Obiad u rodziców

/*
Witam z powrotem i na wstępie bardzo przepraszam wszystkich czytelników za nieprzewidzianą, prawie 3-miesięczną przerwę. Niestety dopadła mnie niemoc pisarska i rozdział powstał tak naprawdę dopiero w ostatnich dwóch tygodniach. Mam nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej i więcej takiej przerwy nie będzie. Również mam nadzieję, że ta przerwa nie zniechęciła czytelników i wszyscy chętnie i licznie wrócą do lektury (jak przed przerwą ☺ ). Jak zawsze dajcie znać, jak wam się podobał rozdział.

P.S
Proszę o wyrozumiałość, bo był to rozdział, który naprawdę pisało mi się najciężej 😜
*/

Jechaliśmy autem do moich rodziców na obiad. Chciałam, przy okazji odwiedzin, oddać im samochód, bo już dłużej nie był mi potrzebny. W pojeździe panowała zupełna cisza. Byłam skupiona na prowadzeniu, a do tego głowę zaprzątała mi pewna myśl. Nie potrafiłam przestać o tym myśleć. Ryan też wydawał się taki zamyślony i nieobecny. Patrzył ciągle gdzieś za boczne okno.

- Ryan... - Niepewnie przerwałam ciszę. Nie byłam całkowicie przekonana, czy chcę mu to powiedzieć, ale z drugiej strony ta myśl nie dawała mi spokoju. Nie potrafiłam jej uciszyć i nie chciałam też, żeby to, lub coś podobnego, kiedykolwiek stanęło pomiędzy nami.

- Co tam? - Jakby wyrwany z jakiegoś transu, szybko odwrócił głowę w moją stronę i spojrzał mi w oczy, lekko zdziwiony, że się odezwałam.

- Chciałam Cię przeprosić...

- Przeprosić? Za co? - Zmarszczył brwi ze zdziwienia.

- Za moje zachowanie w galerii... Za moją zazdrość... Nie powinnam tak się zachowywać...

- Przestań, nie musisz przepraszać. - Zbagatelizował sprawę, ale ja i tak chciałam przeprosić. Musiałam, bo czułam, że nie mogę tego tak zostawić.

- Muszę. Nie powinnam ci robić takich scen. Źle się z tym teraz czuje i chciałam przeprosić. Wiem, że takie podejście nie prowadzi do niczego dobrego i nie chciałabym, żeby moje głupie myśli i takie zachowanie wpłynęły na nasz związek, ani teraz, ani nigdy.

- W porządku. Po prostu musisz mi zaufać i uwierzyć, że nie byłbym do czegoś takiego zdolny. Będzie ci wtedy łatwiej poskromić tą zazdrość. - Posłał mi delikatny uśmiech, po czym dodał z lekką niepewnością - Poza tym, ja też troszeczkę przegiołem. Powinienem olać tą ekspedientkę, a nie testować Cię. Przepraszam. - Niezmiernie ucieszył mnie fakt, że również się zreflektował i przyznał do błędu.

- Uznajmy, że oboje przegięlismy i będziemy kwita. Postarajmy się więcej do czegoś takiego nie dopuścić.

- W porządku. - Przytaknął, posłał mi delikatny uśmiech i szybko wrócił do wyglądania przez boczne okno.

Wydawał mi się nadal pochłonięty przez jakieś myśli. Martwiło mnie to, bo wydawało mi się, że to przez to, że jedziemy do moich rodziców. Nie mogłam tak po prostu odpuścić. Zadręczyłabym się, gdybym nie spytała.

- Ryan? Coś Cię jeszcze trapi?

- Nie. - Spojrzał na mnie z kamiennym wyrazem twarzy. Zaprzeczył, ale ja czułam co innego.

- Na pewno? Wydajesz się taki zamyślony, jakby coś nie dawało ci spokoju. To przez tą wizytę u moich rodziców?

- Nie, wydaje ci się. Wszystko w porządku.

Postanowiłam odpuścić. Może rzeczywiście tylko mi się wydawało. Dalszą drogę pokonaliśmy w zupełnej ciszy. Ryan nawet nie spoglądał na mnie i z każdą minutą coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że coś go męczy. Jednak nie chciałam się narzucać i zmuszać go do mówienia, skoro nie chciał tego.

Po kilkunastu minutach byliśmy już na miejscu. Rodzice już na nas czekali, tata zostawił nawet dla nas otwarta bramę. Wjechałam na podwórko i zaparkowałam przed garażem. Wysiedliśmy i skierowaliśmy swoje kroki na chodnik po lewej, prowadzący prosto do głównych drzwi domu. Żadne z nas nie odezwało się choćby słowem. Pierwsza stanęłam przed drzwiami i nie czekając na niego, chwyciłam za klamkę i otworzyłam je. Weszłam do niedużego korytarza, a zaraz za mną pojawił się w nim Ryan. Nie minęło nawet trzydzieści sekund i w pomieszczeniu zjawiła się również moja mama.

