Rozdział 58

   Obudził mnie cichy świergot ptaków za oknem. Powoli usiadłam na łóżku i ziewnęłam. Spojrzałam na słońce, aby zorientować się w czasie. Minęła mniej więcej godzina od wschodu.
  Wstałam i przeciągnęłam się. Weszłam do osobnego pokoiku, który był moją łazienką. Beczka napełniona była wodą, a w ziemi znajdował się zakratowany odpływ.
  Umyłam twarz i ręce, aby się rozbudzić. Wytarłam skórę ręcznikiem.
  Wyszłam z pokoju i ruszyłam przejść się po tutejszym parku. Powietrze było czystsze niż gdziekolwiek indziej, może dlatego, że tutaj nie ma aut i wielkich fabryk.
  Usiadłam na murku, który odgradzał sztuczny strumyk od chodnika. Machałam nogami nad powierzchnią wody.
  Nagle ktoś położył ręce na moich ramionach i popchnął mnie, a ja wpadłam do wody.
  Pisnęłam cicho i spojrzałam w górę, widząc roześmianego Nalosona.

  - Co ty robisz?

  - Aktualnie to się z ciebie śmieję.
  - No, rzeczywiście. Bardzo śmieszne- burknęłam.

  - Dla mnie bardzo- odpowiedział chłopak, podając mi rękę.

  Złapałam jego dłoń z wdzięcznością i już po chwili stałam na chodniku. Naloson jednym ruchem dłoni wysuszył moje ubrania z wody.

  - Dziękuję- powiedziałam, a chłopak znowu się uśmiechnął.

  - Chciałabyś poćwiczyć umysł?- spytał.

  W tym momencie cały mój sen przemknął mi przed oczami.
  Od dawna wiedziałam, że kiedyś na pewno spotkam Ununchiego, jednak skutecznie odsuwałam od siebie tą wizję.
  Teraz wiedziałam, że to był błąd. Koszmar, choć nie przyjemny, uświadomił mnie, że nie jestem w żadnym stopniu na to gotowa.

  - Wszystko w porządku?- spytał Naloson, wyrywając mnie z zamyślenia.

  - Tak, tak. Chodźmy poćwiczyć- odpowiedziałam.

  Przeszliśmy na Pole Główne. Usiadłam na ziemi, a chłopak dołączył do mnie. Po chwili poczułam jego dłoń na moim ramieniu.
  Cicho wypuściłam powietrze z płuc. Zaczęłam naciągać tarczę na swój umysł, cały czas słysząc na skraju świadomości słowa Nalosona.

  - Zaczynają się zakłócenia... teraz słyszę tylko najważniejsze fragmenty myśli... coraz ciszej... nic nie słyszę... Udało ci się!- ostatnie trzy słowa krzyknął, a ja straciłam skupienie.

  Otworzyłam oczy i się do niego uśmiechnęłam. On odwzajemnił uśmiech.
  Jego wzrok spoczął nad moim ramieniem. Odwróciłam się i zobaczyłam Areta. Wstałam, aby się z nim przywitać, jednak on natychmiast okręcił się na pięcie i ruszył szybkim krokiem w stronę mieszkania.
  Wzruszyłam ramionami i wróciłam do ćwiczeń, jednak nie mogłam się ponownie skupić. Moje myśli zajmował pewien niebieskooki chłopak.

  - Widzę, że nie możesz oczyścić swojego umysłu. Ćwiczenia nie mają sensu, jeśli nie masz do nich chęci- powiedział Naloson.

  - Masz rację- westchnęłam.

  - Chcesz o czymś porozmawiać? Z chęcią cię wysłucham, możesz mi zaufać- przy tych słowach Naloson spojrzał mi poważnie w oczy.

  - Przecież i tak słyszałeś wszystkie moje myśli o nim. Po co chcesz jeszcze, abym ci o tym opowiedziała? Zresztą pewnie nawet nie byłbyś w stanie mi pomóc- odparłam po chwili.

  - Czasem człowiek nie potrzebuje rad. Wystarczy, że opowie komuś o swoim problemie, a rozwiązanie najdzie go samo.

  - I tak wszystko już wiesz- powiedziałam, chcąc uniknąć zwierzania się ze swoich uczuć.

  - Dlaczego boisz się zaufać innym?- spytał chłopak.

  Poczułam delikatne ukłucie w sercu. Miał rację. Nie potrafiłam zaufać. Jednak nie zmieniłam się aż tak bardzo, jak myślałam. Tak bardzo chcę być silna i niezależna, a tak naprawdę cały czas praktycznie nic się nie zmieniło.
  Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Potem następna i następna...
  Ukryłam twarz w dłoniach. Nienawidzę płakać przy ludziach. Wtedy widzą, że jestem słaba i łatwo mnie zranić.

  - Ej, nie rozklejaj mi się tutaj- powiedział Naloson, przytulając mnie do siebie.

  W tym momencie nie obchodziło mnie, że chłopak aktualnie słyszy wszystkie moje myśli, które były chaotyczne i przedstawiały moje najgorsze wspomnienia z podstawówki. Wszystko co przeszłam przez Justynę i Kamila. Przez wszystkich rówieśników.

  -Przepraszam. Nie wiedziałem- powiedział cicho.

  - Nie miałeś skąd- szepnęłam, wtulając się w niego bardziej.

  Trwaliśmy tak przez chwilę, aż w końcu się uspokoiłam. Westchnęłam cicho i w myślach podziękowałam chłopakowi za pomoc. Poczułam na swoim ramieniu jak delikatnie się uśmiecha.

  - Nie przeszkadzam?- usłyszałam za plecami oschły głos.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top