Rozdział 35
Okrzyk spłoszył z drzew kilka ptaków. Konie zarżały niespokojnie. Moje serce przyspieszyło. To był krzyk Bena.
Nie wiele myśląc, pobiegłam w stronę obozu. Za plecami słyszałam kroki Tyrueiego.
Wypadłam na polanę. Nie zdążyłam nawet zobaczyć cokolwiek, bo tuż przy moim uchu świsnęła strzała. Potknęłam się o coś i upadłam.
Zerwałam się na nogi. Potem nastąpił przeszywający ból w łydce. Znowu upadłam.
Trzeba unieszkodliwić łucznika - przemknęło mi przez głowę, a ja nawet nie zdałam sobie z tego sprawy.
Powoli uniosłam głowę, żeby zorientować się w sytuacji. Trzech żołnierzy. Wszyscy trzymali w dłoniach łuki. Nosili czarne stroje z symbolami ognia.
Tyruei raził piorunami dwóch z nich. Trzeci z nich wycelował grotem w smoka. Nie mogłam pozwolić go skrzywdzić.
Moja ręka wystrzeliła do przodu, uderzając w ziemię i uwalniając energię. W tym samym momencie łucznik wypuścił strzałę.
Czułam jak moja magia wędruje pod ziemią i wyrasta z niej. Ogromna bryła lodu wystrzeliła w górę tuż przed moim przyjacielem. Chwilę później strzała zadrżała, wbita w lód.
Tyruei nawet nie zauważył, że coś mu groziło. Był zbyt skupiony na swojej magii. Ludzie, których atakował, upadli na ziemię nieprzytomni. Trzeci po chwili do nich dołączył.
Z trudem wstałam z ziemi. Musiałam się dowiedzieć, co się stało z braćmi. Zrobiłam krok i upadłam, wbijając strzałę jeszcze głębiej.
Ciota zawsze będzie ciotą.
Zagryzłam wargę. Te słowa słyszałam nie raz od wielu osób. Chyba miały rację.
- Silea! - usłyszałam zaniepokojony głos.
Podniosłam głowę i napotkałam stroskane spojrzenie Bena. Uśmiechnęłam się do niego słabo. Nad jego ramieniem widziałam, jak Tyruei rozwiązuje Areta. Na szczęście obaj bracia wyglądali na całych i zdrowych.
Smok widząc, że coś mi się stało, natychmiast podbiegł. Aret jednak miał mnie gdzieś i poszedł związać naszych przeciwników.
Pulsujący ból w nodze był okropny. Spojrzałam na czarną strzałę, wbitą w moją łydkę. Dookoła mojej nogi zdążyła już powstać spora kałuża krwi.
Tyruei obejrzał ranę, jednak nie potrafił wyjąć strzały. Nie miał rąk, tylko łapy. Zawołał Areta, który niechętnie do nas podszedł.
O nic nie pytając, szybkim ruchem wyjął strzałę, nawet nie starając się być delikatnym. Syknęłam z bólu.
Cieknąca wolno do tej pory krew, zmieniła się w wartki strumień. Zacisnęłam mocniej zęby i wbiłam sobie paznokcie w rękę, starając się skupić na czymś innym niż ból.
Tyruei pochylił się nad moją raną, a w jego oczach zabłysły łzy. Już chciałam powiedzieć, że jeszcze nie umieram. Jednak w tym momencie łza spłynęła po jego policzku i skapnęła na moją ranę.
Ból niemal natychmiast ustąpił, a rana zaczęła goić się na moich oczach. Po chwili nie było już po niej nawet blizny, a jedyny ślad jaki został to zakrwawiona i podarta nogawka oraz kałuży szkarłatnej cieczy wokół.
- Jak...? - wykrztusiłam zaskoczona.
- Łzy niektórych smoków mają dar uleczania ran - wyjaśnił Tyruei, jakby to nie było nic nadzwyczajnego.
- Dziękuję - powiedziałam cicho i spojrzałam w kierunku naszych niedoszłych oprawców. - Przydałoby się coś z nimi zrobić - mruknęłam pod nosem.
- Przywiążmy ich do drzew. Zdaje mi się, że to Lomu. A nawet jeśli władają nad ogniem, próbując spalić liny, przy okazji spalą drzewa i raczej nie ujdą z tego żywi. Pewnie ktoś ich uwolni za parę dni, ale wątpię, aby stało się to szybko - zaproponował Aret.
Nic nie mówiąc, poszłam zrobić, tak jak powiedział. Jednak pan wszechwiedzący musiał oczywiście sprawdzić czy zrobiłam to dobrze. Dlaczego? Bo jestem kobietą.
***
Jechaliśmy morderczym tempem następne trzy dni. Nikt więcej już nas nie gonił. Stosunki pomiędzy mną i Aretem się nie zmieniły. Bolało mnie to jak mnie traktuje, ale zbytnio nie wiedziałam jak to zmienić.
Tyruei cały czas mnie wspierał, a ja wiedziałam, że to jest przyjaźń na całe życie. Co prawda radził mi, żebym pogadała z Aretem, ale wystarczył mi tamten raz. Mimo to miałam nadzieję, że w końcu wszystko się ułoży.
- Żyjesz tam? - z zamyśleń wyrwał mnie znajomy głos.
- Żyję, żyję -mruknęłam, podnosząc wzrok z karku konia, który był obiektem mojego zainteresowania przez poprzednie trzy godziny.
Widok który zastałam był niesamowity.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top