Co u ciebie?

O trzynastej skierowałam się w stronę stołówki. Miałam dyżur w szpitalu, ale nic się nie działo, więc mogłam pójść na obiad, tak jak się umówiłam z Tonym. Miałam przy sobie krótkofalówkę, więc w każdej chwili mogli mnie wezwać spowrotem do szpitala. Lilly nie widziałam od wczoraj. Nie wiem nawet czy wrócili już do bazy. Postanowiłam poszukać jej po dyżurze.

Jak tylko weszłam na stołówkę, zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu Tonego. Ciężko było go dostrzec, bo wszyscy ubrani byli w mundury, a dodatkowo każdy miał na głowie hełm. W końcu dostrzegłam przy jednym stoliku siadającego Ryana. Był zwrócony przodem w moją stronę i patrzył się na osobę zajmującą miejsce naprzeciwko niego. Od razu przyszło mi na myśl, że może to być Tony. Pewnym krokiem ruszyłam w tamtą stronę. Stwierdziłam, że jeśli nie będzie tam osoby, której szukam, to przynajmniej spróbuje porozmawiać z Ryanem i sprawdzę, czy rzeczywiście mnie unika. Będąc już całkiem blisko, miałam już stuprocentową pewność, że towarzyszem Ryana był Tony, bo zaczął się rozglądać na boki i dzięki temu miałam szansę zobaczyć i rozpoznać jego twarz. Na samą myśl, że już za chwilę będę mogła uściskać przyjaciela, na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech. Niestety bardzo szybko stracił on nieco z blasku. Cały czas szłam pewnym krokiem, zmierzając do obranego za cel stolika. Kiedy byłam  już dosyć blisko, mój wzrok spotkał się ze spojrzeniem Ryana. Wtedy on nagle zamilkł. Chwile mi się przyglądał, jakby chciał się upewnić, że zmierzam w ich stronę i skierował znów wzrok na Tonego, już z nie tak wesołą miną. Uderzyło to we mnie z ogromną siłą. Nie spodziewałam się, że jego zachowanie może tak mnie zaboleć. Odechciało mi się wszystkiego w tym momencie. Postanowiłam jednak odsunąć te uczucia na bok i skupić się na tych łączących mnie z Tonym. W końcu cieszyłam się ze spotkania z nim. Poza tym on o niczym, co zaszło między mną i Ryanem, nie wiedział. Na pewno nie wiedział? Może Ryan mu już powiedział? Nie, na pewno nie. Mieli za mało czasu na to. Na pewno nie zdążył, o ile w ogóle chciał mu o tym powiedzieć. Chociaż w końcu byli przyjaciółmi. Ale na pewno nie zdążył.

- Tony! - przywitałam się z nim, jak stałam już za jego plecami. Postanowiłam Ryana odsunąć na drugi plan tak, jak on to robił. Tony na dźwięk swojego imienia wymawianego przeze mnie, odwrócił się w moją stronę z szybkością błyskawicy i równie szybko zerwał się na równe nogi, odwracając się w moją stronę i miażdżąc mnie w żelaznym uścisku.

- Cześć!! Ale się stęskniłem za tobą! I wreszcie mogę to zrobić! - mówił przeszczęśliwy, nadal mnie przytulając.

- Też się cieszę, że cię widzę! - objęłam go, na chwilę zapominając o Ryanie.

- Siadaj. - Tony, jak już mnie wyściskał, usiadł i zrobił mi miejsce, posuwając się głębiej na ławce, przy stoliku. Poklepał ławkę po swojej prawej, zachęcając mnie do zajęcia miejsca koło niego.

Kiedy ja zdążyłam usiąść, Ryan wstał i wziął do ręki tacę z ledwo co napoczętą porcją obiadu.

- Sory. Ja już muszę spadać. - Odezwał się od niechcenia i nie czekając na naszą reakcję zabrał tacę i odszedł w stronę punktu zwrotu naczyń. Spojrzałam pytająco na Tonego, czy wie o co mu chodzi.

- Późno wczoraj wrócili. Dzisiaj też już jest na służbie. - wyjaśnił Tony wzruszając ramionami. - Lepiej powiedz co ty tutaj robisz?!

- To co zawsze, pomagam.

