Niepewny czas

Jak tylko lekarze skończyli mnie opatrywać przyszedł do mnie tata, jednak nie byłam w stanie z nim rozmawiać. Myślał, że po prostu jestem w szoku po ostatnich wydarzeniach i za to nie jestem w stanie z nim rozmawiać. A ja po prostu nie chciałam z nim rozmawiać, bo byłam na niego wściekła. Przez niego zginęło tyle żołnierzy i... i Ryan. Tak chyba byłam pewna, że nie żyje pomimo tej iskierki nadziei. Był mocno ranny, a ten rebeliant jeszcze do niego strzelił i to kilka razy. Nie miał szans przeżyć, nawet jeśli wcześniej nie byłby ranny. To nie realne żeby jeszcze żył. Co sekunda ogarniamy mnie inne emocje i myśli.
Całą noc nie mogłam spać. Co zamknęłam oczy widziałam obraz bitego karabinem Ryana przez rebelianta, a potem strzelającego do niego z broni. To wywoływało we mnie takie emocje, że zrywałam się z łóżka zalana potem. I tak przez całą noc. Pomimo, że byłam padnięta, bo nie spałam już bardzo długo, to zasnąć też nie mogłam.

Rano znów przyszedł do mnie tata. Nie chciałam z nim rozmawiać. Nawrzeszczeć na niego też nie miałam siły. Uznał, że jestem w szoku i wezwał do mnie psychologa wojskowego. Była to miła pani, jednak nie chciałam z nią rozmawiać. Nie dawała za wygraną i tak umiejętnie mnie podeszła, że wygadałam się przed nią. Powiedziałam jej wszystko, co mi na duszy leżało. Opowiedziałam jej jakie mam koszmary i jaki obraz ciągle mi towarzyszy. Przyznałam się, że nie potrafię wybaczyć tacie tego, że posłał tylu żołnierzy na śmierć tylko po to, żeby mnie sprowadzić do domu. No i wygadałam się też, że ten jeden najważniejszy dla mnie nie wrócił. Przy niej uświadomiłam sobie, że żałuję, że nie pocałowałam go wtedy i że coś do niego czuję.
Po rozmowie z panią psycholog w końcu porozmawiałam z tatą i zaczęłam mu wszystko wygraniać co mi leżało na sercu. Z początku spokojnie i z opanowaniem aż później wrzaskiem i krzykiem. Ostatecznie rozpłakałam się mówiąc, że go nienawidzę. On jednak przytulił mnie. Nie wiem czemu nie broniłam się i pozwoliłam mu na to.

- Kocham Cię córeczko i nigdy nie pozwolę Cię skrzywdzić. Dlatego to zrobiłem.  Nie mówiłem im tego na poważnie. To tylko moja złość na siebie, że Cię puściłem w to piekło i motywacja dla nich. Żeby wiedzieli jak mi na tobie zależy.

Nie byłam w stanie mu nic odpowiedzieć. Przed oczami stanął mi znów ten sam obraz ostatnich minut, kiedy widziałam Ryana.

Gdy tata zostawił mnie samą, poprosiłam lekarza o kule. Nie mogłam dłużej tkwić w tym pustym pomieszczeniu, bezczynnie tylko leżąc. Wyszłam do drugiej części namiotu, który służył jako sala chorych dla pozostałych. Patrzyłam z przerażeniem na łóżka, na których leżeli ranni żołnierze. Jedni bardziej, inni mniej ranni. Większość z nich kojarzyłam, brali udział w mojej akcji ratunkowej. Łzy napłynęły mi do oczu. Miałam ochotę podejść do każdego z nich i go przeprosić i błagać na kolanach o wybaczenie. Ale tkwiłam w miejscu, nie mogąc się ruszyć choćby na milimetr. W końcu mój wzrok zatrzymał się na twarzy Tonego. Była zupełnie bez wyrazu. Leżał wpatrzony gdzieś w sufit. Postanowiłam podejść do niego i chociaż jego przeprosić.

- Cześć Tony. - mruknęłam niewyraźnie, jak już byłam przy jego łóżku.

- Sara! Cześć. - uśmiechnął się na mój widok.

- Jak się czujesz?

