10#

Nick pov.

Siedziałem w pracy od rana. Znużony tym wszystkim.Od ponad dwóch godzin przyjmowałem osoby,które sie starały o  stanowisko nowego asystenta. Mojego asystenta.Wiele osób przychodziło nawet nie wiedząc po co,a ci którzy wiedzieli nie spełniali  podstawowych wymogów.
Przetarłem twarz próbując jakby zetrzeć zmęczenie z niej. Gdybym mógł wróciłbym do domu i wziął wolne.Jednak nie mogłem tego zrobić. Firma właśnie dopinała jedna z buc może  najważniejszych transakcji jej istnienia.Oparłem sie wygodniej o fotel.I pomyśleć,że to wszystko w walce o miłość. Jak bardzo mogłem kochać tego alfę by zdobyć sie na cos takiego?Widocznie najbardziej na świecie.Patrzyłem w niebo.Czego tam szukałem?Może ulotnosci chmur,a może po prostu widoku? Na dole auta gnały sobie w nieznanym dla mnie kierunku za to ja stałem teraz w miejscu.Mimo wszystko brakowało mi, ciągle mi brakowało jednej osoby obok siebie.

"Nasza alfa.." - Czułem ból mojej wewnętrznej omegi.Chciałem jej ulżyć...naprawdę chciałem.

-Jeszcze trochę...wytrzymaj  jeszcze trochę,proszę.- Szepnąłem bardziej do siebie niż do mojej omegi.Była częścią mnie.Cierpiała ze mną w każdej sekundzie bez osoby którą darzyłem tym głębokim uczuciem.Chciałbym,  żeby teraz otoczyły mnie jego ramiona. I to tak mocno.Moje rozmyślania jednak przerwał dzwonek telefonu.Westchnąłem odbierając go i poprosiłem  swoją sekretarkę o wpuszczenie kolejnego kandydata. Oby to była w końcu odpowiednia osoba.Nie chce już słuchać tych nudów o wyższych zarobkach.

-Dzień Dobry Dyrektorze Sliver. -Odwaracam się na dźwięk znajomego głosu i patrzę na heterochromika. Trochę mnie szokuje jego widok w tym miejscu.Zastanawia mnie co robi w takim miejscu jakim jest mój gabinet i czas rekrutacji osoby na mojego asystenta.Brunet wygląda... no i bez garnituru był cholernie przystojny,a teraz wręcz wyglądał lepiej niż większość modeli.

-  Dzień Dobry Panie Anderson. Proszę usiąść.-Wskazuje mu miejsce przed biurkie,a sam siadam za biurkiem. Biorąc dokumenty do ręki i sprawdzamy je.Naprawdę umiem chyba wywoływać wilka z lasu.

- Cudownie wygladasz w garniturze. Tak jak zawsze.-Patrzę na głupio się uśmiechającego bruneta.Starałem sie powstrzymać rumieniec,ale nie bardzo mi to wychodzi. Odchrząknąłem widząc jego zadowolone spojrzenie.

-Dlaczego zgłosił sie Pan do nas?

-Czy to nie oczywiste?Potrzebuje pracy.Mam odpowiednie kwalifikacje i chciałbym starać się o tę posadę. Jest w tym coś złego?

-Nie,naturalnie,że nie ma w tym nic złego.Każdy chce wieść życie w dostatku.-Uśmiecham sie do niego prawie nie widocznie.

-Więc zgaduje,że mam tą pracę?Moim kwalifikacjom nic nie można zarzucić.-Złapał mnie delikatnie za rękę splatając nasze palce,patrzył przy tym czule w oczy. Czułem jak serce bije mi szybko i mocno.Musiałem sie jednak opanować. Odsunąłem rękę i wyprostowałem się.

-Ma pan te pracę ze wzgledu na swoje kwalifikacje. Proszę tego nie nadużywać Panie Anderson.- Rayn wygląda na bardzo zadowolonego. Na pewno jest zadowolony z tego faktu. Bo jakże by mogło być inaczej. W duszy również sie cieszyłem,że będę z nim pracować.Nie potrafiłem zachować powagi widząc jego uśmiech.Rozbrajał mnie nim. W końcu jakoś się ogarnąłem.

-Może Pan zacząć od jutra.Widzimy się w pracy o godzinie siódmej rano. Umowę pewnie też Pan już przejrzał.
Więc zna Pan swoje obowiązki. A teraz  musze prosić o wybaczenie bo popołudniu jestem zajęty.

-Oczywiście.Dowodzenia Dyrektorze. -Skinąłem mu głową na dowidzenia.  W sumie widzę się z nim  dosłownie za godzinę.Wstałem i ruszyłem do domu by choć sie przygotować. Nie chciałem iść w garniturze na randkę.
Podróż autem do domu trwała  dosłownie kwadrans.Nie było sensu sie śpieszyć. Mimo wszystko jakoś nie mogłem się zdecydować co chce ubrać.

- Ta czerwona bluzka jest ładna. Załóżmy proszę...

- Ale ona nie jest zbyt dobra

- Naszej alfie się spodoba!

-Ok,ok...nie krzycz.- Westchnąłem słuchając swojej wewnętrznej omegi. W końcu to ona była moją lepszą stroną.Udało mi się po kolejnych dziesięciu minutach  ukończyć ubieranie sie i kłótnie z moją omegą na temat perfum.Wyszedłem na  parking czekając na Ryana. Napisał,że po mnie przyjedzie.Wziąłem wdech trochę zestresowamy. Randka po tylu latach to nie może być trudne prawda? Jak na zawołanie  czerwony Hyundai   alfy wjechał na parking. Podjechał autem w moją stronę  i wysiadł,a mnie ugieły się nogi na jego widok.No bo jak inaczej miałem zareagować.Idealne ciało pod opinajacą granatowa koszulką i spodnie z dziurami a do tego trampki. Ale najważniejszy był szeroki uśmiech na jego twarzy. Zdecydowanie to będzie trudna randka...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top