Rozdział 14

Właściwie stwierdził, że przecież uratował tylko siebie.

Ale przecież mnie niósł, bardzo mi pomógł, nie zostawił na pastwę losu.

A teraz oparł mnie o siebie jakby chciał by mi było wygodnie.

Nie rozumiem, jaki on ma w tym cel.

Faceci są naprawdę bardzo dziwni.

Raz robią to, raz tamto, że nie wiadomo o co im chodzi. A uwierzcie, niepewność jest najgorsza. Bo wierzysz, masz nadzieję, a potem gorzko się rozczarowujesz. Kolejno on znów wykonuje gest jakby mu zależało, ale później znowu przychodzi bolesny zawód. I nie wiadomo co w końcu zrobić, czy postawić krok dalej czy nie.

Próbujesz zapomnieć - on uparcie się czepia, w dodatku złośliwie i można by śmiało rzec, że zachowuje się jakby był zazdrosny o innych.

Starasz się, chcesz porozmawiać i wybaczyć - dostajesz kosza, krzyczy Ci w twarz "Nie".

I tak w kółko. Wznosisz się w nadziei, że on Cię kocha, on mówi Ci wprost, że nie, wręcz krzyczy wyraźnie, a czy jednak mówi prawdę? Bo zachowuje się czasem tak, jakby mu zależało...

Czasem. A czasem nie.

Wiem, pokręcone.

Czy nie łatwiej jest powiedzieć wprost zamiast tak mieszać i komplikować sprawę?

Obudził mnie jakiś uścisk na moich ustach. Ktoś mocno zatykał mi je własną dłonią. Rozwarłam powieki. Nic więcej, prócz niekończącej się nocnej czerni. Uprzytomniłam sobie co się stało i gdzie się znajduję.

To dziwne, ale zdawało mi się, że słyszę jakichś ludzi. Zobaczyłam w oddali strumień padającego światła, usłyszałam też głosy. Zamarłam. Był to głos jednego z tych porywaczy. Przerażona zadrżałam, moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Zaczęłam w środku panikować. Obróciłam się raptownie w stronę Adriena, który kurczowo trzymał dłoń zakrywając mi usta i uniemożliwiając mi w ten sposób odezwanie się. Mój oddech przyspieszył tempa, kiedy zobaczyłam w oddali dwóch nadchodzących bandytów. Oboje mieli latarki.

- Ćśś... - wyszeptał mi bardzo cicho blondyn, wprost do ucha.

Zakrył moje usta pewnie po to, by nie wydobył się z nich żaden zdradliwy odgłos. Jeszcze zauważyli by nas wtedy. I strach pomyśleć co by z nami zrobili...

Leżeliśmy w napięciu, nie poruszając się ani na milimetr. Moja głowa była wciąż oparta o tors Adriena. Byliśmy trochę oddaleni od ścieżki. Modliłam się w duchu by nas nie zauważyli. Widziałam z daleka, że wtargnęli gdzieś między drzewa, jak na razie nie było ich widać na ścieżce. Myślałam, że padnę ze strachu, węszyli wśród drzew, w każdej chwili mogli nas zauważyć.

- No muszą gdzieś być te młode gnidy.- usłyszałam zachrypnięty, wzbudzający strach głos.

- To prawda, że łatwo się tu zagubić, ale wiesz, jest też prawdopodobieństwo, że już dawno są w domach i udało im się odnaleźć drogę do miasta.- burknął mu towarzysz.

Gdyby nie Adrien, który zakrywał mi usta, to możliwe, że pisnęłabym ze strachu.

Miałam wrażenie, że się zbliżali.

Nie, nie, nie. Błagam nie.

Chyba się oddalali, bo słyszałam jedynie nie wyraźny szept.

Póki co, wypuściłam ciężko powietrze z płuc z wielką ulgą.

Ich latarki widzieliśmy już w znaczniej oddali.

Powoli uspokajałam oddech oraz wyjątkowo szybko bijące serce.

Kilkanaście minut później wróciłam do snu.

