1. Witajcie w Świecie Wyobraźni


To było najzwyklejsze sierpniowe popołudnie. Dla większości ludzi, z wyjątkiem Joli Foton. Jadąc z przyjaciółmi na działkę, dziewczyna nie spodziewała się, że tego dnia wydarzy się coś, co odmieni jej całe życie. Dochodziła godzina dwudziesta, a słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Jola i jej przyjaciółka Martyna krzątały się po kuchni przygotowując potrawy do wieczornego grillowania, gdy do domku wparował chłopak Martyny, Darek.

– Chodźcie na dwór, musicie coś zobaczyć! – krzyknął

– Musisz tu wpadać jak burza? – warknęła Jola, którą wystraszyło jego nagłe wtargnięcie do kuchni

– Jolka jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziałem! Chodźcie to sami zobaczycie!

– Jeśli to twój kolejny dowcip... – zaczęła Martyna, ale Darek jej nie słuchał i wybiegł z domku równie szybko jak się w nim pojawił.

Dziewczyny wymieniły między sobą zdziwione spojrzenia, ale gnane ciekawością postanowiły jednak wyjść na zewnątrz i zobaczyć co tak bardzo zaaferowało Darka. Kiedy wyszły z domku ich oczom ukazał się niecodzienny widok. W ich stronę podążała ciemnogranatowa masa skłębionych Cumulonimbusów na której przedzie z dużą prędkością poruszał się niemal czarny, bardzo nisko zawieszony wał chmur. Jola, która od jakiegoś czasu pasjonowała się burzami od razu widziała że ma do czynienia z tak zwaną Chmurą Szelfową.

– Ale wypasiony Szelf! – krzyknęła nastawiając aparat fotograficzny by zrobić parę zdjęć

Gdzieś w głębi chmury pojawił się rozbłysk błyskawicy, po którym przetoczyło się ciężkie dudnienie grzmotu.

– Straszna jest ta chmura. – odezwała się Martyna

– Żartujesz? Jest piękna! – zachwycała się Jola nagrywając nadciągającą burzę

Chociaż doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że właśnie nadciąga potężna nawałnica, która może narobić wiele szkód, to jednak ta groźnie wyglądająca chmura oprócz respektu dla potęgi żywiołu budziła w niej prawdziwy zachwyt.

Wał chmur nadciągnął już nad działkę na której się znajdowali, a towarzyszyły mu bardzo silne podmuchy wiatru. Na dworze nagle zrobiło się ciemno jak o zmierzchu. Po przejściu wału na niebie pozostała groźnie wyglądająca, skłębiona masa chmur które nagle zaczęły formować niesamowicie wyglądające obrazy. Wszyscy stali jak zahipnotyzowani i obserwowali niesamowite zjawiska rozgrywające się na niebie. Jola uważnie przyglądała się chmurom. Najpierw w oczy rzuciły jej się okrągłe koraliki nawleczone na nitkę. Wizerunek był bardzo wyrazisty. Tuż obok pojawiła się wielka, czarna kropla. Dziewczyna nie wiedziała czemu, ale była przekonana, że to kropla krwi. Tuż obok kropli chmury uformowały krzyż.

– To jest jakieś ostrzeżenie. – odezwała się Martyna

Chwilę potem pod zbitą warstwą chmur nie wiadomo skąd pojawiła się kometa z długim ogonem mieniącym się biało-czerwono-zielonymi iskierkami, które do złudzenia przypominały fajerwerki.

– Czyżby to był jakiś znak o ponownym narodzeniu Chrystusa? – spytała Martyna

– Mnie to bardziej pasuje do Antychrysta. – odparł Darek – Jolka co ty o tym myślisz?

Jola nic nie odpowiedziała, tylko wpatrywała się jak urzeczona w kometę. Potem jej wzrok powędrował dalej. Na niebie tworzył się następny obraz. Dziewczyna dostrzegła rydwan zaprzężony w dwa konie. Ich grzywy i ogony wyglądały jakby buchał z nich ogień. Od razu skojarzyło jej się to z jakąś wojną. Tuż obok rydwanu pojawiła się czarna czaszka. Na dworze zrobiło się już całkiem ciemno, a wiatr szybko wzmagał na sile. Mimo tego, że na początku chmury przemieszczały się bardzo szybko, teraz zdawały się być zupełnie nieruchome pomimo szalejącej wichury. Złowieszcze znaki nadal widniały na niebie.

– Boję się – szepnęła Martyna – Chodźmy lepiej do domku.

Wszyscy bardzo chętnie przystali na jej propozycję, tylko Jola została na podwórzu. Zafascynowana patrzyła jak nieco dalej chmury zaczynają formować kolejny symbol. Cały czas słyszała nawoływania przyjaciół, ale chciała jeszcze popatrzeć na ten niesamowity spektakl. Dziwaczne chmury przerażały ją i fascynowały zarazem. Dziewczyna zastanawiała się co to wszystko może oznaczać? Czy rzeczywiście był to znak narodzenia jakiejś potężnej mocy? Jeśli tak, to skłonna była przyznać rację Darkowi że coś takiego mogło towarzyszyć narodzeniu Antychrysta.

Nagle niebo rozcięła błyskawica. Wiatr zaczął się coraz bardziej wzmagać. Targane jego podmuchami drzewa jęczały i skrzypiały zupełnie jakby miały za chwilę paść na ziemię. Oświetlane piorunami znaki sprawiały jeszcze bardziej upiorne wrażenie. Jola doskonale wiedziała, że powinna jak najszybciej schować się do domu by uniknąć porażenia piorunem, ale coś w głębi duszy nakazywało jej wyjść na sam środek działki. Podmuchy wiatru zapierały jej dech w piersiach, momentami były tak silne, że nie pozwalały iść dalej, jednak dziewczyna nie poddawała się i lekceważąc instynkt samozachowawczy, który nakazywał jej jak najszybciej ukryć się w domu, wciąż parła przed siebie. Nagle zobaczyła, jak nad nią pojawiło się jednocześnie kilka wyładowań, które zbiegły się w jednym miejscu. Nastąpił ogłuszający huk a świat zalało bardzo jasne światło. Oślepiona blaskiem dziewczyna poczuła jak nieznana siła podrywa ją do góry, a kiedy otworzyła oczy, zobaczyła, że pędzi z dużą prędkością jakimś dziwnym tunelem. Jego ściany zdawały być się zrobione z drobniutkich cząsteczek połączonych ze sobą nićmi energii. Cząsteczki i łącząca je sieć błyszczały złotym światłem. Co chwila w sieci pojawiały się jaśniejsze rozbłyski, zupełnie jakby pomiędzy cząsteczkami przepływały impulsy elektryczne. Jola zastanawiała się gdzie właściwie się znajduje? Czyżby poraził ją piorun, a ten tunel to droga do Nieba? Jednak dziewczyna wcale nie czuła się martwa. Ale może nikt się tak nie czuje? Rozmyślania Joli przerwał nagły rozbłysk oślepiającego światła, a po chwili dziewczyna z impetem uderzyła o coś twardego. Gdy próbowała otrząsnąć się z oszołomienia, usłyszała głos jakiegoś mężczyzny.

– Wszystko w porządku? Jesteś cała Jolu?

– Chyba tak. – dziewczyna spojrzała w stronę z której dochodził głos i zobaczyła, że w jej stronę podąża potężnie zbudowany, na oko około trzydziestoletni mężczyzna.

Miał niezwykle sympatyczną twarz i pomimo swoich potężnych gabarytów od razu budził zaufanie. Nieznajomy miał ciemnobrązowe włosy, ubrany był w dżinsy i czarny podkoszulek bez rękawów, który w znacznym stopniu podkreślał jego muskularną sylwetkę. Mężczyzna uklęknął przy Joli i popatrzył na nią ciemnoniebieskimi oczami, w których czaił się niepokój.

– Czy coś cię boli? – spytał troskliwie – Wprawdzie portal otworzył się tuż przy ziemi, ale widziałem, że uderzyłaś w nią z całym impetem.

– Wszystko w porządku. – Jola powoli usiadła – O jakim portalu mówisz?