- No nareszcie jesteście! - Zawołała przeszczęśliwa i od razu rzuciła się na Ryana. Uściskała go mocno i wycałowała po policzkach, kontynuując swój monolog. - W końcu mogę Cię poznać. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że Sara wreszcie przyprowadziła Cię w nasze progi.

- To jest moja mama Annabelle. Mamo to jest Ryan. - Postanowiłam ich sobie krótko przedstawić, bo o ile mama wie, jak Ryan ma na imię (a przynajmniej wiedziała, nie wiem czy w tej euforii nadal pamięta), o tyle Ryan raczej nie bardzo wiedział, jak nazywa się moja mama, a przynajmniej nie kojarzę, żebym mu to mówiła.

- Witam Panią. - Ryan grzecznie się przywitał, chociaż widziałam, że jest nieco zaskoczony otwartością mojej mamy.

- Miło jest was w końcu razem zobaczyć. No chodźcie dalej. Obiad za niedługo będzie gotowy. - Kiedy już wycałowała Ryana, odwróciła się na pięcie i od razu zaprosiła nas do środka, mnie w ogóle pomijając.

- Cześć mamo, dzięki za przywitanie mamo. - Stwierdziłam lekko sarkastycznie.

- Oj no przecież my się niedawno widziałyśmy. - Odwróciła się i dała mi lekko wymuszonego całusa w policzek. - Nie wiem czemu się obrażasz. Zaraz coś mi się przypali. - Powiedziała z lekkim wyrzutem i szybko zniknęła za drzwiami prowadzącymi w głąb domu. Po drodze zaczęła wołać mojego tatę, informując go o naszym przybyciu. My za to zaczęliśmy się rozbierać. Zdjęłam kurtkę i odwiesiłam ją na wieszak, po czym zaczęłam zdejmować buty.

- Chcesz jakieś klapki? - Spytałam Ryana, patrząc na jego bose stopy, sama wkładając wygodne klapki.

- Nie, dzięki. Nie potrzebuje. - Szybko Odburknął i zaczął zdejmować bluzę. Kiedy ją odwiesił, złapałam go za rękę i razem weszliśmy do salonu, gdzie wyszedł nam na spotkanie mój tata.

- Hej tato.

- Cześć córeczko. - Tata podszedł do mnie i dał mi buziaka w policzek. W przeciwieństwie do mamy, przywitał się najpierw ze mną, a nie rzucił się od razu na Ryana. Chociaż nie wiem co było lepsze, bo jego mina nie była zbyt szczęśliwa, kiedy patrzył na Ryana. Był wtedy taki poważny i tajemniczy. Zupełne przeciwieństwo tego, jakim spojrzeniem obdarowywał mnie. Nie bardzo wiedziałam o co mu chodzi, wydawało mi się, że lubi Ryana i akceptuje go jako mojego chłopaka. W każdym razie nie chciałam podejmować tego tematu w tym momencie, żeby nie wystraszyć bardziej Ryana.

- Witam Panie generale. - Ryan się odezwał i jakby nagle się spiął.

- Kapitanie. - Tata niezwykle służbowo odkiwał mu głową, mierząc go wzrokiem.

- O nie! Jesteście w domu, w gronie rodzinnym i nie będziecie mieszać w to spotkanie pracy! - Od razu zareagowałam, nie chciałam żeby Ryan był ciągle taki spięty i żeby tata traktował go jak podwładnego. - Żadnego panie generale, żadnego kapitanie, żadnych rozmów o pracy! - Zagroziłam obydwóm. - To jest mój chłopak Ryan, a to jest mój tata John. Zrozumiano? - Ostro postawiłam na swoim, patrząc to na jednego, to na drugiego, wzrokiem nie przyjmującym sprzeciwu.

- Masz rację Sara! - Mama poparła mnie krzycząc z kuchni. Drzwi prowadzące z salonu do kuchni były otwarte, więc musiała wszystko słyszeć. I w sumie cieszyło mnie jej poparcie, bo tata teraz już nie mógł się postawić, że to jego dom, jego zasady, czy coś tym podobnego.

- Witaj w moim domu Ryan. - Tata pierwszy się odezwał po moich groźbach, ale można było wyczuć w jego głosie wyższość, co nie bardzo mi się podobało. Ryan wydawał się jeszcze bardziej spięty niż przed sekundą, ale po słowach taty i on zabrał głos.

- Dziękuję Panie John.

- Idę pomóc mamie, a wy możecie sobie porozmawiać. - Postanowiłam się ewakuować, jak tylko zgodzili się na moje warunki. Wiedziałam, że rzucam Ryana od razu na głęboką wodę, ale liczyłam, że sobie poradzi i w końcu się wyluzuje.

- Hej mamo. Coś ci pomóc? - Spytałam wchodząc do kuchni i zamykając za sobą drzwi prowadzące do salonu. Chciałam dać im trochę prywatności, żeby mogli porozmawiać o czymkolwiek będą chcieli, bez obawy, że my możemy podsłuchiwać.

