Rozdział 61

  Analizowałam cały czas moją dziwną rozmowę z Mędrcem. Wyobrażałam go sobie trochę inaczej. Wygląd mniej więcej się zgadzał, jednak w moim mniemaniu, ktoś o tytule Wielkiego Mędrca, powinien się zachowywać zupełnie inaczej.
  Osoba taka jak on powinna być poważna, oschła i o surowym wyrazie twarzy. Natomiast Sumun w najmniejszym stopniu nie przypominał kogoś, kto stworzył potężny pierścień. Był wesoły i bardziej przypominał rubasznego wujka niż najważniejszego z Ormundzkich uczonych.
  Rozejrzałam się dookoła, po raz setny rozmyślając, co to za miejsce i w jaki sposób się tu znalazłam. 
  Po chwili moje myśli powróciły do naszej rozmowy. Analizowałam ją od początku do końca.
   Zamknęłam oczy, aby bardziej się skupić.
  Sherlockiem to ja nie zostanę - przemknęło mi przez głowę.
  W myślach powtarzałam wszystko, co się stało od czasu opuszczenia domu Wielkiego Mistrza.
  Emocje, dzisiejsza pełnia, pierścień, Trening Księżyca...
  Uderzyłam się dłonią w czoło.

   - To było tak oczywiste - mruknęłam do siebie.

  Uniosłam dłoń na wysokość ust i niepewnie wypowiedziałam imię Wielkiego Mędrca. Niemal natychmiast pierścień zabłysnął, a z kamieni zaczęły wydobywać się opary. Po chwili przed sobą miałam postać Sumuna.

  - Znalazłaś już odpowiedź? - spytał z uśmiechem.

  - Chyba jestem w Oazie Wody.

  - Chyba?

  - Tak mi się zdaje - powiedziałam niepewnie, a Sumun pokręcił głową.

  - Musisz zdobyć więcej pewności siebie, jeśli chcesz dobrze pełnić swoją funkcję.

  - Nie wiem, czy potrafię.

  - Pierścień nigdy nie wybiera przez przypadek.

  - Jak mam stąd wrócić? - zapytałam, szybko zmieniając temat. Sumun westchnął.

  - Skup się na miejscu, w którym pragniesz się znaleźć, a wtedy tam powrócisz.

  - Dobrze, dziękuję - odparłam i postarałam się skupić, jednak coś jednak nie dawało mi spokoju. - Spotkamy się jeszcze? - spytałam w końcu.

  - Oczywiście. Przecież zawsze jestem z tobą. Gdy będziesz mnie potrzebować, po prostu wypowiedz moje imię do pierścienia. Nie rób jednak tego zbyt często, bo wymaga to dużo energii od nas obojga - powiedział, a ja się uśmiechnęłam.

  - W takim razie do zobaczenia - odparłam, a Mędrzec rozpłynął się w powietrzu.

  Zamknęłam oczy i wypuściłam powietrze. Wyobraziłam sobie mój pokój, w mieszkaniu przydzielonym mi przez magów. Moje ciało przeszedł dreszcz, umysł ogarnął spokój, a wszystkie mięśnie uległy rozluźnieniu.
  Po chwili poczułam, że nie siedzę już na miękkiej trawie, tylko na twardych deskach podłogi. Gdy otwarłam oczy, ukazało mi się łóżko oraz niebieskie malowidła. Uśmiechnęłam się do siebie. Kochałam niesamowitość miejsc, w których byłam, tylko i wyłącznie dzięki pierścieniowi.
  Mój brzuch wydał z siebie przeciągłe burknięcie. Spojrzałam przez okno na słońce. Chyliło się już ku zachodowi, czyli w Oazie Wody spędziłam prawie cały dzień. Praktycznie nie czułam tam upływu czasu.
  Na szczęście miałam w pokoju trochę ziół i chleba. Szybko zrobiłam sobie kanapkę. Po chwili mój żołądek przestał domagać się jedzenia.
  Szybko wyszłam z pokoju i skierowałam się na Pole Główne, gdzie mieliśmy się zebrać.
  Gdy dotarłam na miejsce, było już tam sporo osób. Podeszłam do Nalosona, który stał sam. Uśmiechnęłam się do niego.

  - Gdzie byłaś przez cały dzień? Chyba wszędzie cię szukałem - powiedział z nutką zdenerwowania w głosie.

  - Chyba nie uwierzyłbyś - odparłam, na co on pokiwał głową.

  - Może masz rację, jednak wolałbym wiedzieć - stwierdził, mierząc mnie wzrokiem. Przełknęłam ślinę. Znałam go niecałe dwa dni. Czy powinnam mu zaufać?

  Z tej niepewnej sytuacji uratował mnie Wielki Mistrz, który zwołał wszystkich do siebie.
  W czasie mojej krótkiej rozmowy z Nalosonem na placu zebrało się dużo osób. Nie wiedziałam, że magów wody jest aż tak dużo. Było nas ponad dwieście osób.

  - Niech każdy ustawi się w kole. Złapcie się za ręce i zamknięcie oczy. Wyobraźcie sobie, jak wasz żywioł otacza ciało i duszę. Poczucie, jak światło księżyca, przenika was i daje siłę.

  Ustawiłam się na swoje miejsce. Obok mnie stanęło dwóch uczniów i złapaliśmy się za ręce. Zanim zamknęłam oczy zobaczyłam, jak wszyscy mistrzowie tworzą mniejsze koło. Po chwili rozległ się cichy śpiew, który raz wznosił się, a zaraz opadał. Nagle głosy przybrał na sile. Poczułam, jak moje ciało przeszywają dreszcze. W bose stopy zaczęła łaskotać mnie trawa.

  - Możecie już otworzyć oczy - usłyszałam Wielkiego Mistrza. - Rozpoczął się Trening Księżyca.

-----------------------------

   Po pierwsze: Przepraszam, że rozdziały ostatnio pojawiają się tak rzadko. Wena zrobiła sobie wakacje i nie chciała zaczekać na mnie. Mam nadzieję, że szybko zechce wrócić, bo bardzo za nią tęsknię.

  Po drugie: Do czwartku pojawi się jeden rozdział, jednak nic nie obiecuję. Potem wyjeżdżam i prawdopodobnie nie będę miała internetu.

  Przepraszam za to i nie obrażę się, jeśli usuniecie tą książkę z biblioteki. 

  Do przeczytania!

Silea

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top