– O tym, który przeniósł cię do naszego wymiaru. – uśmiechnął się mężczyzna – Jesteś w Świecie Wyobraźni.

– Czy to jakiś żart?

– W żadnym wypadku maleńka. – mężczyzna pomógł dziewczynie stanąć na nogi – Ja mam na imię Spiridon i podczas twojego pobytu tutaj będę się tobą opiekował.

– Świat Wyobraźni powiadasz? Oj Spiridon wydaje mi się, że mnie wkręcasz.

– Rozumiem twój sceptycyzm Jolu. Pomyśl jednak o okolicznościach w jakich się tu znalazłaś. Nie było w nich nic niesamowitego?

Dziewczyna natychmiast pomyślała o dziwnej nawałnicy, symbolach na niebie, niesamowitym wyładowaniu atmosferycznym oraz o złotym tunelu. Wszystko to było bardzo dziwaczne. I jeszcze Spiridon. Nigdy w życiu nie widziała tak potężnego mężczyzny. Nie mógł być zwyczajnym facetem. Po krótkim zastanowieniu Jola była skłonna uwierzyć w słowa Spiridona. Rozejrzała się po otoczeniu. Stali w ogromnym ogrodzie urządzonym z przepychem i smakiem. Ponieważ zapadł już zmierzch, zapaliły się niewielkie lampy LED porozmieszczane w różnych częściach ogrodu. Dawały przepiękne światło mieniące się wszystkimi kolorami tęczy. Pośrodku ogrodu stał duży, dwupiętrowy, futurystycznie wyglądający budynek. Jego ściany zrobione były z czarnego, złotego i srebrnego lustrzanego szkła. Poszczególne tafle rozmieszczone były w taki sposób, by tworzyć harmonijną całość. Niewątpliwie właściciel tego obiektu musiał być bardzo bogaty.

– Spiridon czy to wszystko jest twoje? – spytała Jola

– Nie. – uśmiechnął się Spiridon – Ja tu tylko mieszkam. Obecnie właścicielem tego przybytku jest Dajen. Poznasz go na dzisiejszej kolacji, podobnie jak innych uczestników misji.

– Więc trafiłam tu bo mam do spełnienia jakąś misję?

– Tak. Ale więcej szczegółów dowiesz się na kolacji. A teraz chodź, zaprowadzę cię do twojego pokoju.

Spiridon poprowadził ją w stronę budynku. Weszli do środka przez automatycznie rozsuwane drzwi i znaleźli się w przestronnym hollu wyłożonym czarnym marmurem poprzetykanym złotymi pasmami. Przy oknach stały duże donice z różnymi rodzajami palm, fikusów i dracen.

– Ten cały Dajen musi mieć bardzo dobry gust. – odezwała się Jola

– On tego nie urządzał. Zatrudnił cały sztab fachowców. – odparł Spiridon – Ale rzeczywiście efekt końcowy robi wrażenie. Pamiętam że gdy po raz pierwszy zobaczyłem to miejsce, też byłem nim oczarowany.

– Od dawna tu mieszkasz?

– Jakieś cztery lata. Własny pokój w Centrum był nagrodą za dobre wyniki w pracy. Oprócz mnie mieszka tu jeszcze sześciu innych pracowników Dajena, których poznasz na jutrzejszym śniadaniu. – odparł Spiridon

– A zdradzisz mi czym się zajmujesz?

– Powiedzmy, że robię w rozrywce. – uśmiechnął się Spiridon

– Nie chcesz mi powiedzieć?

– Powiem, ale przy innej okazji. Nie chcę fundować ci dodatkowego szoku na dzień dobry. Myślę, że dzisiejsza kolacja dostarczy ci i tak zbyt wiele wrażeń. – odparł Spiridon prowadząc dziewczynę po schodach na piętro

– Mówisz bardzo zagadkowo, a mnie aż zżera ciekawość.

– Ciekawość to pierwszy stopień do...

– Wiedzy! – wpadła mu w słowo Jola

– To też. – roześmiał się Spiridon – Ale naprawdę, dzisiaj nie zaspokoję twojego głodu informacji. Uwierz mi, że tak będzie dla ciebie lepiej. Mogę ci tylko zagwarantować, że przy mnie możesz czuć się całkowicie bezpieczna.

– W to nie wątpię. Takiemu dużemu facetowi jak ty na pewno nikt nie podskoczy.

– Co najwyżej drugi taki jak ja. – Spiridon otworzył jedne z drzwi znajdujących się na piętrze – Jesteśmy na miejscu. To twój pokój Jolu.

Dziewczyna weszła do przestronnego pomieszczenia. Jego ściany wyłożone były boazerią dzięki czemu pokój wydawał się bardzo przytulny. Przy zajmujących całą ścianę oknach, podobnie jak w hollu stało mnóstwo dużych kwiatów. Jola z zadowoleniem stwierdziła, że ma również własny taras. W pokoju znajdowało się duże łóżko zasłane wzorzystą pościelą w żółtych, pomarańczowych i czerwonych odcieniach. Przy łóżku stała niewielka szafka z lampką nocną i elektronicznym zegarem. Naprzeciwko łóżka stała toaletka oraz szafka ze sprzętem audio, a przy drugiej ścianie znajdowała się ogromna szafa z lustrzanymi, rozsuwanymi drzwiami. Jola z zadowoleniem stwierdziła, że ma również własną łazienkę.

– I jak ci się podoba? – spytał Spiridon

– Po prostu luksus! – uśmiechnęła się dziewczyna – Czuję się jakbym przyjechała na darmowe wakacje!

– Cieszę się, że jesteś zadowolona. Zostawię cię teraz samą, żebyś mogła się przygotować do kolacji.

– Ile mam czasu?

– Nieco ponad godzinę.

– Tylko w co ja się ubiorę? – zastanawiała się głośno Jola – Nie mam nic ze sobą.

– O to nie musisz się martwić maleńka. Sprawdź swoją szafę. Myślę, że niejedna kobieta chciałaby mieć tak okazałą garderobę jak ta tutaj. – uśmiechnął się do niej Spiridon

– O, to super!

– Rozgość się, a ja przyjdę po ciebie gdy nadejdzie czas kolacji.

– Dzięki Spiridon!

Gdy Spiridon wyszedł, Jola poszła od razu do łazienki żeby wziąć prysznic. W pomieszczeniu o ścianach wyłożonych lawendowymi kafelkami znajdowała się kabina prysznica, umywalka i duże lustro zajmujące całą ścianę. Na miejscu były też najrozmaitsze szampony, płyny do kąpieli i wszystkie niezbędne łazienkowe przybory. Dziewczyna szybko wzięła odświeżający prysznic, po którym poczuła się jak nowo narodzona. Susząc włosy Jola stała w ręczniku przed wielkim lustrem i widząc swoje odbicie, zastanawiała się nad sobą. Dlaczego nie udaje jej się stworzyć udanego związku z mężczyzną? Z lustra spoglądała na Jolę atrakcyjna dziewczyna. Nie za gruba, ani za chuda, z pięknie zarysowaną linią bioder i pełnymi, kształtnymi piersiami. Na plecy opadały jej długie, lekko kręcone, ufarbowane na ogniście czerwony kolor włosy, które czesała na „artystyczny nieład" co dawało efekt jak u rockowej wokalistki z lat 80. Oczy Jola miała ciemnoniebieskie, z ciemną oprawą w postaci bardzo długich rzęs, których zawsze zazdrościły jej przyjaciółki. Karnację jasną, ze zdrowo zaróżowionymi policzkami i usta, które sprawiały wrażenie, jakby zostały stworzone specjalnie po to, by całować. Drapieżna uroda Joli świetnie współgrała z jej temperamentem. Dziewczyna na wszystko reagowała bardzo emocjonalnie, była przy tym nieprzewidywalna, impulsywna i wygadana, a w dodatku szczera aż do bólu. Poza tym Jola była osobą bardzo niezależną i energiczną i świetnie radziła sobie w życiu. Była urodzoną optymistką, uwielbiała zabawę, miała ogromne poczucie humoru, które bardzo cenili jej przyjaciele. Niestety, nieokiełznany charakterek dziewczyny nie za bardzo przypadał do gustu mężczyznom. Z początku wydawali się nią zachwyceni, ale po kilku miesiącach obcowania z Jolą uznawali, że pragną spokojniejszej i bardziej przewidywalnej dziewczyny, która podziwiałaby ich męskość i bez sprzeciwu godziłaby się na wszystko. I tak kończyły się wszystkie związki Joli. Facet, z którym była oświadczał, że muszą się rozstać, bo nie pasują do siebie i nie ma sensu dłużej ciągnąć nieudanego związku. Ostatni chłopak odszedł od niej trzy tygodnie temu. Bardzo przeżyła to rozstanie. Kiedy się trochę pozbierała, postanowiła, że w przyszłości będzie bardziej uważać na to, jakiego wybiera sobie partnera. Nie zakocha się, dopóki nie będzie pewna, że chłopak akceptuje ją taką, jaka jest.