- Nie, już wszystko prawie gotowe. Jeszcze tylko pieczeń dojdzie i wystawiam.

- To może nakryję do stołu?

- Tata już naszykował sztućce i talerze. Ale możesz kompot i szklanki zanieść.

- Okej. - Poszłam do szafki pod oknem, żeby wyjąć szklanki do kompotu. Wtedy do głowy przyszła mi pewna myśl. - Mamo? - Zagadnęłam, żeby zdobyć więcej jej uwagi.

- Tak? - Spojrzała na mnie, ale po jej wzroku nie zapowiadało się, że przyciągnę jej uwagę na dłużej.

- Mogę Cię prosić, żebyś nie zaczynała rozmowy na temat rodziny Ryana?

- Dlaczego? - Tak jak myślałam, zaciekawiło ją to, co powiedziałam i przerwała aktualnie wykonywaną czynność, odwróciła się do mnie przodem i wyczekując na odpowiedź, wpatrywała się we mnie.

- Jego rodzina zginęła w wypadku. To dla niego trudny temat. Nie chcę żeby zrobiło się niezręcznie.

- No dobrze. - Mama zmartwiła się.

- Na pewno? Obiecujesz że nie zaczniesz tego tematu?

- No tak! Obiecuję. Dobrze, że mi mówisz, bo na pewno bym zapytała.

- Wiem, domyśliłam się. Jakbyś mogła jeszcze jakoś dyskretnie przekazać to tacie, to byłoby super.

- Postaram się, chociaż wiesz, że on jest zawsze mądrzejszy.

- Mam nadzieję że tym razem zrozumie.

Wyjęłam cztery szklanki i poszłam je zanieść na stół do jadalni. Jadalnia sąsiadowała z salonem, tak jak kuchnia, tyle że z inną ścianą salonu niż kuchnia. Można było do niej wejść od strony kuchni, bądź od salonu. Z salonu prowadziły do niej szerokie, suwane, podwójne drzwi, a z kuchni nieco węższe, również suwane drzwi. I to właśnie przez te drugie przeszłam. Nie chciałam przechodzić przez salon. Po pierwsze, to była droga dookoła, a po drugie, chciałam dać mojemu tacie i Ryanowi swobodę, żeby mogli pogadać.

Weszłam do jadalni i odruchowo zerknęłam na wejście do salonu. Jedno skrzydło było odsunięte, ale z salonu nie dobiegały żadne głosy. Mimo wszystko nie chciałam do nich wchodzić. Postawiłam szklanki przy talerzach i już miałam wracać do kuchni, jednak usłyszałam niepewny głos Ryana.

- Panie John, chciałbym panu bardzo podziękować...

- Podziękować mi? - Tata nie dał mu dokończyć i mruknął zdziwiony.

- Tak, podziękować Panu za to, co Pan zrobił po moim powrocie do bazy. Wiem, że to dzięki panu mogłem porozmawiać tak szybko z Sarą. Jestem panu niezmiernie wdzięczny.

- Nie zrobiłem tego dla ciebie, tylko dla mojej córki. - Tata niezwykle oschle odburknął.

- Domyślam się, jednak i tak chciałbym podziękować.

- Wiesz co Sara przeżyła przez te dwa tygodnie, nie mając żadnych informacji co się z Tobą stało?

- Zdaje sobie z tego sprawę.

- A co ja przeżyłem, nie będąc w stanie nic jej powiedzieć na twój temat, pomimo, że bardzo chciałem? Z dnia na dzień patrzyłem jak ulatuje z niej nadzieja, a wraz z nią radość życia. Za to we mnie wzrastała wściekłość i bezsilność. Zrobiłbym wszystko, żeby choć trochę ukoić jej ból i zobaczyć znów jej radosne oblicze, a nie mogłem zrobić nic! - Nie wiedziałam, że tata aż tak to wszystko przeżywał i dusił w sobie. Nie było po nim nic widać, a ja nigdy nie obwiniałam go za to, że nie miał dla mnie informacji. Smutno było to słyszeć. Ale ciężko też doszukiwać się w tym winy Ryana, więc nie rozumiałam pretensji taty.

- Jestem tego świadom...

- A właśnie że nie jesteś! I nigdy nie będziesz, chyba że sam tego doświadczysz! - Tata znów ostro przerwał mojemu chłopakowi. - Ale nie mam zamiaru się teraz na tobie wyżywać za to. Chciałem się dowiedzieć po prostu, czy zamierzasz ją jeszcze narazić na coś podobnego? Wiem, że ona Cię bardzo kocha, nie wiem dlaczego i kiedy zdążyła się zakochać, ale stało się. I wiem, że kolejnej takiej próby nie zniesie.

- Nie zamierzam, sir. - Niepewnie odpowiedział i przybrał raczej służbowy ton głosu. Nie chciałam, żeby tak rozmawiali. Nie taki był mój cel pozostawienia ich samych.

