2
Hejka naklejka tu Adam, pozdro dla Kruszfila i kamerzysty!
------------------------------------------
Per. Torda
Obudziłem się z płaczem. Bardzo bolał mnie brzuch, dosłownie słyszałem jak woła o pomstę do nieba. Płakałem najgłośniej jak umiałem aby ktoś mnie usłyszał. Niestety ale nie umiałem mówić tak jak inni.
W końcu przyszła jakaś pani w białym fartuchu. Wzięła mnie na ręce i podniosła coś ze stolika. Tak bardzo brzydko pachniała..
Rozpłakałem się bardziej. Mój nosek nie wytrzymywał. Chciałem od niej uciec, uwolnić się. Poruszyłem ręką i uderzyłem Panią w białym fartuchu.
-Młody nie szalej, nie szalej-usłyszałem jej lodowaty głos.
Machałem nóżkami co nie było proste i wierciłem się na wszystkie strony. Dwa razy prawie się jej wyrwałem. W końcu odpuściła. Odłożyła mnie na moje miejsce i poszła sobie. A brzuszek ciągle mnie bolał..
Po jakimś czasie wróciła z inną Panią. Ona też była ubrana na biało. Wzięła mnie na ręce i pogłaskała po głowie. Pachniała czymś kwaśnym. To był ostry i kwaśny zapach ale podobał mi się. Pani o kwaśnym zapachu wzięła coś ze stolika i przyłożyła mi do ust. Byłem ciekawy co się teraz stanie więc grzecznie otworzyłem buzię a ona wsadziła mi coś do środka. To był biały płyn w buteleczce. Dziwnie smakował ale był ciepły i po nim, brzuszek mnie już nie bolał.
Pamiętam jeszcze czerwone paznokcie i błąd włosy tej pani o kwaśnym zapachu. To ciekawe, że dzieci rozpoznają innych po przez zapach a przynajmniej ja tak miałem.
Później zasnąłem. Nie wiem ile czasu minęło ale zostałem obudzony przez ruch. Coś mnie ruszało. Otworzyłem oczy i okazało się, że siedzę w czymś dziwnym i gdzieś mnie niosą. Dotarliśmy do łóżka jakiejś pani o karmelowych włosach. Leżała na łóżku wśród białej pościeli. Była zła na coś, nawet na mnie nie spojrzała.
-Eh...jesteś pewna, że nie weźmiesz go ze sobą? Jest mały i potrzebuje matki...ja sobie jakoś bym poradził bez was..
-Tak! Zabieraj mi z tąd tego bachora, pamiętasz jak się umawialiśmy? Urodzę go, zabierasz się razem z nim i wynosicie się z mojego życia raz na zawsze!- ta pani tak głośno krzyczała...
-P-pamiętam..
-Więc wyjdź z tąd!!! -głośniej krzyczeć się nie da?
Rozpłakałem się. Ten krzyk był taki głośny. Poczułem się zagrożony, bałem się, że ta Pani zaraz coś mi zrobi. Mówiła coś o bachorze, chodziło o mnie? To chyba nie było miłe...
-Oh Tord..-ktoś rozpiął mnie z pasa i wziął na ręce-nie krzycz tak, straszysz go -okazało się, że to jest mężczyzna,czułem jego ciepłe ręce głaskające moje plecki i głowę.
-Pf...-fuknęła.
-Już z tąd idziemy, nie będziemy ci przeszkadzać-zaczęliśmy się poruszać.
Ten Pan, miał na sobie różowy materiał, był miękki, prawie jak ten ostatnio tylko tamten był czerwony. Jednak też Pan pachniał tak samo jak ten w czerwonym materiale. Hej, chwila. Przecież to są ci sami panowie! Znaczy, to ten sam Pan. On mi nic nie zrobił, nie skrzywdził mnie tylko przytulał tak czule jak dziś.
Ogarnęło mnie poczucie bezpieczeństwa. Przestałem płakać i położyłem głowę na ramieniu tego pana. Dowiedziałem się później, że jego zapach pochodzi z papierosów. Nie wiem co to papierosy ale nie ładnie pachną.
Ten Pan pocałował mnie w głowę. Poczułem zimny powiew wiatru. Wyszliśmy z budynku, w którym byliśmy. Dookoła było dużo trawy. Wszędzie było zielono.
-Zostaliśmy sami...twoja mamusia już do nas nie wróci-słyszałem smutny głos mężczyzny.
-Zapnij go w foteliku-usłyszałem kolejny głos i nie smuć się tak Paul, wszystko będzie dobrze.
Coś przytuliło mnie od tyłu. A nie, to ten drugi mężczyzna przytulił tego, który pachniał papierosami, Paula.
-Dziękuję za wsparcie Patryck, nie wiem co bym bez ciebie zrobił-odwzajemnił przytulasa.
-Gaphhh- chciałem powiedzieć "Paul" ale mi nie wyszło.
- Hehe, Tordi reż dziękuję
Jasne. Tordi też dziękuję.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top