Kiedy Jola wysuszyła i ułożyła włosy, poszła zwiedzić garderobę. Gdy otworzyła drzwi szafy, przez chwilę z niedowierzaniem spoglądała na wspaniałe ubrania. Miałaby ochotę przymierzyć je wszystkie na raz, ale bała się, że może nie zdążyć się ubrać przed przyjściem Spiridona. Mówił, że będzie kolacja na której pozna innych uczestników misji. Więc dobrze by było wywrzeć dobre pierwsze wrażenie, a nic się tak do tego nie nadaje jak suknia wieczorowa. Jola wybrała czarną suknię do ziemi wyszywaną drobnymi kryształkami, które mieniły się na błękitno, niebiesko i fioletowo w zależności od kąta padania światła. Całość wyglądała jak rozgwieżdżone nocne niebo. Dziewczyna założyła suknię i poszła do łazienki się przejrzeć. Kreacja leżała na niej jakby była szyta na miarę. Głęboko wcięty dekolt i długie rozcięcie ukazujące udo dziewczyny znakomicie podkreślały jej kształty. Jola nieskromnie musiała przyznać, że prezentuje się wspaniale. Jednak patrząc na swoje odbicie, miała wrażenie, że czegoś tu brakuje. Wróciła do garderoby i rozejrzała się za biżuterią. Na toaletce znalazła drewniane pudełko, skrywające prawdziwe skarby. Były tam łańcuszki, kolczyki i bransoletki, złote i srebrne, różnych rozmiarów i kształtów. Po krótkim namyśle dziewczyna wybrała srebrną kolię wysadzaną cyrkoniami oraz duże, wiszące kolczyki do kompletu. Pozostał tylko makijaż. Na toaletce znalazła szeroki asortyment cieni do powiek, pudrów i wszystkiego, co jest potrzebne kobiecie do zrobienia się na bóstwo. Jola kończyła właśnie malować oczy ciemnobłękitnym, mieniącym się cieniem, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.

– Proszę.

Do pomieszczenia wszedł Spiridon. Gdy zobaczył wystrojoną dziewczynę, aż przystanął z wrażenia.

– Wyglądasz przepięknie. – powiedział

– Dziękuję Spiridon. – uśmiechnęła się zadowolona z komplementu Jola – Myślisz, że mogę tak iść na tę kolację? Nie wygłupię się zbytnio?

– Ależ skąd! Na pewno zrobisz na innych piorunujące wrażenie. – wskazał na drzwi – Idziemy?

– Oczywiście! – uśmiechnęła się Jola wychodząc z pokoju.

Spiridon poprowadził ją długim, wyłożonym boazerią korytarzem do dużego, przytulnie urządzonego pomieszczenia. Pośrodku salonu stał suto zastawiony stół, a przy nim siedzieli pozostali uczestnicy misji – w sumie 6 osób: dwie dziewczyny i czterech mężczyzn. Wszyscy zajęci byli rozmową, ale kiedy stanęła ze Spiridonem w drzwiach, umilkli i z ciekawością spoglądali na nowo przybyłych. Spiridon podprowadził Jolę do stołu, uśmiechnął się do pozostałych i przedstawił ją.

– Poznajcie ostatniego uczestnika misji. Oto Jola. Zostawię was teraz samych żebyście mogli spokojnie porozmawiać.

– Nie zostajesz na kolacji? – spytała Jola

– To kolacja tylko dla Wybranych. Zobaczymy się jutro. Miłego wieczoru maleńka.

– Dzięki.

Spiridon opuścił pomieszczenie, a pozostali wstali od stołu i podeszli do dziewczyny, żeby się przywitać. Teraz Jola mogła przyjrzeć się im dokładnie. Kolejno podchodzili do niej i przedstawiali się. Jako pierwsza podeszła do niej młoda dziewczyna o drapieżnej urodzie ubrana – podobnie jak Jola – w suknię wieczorową, tyle, że w kolorze czerwonym. Miała długie, cieniowane, lokowane czarne włosy, a na nich mnóstwo pasemek w kolorze złota i jasnej miedzi. Burza loków okalała ładną, trójkątną twarzyczkę. Uwagę Joli zwróciły niesamowite oczy dziewczyny. Były fioletowe. „To na pewno szkła kontaktowe" – przemknęło jej przez myśl. Cechą, która łączyła obie dziewczyny było upodobanie do wyrazistego makijażu.

– Widzę, że nie tylko ja chciałam zrobić piorunujące wrażenie na innych – nieznajoma uśmiechnęła się do Joli podając jej dłoń – Mam na imię Rhonda.

– Rhonda? To chyba amerykańskie imię, zgadza się?

– Tak. Moja matka jest Amerykanką, dlatego tak mnie nazwali. – uśmiechnęła się dziewczyna

– Miło mi cię poznać – uśmiechnęła się Jola

Jako następna podeszła do niej druga dziewczyna, stanowiąca całkowite przeciwieństwo Rhondy. Miała długie, proste blond włosy sięgające jej prawie do pasa, pociągłą twarz i wielkie, zielone oczy. Dziewczyna nie miała makijażu, jedynie usta pociągnęła sobie czerwoną szminką. Ubrana była skromnie: w czarne, dzwoniaste dżinsy i błękitną, obcisłą bluzeczkę z krótkim rękawem. Na pierwszy rzut oka sprawiała wrażenie bardzo spokojnej, opanowanej i cichej marzycielki.

– Witaj w naszym gronie Jolu – uśmiechnęła się do Joli – Mam na imię Daria.

– Dziękuję za miłe przywitanie – Jola odwzajemniła uśmiech Darii

Potem przyszła pora na mężczyzn. Jako pierwszy przywitał się z nią krępy brunet. Miał ciemne, lekko kręcone włosy i ciemnoniebieskie oczy, w których igrały szelmowskie błyski. Chłopak ubrany był w granatowe dżinsy i czarną koszulową bluzę z krótkim rękawem.

– Cześć Jolu. Jestem Marcel. – podał jej dłoń, jednocześnie obdarzając ją ciepłym uśmiechem – Powiedz mi, nie jesteś przypadkiem spokrewniona z Rhondą?

– Z Rhondą? Dlaczego? – zdziwiła się Jola

– Macie podobny, drapieżno-prowokacyjny styl. – odparł Marcel

– A ja myślałam, że jestem niepowtarzalna – roześmiała się Rhonda

– Marcel nie blokuj kolejki! – podszedł do nich wysoki, najwyraźniej bardzo pewny siebie blondyn.

Ta pewność siebie wynikała najprawdopodobniej z faktu, że był bardzo przystojny. Bardzo dobrze zbudowany, muskularny, choć nie napakowany. Ubrany był w białe spodnie i czarną obcisłą koszulkę bez rękawów, która dokładnie ukazywała jego prężną, atletyczną sylwetkę. Chłopak miał błękitne oczy. W jego spojrzeniu kryły się figlarne błyski.

– Witaj maleńka. Damian jestem. – uśmiechnął się do Joli całując jej dłoń – Cały czas się zastanawiam, czy nie śnię. Poznać tyle pięknych kobiet jednego wieczoru...