* * *

Obudziłam się znów jako pierwsza. Zaraz potem obudziłam też blondyna i ruszyliśmy w drogę. Tym razem musi nam się udać wreszcie wydostać z tego lasu. Oboje byliśmy bardzo spragnieni. A także głodni. I bez grosza.

Chociaż może znalazłabym parę drobniaków w kieszeni spodni. Gdybyśmy byli w mieście to kupiłabym dla nas wodę... cokolwiek do picia. A ten niekończący się las to jakaś porażka, szczególnie gdy nie ma się ze sobą zupełnie nic. Tylko Adriena...

Minęła zaledwie godzina i nareszcie, no w końcu, ujrzałam w oddali kawałek miasta! Musieliśmy wczoraj pobłądzić. Dziś maszerowaliśmy trochę inną trasą.

Zadowolona widokiem miasta podskakiwałam z radości. Bo miałam już naprawdę dość tej niekończącej się wędrówki bez picia i jedzenia. Adrien jak na razie przestał mi wiecznie dogadywać. Nie to co w tym małym pokoiku u bandziorów... Raczej milczeliśmy przez większość drogi. On najwidoczniej nie miał ochoty ze mną rozmawiać, a ja nie miałam zamiaru w jakiś miły sposób odzywać się do niego.

Ale chciałabym z nim pogadać... Tak na luzie.

Jak kiedyś...

Nie. Przecież zachował się jak ostatni dupek.

Ale przecież mnie uratował! Nas...

Objął mnie... aww.

Później poniżył, zranił.

I jak tu zrozumieć chłopa... ja nie wiem kto by wiedział o co mu chodzi.

Znaleźliśmy się w mieście. Szliśmy chodnikiem przy autostradzie. Kiedy natrafiłam na niewielki sklepik kupiłam dla nas średniej wielkości butelkę wody, zużywając ostatnie pieniądze jakie miałam przy sobie.

Od razu wypiliśmy ponad połowę, byliśmy mocno spragnieni. Najchętniej wyżłopali byśmy calutką, jednak świadomość o zupełnym braku pieniędzy na kolejną trzymała nas na wodzy, musieliśmy choć trochę zostawić sobie na później, bo przecież nie wiadomo ile jeszcze będziemy zmuszeni tkwić w tym mieście. I nawet nie wiem jakim...

Zapytałam jednego z przechodni o nazwę i już wiedziałam gdzie się znajdujemy. Ustaliliśmy, że najrozsądniej byłoby poinformować rodziców o zaistniałej sytuacji, a więc zdecydowałam poprosić kogoś o telefon na chwilkę.

Poprosiłam o to kobietę w średnim wieku. Zatelefonowałam do mamy.

Głos mojej rodzicielki przepełniało zmartwienie. Powiedziałam jednak radośnie, że udało nam się uciec od tych ludzi, i że jesteśmy teraz w mieście. Podałam mamie nazwę miasta i także wyszczególniłam wygląd obiektów znajdujących się wokół nas, żeby wiedziała gdzie nas szukać. Tak, moi rodzice mieli po nas przyjechać.

Dzięki Bogu pobyt u bandziorów szybko się zakończył i co najważniejsze powróciliśmy cali i zdrowi. Czekaliśmy teraz aż moi rodzice po nas podjadą.

Minęła może niecała godzina, a rozpoznałam na autostradzie pośród innych, samochód mamy. Uśmiechnęłam się. Podjechała, mocno ją uściskałam, i weszliśmy wszyscy do środka.

- Powiadomiłam też już twoją mamę.- zwróciła się do mojego towarzysza.- Cała sprawa jest już zgłoszona policji.

Znów tak się złożyło, że siedzieliśmy z tyłu we dwójkę. Oboje przylgnęliśmy do szyby, siedząc w oddali od siebie.

- Och, jak dobrze, że nic wam nie jest. Bardzo się martwiłam.- mówiła przejęta, ale i zadowolona dobrym zakończeniem sprawy, mama.

Wrócimy do codziennej rutyny.

Lepsze te docinki Chloe, niż strach jaki przeżyłam przy bandytach.