- Dobrze. Zoperowali mnie i zaszyli te dziury - spojrzał na swoje ramię. - Niedługo pewnie mnie wypuszczą z tego więzienia. - zażartował. - A ty, jak tam?

- Chciałam cię przeprosić.

- Mnie?! Za co? - zdziwił się.

- Ciebie i wszystkich żołnierzy za to, że musieli po mnie jechać do tego piekła.

- Przestań! Taka nasza rola.

- Przez jedną osobę tyle rannych i osób które straciło życie. Bez sensu.

- Nie myśl tak o tym. I nie obarczaj się winą. Nikt nie ma ci tego za złe. To  była nasza kolejna ciężka misja. Tyle.

- Ale gdyby nie ja, to nie byłoby jej.

- To byłaby inna. Takie życie. Nie ty, to ktoś inny. Nie możesz brać wszystkiego na siebie.

- Ale porucznik… - nie dokończyłam, nie musiałam, wiedział o co mi chodzi.

- Tak wiem. - posmutniał i odwrócił wzrok w drugą stronę. - Oddał życie za innych. - dokończył po chwili.

- Nie powinien.

- Nikt nigdy nie powinien. Ale takie są wojny.

Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć, tylko stałam przy nim wpatrzona na opatrunki na jego ramieniu. Milion myśli tłukło mi się w głowie.

- Mogę o coś zapytać? - odezwał się w końcu.

- Jasne.

- Ty i Ryan... łączyło was coś? - spytał niepewnie.

- Co? … Nie. - zaprzeczyłam lekko wystraszona.

- A znaliście się wcześniej? - drążył dalej.

- Nie. Poznałam go w tym piekle. A czemu o to pytasz? - zastanawiała mnie ta kwestia bardzo.

- Bo widziałem, jak na siebie patrzycie.

- Jak?

- Inaczej.

- Nie prawda.

- I widziałem, jak się tobą opiekował. Jakbyście znaczyli dla siebie coś więcej.

- Nie prawda.

- Prawda.

Nie spierałam się więcej z nim. Może miał rację. Raczej na pewno miał rację. A już na pewno jeśli chodziło o mnie. Ale nie chciałam się przyznać otwarcie. Po prostu ucichłam w zamyśleniu. A przed oczami znów pokazał mi się Ryan i jego ostatnie spojrzenie na mnie i uśmiech.

- A z tobą jak? Jak się czujesz? - przerwał  moje zamyślenie Tony i zmienił temat. Chyba wyczuł wszystko.

- Dobrze. Nie mogę stąpać na tej nodze, ale ogólnie jest w porządku.

- Kiedy wracasz do domu?

- Tato już by mnie najchętniej stąd wywiózł.

- Nie dziwię się.

- Niedługo pewnie wyjadę. Jeszcze kilka dni.

- Będę tęsknić. - zażartował.

- Nie masz za czym - zaśmiałam się. - Ja tylko przynoszę…

- O nie nie nie!!! - przerwał mi bo chyba wiedział co chcę powiedzieć.

- A ty kiedy wychodzisz?

- Do domu? Nieprędko. Mam jeszcze kontrakt na rok tutaj. A stąd już chciałbym wyjść.

- Wiesz, że musisz trochę odpocząć.

- Ta, ale nie lubię szpitali.

Porozmawialiśmy jeszcze trochę i wróciłam do swojego łóżka. Noc była znów ciężka i pełna koszmarów, ale w końcu udało mi się przespać chociaż trochę. Po śniadaniu znów poszłam do Tonego i rozmawiałam z nim prawie cały dzień. On potrafił poprawić mi humor i w ogóle miło się z nim rozmawiało. Opowiadał mi różne ciekawe historie ze swojego życia. Niestety sporo z nich było związanych z Ryanem co sprawiało, że za każdym razem, kiedy przypomniałam sobie, że go już nie ma z nami kłuło mnie w sercu. Ale historie były zabawne.