– Uważaj, ten czaruś mówi to wszystkim dziewczynom! – uśmiechnął się kolejny uczestnik misji.

Był to stateczny – w ocenie Joli – około 40 letni mężczyzna o posturze niedźwiedzia. Duży i silny dawał ludziom poczucie bezpieczeństwa. Miało się wrażenie, że przy nim nic złego nie może się stać. Miał sympatyczną twarz, ciemnobrązowe, lekko falowane włosy, jego piwne oczy patrzyły na świat ze spokojem i opanowaniem. Pomimo sympatycznego wyglądu od razu budził w ludziach respekt. Już w pierwszym momencie dla Joli stało się jasne, że mężczyzna – choć pewnie sympatyczny – nie da sobie w kaszę dmuchać.

– Poznaj naszego samozwańczego przywódcę – uśmiechnął się Damian – Oto Czarek .

– Sam potrafię się przedstawić. – rzekł Czarek karcącym tonem

Damian usunął się w cień. Czarek przywitał się z Jolą i zrobił miejsce ostatniemu mężczyźnie z grupy. Przy pozostałych chłopak wyglądał dość niepozornie. Był niższy niż pozostali, ale wyglądał na najbardziej żywiołowego z nich wszystkich. Miał brązowe włosy i zielone oczy. Ubrany był w zwykły T-shirt i dżinsy. Jola od razu wiedziała, że z tego niepozornego chłopaka musi być niezłe ziółko. Sprawiał wrażenie jakby tylko czekał na moment, kiedy mógłby komuś spłatać jakiegoś figla. Wyglądał na gościa z dużym poczuciem humoru.

– Cześć Jola. Jestem Konrad. Na początku chciałbym zadać ci jedno pytanie. Masz poczucie humoru?

– Jasne – uśmiechnęła się do niego Jola

– No to na pewno się dogadamy.

Kiedy Jola poznała już wszystkich, usiedli do suto zastawionego stołu.

– Jestem głodny jak cholera. – jęknął Damian spoglądając na parujące półmiski – Myślicie, że możemy zacząć jeść?

– Nie wypada. Powinniśmy zaczekać na Dajena. – odparła Daria

– Mógłby już się pojawić. Chciałbym wreszcie dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi. – odezwał się Czarek

– Ale chałupę to ma konkretną co nie? – zauważył Konrad

– Pewnie jest nieźle dziany. – odparł Marcel

– Kto jest dziany? – nagle do pomieszczenia wszedł wysoki, postawny mężczyzna.

Wszyscy zebrani w jadalni wprost nie mogli uwierzyć w to, co widzą. Mężczyzna miał przepiękną twarz, w której odznaczały się duże, fiołkowe oczy. Jego czarne, kręcone włosy sięgały niemal do ramion. Ale to nie uroda nowo przybyłego wprawiła wszystkich w osłupienie lecz duże, śnieżnobiałe skrzydła wyrastające z jego pleców.

– O kurde widzę Anioła! Daria uszczypnij mnie! – pierwszy odezwał się Konrad – Auu! – krzyknął gdy Daria spełniła jego prośbę

– Akurat z Aniołami nie mam zbyt wiele wspólnego. – uśmiechnął się ciepło nieznajomy – Należę do rasy zwanej Interanami. Wyglądamy jak ludzie, ale dodatkowo natura wyposażyła nas w skrzydła i umiejętność latania.

– Czad!

– Chciałbym was wszystkich serdecznie powitać w moich skromnych progach. Mam na imię Dajen. Wasze imiona znam, więc nie musicie mi się przedstawiać. – Interanin zajął miejsce przy stole – Proszę bardzo, częstujcie się. Na pewno jesteście głodni.

– Jeszcze jak!

Gdy wszyscy się najedli, Dajen zabrał głos:

– Przypuszczam, że wasi opiekunowie poinformowali was, że jesteście w Świecie Wyobraźni. Zapewne wszyscy zastanawiacie się dlaczego tu jesteście.

– Faktycznie to pytanie przeszło nam przez myśl – odezwał się Konrad popijając czerwone wino

– Może najpierw opowiem wam co nieco o tym miejscu. Znajdujecie się w strefie ludzkiej wyobraźni albo, jak wolicie w innym wymiarze czasoprzestrzeni. Być może zetknęliście się kiedyś z twierdzeniem, że myśl ludzka jest energią, podobnie jak cały wszechświat i wszystko co w nim istnieje... – zaczął Dajen

– Przepraszam cię Dajen – odezwał się Marcel – Ale czy to rzeczywiście prawda? Ja zawsze myślałem, że jesteśmy najczystszą chemią. Wszystko co robimy, myślimy, jak wyglądamy to nic innego jak wynik bardzo wielu reakcji chemicznych, które się w nas odbywają.

– Zgadza się. – odparł Dajen – Cała materia zbudowana jest z mniejszych cząsteczek. Cząstki chemiczne zbudowane są z atomów. Dawniej uważano, że atom to najmniejsza cząstka elementarna, ale w miarę rozwoju nauki okazało się, że te niepodzielne cząstki zbudowane są z protonów, neutronów i elektronów. Te z kolei składają się z jeszcze mniejszych cząstek zwanych kwarkami. Gdyby tak kontynuować rozbiór cząstek na coraz mniejsze elementy, w końcu dojdziemy do najczystszej energii. Wynika z tego, że cała materia tak naprawdę jest energią, która swobodnie przepływa przez wielowymiarowy wszechświat. Energia nie ginie, a więc wszystkie nasze myśli, marzenia i pragnienia które przecież nią są także gdzieś muszą istnieć. A wy trafiliście do miejsca, gdzie urzeczywistniły się wszystkie wymysły ludzkie.

– Co to znaczy? – spytała Daria

– To znaczy, że znaleźliście się w wymiarze, w którym zmaterializowały się wszelkie fantazje człowieka. Tutaj spotkacie różne postacie z książek, filmów, horrorów, różne zwierzęta, rośliny, formy życia, a także wszelkie światy które powstały w ludzkich umysłach. Kiedy trochę rozejrzycie się po tym świecie, zachwyci was ta różnorodność.

– Dajen to co mówisz wydaje się tak nieprawdopodobne, że cały czas mam wrażenie, że robisz sobie z nas jaja. – odezwała się Jola

Pozostali przytaknęli jej w milczeniu.

– Nie. Sami się o tym przekonacie kiedy zabiorę was na wycieczkę. Zobaczycie rzeczy i stworzenia, o których nawet wam się nie śniło. A kto wie, może jak się wyrobimy to jeszcze dziś wieczorem pokażę wam kawałeczek naszego niesamowitego świata.

– Dajen jak to możliwe, że ten świat wyobraźni wygląda zupełnie jak nasz normalny? – spytała Rhonda – Przyznaję, że ty jesteś bardzo nietypowy, ale nasze pokoje, ten salon, jedzenie... wszystko jest takie...zwyczajne.

– Przecież te – jak je nazywasz – zwyczajne rzeczy również mają swój początek w ludzkiej wyobraźni, prawda? Nic więc dziwnego, że mają tu swoje zastosowanie. Poza tym chciałem, żebyście poczuli się tu jak w domu. A teraz opowiem wam co nieco o tym niezwykłym miejscu. Świat wyobraźni podzielony jest na 4 strefy. My znajdujemy się w Strefie 1. Strefa 2 obejmuje wszelkie światy literackie. Możecie w niej przenieść się na przykład na zupełnie nieznane planety, do podwodnego królestwa, Świata Dysku, świata Harrego Pottera i wielu innych. Strefa 3 to strefa filmu animowanego. W niej możecie znaleźć wszystkich bohaterów i światy każdego filmu animowanego. Chcecie spotkać się z Simbą, Shrekiem albo Zygzakiem? Żaden problem. W tym świecie wszystko jest możliwe. Strefa 4 obejmuje świat filmów i seriali. Strefa 1 jest największa ze wszystkich i odznacza się największą różnorodnością. Znajdują się tu istoty, rzeczy i twory o których myślą ludzie, którzy nie zajęli się pracą literacką czy filmową i z nikim nie podzielili się swoimi wymysłami. Spotkacie tu najróżniejsze dziwaczne zwierzęta wymyślone przez dzieci, Demony i potwory z najgorszych koszmarów, ale także cudowne zjawiska i piękne stworzenia.