- Nie zamierzasz już wyjeżdżać na żadną misję, prawda? Masz już ich tyle na koncie, że mało kto prosiłby Cię o wyjazd na kolejną. A nawet jeśli, to bez problemu możesz odmówić, bez żadnych konsekwencji. Każdy powinien zrozumieć. Więc jak?

- Chciałbym teraz spędzić trochę czasu z Pańską córką.

- Czyli nie zamierzasz? - Tata dociekał konkretnej odpowiedzi.

- Na tą chwilę nie.

- Jasne! Na tą chwilę! - Tata burkną wrogo. - A jak ci sie znudzi to spieprzysz!

- Nie powiedziałem tego, sir...

- Skrzywdź moją córkę, a ja skrzywdzę ciebie! - Tata olał obronne  słowa Ryana i ostro podkreślając każde słowo, groził mojemu chłopakowi. - Pamiętaj, że wiem jak cię znaleźć i mam sporo znajomości. Mogę ci naprawdę bardzo utrudnić życie, a ty nie będziesz w stanie kiwnąć palcem! Więc pilnuj się i nie rób głupot!

To były jego ostatnie słowa. Po kilku sekundach słyszałam, jak ktoś włącza telewizor. To na pewno tata. Ryan też już więcej się nie odezwał. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Czyżby tego Ryan się obawiał jadąc tutaj? Gdybym wiedziała, to w życiu nie zostawiłabym ich samych. Chociaż z jednej strony cieszyło mnie, że i tata jest po mojej stronie, wie co czuje i nie chce, żebym znów się zamartwiała, jak Ryan pojedzie na kolejną misję. Ale nie byłam zadowolona z tego, jakim sposobem chciał to osiągnąć. Nie chciałam, żeby tata nikogo zastraszał, a Ryan, żeby postępował wbrew sobie, bo jest zastraszony.

Zasmucona i zamyślona wróciłam do kuchni po dzbanek z kompotem. Jak robot zaniosłam go do jadalni i postawiłam na stole. Z zamyślenia wyrwała mnie dopiero mama, jak wróciłam do kuchni.

- Hej! Sara! Co ty taka nieobecna?

- Nic, nic. A co?

- Bo mówię do ciebie a ty nie reagujesz!

- Zamyśliłam się. Co chciałaś?

- Już wystawiam, zawołaj Ryana i tatę.

- Okej, już idę.

Postanowiłam odsunąć dręczące mnie myśli na bok i zachowywać się normalnie, a przynajmniej postarać się zachowywać się, jakbym nic nie słyszała. Nie chciałam, żeby Ryan dowiedział się, że wiem o przebiegu ich rozmowy. Uważałam, że wtedy mógłby być bardziej skrępowany, a to nie byłoby dobre. Z tatą zamierzałam się rozmówić później, bez obecności Ryana. Absolutnie nie chcę, żeby zastraszał on mojego chłopaka. Nie chcę, żeby Ryan robił cokolwiek wbrew sobie, bo się boi czegoś, albo kogoś.

Weszłam do salonu, gdzie zastałam ich obydwu siedzących na kanapie, a właściwie na dwóch przeciwległych jej końcach. Podeszłam od tyłu do Ryana i przytuliłam się do niego, przewieszając się przez zagłówek kanapy.

- Co tam? - Spytał zdziwiony moją obecnością.

- Już jest obiad. Mama woła do stołu. - Powiedziałam i pocałowałam go w policzek.

- Okej. - Delikatnie się uśmiechnął i zaczął wyswobadzać się z moich objęć, żeby wstać. Przytrzymałam go jednak trochę i dałam mu kolejnego buziaka.

- Tato? Idziesz? - Spytałam mocno ściskając Ryana.

- Tak, tak. - Tata zerwał się z kanapy, w między czasie wyłączając telewizor i nie czekając na nas, poszedł do jadalni.

- Jak tam, porozmawiałeś sobie z tatą? - Dopiero teraz puściłam Ryana. Chciałam przez tych kilka sekund być z nim sam na sam i wybadać jego nastrój.

- Trochę. - Odpowiedział obojętnie i wstał z kanapy, opuszczając moje ramiona.

- O czym rozmawialiście?

- Nic konkretnego, jakieś tam pierdoły. - Wymigał się.

- To znaczy?

- Sport... - rzucił hasło na odczepne. Nie sądziłam, że powie mi prawdę, ale przynajmniej poznałam, jak się zachowuje w takich sytuacjach. - A czemu pytasz? - Zmienił temat.

- Tak po prostu. Badam teren, jak się dogadujesz z tatą. - Uśmiechnęłam się do niego i puściłam mu oczko. Złapałam go za rękę i pociągnęłam w stronę jadalni. - Chodź, bo mama się zdenerwuje.

