiadać. W końcu stwierdzili, że nie jest na to jeszcze gotowy. Chłopak tak naprawdę chciał wtedy nalegać na odpowiedź, ale coś go powstrzymało. Patrząc na twarze ojca i matki, czuł, że to nie on nie był jeszcze gotowy na usłyszenie tej tajemnicy, ale to oni nie byli gotowi mu jej jeszcze wyjawić. Zostawił więc ten temat, ale obiecał sobie kiedyś do niego wrócić, gdy Żółty Błysk i Czerwonokrwista Habanero będą w stanie z nim o tym porozmawiać.
Naruto westchnął, odsuwając ponure myśli na bok. Usiadł po turecku i spojrzał na rodzicieli.
- Czy w Akademii jest ciekawie?
Para zamyśliła się.
- Wiesz, to zależy jak na to patrzysz - stwierdziła czerwonowłosa. - I jaką masz klasę.
- Twoja mama zdecydowanie nie trafiła do dobrej, nie licząc mnie. - zaśmiał się Minato.
- Haha, już się tak nie chwal, dattebane. Nie byłeś bardzo pomocny jak się śmiali z moich włosów.
- Znęcali się nad tobą, dattebayo?! - Naruto spojrzał w szoku na Kushinę.
- Bardziej ona nad nimi - wymamrotał pod nosem Czwarty, ale jego żona zdołała go usłyszeć. Nie więcej niż dwie sekundy później wielki Żółty Błysk Konohy leżał na ziemi plackiem, po silnym uderzeniu w twarz przez, nie bez powodu tak zwaną, Czerwonokrwistą Habanero. Kobiecie pulsowała na głowie żyłka, gdy zwróciła się do trochę przestraszonego syna.
- Dzieci z naszej klasy nie znały niestety pojęcia "dobrego wychowania", więc postanowiłam wbić im je do głowy.
- Dosłownie wbić - dopowiedział szeptem starszy Namikaze, za co ponownie oberwał w głowę. Nie powstrzymało go to jednak od kolejnego komentarza - Ludzie, którzy z nią zadarli nie kończyli dobrze.
- Jak się zaraz nie zamkniesz, to też nie skończysz dobrze, dattebane - ostrzegła męża fiołkowooka, jej włosy zaczęły już falować i unosić się do góry, jak zwykle gdy była na pograniczu wybuchu.
Naruto nie wiedział już, czy ma się śmiać z ojca, który stracił w końcu ochotę na niepotrzebne dopowiedzenia, czy uciekać przed rozwścieczoną matką, w której oczach czaiła się żądza mordu. Gdy jednak kobieta zwróciła się do niego, zaczął poważnie rozważać drugą opcję.
- Tak więc synku, jeśli kiedykolwiek ktoś będzie się z ciebie wyśmiewał lub nad tobą znęcał, masz ode mnie pozwolenie odwdzięczyć się mu uderzeniem stukrotnie więcej razy, niż on obraził ciebie. Chętnie bym sama to zrobiła, ale jak wiesz nie mam wielkiego pola do popisu.
- T-tak, mamo, dattebayo - chłopak nawet na chwilę się nie zastanawiał, czy może nie odmówić, bojąc się, co by się stało, gdyby to zrobił. Zadowolona z siebie kunoichi uśmiechnęła się triumfalnie, patrząc z wyższością na podnoszącego się z ziemi Minato, który tylko przewrócił oczami, unosząc kąciki ust do góry.
- Dobra, trzeba tu posprzątać! - ogłosił nagle starszy blondyn, rozglądając się po polanie i widząc rozrzucone w różnych miejscach kunaie i shurikeny. - Naruto, zbierz te bronie.
- Wiem przecież - naburmuszył się siedmiolatek, kierując się do pierwszego z noży - Żałuję czasem, że mi nie pomożecie.
- Nie możemy tego niestety zrobić. Musisz sobie radzić sam. - Czwarty miał na twarzy figlarny uśmieszek.
- Droczysz się ze mną. - mały blondyn nagle zatrzymał się, jakby nasłuchując, po czym westchnął głośno - To denerwujące, dattebayo.
- Ale tylko z tobą można tak sobie porozmawiać. Kushina od razu zaczyna się kłócić.
- Wiesz, staruszku? - zadeklarował nagle Naruto, trochę głośniej niż wcześniej - Czasem chciałbym, żebyś przestał wszędzie za mną podążać.
- Co powiedziałeś?! Kogo nazywasz staruszkiem?! - zdenerwował się Minato - Uważaj jak odzywasz się do ojca!