- Słyszałem, że tutaj nie wysyłają cywilnych lekarzy, bo jest zbyt niebezpiecznie.

- Ja też tak słyszałam.

- Haha! Zabawna jesteś. Tata ci załatwił przyjazd?

- Jedyne co tata chciałby mi załatwić, to zamknięcie w moim własnym mieszkaniu, żebym tylko nie przyjeżdżała tutaj.

- Wcale się nie dziwię! No to jakim cudem tutaj trafiłaś?

- Mam znakomitą siłę przekonywania.

- Ty to się umiesz zakręcić, żeby osiągnąć to, co chcesz.

- No widzisz. A ty? Kolejna misja?

- No dokładnie, kolejna misja. - powiedział to z jakimś takim żalem i bólem w głosie, że mnie to nieco zdziwiło.

- Mówisz to tak, jakby cię zmusili do przyjazdu tutaj.

- No bo nie bardzo chciałem tutaj przyjeżdżać.

- Czemu?

- Po ostatniej misji miałem już dosyć. Za dużo razy otarłem się o śmierć. Nie chciałem dłużej igrać z losem. Poza tym za bardzo obciążało to psychikę. Wolałem służyć w kraju.

- To co tutaj robisz?

- Mój dowódca prosił mnie kilkakrotnie, żebym się zgodził na wyjazd, bo tutaj jest dosyć gorąco, brakuje żołnierzy i ja byłbym ogromnym wsparciem ze swoim doświadczeniem. No i w końcu się zgodziłem.

- Na ile przyjechałeś?

- Na sześć miesięcy. A ty?

- Też na sześć miesięcy.

- Chyba nie ma dłuższych wyjazdów.

- Czemu?

- Za duże obciążenie fizyczne i psychiczne. Tutaj nigdy nie możesz czuć się bezpiecznie. Tylko na północ dawali kontrakty na dłuższe misje. Ale tam było o wiele bezpieczniej.

- No tutaj masz rację.

- Kiedy my się ostatni raz widzieliśmy? - w końcu zapytał, zmieniając nagle temat

- Jakieś półtora roku temu.

- Na prawdę? Tyle czasu?

- No, na urlopie, na misji.

- No tak! To tak dawno było?! - zdziwił się.

- Tak.

- Kurcze. Ale się stęskniłem za tobą! - objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie, przytulając.

- Ja za tobą też - również objęłam go ramieniem

- Co tam porabiałaś przez ten szmat czasu?

- Dokończyłam misję, potem wróciłam do domu, próbowałam wrócić do normalnego życia, ale jakoś nie bardzo mi to wychodziło. Więc ubłagałam wyjazd na misję u generała. Przeszłam szkolenie i przyjechałam tutaj. To tak w skrócie.

- Aaa! Robi się z ciebie rasowy żołnierz!!

- Rasowy żołnierz? - nie wiedziałam o co mu chodzi, ale widać był nieco rozbawiony tym faktem

- No taki, któremu ciężko jest wytrzymać w kraju i chwila moment po powrocie chce znów wyjechać.

- Ty też jesteś rasowym żołnierzem?

- Byłem, ale powiedziałem sobie dość tego. Trzeba się znów przestawić na życie w kraju i więcej nie ryzykować, bo patrząc wstecz, to z pewnością wykorzystałem już całe swoje szczęście i ten, który nade mną czuwał, na pewno już skończył swoją zmianę, wypracowując sto procent swojego wakatu. - zaśmiał się, mówiąc to pół żartem pół serio.

- Mówisz, że aż tak źle?

- No. Już nie raz powinienem zginąć, ale jakimś cudem wyszedłem bez szwanku, albo tylko lekko ranny.

- I co, to twoja ostatnia misja?

- Zdecydowanie tak.

- A jak znowu będą cię prosić?

- Musieliby się bardzo mocno postarać. Obiecałem sobie, że to ostatni wyjazd.

- I co dalej?

- Dalej będę służył, ale w kraju. A poza tym, czas chyba pomyśleć o jakiejś dziewczynie.

- Nie masz dziewczyny?? - mocno mnie to zszokowało. Był bardzo fajnym chłopakiem, poza tym przystojnym. Nie jedna powinna się za nim uganiać.

- Nie.