Wieczorem znów wróciłam do siebie  i to była powtórka z wczorajszej nocy. Rano przyszedł do mnie tata i przytulając mnie stwierdził, że jutro rano lecę do domu. Trochę mi ulżyło, że opuszczę to piekło, ale też szkoda mi było bo zostawiałam tu kawałek serca przywiązanego do Ryana no i zaprzyjaźniłam się z Tonym. Tata w końcu wrócił do kwestii tego co się działo tam. Wiedziałam, że to go ciągle trapi ale nie chciał mnie męczyć za wcześnie. Teraz chyba już nie wytrzymał i zapytał o to, co tam się działo i jak to przeżyłam. Opowiedziałam mu wszystko, ze szczegółami. Wiedziałam, że chciał to wiedzieć. Poza tym opowiedziałam mu o bohaterskiej postawie porucznika i tego jak mnie chronił. Zrobiłam to specjalnie, żeby dotarło do niego, że jest coś winien Ryanowi i że musi go znaleźć i sprowadzić do domu. Chociażby jego zwłoki, żeby jego rodzina no i Tony mogli się z nim ostatni raz pożegnać.

- Tato? - spytałam, jak już miał wychodzić.

- Tak córeczko?

- Czy… czy będziecie szukać jego ciała? - spytałam niepewnie, chcąc się upewnić czy moje zwierzenie coś dało i czy zamierza się odwdzięczyć porucznikowi i jego rodzinie.

- Kogo? - lekko się zdziwił.

- Porucznika.

Widziałam na jego twarzy jakieś takie dziwne przerażenie wymieszane z zakłopotaniem. Nie wiedziałam o co chodzi.

- Tak. Na pewno. - odpowiedział tak jakoś dziwnie, pośpiesznie, jakby chciał szybko zakończyć temat.

- A pozostałe?

- Wszystkie ciała wróciły już do bazy. - stwierdził bez emocji.

- Porucznika też? - jakbym odżyła, a serce zabiło mi mocniej. Chciałam go zobaczyć jeszcze raz, choćby jego ciało, ale zobaczyć go.

- Yyy… Nie jego jeszcze nie.
Spuściłam głowę w dół, a łza pokazała mi się w oku.

- Czemu tak o niego dopytujesz? - zainteresował się widząc chyba moje łzy.

- Tato ja go chyba kocham. - nie spojrzałam na niego i nie wiem czemu wydostało się to z moich ust.

- Co ty mówisz? Przecież znałaś  go raptem kilkanaście godzin.

- Tak i to wystarczyło.

- Przestań. Tylko tak ci się wydaje. Za dużo ostatnio przeżyłaś. - podszedł do mnie i mnie pocałował w czoło. - Wydaje ci się tak, bo uratował ci życie, czujesz do niego wdzięczność, nie kochasz go. Ale przejdzie ci to. Odpoczniesz wrócisz do domu i wszystko minie.

Nie dał mi nic już powiedzieć. Pośpiesznym krokiem opuścił pomieszczenie. Chciałam iść do Tonego ale okazało się, że już wyszedł. Nie miałam z kim pogadać. Nie mogłam tak biegać i szukać Tonego po całej bazie. Wróciłam zrezygnowana na swoje łóżko. Leżałam, a myśli nie dawały mi spokoju. Myślałam o tym, o czym przyznałam się tacie, czy miał on rację? A może się mylił? Znów wróciły obrazy, jak Ryan obrywa kolbą karabinu, a potem te wystrzały, które ciągle dźwięczały mi w głowie.
Moje rozmyślania przerwał żołnierz, który przyniósł mi obiad. Na wieczór przyszedł do mnie Tony. Był już w mundurze, tylko rękę trzymał w temblaku.

- Cześć Sara. Jak tam się czujesz? - usiadł obok mnie na łóżku.

- Hej. - ucieszyłam się na jego widok. - W porządku. Tylko mi się nudzi. A ty?

- Wypuścili mnie. Są bardziej ranni, a ja mogę już wstać z łóżka.

- To fajnie.

- Wiesz co się dzieje w bazie? - zapytał lekko zakłopotany, a ja nie wiedziałam dlaczego przyszedł do mnie z tym pytaniem.

- Nie, a czemu mam wiedzieć?

- No wiesz… Twój tata jest generałem i wie o wszystkim - stwierdził niepewnie.

- On mi nic nie mówi. Więcej wiem od ciebie. A czemu pytasz o to?

- No… -  wahał się.

- Tony o co chodzi?

Spojrzał w podłogę i nadal się wahał.

- Tony!?! - popędzałam go.

- Po bazie krąży plotka, że znaleźli Ryana… żywego. - wypalił w końcu, a mnie zrobiło się gorąco.