Chciał jeszcze zganić syna, ale wtedy usłyszał szelest liści i zza drzew otaczających polanę, na której się znajdowali, wyszedł Trzeci Hokage. Yondaime zamilkł, zdając sobie sprawę, że mały jinchuuriki mówił do jego poprzednika (a zarazem następcy), a nie do niego. Hiruzen był wyjątkowo sam. Nawet towarzyszące mu zwykle duchy Pierwszego i Drugiego, z którymi trójka Uzumaki-Namikaze czasem gawędziła lub uczyła się i które pomagały im w badaniach talentu potomka Czwatego do widzenia zmarłych, gdzieś zniknęły. (Choć rozmowy z nimi wcale nie były takie proste, ponieważ blondyn nie był ich youjinem, tylko Sandaime. Zawsze, kiedy się spotykali z poprzednimi Hokage, Trzeci był w pobliżu, więc mały mógł tylko słuchać, jak starsi rozmawiają i czasem odpowiadać kiwnięciem głowy. Dlatego zaczął się uczyć języka migowego, żeby porozumiewać się z innymi duchami, jednocześnie nic nie mówiąc i nie zwracając na siebie uwagi)
- Twoje zdolności sensoryczne naprawdę są niesamowite, Naruto - stwierdził Sarutobi z podziwem, podchodząc do chłopca - Nie sądziłem, że mnie wyczujesz.
- Za to ja nie sądziłem, że będziesz mnie znów śledził, staruszku - odgryzł się chłopak, podnosząc kolejne narzędzia ninja.
Hiruzen zignorował tą niemiłą uwagę, patrząc na wyniki treningu chłopca. Z drewnianego słupa stojącego na środku łąki odpadła prawie całą kora, a tarcze, na których jinchūriki ćwiczył rzuty bronią, miały wiele dziur w różnych miejscach. Sandaime musiał przyznać, że umiejętności chłopaka były na dobrym poziomie, pomimo nie uczęszczania jeszcze do Akademii. W dodatku jego zmysł sensoryczny był już trochę rozwinięty; na tyle, że wyczuł jego zbliżającą się chakrę, czego nie potrafią jeszcze początkujący ninja. Sarutobi zaczął podejrzewać, że, pomimo tego, co mu zawsze mówił, Uzumaki wcale nie ćwiczył sam.
W międzyczasie, blondynek zdążył pozbierać wszystkie bronie i kierował się już w stronę swojego mieszkania, ale Hokage go zatrzymał.
- Poczekaj chwilę, Naruto. Chcę z tobą o czymś porozmawiać.
Siedmiolatek zatrzymał się i podszedł do przywódcy Wioski.
- O co chodzi, staruszku?
- Mógłbyś przestać tak do niego mówić. Pamiętaj, że jest Hokage - skomentował zachowanie syna Czwarty, na co ten tylko przewrócił oczami. Twarz Hiruzena przyjęła poważny wyraz. Wziął głęboki oddech.
- Mam ostatnio wrażenie, że coś przede mną ukrywasz. - Uzumaki spiął się, słysząc te słowa. - Przecież wiesz, że mi możesz wszystko powiedzieć. Czemu więc trzymasz przede mną jakieś tajemnice?
- Co sprawiło, że tak pan myśli, Hokage-sama? - chłopiec też spoważniał.
- Naruto, nie jestem głupi. Często znikasz z domu, nie mówiąc, gdzie idziesz. Twoja wiedza wykracza momentami poza tą zawartą w książkach, które pożyczasz. Podobno trenujesz sam, ale z tego co widzę, twoje umiejętności walki są dopracowane, a zdolności sensoryczne dobrze wyszkolone. Może oba talenty nie są na wysokim poziomie, ale powyżej przeciętnej osób w twoim wieku, które nawet nie chodzą do Akademii. Nie wydaje mi się, że zdołałbyś sam wyszkolić takie sprawności, więc wnioskuję, że ktoś cię szkoli. Nie jest to z pewnością Asuma, bo on musi chodzić na misje, a poza tym powiedziałby mi coś o tym. Dlatego chciałbym wiedzieć, z kim się spotykasz i czemu to przede mną ukrywasz.
- Najpierw powiedz mi, proszę, czemu w ogóle mam ci to mówić - chłopak postanowił porzucić w tym momencie zwroty grzecznościowe i spojrzał opiekunowi prosto w oczy.
- Chodzi mi tylko o twoje bezpieczeństwo. Chcę się upewnić, że osoby, z którymi się zadajesz, są godne zaufania i nie stanowią dla ciebie zagrożenia.
- Nie o to mi chodzi, dattebayo. - Uzumaki pokręcił głową.
- W takim razie o co? - nie mógł zrozumieć obecny Hokage.
- Pytam się, czemu mam ci cokolwiek mówić, skoro ty też nie zdradzasz mi wszystkiego?
Sandaime otworzył szeroko oczy, słysząc to pytanie. Minato i Kushina przysłuchiwali się rozmowie, czekając, co z niej wyniknie.
- Do czego dążysz, dattebane? - Czerwonowłosa nie mogła zrozumieć motywów dziecka. Naruto rzucił jej szybkie spojrzenie, zaraz jednak ponownie zwrócił swój wzrok na rozmówcę. Minato położył żonie dłoń na ramieniu, dając jej znak, żeby nie rozpraszała syna.
- Zaraz się pewnie dowiemy.
- O czym mówisz, Naruto? - spytał w końcu starzec, po dłuższej chwili ciszy.
- Dobrze wiesz o czym, dattebayo - jinchuuriki skrzyżował ręce na piersi - Zróbmy tak. Ja powiem ci, kto mnie szkoli, a ty opowiesz mi o moich rodzicach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top