- No, co ty?

- Co w tym dziwnego?

- Nic. Po prostu za takim jak ty, powinny się uganiać.

- Że co?!? - aż się zachłysnął własną śliną prychając

- No tak. Jesteś przystojny i miły.

- Ty byś się uganiała? - spojrzał na mnie spode łba unosząc brwi i uśmiechając się.

- No… - nie potrafiłam jednoznacznie odpowiedzieć mu na to pytanie. Pokiwałam tylko głową na boki, jako przekazanie mojej dwuznacznej odpowiedzi. Pewnie by mnie interesował, gdybym nie znała Ryana, ale nie chciałam mu tego mówić.

- No właśnie! To po co mówisz, że powinny się uganiać. - niestety zrozumiał mój niewerbalny przekaz inaczej niż zamierzałam, więc chcąc nie chcąc, musiałam się wytłumaczyć jakoś.

- No uganiała bym się! Gdybyś nie był moim przyjacielem. - zwinnie udało mi się z tego wybrnąć.

- No ok, udało ci się. Ale uwież mi, że nie uganiała byś się.

- Czemu?

- Bo żadna nie wytrzyma na dłuższą metę z żołnierzem, który wyjeżdża na misję.

- Ja bym wytrzymała. - oczywiście na myśl przyszedł mi Ryan i to, że z nim bym wytrzymała.

- Jasne! Do pewnego czasu. A potem albo byś to rzuciła, bo masz dosyć ciągłego zamartwiania się, albo zwyczajnie poszła byś z innym, wykorzystując to, że go nie ma i mając serdecznie dość tego, że go wiecznie nie ma.

- Nie prawda! - próbowałam się bronić, będąc pewna swoich przekonań.

- Prawda. Może teraz tak nie uważasz, ale żadna na początku tak nie uważa, a z czasem i tak wychodzi tak samo. Przerabiałem to już nie raz.

- Na prawdę już doświadczyłeś czegoś takiego? - chyba po raz pierwszy zaczął się tak bardzo otwierać przeze mną, więc postanowiłam pociągnąć go za język bardziej.

- Tak. - zamyślił się, a uśmiech całkowicie znikł z jego ust.

- Nie wierzę!

- To uwierz!

- Któraś Cię rzuciła, czy zdradziła?

- Zdradziła. Wróciłem wcześniej z misji niż powinienem, chciałem jej zrobić niespodziankę i pojechałem do niej. Zostałem ją w łóżku z innym. - Tony odwrócił wzrok

- Nie wszystkie są takie same. - było mi go żal, ale nie chciałam, żeby o wszystkich kobietach miał takie same zdanie. Wiedziałam, że ja bym nigdy czegoś takiego nikomu nie zrobiła.

- Ta, ale większość jest właśnie taka. Nie ważne, dogadałaś się w końcu z Ryanem? - szybko zmienił temat, definitywnie kończąc dotychczasowy. Delikatnie się odsunął ode mnie, obracając się na ławce, żeby lepiej mnie widzieć i już z innym wyrazem twarzy, o wiele weselszym, wpatrywał się we mnie z ciekawością.

- A o czym miałam się dogadywać?

- No… ogólnie. - jąkał się, jakby nie wiedział co powiedzieć, albo prędzej jakby nie wiedział, czy może wprost powiedzieć. Wiedział o wszystkim?

- Trochę tylko rozmawialiśmy. - odpowiedziałam mu na odczepne ukrywając wszystko. Jakoś nie byłam gotowa, żeby się podzielić z nim moimi uczuciami. Nie wiedziałam też, co on wie, a co powinien wiedzieć. To Ryan jest dłużej jego przyjacielem i uważałam, że to on powinien mu powiedzieć o wszystkim pierwszy.

- A długo tu już jesteś?

- Trzy miesiące.

- To ty przyjechałaś z Ryanem?! - raczej stwierdził niż zapytał, był mocno zaskoczony tym faktem.

- No tak się złożyło.

- To mieliście mnóstwo czasu. - Stwierdził, ale nie dokończył, a ja nie wiedziałam, co konkretnie miał na myśli.

- Na co?

- Na wszystko!

- A konkretnie co masz na myśli? - spytałam całkowicie zagubiona w jego toku myślenia.