- Plotka?

- No wiesz nikt nic oficjalnie nie powiedział, tylko jak to bywa ktoś tam, coś tam usłyszał, zobaczył i powtarza. Ale nie mam pewniaka. Myślałem, że ty coś wiesz. W końcu twój tata na pewno coś by wiedział jakby to była prawda.

- A  może wie, tylko nic nie powiedział. - stwierdziłam zamyślona.

- Przecież tobie by chyba powiedział. Wie jak się martwisz i obwiniasz o to wszystko.

- Niby tak.

- Nie zawracaj sobie tym głowy. Pewnie to tylko głupia plotka, jakich tutaj pełno. Muszę już spadać. Przyjdę jutro rano pożegnać się, bo słyszałem, że wylatujesz jutro.

- Tak to prawda. Dzięki.

- To do jutra.

- Do jutra.

Moje myśli krążyły wokół tego, co powiedział mi Tony i nie potrafiłam tego powstrzymać. W końcu nie wytrzymałam, wzięłam kule i wyszłam ze szpitala polowego. Spytałam przechodzącego żołnierza gdzie znajdę generała. Stwierdził, że w swoim gabinecie w centrum dowodzenia. Wskazał mi gdzie to i tam też się udałam. Z początku nie chcieli mnie wpuścić do centrum dowodzenia, ale wpuścili mnie, jak powiedziałam im, że to mój ojciec i muszę się z nim zobaczyć. Skierowali mnie do pomieszczenia odprawy gdzie widziałam ojca w towarzystwie innych żołnierzy. Weszłam do pomieszczenia, byłam zła i od razu prosto z mostu wypaliłam:

- Dlaczego mi nic nie powiedziałeś, jak rozmawialiśmy dzisiaj rano!

- O czym mówisz kochanie?

- O Ryanie! - nie wahałam się.

- Zostawcie nas samych - zwrócił się do pozostałych, a ci pospiesznie zaczęli wychodzić z pomieszczenia. - Usiądź proszę.

Usiadłam i czekałam na wyjaśnienia.

- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że znaleźliście porucznika?

- Skąd to wiesz?

- Po bazie krąży plotka. Plotki się szybko rozchodzą. - postanowiłam nie wydawać Tonego.

- Plotki też często nie są prawdziwe.

- Dlatego przyszłam do ciebie!

- Znaleźliście go?! - naciskałam, jak tata milczał

- Nie do końca.

- Tato!!! Możesz w końcu być ze mną szczery!!!

- Dobrze! Nie wiemy dokładnie gdzie się znajduję!

- Żyje?! - to było dla mnie najważniejsze.

- Nie mamy pewności. - przyznał niechętnie.

- To co wiecie?! - to wywołało we mnie ogromną wściekłość.

- Posłuchaj córeczko… - po policzkach spłynęły mi łzy. - Rebelianci przysłali nam wiadomość, ze zdjęciem porucznika. Napisali, że go mają i chcą się wymienić na chłopaka, który przyjechał razem z tobą. Doszliśmy do tego, że to syn ich przywódcy, za to chcą się wymienić.

- Żyje?

- Nie mamy pewności. Żył, ale nie wiemy czy nadal żyje.

- To się wymieńcie z nimi i będzie po sprawie!

- Nie możemy. Sara to nie takie łatwe jak ci się wydaje. Potrzebujemy go.

- Ryana też potrzebujesz!

- Odbijemy go, jak tylko ustalimy gdzie go przetrzymują.

- Do tego czasu może już nie żyć!

- Już może nie żyć. - stwierdził tak bez emocji, a mi oczy wypełniły się łzami po brzegi.

- Macie jego zdjęcie? Pokaż mi je! - ta informacja utkwiła mi w głowie. Chciałam go bardzo zobaczyć w jakim jest stanie.

- Lepiej nie córeczko.

- Tato! - wrzasnęłam na niego.

- No dobrze sama chciałaś. - wyjął zdjęcie z teczki leżącej przed nim i mi podał.