– Więc są 4 strefy? A w jaki sposób można się do nich dostać? – spytał Marcel

– W każdej strefie znajduje się jej jądro, Centrum. Jest to pomieszczenie, w którym są bramy do wszystkich czterech stref. Wystarczy wejść w taką bramę. Ale myślę, że wam nie będzie to na razie potrzebne. Nie zostaliście tu wezwani na wycieczkę.

– No właśnie. Dlaczego się tutaj znaleźliśmy? – spytał Czarek – I co zdecydowało, że wzięliście akurat nas?

– Jesteście tu po to, aby zapobiec katastrofie. W ludzkich umysłach jest tyle zła, że negatywna energia zaczęła się kumulować budując najbardziej złą istotę we wszechświecie. Właściwie nazwanie tego czegoś istotą, to najgorsza pomyłka, bo to po prostu samo jądro zła. Na razie jeszcze nie ma ciała bo skupia się na zbieraniu wystarczającej siły by ostatecznie zapanować nad światem. Ale jest już bardzo silny i zaczyna zbierać swoją armię. Waszym zadaniem jest nie dopuścić do jego ostatecznego ataku.

– W jaki sposób? – jęknęła Jola – Jak grupka siedmiu ludzi poradzi sobie z czymś, czego wy się boicie?

– Wiesz czemu wy musicie to zrobić? – spytał Dajen – Ponieważ zło powstało w umysłach ludzi i przez ludzi musi zostać zniszczone. Zostaliście wybrani, bo wszyscy macie szczególne daty urodzenia. Każde z was urodziło się trzynastego o godzinie siódmej wieczorem.

– Te daty... to przecież tylko numerki. – zaprotestował Damian

– 13 i 7 zawsze były liczbami magicznymi o potężnej mocy. – odparł Dajen

– Nawet jeśli tak, to przecież wszyscy jesteśmy bardzo zwyczajni. – zaoponował Konrad – Jak mamy pokonać to zło?

– Nie pokonacie go. Zło będzie istnieć tak długo, jak długo żyje człowiek. Waszym zadaniem jest je tak osłabić, aby nie mogło zawładnąć światem.

– A jak tego dokonamy?

– Na to pytanie sami będziecie musieli znaleźć odpowiedź. Na pocieszenie mogę wam powiedzieć, że otrzymacie pomoc. Każdemu z was przypisany jest jeden magiczny kamień dający różne nadprzyrodzone zdolności.

– Kiedy dostaniemy te kamyki? – spytał Marcel

– Musicie je znaleźć. Znajdują się gdzieś na terenie naszej strefy, ale ja niestety nie wiem gdzie. Wy dowiecie się tego dzięki snom, tak przynajmniej mówi legenda.

– Jaka legenda? – spytała Daria

– Legenda o Kamieniach i Siedmiu Wybranych.

– Opowiesz nam? – poprosił Czarek

– Jakieś dwa tysiące lat temu zła energia osiągnęła podobny poziom kumulacji jak w tej chwili. Narodził się prawdziwy, rządny absolutnej władzy nad światem potwór. Nastały straszne czasy. Wszyscy mieli jeden prosty wybór: albo podporządkują się Behemotowi – bo tak nazwał siebie ten twór – albo czeka ich straszna śmierć. Ci, którzy próbowali się buntować, szybko przekonali się, że z Behemotem nie ma żartów. Ginęli jeden po drugim okrutną śmiercią. Strefa Wyobraźni stanęła w obliczu klęski. Behemot zamierzał podbić najpierw nasz Świat, by potem mieć łatwy dostęp do pozostałych wymiarów. Rozpętała się straszna wojna. W tym samym czasie, w komnacie Wiedzy Tajemnej zebrali się najwięksi czarodzieje z całego świata by znaleźć jakiś sposób na wyjście z tej okropnej sytuacji. Wspólnie ustalili, że Behemota pokonać mogą jedynie przedstawiciele rasy ludzkiej z waszego wymiaru. Przecież to ich czyny i wyobraźnia przyczyniły się do powstania Behemota – czarodzieje wierzyli więc, że będą mieć moc, która położy kres jego istnieniu. Odwołując się do prastarej magii liczb szybko ustalili, że największą mocą obdarzeni będą urodzeni 13 dnia miesiąca o siódmej wieczorem. Następnie sprowadzili do Świata wyobraźni siedmioro wybranych przez siebie ludzi, w których pokładali wielkie nadzieje. Każdemu z nich przekazali jakieś niezwykłe umiejętności, które miały im pomóc w pokonaniu Behemota. Plan zadziałał. Siedmiu Wybranych poprowadziło ogromną armię do walki z armią Behemota, a kiedy ją pokonali, zajęli się nim samym. Niestety legenda nie mówi w jaki sposób, ale udało im się go pokonać. Behemot zniknął, a w Świecie Wyobraźni znów zapanowała harmonia. Jednak po tym wszystkim czarodzieje uznali, że trzeba zabezpieczyć się na przyszłość. Nie byli głupi i wiedzieli, że ponowne odrodzenie się potwora ze skondensowanej złej energii jest tylko kwestią czasu. Rzucili więc potężne czary, które miały chronić świat przed ponownym narodzeniem się Bestii. W momencie gdy zła energia osiągnęłaby niebezpiecznie wysoki poziom, zaklęcia te miały powołać do życia drużynę siedmiu Wybranych oraz stworzyć siedem potężnych kamieni, w których zaklęte były magiczne moce. Według tej legendy, kamienie miały powstać w dniu narodzin drużyny i każdy z nich powinien nawiązać kontakt z przypisanym mu człowiekiem i we śnie dać mu wskazówki jak ten ma go odnaleźć. Tylko Wybrani mogą dotrzeć do swoich kamieni. Dla innych nie byłyby widoczne. Tak przynajmniej mówi ta legenda. Usłyszałem ją jako mały chłopiec, ale prawdę mówiąc nie bardzo w nią wierzyłem. Dopiero, kiedy wszystko zaczęło dopełniać się na moich oczach, zdałem sobie sprawę z tego, ile w niej jest prawdy. – opowiadał Dajen

– A skąd wiedziałeś, że wkroczymy do waszego świata? – spytał Marcel

– W nocy parę dni przed waszym przybyciem w całym Świecie Wyobraźni rozległ się przedziwny, niezwykle głośny dźwięk. Ci, którzy go słyszeli, natychmiast wyszli na dwór aby zidentyfikować jego źródło. Wówczas na nocnym niebie ukazała się zorza polarna, która zaczęła formować świetliste litery i cyfry. Ułożyły się one w informację, że odrodzenie się zła jest bliskie, w związku z czym do Świata Wyobraźni wkroczy siedmioro Wybranych by chronić nas przed katastrofą. Informacja zawierała dokładną datę i godziny przybycia każdego z was.

– Mam jedno pytanie. Co się stanie z nami po wykonaniu zadania? – spytała Daria

– Będziecie mogli wrócić do swojego świata, swoich rodzin, przyjaciół i swojego życia – odparł Dajen – Będziecie też mogli tutaj wpadać kiedy przyjdzie wam na to ochota!

– A jeśli odmówiłbym udziału w tej misji i chciał wrócić do domu już dzisiaj? – spytał Konrad

– To nie możliwe. – odparł krótko Dajen nie wdając się w szczegóły

Przy stole zapadła cisza. Wszyscy w milczeniu kończyli kolację. W pewnym momencie Jola spytała:

– Dajen mam jeszcze jedno pytanie. Kiedy rozpętała się wichura, która przeniosła mnie do tego świata, na niebie pojawiały się różne znaki. Co one oznaczały?

– To skutek działania magii pradawnych czarodziejów. – odparł Dajen – Były czymś w rodzaju informacji, że właśnie zaczyna się walka ze złem. Rydwan był zapowiedzią wojny, krew i czaszka, wiadomo, mówią że zadanie nie jest łatwe i bardzo ryzykowne. Kometa, podobnie jak Gwiazda Betlejemska była zapowiedzią narodzin, ale tym razem były to narodziny waszej drużyny, a nie Chrystusa.