- Nie… Wiesz co… Ja już muszę iść, zaraz zaczynam służbę.  Porozmawiamy jeszcze jakoś… - znów się jąkał, pospiesznie wstając z ławki. Ciężko było mi go zrozumieć. Posłał mi szybkiego całusa w polik i dosłownie sekundę później go nie było. Nie zdążyłam go nawet zatrzymać, żeby mi wyjaśnił o co chodzi.

Wstałam z ławki i udałam się do punktu wydawania jedzenia. Wzięłam obiad i znów poszłam usiąść, ale już nie na tym samym miejscu bo ktoś je zajął. Zjadłam posiłek w całkowitym zamyśleniu, w ogóle nie zwracając uwagi na to, co się dzieje dookoła mnie. W mojej głowie trwała burza myśli. Tony zachowywał się jakby o wszystkim wiedział, Ryan za to jakby mnie nie znał, albo jakby miał do mnie ogromny żal za coś. Nikt nie chciał się odkryć i powiedzieć, o co tak naprawdę mu chodzi. Czemu to życie nie może być łatwiejsze?

Wracając do szpitala spotkałam Lilly. Szła z ogromnym psem przy nodze. Jak tylko mnie zobaczyła, na jej twarzy pojawił się uśmiech, a gdy była blisko mnie, rzuciła mi się na szyję mocno mnie przytulając.

- Cześć przyjaciółko. - o mało co mnie nie udusiła.

- Cześć przyjaciółko! - odwzajemniłam uścisk.

- Nawet nie wiesz jak się stęskniłam. - spojrzała na mnie z szerokim uśmiechem, jak już się odsunęła ode mnie.

- Też się stęskniłam i chciałam zrobić to samo, ale bałam się, że on się na mnie rzuci. - wskazałam na jej czworonożnego towarzysza, który mi się przyglądał.

- A to jest mój nowy przyjaciel i miłość od pierwszego wejrzenia Max. Nie rzuciłby się na ciebie. Umie odczytać intencje osoby nadchodzącej.

Spojrzałam na psa, który stał bardzo blisko jej nogi. Patrzył się na mnie, ale nie było to złowrogie spojrzenie. On także nosił specjalne wyposażenie. Na łapach miał psie buty, a na grzbiecie wojskową psią kamizelkę, która miała uchwyt do trzymania bezpośredniego i zaczep na smycz.

- Co się stało, że zmieniłaś profesję? Z tego co pamiętam byłaś w oddziale szturmowym.

- Dokładnie tak. Ale jak wracałam do domu po ostatniej misji, w bazie przejściowej zobaczyłam pracę przewodników psów. Postanowiłam po powrocie do domu zagłębić się bardziej w jej szczegóły. No i tak się stało, że jak pojawiłam się w jednostce, gdzie szkoli się psy wraz z ich przewodnikami, to spotkałam tego oto osobnika i się w nim zakochałam. Akurat się się złożyło, że nie miał przewodnika. Więc zrobiłam wszystko, żebym to ja się nim stała.

- I co teraz robisz?

- Przeszukujemy wszystko w poszukiwaniu broni i ładunków wybuchowych.

- To chyba bardziej niebezpieczne co?

- No tak. To my jesteśmy na pierwszej linii i to od nas zależy życie tych za nami. Przeoczymy ładunek, ktoś ginie.

- To czemu się przeniosłaś?

- Bo to jest świetne. Uświadomiłam sobie, że właśnie to chcę robić. I mam przyjaciela, który zawsze mi towarzyszy.

- Lubisz ryzyko, co?

- Lubię robić to co mi się podoba. - Lilly posłała mi szeroki uśmiech zadowolenia.

- To twoja pierwsza misja z psiakiem?

- Tak. Wczoraj był mój pierwszy wyjazd. I to z twoim przystojniakiem.

- No właśnie. Dlaczego się zgłosiłaś?! Na pewno by cię nie wybrał gdybyś się nie zgłosiła. - Postanowiłam zignorować całkowicie jej słowa dotyczące Ryana. Nie chciałam zaczynać tej rozmowy.

- Bo chciałam.

- Dlaczego? Na pewno byłaś padnięta po podróży, a to była długa i ciężka misja.