Zasiedliśmy do stołu. Razem z Ryanem usiedliśmy naprzeciwko moich rodziców. Na początku panowała niezręczna cisza, słychać było tylko stukanie sztućców o porcelanę, jak każdy nakładał sobie posiłek. Nie wiedziałam, czy tata powiedział mamie cokolwiek na temat jego rozmowy z moim chłopakiem. Chociaż znając mojego tatę, wątpię w to, żeby czymkolwiek się podzielił. Ale widziałam, jak co chwile mierzy wzrokiem Ryana.

- Ryan, jak tam? Zmęczony po misji? - Mama w końcu przerwała tą głuchą ciszę. Wiedziałam, że długo nie wytrzyma.

- Tak, trochę tak. Jak zawsze zresztą.

- To nie była twoja pierwsza misja, prawda?

- Nie, nie była pierwsza.

- A która?

- Jeśli dobrze pamiętam to ósma. - O mało się nie udławiłam słysząc jego odpowiedź. Nie wiedziałam, że ma ich aż tyle na koncie. Teraz już wiem o czym mówił tata.

- Ojej! to ty już weteran jesteś. Zaliczyłeś więcej misji niż mój mąż.

- Tak wyszło. - Ryan wzruszył ramionami.

- A teraz? Wziąłeś trochę wolnego po powrocie, czy od razu wracasz do jednostki? Bo mój mąż zawsze po misji brał dwa-trzy tygodnie wolnego.

- Wziąłem dwa miesiące wolnego.

- Ooo... To sporo. I jakie plany masz na te dwa miesiące?

- Chciałbym spędzić jak najwięcej czasu z Sarą - Zerknął przelotnie na mnie, chyba chcąc zobaczyć moją reakcję. Oczywiście te słowa wywołały uśmiech na moich ustach, w efekcie czego on też się delikatnie uśmiechnął, w końcu. Bardziej spiętego go chyba jeszcze nigdy nie widziałam. Mógłby w końcu się wyluzować.

- Sara, przecież ty pracujesz! To nie będziesz miała za dużo czasu dla niego? - Mama bardziej stwierdziła niż zapytała i chyba była nieco zmartwiona. Nie wiem skąd u niej taka reakcja.

- Nie mamo, na najbliższe dwa tygodnie wzięłam urlop, żeby spędzić je z Ryanem. A później będę normalnie chodzić do pracy. W tym czasie Ryan będzie miał trochę czasu dla siebie.

- Będzie się nudził sam w nowym mieście, jak pójdziesz do pracy.

- Nie będę. Mam tu kilku znajomych.

- Byłeś już u nas w mieście kiedyś?

- Stacjonowałem kilka razy w pobliskiej bazie. Na przepustki wychodziliśmy tutaj do miasta, więc nie jest mi tak obce, jak by się mogło wydawać. - Wyjaśnił z uśmiechem. Chyba nieco już się wyluzował, co mnie cieszyło. Cieszyło mnie również to, że zdradzał coraz więcej informacji na swój temat.

- To świetnie się złożyło. A planujesz cały urlop spędzić tutaj? Czy jeszcze na coś chcesz wykorzystać ten czas? - Mama coraz bardziej zmierzała w kierunku zakazanego tematu. Wiedziałam, że ją korci, ale obiecała mi i miałam nadzieję, że dotrzyma słowa.

- Jeśli tylko Sara będzie mnie chciała. - Spojrzał na mnie niepewny.

- Pewnie że będę cię chciała! - Bez zastanowienia odpowiedziałam mu, czym wywołałam uśmiech na jego ustach.

- Nie chcesz nikogo więcej odwiedzić? - Mama nie wytrzymała i brnęła głębiej.

- Chciałbym, kilku znajomych, ale to zdążę zrobić, jak Sara będzie w pracy. Zawsze też może jechać ze mną. - Ucieszył mnie fakt, że chce mnie bardziej wprowadzić w swoje życie.

- No pewnie, kiedy tylko będziesz chciał. Przecież nie jesteśmy uwiązani w domu. - Nie czekając na nic wyraziłam swoje zadowolenie z jego pomysłu.

- Ale chyba znajdziecie jeszcze czas, żeby wpaść do staruszków w odwiedziny?

- Bez przesady mamo, nie jesteście takimi staruszkami. Pewnie, że wpadniemy jeszcze. Wy też możecie kiedyś wpaść do nas na obiad. - Wypaliłam od razu, nawet nie zastanawiając się, jak odbierze to Ryan. To było dla mnie naturalne i nie wyobrażałam sobie żadnej innej odpowiedzi. Miałam tylko nadzieję, że to nie sprawi, że Ryan znów będzie spięty. Spojrzałam na niego oczekując jakiejś odpowiedzi w tym temacie, ale się nie doczekałam. Patrzył tylko z delikatnym uśmiechem to na mnie, to na moją mamę.