* * *


Kolejnego dnia

Znalazłam się już w szkole. Gdy szłam przez szkolny korytarz, od razu zwróciła na mnie uwagę wredna Chloe i jej koleżanki. Obrzuciły mnie nienawistnym wzrokiem, spojrzały ze wstrętem.
Och, normalnie tak za tym tęskniłam! Oczywiście to sarkazm.

- Szkoda, że wróciłaś.- prychnęła patrząc na mnie brązowowłosa Savanna.

Nie zwróciłam na nie uwagi, tylko szłam dalej. Rzuciłam im jedynie szybkie obojętne spojrzenie bez wyrazu. Weszłam na górę po schodach, żeby dostać się do swojej szafki.

- Marinette!

Słysząc niespodziewanie głos, wystraszyłam się. Zobaczyłam zachwyconego, wpatrzonego we mnie Nicholasa. Ach właśnie... Nicholas... Będąc z Adrienem pod "opieką" tych porywaczy kompletnie o nim zapomniałam... Tia...

Podszedł tu.

- Strasznie martwiłem się.- zanim zdążyłam się obejrzeć, delikatnie mnie objął. Wciąż niemrawa odwzajemniłam gest.

Och, jestem jakaś nieprzytomna dziś. Ciągle mam w głowie Adriena i te wszystkie sytuacje z nim związane...

- Kiedy dowiedziałem się o sprawie... Jejku! Tak się cieszę, że jesteś cała i że cię widzę!

Przecież Adrien mnie pocałował. Tak dawno tego nie było... A potem stwierdził, że to nic nie znaczy. Nienormalne. Dlaczego on to robi?

- Marii - z rozmyślań wybił mnie głos ładnego szatyna.

- Co? - mruknęłam nieprzytomnie.

- Masz jakieś nieobecne spojrzenie... co się dzieje?

Westchnęłam wpadając w nerwowy śmiech.

- Niee, nic.- uśmiechnęłam się głupio.

- Te bandziory nie zrobiły ci krzywdy? Gdzie was trzymali?

Nas? Naprawdę to tak prędko się rozeszło?

- Byliśmy w pokoiku, nas trzymali w takim małym pomieszczeniu... - byłam zamyślona, moje myśli wciąż skupiały się na wydarzeniach z ostatnich dwóch dni.- Nie było najgorzej... Później gdy próbowaliśmy uciec, jeden z nich zaczął mnie szarpać, ale potem udało nam się wydostać... na szczęście. Nigdy w życiu się tak nie bałam jak wtedy...

- Boże...

- Bardzo, bardzo, bardzo się bałam. Celował prosto w nas pistoletem. Potem straciłam przytomność... Obudziłam się w rękach Adriena, mówił, że pistolet nie był naładowany. Udało mu się uciec i mnie uratować.- uśmiechnęłam się delikatnie na to wspomnienie.

- Więc głównie to Adrien jest odpowiedzialny za wasze ocalenie?

- Tak. Nie wiem co by się stało gdybym go wtedy nie miała...

- Wtedy to ja bym ci pomógł.- powiedział trochę niezadowolony.

Chyba był zazdrosny...

- Ale cieszę się, że nic ci nie jest, że... ocalił cię. Choć raz się naprawdę przydał.

Po szkole rozszedł się dzwonek oznajmiający o rozpoczęciu pierwszej lekcji.

- Siedzisz ze mną? - spytałam Nicholasa.

- Pewnie.- odpowiedział zadowolony.

Zobaczyłam idących w tą stronę Chloe z Adrienem i Jessicą. Jessica to wysoka i szczupła dziewczyna, o rudych włosach, ubierająca się zazwyczaj na czarno. W sumie nie znam jej tak do końca.

- Adrien, po co uratowałeś wraz ze sobą tą brzydotę? - syknęła do niego blond-włosa, wymalowana lala.

Blondyn jej nie odpowiedział. Jak zwykle, w ogóle nie protestuje, tylko potwierdza od czasu do czasu jej docinki i dołącza się.

- Nie jesteś nam tu potrzebna.- rzuciła Savanna, która szła przy Chloe.