Wzięłam je pośpiesznie i wlepiłam w nie wzrok. Rzeczywiście był na nim Ryan. Klęczał. Ręce miał związane nad głową i przyczepione łańcuchami u góry tak, że nie mógł ich opuścić. Właściwie to wisiał na nich. Głowa bezwładnie opadła na dół, jakby nie żył, albo był nieprzytomny. Była przechylona delikatnie w bok, dzięki czemu widać było rozcięcie na lewej skroni i wychodzącą z niego strużkę zaschniętej już krwi. Ciągnęła się ona aż do torsu. To było chyba po tym, jak go uderzyli kilka razy kolbą karabinu, jak jeszcze patrzyłam. Opatrunki, które mu sama zakładałam były przesiąknięte już krwią. Miał goły tors, rozebrali go od góry. Zostawili tylko spodnie. Na kolanie miał niedbale założony opatrunek, który również był przesiąknięty krwią. Ale nie miał ani jednego śladu postrzału na klatce piersiowej. Czyżby nie strzelił wtedy do niego? Rebeliant blefował? Czy to nie był Ryan? Po twarzy było widać że to on. Nic nie rozumiałam już. Na zdjęciu było widać, że trzymali go w jakiejś brudnej zakurzonej hali.
Na ten widok poleciały mi łzy, a oddech przyśpieszył. Im dłużej patrzyłam tym bardziej się rozpłakałam. Tata podszedł do mnie, zabrał mi zdjęcie i przytulił mnie całując mnie w głowę.

- No już dobrze córeczko. Nie płacz.

- Nie pojadę do domu, dopóki go nie sprowadzisz do domu.

- Sara… - próbował coś powiedzieć ale mu przerwałam.

- Nie tato!! Nie pojadę! I koniec.

- Ok jak wolisz. Ale to nie jest dobre miejsce dla ciebie.

- Będziecie go szukać? - zignorowałam jego stwierdzenie i skupiłam się na tym, co dla mnie najważniejsze.

- Tak, dopóki nie znajdziemy.

- Musisz się spieszyć. Jest mocno ranny.

- Wiem. Każę przenieść cię do mojego namiotu. Będziesz mieszkać u mnie, dopóki nie wyjedziesz stąd. A teraz powiem strażnikowi, żeby cię tam zaprowadził ok?

- Dobrze tato. A będziesz mnie informować o wszystkim?

- Tak  będę. - zgodził się niechętnie.
Strażnik zaprowadził mnie do namiotu mojego taty, a po chwili inny przyniósł mi moje rzeczy ze szpitala polowego. Jednak nie siedziałam długo, tylko niemalże od razu po wyjściu żołnierza wyszłam z namiotu i szukałam Tonego. Nawet nie pamiętałam jak miał na nazwisko. Dlatego chodziłam bezcelowo po bazie i szukałam go nie mogąc się nikogo zapytać o niego. W końcu trafiłam do hangaru, gdzie mieli urządzone prowizoryczne centrum rozrywki. Dopiero po chwili moim oczom ukazał się Tony. Podeszłam do niego i zapytałam, czy możemy porozmawiać gdzieś na osobności. Zabrał mnie na spacer, bo nie było tu nigdzie ustronnego miejsca. Wtedy mu powiedziałam o zdjęciu i o wszystkich informacjach jakie miałam na temat Ryana. Ucieszył się ale i też zmartwił. Dokładnie tak, jak ja.

Tak jak mówił wcześniej tata, spałamu niego w namiocie, ale nie było go w nocy, gdy się obudziłam. Uznałam to za nieistotne i poszłam dalej spać. Mój koszmar się zmienił. Tym razem widziałam Ryana wiszącego tak, jak na zdjęciu, a rebelianci go torturowali bijąc go kolbami karabinów. Zerwałam się z łóżka cała spocona i przerażona. Było bardzo wcześnie rano. Nie chciałam już iść spać. Po co? Żeby znów się obudzić zalana potem ze łzami w oczach. Ubrałam  się, wzięłam kule i wyszłam na zewnątrz. Słońce już smażyło. Szłam przed siebie bez celu. Próbowałam stawać na rannej nodze i całkiem nieźle mi to szło. W sumie to nie bolała mnie już wcale. Nie wiem po co brałam kule. W sumie to chyba z przyzwyczajenia, a przez to wszystko, co się działo w ogóle nie myślałam, o moich ranach. Wróciłam do namiotu i zostawiła kule. Postanowiłam radzić sobie już samemu, skoro nie bolało mnie już.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top