- No dobrze, dobrze. Nie będziemy wam się aż tak narzucać, żeby przesiadywać ciągle u was, albo żądać od was ciągłego przyjeżdżania do nas. Wiem, że potrzebujecie trochę czasu dla siebie. - Mama stwierdziła niby z wyrozumiałością, ale dało się wyczuć delikatny wyrzut w jej głosie. Nim zdążyliśmy jednak cokolwiek odpowiedzieć, mama kontynuowała, zmieniając całkowicie temat. - Smakuje wam w ogóle, bo nic nie mówicie?

- Jak to nie, przecież ciągle rozmawiamy? - Zaprzeczyłam jej zarzutowi, lekko żartując.

- Ale o jedzeniu nic nie mówicie. To jak? Smakuje wam?

- No pewnie. - Od razu potwierdziłam. Bardzo lubiłam kuchnię mamy. Jak dla mnie gotowała lepiej niż niejeden kucharz światowej klasy.

- Ciebie nie pytam Sara. Twoje zdanie znam. - Mama się obruszyła. - Ryan smakuje ci?

- Tak, jest bardzo dobre.

- Lepsze czy gorsze niż wojskowe? Mój mąż nigdy nie chciał mi powiedzieć, jak was tam karmią.

- No cóż, każdy ma inny smak. Ja już przywykłem do wojskowego jedzenia, więc mi ono smakuje. Ale pani obiad, pierwsza klasa.

Kiedy mama z Ryanem tak gawędzili, ja przyglądałam się ukradkiem tacie. Siedział skupiony, nic się nie odzywał, tylko jadł, przysłuchując się rozmowie i od czasu do czasu mierzył wzrokiem Ryana. Ciężko było odczytać, o czym może myśleć. Jego twarz była kamienna i nie ukazywała nawet najmniejszych emocji.

- No właśnie, kiedy wstąpiłeś do wojska? Po ilości misji wnioskuję że dawno.

- Zaraz po ukończeniu szkoły.

- Nie studiowałeś?

- Nie.

- A skąd taka decyzja?

- Hmmm... dobre pytanie, ale chyba nie ma na nie dobrej odpowiedzi. Chyba nie miałem pomysłu na życie i wtedy to się wydawało najlepszym rozwiązaniem.

- Teraz byś inaczej postąpił? - Wtrąciłam się.

- Nie, raczej nie. Lubię to, co robię, no i gdybym tego nie robił, to bym nie poznał ciebie. - Spojrzał na mnie i nachylając się w moją stronę pocałował mnie w policzek.

- A wtedy byłoby źle? - Spytałam, chociaż po tym, co powiedział, spodziewałam się tylko jednej odpowiedzi. Chciałam połechtać swoje ego.

- Bardzo źle.

- A chciałbyś mieć dzieci? - Moja mama nagle wypaliła, przerywając nam naszą wymianę zauroczonych spojrzeń. Było to tak bezpośrednie, że tata aż się zakrztusił przełykaną w tym momencie porcją jedzenia.

- Może kiedyś... - Ryan odburknął niepewnie. A mnie chyba ucieszyła taka odpowiedź, bo ja miałam dokładnie takie samo podejście do tej kwestii. Najpierw chciałam coś osiągnąć w życiu, a dopiero później założyć rodzinę.

- Może kiedyś? To wasze kiedyś będzie się tak przeciągać, że w końcu będzie za późno. - Moja rodzicielka chyba liczyła na inną odpowiedź i nie skrywała swojego niezadowolenia.

- Tak, ale z drugiej strony, tak naprawdę jesteśmy razem od jednego dnia, reszta to były tylko rozmowy przez telefon więc chyba za wcześnie na myśli i plany o dzieciach. - Ryan delikatnie, ale stanowczo sprzeciwił się mojej mamie. Po skończonej wypowiedzi patrzył niepewnie na nią i na mojego tatę, jak zareagują.

- No w sumie tak. Ale ja już widzę jak pasujecie do siebie... - Mama przyznała mu rację ale oczywiście musiała dorzucić te swoje wizje z chmur.

- Jasne, jasne. Może już skończysz stąpać po chmurach? - Przerwałam jej. Wiedziałam do czego zmierza jej wypowiedź. - Tato może ty coś powiesz? Przez cały obiad słowem się nie odezwałeś. - Postanowiłam zakończyć galop mojej mamy. Nie lubiłam jak tak spekulowała. Niby nic znaczącego, tylko wyobraźnia, a jednak podświadomie naciskała.

- Nie muszę. Bardzo dobrze wam idzie.

- Jasne!

- Dlaczego zawsze się denerwujesz, jak rozmawiamy na ten temat? - Mama spytała, jakby nie wiedziała, chociaż jestem pewna, że doskonale znała odpowiedź.

- Nie zawsze, tylko wtedy, kiedy męczysz tym tematem każdego mojego chłopaka, którego wam przedstawiam.

- Ryan jest dopiero drugi, jakiego nam przedstawiasz.

- Po twojej rozmowie z pierwszym najwyraźniej miałam dosyć.

- Oj przesadzasz.