- Mogła tam zostać i skonać.- blondynka zaśmiała się do Adriena, w połowie wieszając się na nim.

- Przesadzasz.- mruknęła nieoczekiwanie Cleo, która stała przy drzwiach klasy z boku.

Wytapetowana blondynka rzuciła jej mordercze, ale i zaskoczone spojrzenie. Podeszła do niej śmiało.

- Jesteś po stronie tej szmaciury? - powiedziała z toną jadu w głosie.

- N-nie.- odezwała się pod nosem Cleo.

I co, znów nie umie się postawić żałosnej Chloe...

- Hej! Przestaniecie w końcu? Dlaczego się jej tak uczepiłyście? Nie macie co robić? Czy zdajecie sobie sprawę jak to żałośnie wygląda? A gdyby to ciebie Chloe, nękała grupka dziewczyn? Założę się, że wtedy nie byłabyś już taka cwana bez grupy i łatwo poddała.- warknął do niej stojący tuż przy mnie Nicholas.

Złapał mnie za rękę, dzięki czemu poczułam się bardziej pewnie.

- Takie życie. - zaśmiała się Chloe i wzruszyła ramionami.

Widać jednak było, że jest na szatyna wkurzona.

- I nie praw mi tu morałów frajerze. Nie wiem jak ty możesz trzymać za rękę to paskudne coś... - syknęła z obrzydzeniem, patrząc na nasze splecione dłonie. Przez jej słowa zrobiło mi się przykro.

- Bo co? Zaczniesz mnie przezywać i znęcać się nade mną psychicznie? W porządku! Tylko pamiętaj, że to ty pokazujesz takim zachowaniem jak słaba jesteś i jak bardzo nie lubisz samej siebie. Dlatego chcesz wyżyć się na innych, popisać się przed twoimi żałosnymi koleżankami, że ty jesteś lepsza! - wykrzyczał do niej wściekły.

Wziął zaskoczoną i oburzoną Chloe za ramiona. Złapał za nie kurczowo.

- Odwal się w końcu od Marinette! - ryknął.- A wy nie lepsze! - zwrócił się do koleżanek Chloe, czyli między innymi do Savanny, Jessici, Catheriny, Julii.- Stoicie tu tylko bezczynnie jak głupie, i jesteście tak tchórzliwe w środku, że nie umiecie postawić się ani troszkę fałszywej jędzy, która wami kieruje!

- Moje koleżanki mają gdzieś twoje słowa! - krzyknęła wściekła blondynka.

- Nicholas ma rację.- odezwała się już pewniej Cleo i stanęła koło nas.

- Jak to? - spytała oburzona Chloe.

- Chloe to prawda. Za bardzo wyżywasz się na Marinette. Nazywasz ją brzydotą, a sama masz bardzo mocno wytapetowany ryj, więc w sumie wychodzi na to, że ty potrzebujesz makijażu, a nie Marinette.- Cleo starała się jej dogadać. Można powiedzieć, dobrze jak na pierwszy raz.

Chloe patrzyła na nią bacznie z dumnym i także nieszczerym uśmiechem na twarzy, była bardzo pewna siebie, jednak w środku z pewnością kipiała ze złości.

Byłam bardzo zadowolona, że Cleo w końcu postawiła się "królowej".

- Zgadzam się z tym.- Nicholas poparł szatynkę o orzechowych oczach.

_______________________________________

_________________________________

Czeeeeść😏😆 xD

Typowe rozmowy gimbazy, to wiem😂💭💭🔥⚡💥💫 takie prawdziwe normalnie😂😉

Długi ten rozdział, pisałam, pisałam i nawet nie zauważyłam kiedy wybiło ponad 1800 słów😁

Chyba szybko się tym razem next pojawił, co? 😋

Mówcie śmiało co sądzicie😎

Kolejne rozdziały będą wzbogacone w wewnętrzne kłótnie Mari😅 także może być zabawnie😀

🌟 = Chcę nexta!

💬 = Dodaje mi weny!

XD 😉

Żegnam się xD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top