Rozdział 28
Gdy wróciłam do obozu, wszystkie oczy skierowane były na mnie. Trwała cisza. Nikt nie odważył się odezwać do czasu, aż zrobił to król.
- Niech wszyscy wracają do swoich zajęć. A ty przyjdź za chwilę do mojego namiotu - powiedział wskazując na mnie. Przełknęłam ślinę.
Wszyscy się rozeszli, a ja jeszcze tam stałam przez chwilę. Byłam przerażona. Co ja miałam zrobić?
Zobaczyłam Areta, który kierował się w moją stronę. Widząc go, bez dalszego namysłu ruszyłam do namiotu króla.
Przed wejściem stał strażnik. Już otwierałam usta, żeby go poprosić o możliwość wejścia, jednak on mnie uprzedził.
- Król oczekuje ciebie - powiedział oschle.
Skinęłam głową i weszłam do namiotu władcy. Stał sam na środku z rękami założonymi za plecami. Nie było tym razem doradców. Natychmiast uklęknęłam, schylając głowę, jednak po chwili ją podniosłam, aby spojrzeć na władcę.
Zmierzył mnie bacznym wzrokiem, a ja zrobiłam to samo.
Był ubrany w strój żołnierski, jednak nie był on pozbawiony ozdobnych detali. Pierś ozdabiało godło przedstawiające pikującego orła. Nosił wysokie, skórzane buty do jazdy konnej.
Władca odchrząknął znacząco, a ja natychmiast uniosłam wzrok na jego twarz.
- Możesz wstać - powiedział, a ja podniosłam się z kolan. - Powiedz mi, co się stało zaraz po walce? - na te słowa przełknęłam ślinę. Co ja miałam mu powiedzieć?
- To długa i skomplikowana historia, Wasza Wysokość - powiedziałam niepewnie. Jak miałam się zachować przed królem?
- Mamy czas - odparł pewnie, a ja po raz setny tego dnia nerwowo przełknęłam ślinę. Po chwili odetchnęłam głęboko, zbierając myśli.
- Byłam w domu... może to brzmi dziwne, ale to prawda - powiedziałam cicho.
- Jak?
- To dzięki temu, Wasza Wysokość - szepnęłam, wskazując na palec z błyszczącym pierścieniem. Władca zmarszczył brwi.
- Palcowi? - zapytał.
- Nie. Na nim jest pierścionek. To on. Ja nie do końca mam na to wpływ. Tylko czasem, ale to raczej rzadko - powiedziałam wzruszając ramionami. Zauważyłam, że na słowo "pierścionek" król drgnął.
- Jak on wygląda? - spytał władca, a ja spojrzałam na mój palec.
- Jest złoty z zielonym szmaragdami - na moje słowa władca zachłysnął się powietrzem.
- Wiedziałem, ja po prostu wiedziałem... - mruknął.
Szybko podbiegł do swojego biurka. Zaczął nerwowo czegoś szukać. Kiedy zauważył, że nadal stoję w tym samym miejscu, wskazał na krzesło obok swojego biurka. Niepewnie podeszłam i usiadłam.
Chwilę to trwało, ale po chwili na blacie biurka wylądowała stara księga oprawiona w równie starą, brązową skórę. Król szybko zaczął ją kartkować, aż znalazł to czego szukał.
Wskazał na rysunek.
- To ten? - zapytał. Przyjrzałam się uwarznie szkicowi. Przedstawiał dokładnie ten sam pierścionek. W każdym detalu wyglądał tak samo. Zaschło mi w gardle.
- Tak.
- A mówili, żebym nie siedział tyle w książkach - mruknął do siebie. Zajrzałam na stronę, ale był tam tylko podpis autora. Sumun. - To jest dziennik Wielkiego Mędrca.
- Wasza wysokość... proszę wybaczyć, ale ja nie dokońca znam się na tym, o czym król mówi - odezwałam się po chwili ciszy.
- Nie jesteś z tąd, prawda? I nie masz pojęcia, o co tu chodzi? -spytał, a ja skinęłam głową.
Nastąpiła kolejna chwila ciszy. Władca jakby ubierał swoje myśli w słowa. Sekundy były wiecznością. W końcu się odezwał.
- Jest u nas taka stara legenda... W dniu w którym powstał świat, został rozdzielony na mniejsze światy. Jest ich tyle, ile było kiedykolwiek umysłów. A nawet więcej, ponieważ jeden umysł potrafi stworzyć ich kilka, nie mając o nich pojęcia.
Wielki Mędrzec wymyślił sposób, aby przemieszczać się pomiędzy tymi światami. Miał na imię Sumun i był Ormundczykiem.
Jednak niestety nie mógł żyć wiecznie, dlatego po swojej śmierci przelał całą swoją mądrość na ten niezwykły pierścień.
Przez następne stulecia pierścień Sumuna sam wybierał następców, których nazwaliśmy Diwarami. Jednak przez ostatnie trzysta lat Diwar się nie pojawił. Nikt nie wiedział co się stało z pierścieniem. Aż do teraz - zdawało się, że już zakończył swoją historię, ale potem jeszcze dodał - Ale najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że teraz Diwarem jest kobieta. Zawsze byli to mężczyźni.
W trakcie całego tego wywodu moje usta i oczy otwierały się coraz szerzej, a teraz moja szczęka niemal leżała na podłodze. Chciałam conajmniej dziesięć razy przerwać historię, ale nie byłoby to chyba zgodne z królewską etykietą.
Te wszystkie światy, Diwarzy i cały Wielki Mędrzec Sumun. To za dużo jak na jeden dzień.
Zorientowawaszy się, że król się na mnie patrzy, natychmiast zamknęłam buzię.
- Tak właściwie, to nie pamiętam jak masz na imię - powiedział po chwili.
- Silea - mruknęłam przytłoczona ilością informacji. Król spojrzał na mnie, a potem na dziennik.
- Myślę, że to ci się sprzyda bardziej niż mnie. Ludzie nie mogą nic z tego przeczytać, ja jestem wyjątkiem, bo jestem królem. Ale za to Diwar będzie potrafił - powiedział, podając mi księgę.
- Dziękuję - szepnęłam i wyszłam.
Czekała mnie ciekawa lektura.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top