- Nie przesadzam, Ryan miał rację. Jesteśmy ze sobą tak naprawdę jeden dzień, a ty naciskasz go co do planów z dziećmi.

- Nie naciskam, tylko pytałam. Ryan nie odbieraj tego źle. - Zaczęła się tłumaczyć.

- W porządku.

- Macie już jakieś plany na te dwa tygodnie? - Tata nadal milczał, za to mama widać miała milion pytań i chciała wszystko wiedzieć, bez wyjątków.

- Nie, raczej nie. Wyjdzie w praniu. - Obojętnie odpowiedziałam, jakoś nie myślałam o tym jeszcze.

- Może odwiedzicie ciocię, albo twoje kuzynki? - Wiedziałam o co jej chodzi z tym i nie miałam najmniejszej ochoty na to. Nie będę się wpraszać, żeby pochwalić się chłopakiem, żeby mama poczuła się nieco lepiej przy ciotce.

- Nie, raczej nie - Zachowałam spokój, jeszcze.

- Dlaczego? Ryan poznałby twoją rodzinę.

- Nie mam ochoty do nich jechać. Mam mnóstwo znajomych, których o wiele chętniej odwiedzę i przedstawię im Ryana niż ciotkę i jej córki.

- Nie rozumiem twojej niechęci.

- Po prostu nie mam ochoty wysłuchiwać od ciotki, jakie to ma wspaniałe córki i ile to one nie osiągnęły już, a od nich ile razy ich dziecko zrobiło kupę i pod jaką postacią!

- Też cię to czeka.

- Co takiego?

- Też będziesz rozmawiać o kupach swoich dzieci.

- Ale nie będę nimi zatruwać życia wszystkim dookoła, w tym osobom ani trochę tym nie zainteresowanym. A jeśli tak, to błagam zamordujcie mnie już teraz!

- Przesadzasz!

- Ty też przesadzasz, z przejmowaniem się wywyższaniem się ciotki! - Nie wytrzymałam i może troszeczkę przesadziłam, ale ta rozmowa naprawdę zeszła na zły tor. Rozumiem, że mama chciała pokazać, że jej córce też układa się życie, ale szczerze? Osobiście uważam, że nawet jakbym zacisnęła zęby i zrobiła to dla mamy, to ciotka i tak miałaby to głęboko w czterech literach. I tak nadal uważałaby, że to jej dzieciom układa się najlepiej pod słońcem, że to one są najwspanialsze i choćbym nie wiem co osiągnęła w życiu, to, to co one zrobiły i osiągnęły będzie zawsze więcej i lepsze. Ohh... Najgorsze w tym wszystkim jest to, że moja mama odbiera te wszystkie przechwałki ciotki w sposób dołujący dla siebie i poniżający jej rodzinę. Nie wiem czy ciotka robiła to, żeby poniżyć mamę, czy po prostu lubiła tak wywyższać swoją rodzinę i ją idealizować.

- Nie przejmuje się.

- To po co na siłę każesz mi jechać do nich i przedstawiać im Ryana?

- Tak tylko, żeby Ryan poznał twoją rodzinę.

- Zdąży poznać.

- No dobrze. - Mama przestała się upierać, ale odniosłam wrażenie, że trafiłam w punkt. Nie chciałam jej zranić, ale nie chciałam też, żeby rozporządziła cały nasz wolny czas na uspokajanie własnego poczucia wartości.

Po obiedzie zaczęłam sprzątać ze stołu. Ryan zaczął mi pomagać, chyba nie chciał znów zostać sam na sam z moim tatą, który poszedł do salonu. Mama chciała nam pomóc, obrażona, że jak to tak gość sprząta. Nic nie mogłam zrobić, że chciał mi pomóc, a ja gościem nie jestem. Ostatecznie my posprzątaliśmy po obiedzie, a ona przygotowała ciasto i kawę. Jak usiedliśmy wszyscy razem w salonie zaczął się ciąg dalszy rozmowy. Tym razem na szczęście o wiele spokojniejszej. Mama wypytywała Ryana o różne szczegóły, co lubi jeść, czego nie lubi, co lubi robić i tak dalej. Między jego odpowiedziami sama opowiadała różne anegdotki o mnie. Było całkiem miło i przyjemnie. Tylko tata był przez cały dzień taki milczący i poważny.

- Przeżyłeś jakoś to straszne popołudnie u moich rodziców. - Zapytałam Ryana, jak już jechaliśmy autobusem do domu. Stał w wolnej przestrzeni autobusu, oparty plecami o jego ścianę, a ja stałam przed nim, wtulona w jego klatkę piersiową. Nie trzymał się żadnego uchwytu, obejmował mnie ramionami, a szarpnięcia autobusu amortyzował tylko nogami.

- Jakoś dałem radę.

- Aż tak źle było? - Spojrzałam na niego zmartwiona, bo głos jakim mi odpowiedział wskazywał, że było tragicznie.

- Nie, no co ty! Było spoko. - Uśmiechnął się, dając mi znać, że żartował.