– A koraliki? – spytał Czarek

– Koraliki to po prostu ciąg powiązanych ze sobą zdarzeń. Symbol tego, że nic nie dzieje się bez przyczyny.

– Zastanawia mnie jeszcze jedna sprawa. – rzekł Czarek – Co z naszymi rodzinami? Przecież nasi bliscy na pewno są przekonani o tym, że nie żyjemy! Możemy ich jakoś powiadomić, że nic nam nie jest?

– To nie będzie konieczne. Gdy wykonacie swoje zadanie, wrócicie do swojego wymiaru dokładnie w tym samym czasie, w którym zniknęliście. Wasi bliscy nawet nie zorientują się, że was nie było.

– Ale moi przyjaciele widzieli te dziwne znaki na niebie i to jak otwiera się portal! – zaoponowała Jola – Na pewno zorientują się, że coś jest nie tak.

– Nie będą tego pamiętać. Wierzcie mi, starożytni czarodzieje pomyśleli o wszystkim.

– Dajen jeszcze jedno chciałbym wiedzieć. Po co nam opiekunowie? Coś nam grozi? – spytał Czarek

– Ależ skąd. Zadaniem waszych opiekunów będzie pilnowanie abyście bezpiecznie poruszali się po naszym świecie. Jesteście tak ważni dla przetrwania nas wszystkich, że musiałem dołożyć wszelkich starań aby przypadkiem nie stało się wam nic złego. Musicie wiedzieć, że w Strefie I istnieje wiele niebezpiecznych stworzeń i zjawisk na które łatwo się natknąć nie znając naszego świata. Replikanci, których wam wyznaczyłem mają dbać o to, byście mogli bezpiecznie poruszać się po Strefie I. A jeśli już któreś z was znalazłoby się w jakiejś niebezpiecznej sytuacji, mają was chronić nawet za cenę własnego życia.

– Replikanci? – nie zrozumiała Rhonda

– Zapewne zauważyliście, że wasi opiekunowie są wyjątkowo potężni. Należą do stworzonej przez nas rasy niezwykle silnych, wytrzymałych i sprawnych fizycznie ludzi. Doskonale spisują się jako wojownicy czy robotnicy fizyczni. Przy nich możecie czuć się bezpiecznie. – wyjaśnił Dajen

– My może tak, ale dziewczyny? Co by powstrzymało takiego gdyby naszła go ochota na seks z którąś z nich? – zauważył Marcel

– A skąd wiesz jakie są ich preferencje seksualne? – wtrąciła Daria – Może wolą chłopców?

– Ty wypluj to słowo! – udał przestraszonego Damian

– Spokojnie. Replikanci doskonale wiedzą co jest dozwolone a co kategorycznie zakazane i na pewno nie zrobią niczego niestosownego. Mają was chronić przed niebezpieczeństwami i nic więcej. – uspokoił ich Dajen – A więc możecie być spokojni. Jeśli nie macie więcej pytań to proponuję, żeby każde z was powiedziało coś o sobie. Spędzicie razem sporo czasu więc dobrze by było gdybyście trochę się poznali.

– Dobry pomysł. Kto zaczyna? – spytała Daria

– Kobiety mają pierwszeństwo.

– Skoro już jesteś przy głosie to może ty zaczniesz – dodał Konrad

– No dobrze. Co chcecie o mnie wiedzieć?

– Czy masz faceta – wyrwało się Damianowi – Oczywiście to pytanie chciałbym zadać każdej z obecnych tu pań – puścił po oczku Joli i Rhondzie

Wszyscy roześmiali się na tę uwagę, a Daria rzekła:

– Zmartwię cię Damianku, ale mam.

– Chłopak to jeszcze nie mąż! Zawsze można wymienić go na lepszy model.

– A ten lepszy model to ty, zgadza się? – roześmiała się Rhonda

– Ty to powiedziałaś maleńka.

Daria całkiem rozluźniona żartami Damiana krótko opowiedziała o sobie. Pochodziła z niezamożnej rodziny, miała starszych o dwa lata braci – bliźniaków, którzy zabierali ją na imprezy odkąd skończyła 16 lat. Na jednej z takich imprez poznała Krzyśka – swojego obecnego chłopaka. Krzysiek był od niej starszy 4 lata i kiedy go poznała studiował psychologię Za jego namową Daria również wybrała sobie ten kierunek studiów i obecnie była na trzecim roku. Jej największą pasją była opera. Daria krótko opowiedziała im jak wielkie przeżycia wywołują w niej takie spektakle i poskarżyła się, że rzadko może ich doświadczać jako że Krzysiek nie cierpi – jak to określał „tego wycia" – i wyciągnięcie go na przedstawienie graniczyło z cudem. Kiedy szedł z nią do opery, robił to tylko dla niej. Widziała jednak, że dla niego były to trzy godziny prawdziwej męki, dlatego przestała prosić Krzyśka by jej towarzyszył. Niestety oznaczało to, że mogła cieszyć się operą wyłącznie w zaciszu swojego mieszkania i to tylko wtedy, gdy była w nim sama.

– Ja na twoim miejscu nie rezygnowałabym z przyjemności – zauważyła trzeźwo Jola – Skoro Krzysiek nie chce z tobą chodzić do opery, musisz znaleźć sobie kogoś innego do towarzystwa.

– Nie znasz Krzyśka! Jest o mnie strasznie zazdrosny! Nie pozwoliłby żebym gdzieś wyszła z innym facetem, nawet jeśli to byłby kolega z pracy. A tak się złożyło, że nie mam koleżanek, które lubiłyby operę.

– No to ja nie miałabym żadnych skrupułów i ciągałabym go ze sobą po wszystkich operach – roześmiała się Rhonda – Może w końcu by zmiękł!

– Taki miałam plan, ale... w ramach rekompensaty za te wieczory w operze Krzysiek ciągnął mnie na mecze piłki nożnej. Po dwóch takich wyjściach miałam tego serdecznie dość! Nie rozumiem co faceci widzą w tej śmiesznej grze!

– Śmiesznej? – oburzyli się mężczyźni siedzący przy stole – No wiesz?

– Spójrzcie na to z boku: kilkunastu dorosłych facetów biega jak psy za piłką, a publiczność która to ogląda omal nie wylezie ze skóry!

– Ty wiesz, że masz rację? – roześmiały się Rhonda i Jola

– Nie macie za grosz ducha sportu. – rzekł Konrad

– To straszna tragedia co nie dziewczyny? – wszystkie trzy znowu się roześmiały

Jako druga opowiadała o sobie Jola. Zaskoczyła wszystkich, kiedy powiedziała im, że jest pirotechnikiem i pracuje w firmie organizującej pokazy sztucznych ogni. Jako dziecko chciała być lekarzem, ale zmieniła zdanie po tym jak zobaczyła przepiękny pokaz fajerwerków zorganizowany z okazji obchodów dni jej miasta. Od tego czasu marzyła o tym, by samemu tworzyć takie niesamowite widowiska. Po zdaniu matury skontaktowała się z właścicielem jednej z firm zajmującej się pirotechniką widowiskową aby dowiedzieć się jakie uprawnienia musi zdobyć, by móc pracować z materiałami wybuchowymi. Właśnie w tej firmie poznała Darka, z którym się zaprzyjaźniła. Chłopak zabierał ją na organizowane przez firmę pokazy, powoli wprowadzał w świat pirotechniki. Jednocześnie dziewczyna zapisała się na wymagane kursy. Gdy je ukończyła, z pomocą Darka udało jej się dostać do firmy. Z początku jej rola ograniczała się do kontaktów z klientami, z którymi ustalała ceny i dowiadywała się jakie mają wymagania. W wolnych chwilach pomagała Darkowi w tworzeniu choreografii pokazów, aż w końcu szef docenił jej umiejętności i awansował Darka na kierownika nadzorującego pokazy, a Joli dostało się stanowisko choreografa. Już pierwszy pokaz, który przygotowała pokazał jak wielki ma talent. Jola sama przyznała, że kocha swoją pracę i wie, że wykonuje ją dobrze, jakkolwiek zarozumiale by to nie zabrzmiało. Jeszcze bardziej zaskoczyła wszystkich opowiadając o swojej drugiej pasji którą były burze. Dziewczyna zgłębiała wiedzę na temat tych groźnych zjawisk atmosferycznych a w sezonie burzowym fotografowała chmury, pioruny, a także filmowała burze. Jej marzeniem był wyjazd do Stanów Zjednoczonych i wspólna podróż z profesjonalnymi Łowcami Burz amerykańską Aleją Tornad. Pragnęła na własne oczy zobaczyć trąbę powietrzną.

