Prolog Utracone wspomnienia
Cassidy
Biegłam razem z żoną przez las nie zważając na to że potykam się o kamienie lub gałęzie.
- Biegnij!- krzyknęłam do blondynki przyspieszając pogoń. Musiałyśmy zdążyć zanim krąg zostanie domknięty.
- Jestem zaraz za tobą skarbie!- krzyknęła Rebekah po czym przyspieszyła biegu. Moja kochana żona była bardzo zwinna. Szybsza odemnie i silniejsza. Rebekah jest wampirem i to orginałem pierwszym. Jej matka zaklęła wszystkie swoje dzieci w wampiry żeby je chronić przed wilkołakami.
Ja niestety nie jestem wampirem tylko wróżką. Jak kto woli czarownicą. Pochodzę z plemienia bardzo odważnych i młodych utalentowanych wiedźm jednak nie zawsze korzystam ze swoich mocy. Nie jestem yeż tak zwinna ani szybka jak Rebekah. Mimo wszystko ją bardzo kocham. Różnimy się diametralnie jednak ciągniemy do siebie jak dwa magnesy. Wiem że ona zrobiłaby dla mnie wszystko tak ja dla niej.
- Szybciej by było, jakbym cię wzięła na plecy kochanie.- odzywa się do mnie blondynka po chwili dłuższego biegu.
- Zapomnij!- syczę.- nie chcę być dla ciebie ciężarem!
- Cassidy!- jęczy Rebekah. Już to przerabiałyśmy miliony razy. O naszych wiecznych kłótniach słyszał chyba cały świat.
Docieramy do celu. To wielki pentagram. Ester stoi pośrodku razem z Finem. Patrzy na mnie z poczuciem winy i bólu na twarzy. Byłam zbyt zajęta żoną żeby zauważyć co się dzieje. Zbyt zamroczona bo kiedy moja kochana Rebakah mnie całuje tracę głowę. Zupełnie tracę rozum.
- Jak możesz! - krzyczę do Ester tracąc nad sobą panowanie.- wielokrotnie mówiłaś że jestem członkiem tej rodziny!
Wiedźma patrzy na mnie z poczuciem winy. Klaus reaguje jako pierwszy. Oni wszyscy są dla mnie jak bracia. Szczególnie Klaus i Elijah.
- Odsuń się księżniczko! To zbyt niebezpieczne!- blondyn jest przy mnie w mgnieniu oka. Nawet nie zdążę mrugnąć
Rebakah warczy na brata. Nawet w takiej sytuacji nie potrafi pohamować swojej zazdrości. Patrzę na nią surowym wzrokiem.
- Nie czas teraz na to.- karcę ją. Robi skruszoną minę.
- Wybacz kochanie.- obejmuje mnie czule ramionami. Czuję jej ciepłą energię ale tylko przez chwilę.
- Dlaczego to robisz!?- krzyczę do ich matki pełna złości i nienawiści. W tej chwili jej nienawidzę. Och jak bardzo jej nienawidzę.
- Moje dzieci to potwory. Sama je stworzyłam a teraz usunę z tego świata.
- Nie jesteś o wiele lepsza od nich!- syczę tracą kontrolę nad sobą.
- Zabicie własnych dzieci to grzech.- Elijah pojawia się koło mnie. Mam ochotę go mocno przytulić ale tylko uśmiecham się do niego ciepło. Odwzajemnia mój gest i już po chwili czuję ciepło jego ramion wokół mnie. Brat Klausa chroni mnie podobnie jak reszta oddałby życie za ukochaną siostrę którą byłam. Kol do niego dołącza i staje obok nas z groźnym wyrazem twarzy.
- Jeśli skrzywdzisz moją miłość nigdy ci nie wybaczę!- syczy do matki brunet. Rebekah go wali mocno w głowę.
- Kol! Zabieraj łapy od mojej pięknej żony idioto!- krzyczy blondynka po czym mocniej mnie przytula.
- Nie. Serio? W takiej chwili?- pytam ich a moje oczy wyrażają nie dowiedzenia.- w tej sytuacji wy bijecie się o mnie?
- Co poradzić? Miłość jesteś zbyt apetyczna.- mruczy Kol swoim uwodzącym głosem. Zanim Rebekah go zabije zwracam się ponownie do Ester.
- Co ci z tego przyjdzie? Tylko że znajdziesz się po drugiej stronie? Więcej bólu, cierpienia i samotności? A ty?- spoglądam na Finał jakby mnie kopnął w brzuch. Otwiera usta ale matka go ucisza.
- Zamilcz! - mówi do syna i patrzy z powrotem na mnie.- naprawię błędy mojej przeszłości. I ochronię ciebie.
- Ja tego nie chcę!- krzyczę.- co ci zrobiłam!?
- Zakochałaś się w tych potworach o ludzkiej skórze. Ale już nie długo. Już nie długo o nich zapomnisz i będziesz wolna. Bezpieczna. Moja dobra duszo. Jesteś lepsza niż oni. Zawsze byłaś.
- Nie!- krzyczę i biegnę zanim Rebekah zdąży mnie powstrzymać prosto na Ester która już wypowiada zaklęcie. Słyszę tylko przerażony krzyk mojej ukochanej żony a potem już widzę tylko ciemność.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top