- Wybacz za natarczywość mojej mamy.

- Przesadzasz.

- Nie przesadzam. Jak się nakręcić, to potrafi być straszna.

- Nie była straszna.

- Serio, cieszysz się że mnie spotkałeś i nie chciałbyś tego zmienić? - Przypomniałam sobie jego słowa przy obiedzie, przez które nie potrafiłam przestać się uśmiechać.

- Oczywiście! A ty serio przede mną przyprowadziłaś tylko jednego chłopaka do domu?

- Dziwisz się? Ona każdego zamęczyłabym pytaniami.

- Nie było tak źle.

- Na szczęście. Ale po tym co przeżyłam z pierwszym, którego przyprowadziłam do domu, później już nie chciałam ryzykować.

- Ale mnie przyprowadziłaś. I to po jednym dniu związku. - Prychnął.

- Według ciebie jesteśmy w związku od Bożego Narodzenia.

- Ale według ciebie, związek online to nie związek. Więc i tak wychodzi na to, że po jednym dniu.

- O tobie wiedziała, dlatego nalegała żeby cię poznać i nie odpuszczała.

- O mnie wiedziała, a o innych nie?

- Nie. Trzymałam swoje związki w tajemnicy, żeby ich nie odstraszyła natarczywością.

W odpowiedzi zaśmiał się i pocałował mnie w czoło, po czym wyprostował się i oparł brodę na czubku mojej głowy, mocniej mnie przytulając.

- Ryan? - Odezwałam się po chwili, nie ruszając się z jego objęć ani na milimetr.

- Tak?

- Słyszałam twoją rozmowę z tatą... - Przerwałam niepewna jego reakcji.

- Podsłuchiwałaś? - Spytał spokojnie, ale z tonu jego głosu nie dało się wyczytać żadnych emocji.

- Nie, a przynajmniej nie specjalnie. Zaniosłam szklanki do jadalni i usłyszałam, a jak usłyszałam to nie potrafiłam się powstrzymać, żeby nie słuchać.

- Mhmm... - Mruknął tylko.

- Jesteś zły?

- Nie.

- Nie chcę, żebyś przez mojego tatę powstrzymywał się od czegokolwiek.

- W porządku. - Nie przejawiał chęci kontynuowania tej rozmowy.

- Ryan! Mówię serio. - Spojrzałam na niego, lekko się od niego odrywając.

- Dobrze.

- Oczywiście nie chcę żebyś jechał na kolejną misję, bo tata miał rację, chyba nie zniosę kolejnej takiej niepewności. Ale nie chcę też, żebyś robił coś wbrew sobie, bo mój tata coś ci powiedział.

- Nie będę.

- Przepraszam Cię.

- Przestań. Nie ma za co.

- Nie powinnam cię zostawiać z nim sam na sam.

- Nie dzisiaj to kiedy indziej. W końcu i tak by porozmawiał ze mną w ten sposób.

- Za niego też cię przepraszam. Nie powinien tak z tobą rozmawiać.

- Jest twoim tatą. Martwi się o ciebie. Rozumiem.

- Ale grozić ci nie musiał.

- Daj już spokój. - Ryan ostatecznie zakończył rozmowę, na którą definitywnie nie miał ochoty.

Po kilku minutach jazdy w ciszy, wysiedliśmy i trzymając się za ręce, przespacerowaliśmy się do domu. Reszte drogi również spędziliśmy milcząc. Ryan albo miał dość dzisiejszego dnia, albo po prostu był zmęczony.

- Mogę iść się wykąpać, czy ty chcesz pierwsza? - Ryan odezwał się, jak tylko przekroczyliśmy próg mojego mieszkania. Objął mnie i składając delikatny pocałunek na moich ustach, czekał na odpowiedź.

- Możesz iść pierwszy.

- Ok. - Znów mnie pocałował i odwrócił się na pięcie.

- Wszystko w porządku? - Zatrzymałam go wpół kroku.

- Tak. - Odwrócił, głowę w moja stronę, żeby na mnie spojrzeć. Chyba był zaskoczony moim pytaniem, albo to nie było zaskoczenie. Sama nie wiem. Ale patrzył pytający wzrokiem.

- Wyglądasz na przybitego. - Szybko wyjaśniłam.

- Raczej zmęczonego. To był dzień pełen wrażeń.

- Ok.

Nic więcej nie odpowiedział. Tylko poszedł do łazienki. Jak wyszedł dał mi szybkiego buziaka, stwierdzając, że łazienka moja i że idzie do łóżka. Nie poczekał aż ja się umyję. Nie wiem czy nie chciał poczekać, czy po prostu nie wytrzymał, ale jak wyszłam z łazienki on już twardo spał. Leżał na boku, plecami skierowany w stronę pustego miejsca, czekającego na mnie. Przytuliłam się więc do jego pleców i sama nie wiadomo kiedy usnęłam. To był ciężki dzień.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top