– W naszym świecie będziesz mogła spełnić swoje marzenie. – uśmiechnął się do niej Dajen

– To znaczy?

– Gwałtowne burze z tornadami nie są u nas rzadkością. Poza tym będziesz mogła odwiedzić Thunderland. To raj dla miłośników gwałtownych zjawisk atmosferycznych. Ściągają tam pasjonaci twojego pokroju. – wyjaśnił Interanin

– Bomba! Na pewno tam pojadę! – ucieszyła się Jola

– Nie tak prędko! To bardzo niebezpieczne miejsce. Lepiej, żebyś nie narażała się niepotrzebnie na niebezpieczeństwo. Twój opiekun jest bardzo silny, ale nie da rady obronić cię przed potęgą natury. – ostudził jej zapędy Dajen

– Ale gdybym wybrała się tam z profesjonalistami... - zaczęła Jola, ale Dajen wpadł jej w słowo:

– Jolu najpierw musisz skupić się na odnalezieniu twojego kamienia. To powinien być twój priorytet. Na spełnianie marzeń jeszcze przyjdzie czas.

– No dobrze. – dziewczyna postanowiła nie wdawać się w dalszą dyskusję z Dajenem.

Po Joli głos zabrała Rhonda. Dziewczyna była na 5 roku biologii na wydziale mikrobiologicznym. Swoją przyszłość wiązała z wirusologią. Przedmiotem jej zainteresowań były najbardziej zabójcze wirusy. Dziewczyna była jedynaczką i rodzice zawsze starali się by miała wszystko, czego tylko zapragnie.

– Jako jedynaczka pewnie masz niezły charakterek. – wpadł jej w słowo Konrad

– Nie martwcie się, nie jestem rasową jedynaczką. – uśmiechnęła się Rhonda – Potrafię dzielić się z innymi i normalnie funkcjonować w społeczeństwie. Dzięki mojej mamie. Potrafiła zapewnić mi wszystko to, czego sama nie miała, a o czym marzyła, jednocześnie nie psując mi charakteru. Jestem jej bardzo wdzięczna za to, że wychowała mnie na człowieka, a nie samoluba. Zawsze powtarzała mi: „Pamiętaj żeby zawsze postawić się na miejscu innej osoby. Nawet jeśli uważasz, że nie ma racji, sytuacja może się diametralnie zmienić, kiedy spojrzysz na sprawy z drugiej strony". To była jej fundamentalna nauka. Wierzcie lub nie, ale to naprawdę pomogło mi w życiu. No to teraz wy chłopcy. Co nam o sobie powiecie?

Pierwszy zaczął mówić Konrad. Był studentem 2 roku informatyki. Pochodził z rozbitej rodziny. Jego ojciec zostawił matkę dla młodszej kobiety, ale pozostało mu na tyle przyzwoitości, że przynajmniej płacił alimenty. Konrad miał młodszą o dwa lata siostrę, którą często się opiekował. Matka harowała od rana do wieczora żeby tyko zapewnić im w miarę normalny byt. Konrad pomagał jej jak mógł. W weekendy dorabiał sobie na giełdzie komputerowej, a to, co zarobił szło na wspólne wydatki rodziny. Z tego co mówił Konrad, nie miał szczęścia do dziewczyn. Chociaż z początku wydawały się nim wprost oczarowane, to kiedy dowiadywały się, że nie ma samochodu i kasy natychmiast go zostawiały.

– Nie rozumiem. Kiedyś liczyły się uczucia, a teraz większość dziewczyn patrzy tylko na to jak złapać dzianego faceta. Mówi się, że to my jesteśmy takimi potworami, ale moim zdaniem dziewczyny nam dorównują na każdej płaszczyźnie życia.

– W końcu mamy równouprawnienie. – wtrącił Damian

– Nie możesz tak wszystkiego generalizować – odezwała się Daria – Nie wszystkie dziewczyny takie są. Jak sam zauważyłeś, po prostu miałeś pecha i trafiałeś na wyjątkowo wyrachowane i interesowne laski. To wszystko. Ja nigdy nie poleciałabym na faceta tylko dla kasy.

– Ja też nie. Co z tego, że miałby kasę, niezłą furę skoro byłby skończonym dupkiem, który myśli, że za pieniądze może kupić wszystko? – dodała Jola – Zapewniam cię, że jest wiele dziewczyn, które myślą podobnie jak my. Jeszcze trafisz na swoją!

– A jak nie to Damian może dać ci lekcję bajeru. – roześmiała się Rhonda

– O nie. Nie dzielę się moimi sekretami z konkurencją! – uśmiechnął się Damian

– A co ty o sobie powiesz? – spytał go Czarek

– W tej chwili studiuję na 4 roku zarządzanie i marketing. W przyszłości chciałbym rozkręcić jakiś biznes, żebym nie dorabiał jakiegoś kapitalistycznego krwiopijcy.

– Nie chcę nic mówić, ale ty sam będziesz wtedy kapitalistycznym krwiopijcą. – roześmiał się Marcel

– Ale będę starał się być dobrym szefem, który odpowiednio zadba o swoich pracowników.

– A masz już pomysł jaki to będzie biznes? – spytała Jola

– Jeszcze nie. Mam parę pomysłów, ale na razie na żaden się nie zdecydowałem. Moim marzeniem jest stworzyć ogromny kompleks rozrywkowy. Mam na myśli puby, kręgielnie i dyskoteki w jednym miejscu.

– A gdzie mieszkasz?

– W Krakowie.

– Świetna lokalizacja! Zarabiałbyś na turystach przez cały rok! – odparł Konrad

– Ale to wszystko jest jeszcze do przemyślenia. Muszę opracować dokładny biznes plan, zorientować się w kosztach jakie poniosę... to wszystko nie jest takie proste, niestety... do biznesu trzeba mieć łeb!

– A skąd zdobędziesz środki potrzebne do uruchomienia tego interesu?

– Są różne programy wspomagania kreatywnych przedsiębiorców, zawsze można wziąć kredyt a poza tym liczę też na los.

– Jak to?

– Gram trochę na giełdzie i jak dotąd całkiem nieźle mi to wychodziło. Poza tym czasami obstawiam wyniki na wyścigach konnych. Jak ma się szczęście można wygrać niezłą kasę. Raz zgarnąłem nawet 5000 zł.

– Czy taka gra na giełdzie jest bardzo trudna? – spytał Czarek

– Trudna? Nieee... tylko trzeba dobrze znać prawa nią rządzące, żeby dobrze inwestować. Niektórzy inwestują w coś, a potem zamiast zarabiać – tracą. Jednak oprócz tej wiedzy ważniejszy jest też instynkt giełdowy, a tego niestety nie da się nauczyć. Z tym trzeba się urodzić.

– Ech, szkoda... Sam chętnie bym pograł na giełdzie, ale kompletnie się na tym nie znam... - westchnął Czarek

Czarek jako następny zaczął opowiadać o sobie. Okazało się, że w tym roku obchodził 10 rocznicę ślubu. Miał troje dzieci: dwóch synów - bliźniaków obecnie uczęszczających do szóstej klasy podstawówki, oraz czteroletnią córeczkę. Na co dzień Czarek pracował jako ratownik medyczny w Warszawie. Oprócz pracy miał też hobby. Wraz z żoną ukończył kurs latania na motolotni i jak tylko mieli okazję, wybierali się na powietrzną przygodę. Czarek opowiedział im, że to właśnie na kursie latania poznał Mariolę – swoją żonę.