- No była. Ale chciałam pokazać tym debilom, że nie jestem taka słaba, za jaką mnie mieli. Oni się bali, a ja poszłam.

- Tylko, żeby im coś udowodnić? To niezbyt mądre.

- Nie tylko. Chciałam też jak najszybciej uspokoić swoją niepewność spowodowaną niewiedzą i przekonać się, jak jest naprawdę na misji z psem. Nigdy nie służyłam z psem, ani nie widziałam przewodników w akcji. Miałam tylko suchą teorię.

- Jesteś szalona!

- Wiem! I za to mnie lubisz! - wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu. - Zresztą tak samo ja ty!

- Ja?! Niby czemu?!

- A co tutaj robisz?

- Pomagam, ratując żołnierzy.

- Też lubisz ryzyko.

- Nie prawda.

- A co? Może mi powiesz, że przyjechałaś za swoim kowbojem?

- Kowbojem?

- No porucznikiem a teraz już kapitanem! - O nie, no i zaczyna się. Naprawdę musiała wejść na ten temat?

- Przestań!!! Nie przyjechałam za nim!

- Nie? To dlaczego?

- Po powrocie z ostatniej misji nie potrafiłam się odnaleźć w normalnym świecie i nadal miałam w sobie takie uczucie, że muszę spłacić dług za mój ratunek. No więc jestem. - Tak, jej byłam gotowa powiedzieć o męczącym mie sumieniu.  

- Głupia jesteś. Nic nie musisz spłacać!
- Już nie. Już moje sumienie się uspokoiło i uważam, że spłaciłam dług.

- Już więcej nie wyjedziesz na misję?

- Nie. Ta jest ostatnia. - przyznałam szczerze.

- Dała ci popalić?

- Skąd takie przypuszczenie?

- To nie pierwsza moja misja. Wiem, jak jest na takim wyjeździe, a to jest jedna z najcięższych baz, więc wiem, że  może dać nieźle popalić.

- No, to były ciężkie trzy miesiące. Dlatego już nie mam wyrzutów sumienia. Spłaciłam dług.

- I nie wyjedziesz już?

- Chyba nie.

- A jak znowu nie będziesz potrafiła się odnaleźć? - To było dobre pytanie, na które sama nie znałam odpowiedzi.

- Nie wiem. Zacisnę zęby i się przyzwyczaję. Odejdą wyrzuty sumienia, więc nie będę mieć takiego ciśnienia, żeby wjechać.

- Nie wyjechałaś dla kapitana?

- Co? Nie! - Czułam, że ta rozmowa znów schodzi na złe tory.

- Przecież jesteście w tej samej bazie. Nie załatwiłaś sobie tego przez tatę?

- Nie! Nawet nie wiedziałam, że on też tutaj przyjeżdża! Co ty się tak go uczepiłaś?!

- Bo on ci się podoba!

- Przestań! - Nie tego nie byłam gotowa jej zdradzić. Nie teraz i tutaj. Jeszcze ktoś mógłby usłyszeć.

- Weź się w końcu za niego! - Lilly nie odpuszczała ani trochę.

- Muszę już iść. Mam dyżur w szpitalu, wyszłam tylko na obiad. Pogadamy innym razem. Uważaj na siebie. - Przytuliłam ją na pożegnanie i zwinnie i szybko wymanewrowałam się od tej rozmowy. Nie chciałam o tym rozmawiać ani trochę. Na szczęście nie drążyła tematu dalej.

Zostawiając ją w tyle, szybkim krokiem ruszyłam w stronę szpitala. Wewnętrznie czułam się rozdarta po dzisiejszym dniu. Z jednej strony byłam przeszczęśliwa mogąc się spotkać i porozmawiać z Tonym i Lilly, ale z drugiej strony bardzo się o nich martwiłam wiedząc, że są oni narażeni na niebezpieczeństwo. No i zachowanie Ryana też mnie dobijało. Po tym wieczorze u niego w pokoju, kompletnie nie rozumiałam jego unikania mnie. A dzisiaj ewidentnie pokazał, że mnie unika i nie miałam co do tego najmniejszych wątpliwości. Najgorsze było to, że nie mogłam z nim porozmawiać i wyjaśnić powodu, dla którego tak się zachowuje.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top