– Wiecie, to było jak rażenie pioruna. Jeden jedyny raz spojrzeliśmy na siebie i od razu wiedzieliśmy, że jesteśmy sobie przeznaczeni – uśmiechnął się Czarek – Nie znaliśmy się, a mimo to wiedzieliśmy, że będziemy razem. Dacie wiarę? Ja nigdy nie wierzyłem w przeznaczenie ani miłość od pierwszego wejrzenia, a okazało się, że sam jej doświadczyłem! Na szczęście z wzajemnością. Zacząłem spotykać się z Mariolą. Była moim ideałem kobiety. Drobna, delikatna szatynka o długich, kręconych włosach. Mogłem godzinami patrzeć w jej zielone oczy. Miały tak niesamowicie intensywny kolor, że z początku myślałem, że nosi szkła kontaktowe. Poza tym była żywiołowa, energiczna i pociągała ją przygoda, dokładnie tak samo jak mnie. Spędziliśmy wiele szczęśliwych godzin w powietrzu. Gdyby nie to zamiłowanie do latania, moglibyśmy się nigdy nie spotkać. Aż dreszcze mnie przechodzą, kiedy o tym pomyślę, bo pomimo długiego stażu w małżeństwie jesteśmy naprawdę szczęśliwi.

– To znaczy, że zmieniacie statystykę. Podobno po ślubie wszystko się psuje. – odezwał się Marcel

– Nie, to nie chodzi o ślub sam w sobie. To, że małżeństwa się rozpadają wynika tylko i wyłącznie z błędów popełnianych przez małżonków. Otóż, kiedy nowożeńcy mają już ten dokument zapewniający, że są mężem i żoną, w pewnym momencie zdają sobie sprawę, że należą już do siebie i nagle przestają starać się o swoje względy. Nie okazują już sobie uczuć, przynajmniej nie tak, jak za czasów narzeczeństwa. Pojawiają się pierwsze problemy, których nie potrafią zgodnie rozwiązać. W ich życie powoli wdziera się rutyna, która potrafi zabić każdy, nawet najbardziej udany związek.

– Więc jak wam udało się to przetrwać? – spytała Daria

– Jak? Nie przestaliśmy zabiegać o swoje względy. Dużo rozmawialiśmy. Nigdy nie ukrywaliśmy przed sobą swoich pragnień, obaw i poglądów. A kiedy pojawiał się jakiś problem rozmawialiśmy o nim, aż udało nam się znaleźć rozwiązanie. W małżeństwie często trzeba iść na kompromis. To nie żadna oznaka słabości czy uległości. Czasami trzeba z czegoś zrezygnować dla wspólnego dobra, ale wierzcie mi, że to naprawdę się opłaca. Pamiętajcie, że tajemnica udanego związku tkwi w rozmowie i szczerości. Nie ma innej drogi. To, że teraz jest tyle rozwodów wynika jedynie z faktu, że ludzie nie potrafią albo nie mają odwagi ze sobą rozmawiać. Poza tym dochodzi jeszcze coś takiego, co ja określam jako błędy przedmałżeńskie, czyli np. zawarcie związku małżeńskiego z tzw. rozsądku, albo przez zwykłą wpadkę. Często też ludzie oszukują samych siebie wmawiając sobie, że „to właśnie ta osoba" bo boją się zostać sami, podczas gdy tak naprawdę nie kochają. Oczywiście nie można niczego generalizować, bo zdarza się, że te czynniki nie przeszkadzają w utrzymaniu naprawdę szczęśliwego związku.

– Kiedy opowiadasz o swoim małżeństwie odnoszę wrażenie, że jest ono idealne. Powiedz, nigdy nie kłócisz się z żoną? – spytał Marcel

– Oczywiście że czasami się kłócimy. Tego nie da się uniknąć, ale w związku nawet kłótnie są potrzebne by rozładować napiętą atmosferę. Poza tym godzenie się po awanturze to coś niebywale przyjemnego! – odparł Czarek

Po Czarku głos zabrał Marcel. Chłopak był na czwartym roku medycyny. Od dziecka pragnął zostać lekarzem pomimo, że rodzice, którzy prowadzili własną firmę starali się nakłonić go by poszedł na ekonomię by w przyszłości przejąć interes. Jednak Marcel nie zamierzał robić w życiu czegoś, do czego nie miał przekonania i co tak naprawdę go nudziło. Bez wiedzy rodziców zdawał egzaminy na akademię medyczną. Dostał się za pierwszym podejściem i dopiero gdy złożył wszystkie dokumenty na uczelnię i został wpisany na listę studentów, poinformował o tym rodziców. Z początku zrobili mu wielką awanturę, ale kiedy pogodzili się z tym, że ich syn będzie lekarzem, byli nawet zadowoleni. W końcu to nadal bardzo prestiżowy zawód! Tyle, że Marcelowi nie zależało na żadnym prestiżu. Po prostu pasjonowała go fizjologia i anatomia, wydział medyczny był więc dla niego idealnym miejscem.

– Czy to prawda, że pierwsze zajęcia w prosektorium to dla studentów ogromny szok? – spytała Rhonda

– Dla większości ludzi to faktycznie szok. Widok sali sekcyjnej, specyficzny zapach formaliny, pozszywane wielokrotnie ciała ludzkie leżące na stołach... zwykle najgorszy jest widok twarzy. Gdyby twarz była zakryta nie byłoby w tym wszystkim nic strasznego. Ale największych wrażeń dostarczają zwykle starsi koledzy z wydziału. Pamiętam jak po raz pierwszy weszliśmy do prosektorium. Przy stole stojącym w głębi pomieszczenia stało czterech studentów: trzech chłopaków i dziewczyna. Na stole leżało rozkrojone ciało, a oni zagłębiali w nim łyżki, po czym wkładali do ust jakąś ciemnoczerwoną masę. Pamiętam, że ku uciesze tamtych studentów ponad połowa osób z naszej grupy zemdlała, paru osobom zrobiło się niedobrze, a tylko nieliczni zachowali zimną krew. Podeszliśmy do nich i co się okazało? Jama brzuszna była opróżniona z narządów wewnętrznych, a oni wstawili tam słoiczek z dżemem wiśniowym i jedli go w najlepsze!

– Stary numer! – roześmiał się Konrad – Siostra mojego znajomego skończyła medycynę i opowiadała nam jak kiedyś w ten sposób załatwili nowicjuszy! Mieli niezły ubaw! Śmiała się, że co roku organizują taki „chrzest".

– Przynajmniej jest wesoło – roześmiała się Jola

– Za to u nas robi się smutno przez to wspominanie. – odezwał się Konrad – Proponuję coś zrobić.

– Macie ochotę na małą wycieczkę? – spytał Dajen – Wprawdzie jest już ciemno, ale przynajmniej poznacie najbliższą okolicę.

– Pewnie że idziemy! – rzekła Rhonda natychmiast wstając od stołu

Pozostali poszli za jej przykładem. Dajen wyprowadził ich z budynku i znaleźli się w dużym ogrodzie. Natychmiast rzucił im się w oczy ogromny księżyc. Cały ogród tonął w jego srebrzystym blasku. Pomimo jasności księżyca gwiazdy nie wydawały się wcale blade. Wyglądały jak błyszczące brylanciki rozrzucone na ciemnoniebieskim atłasie.

– Macie szczęście. Dzisiaj jest pełnia – uśmiechnął się Dajen

– Jak pięknie... – szepnęła Jola

– Zobaczycie jeszcze piękniejsze rzeczy. – odparł Interanin i poprowadził ich ścieżką w głąb ogrodu, który stopniowo zaczynał przechodzić w las. – Dla waszej wiadomości, mieszkacie w samym jądrze strefy, gdyby więc kiedykolwiek zdarzyło wam się zgubić, zawsze pytajcie o Centrum, na pewno każdy poda wam jego lokalizację.

Las do którego weszli wyglądał zupełnie zwyczajnie. Jedynie poświata księżyca nadawała mu nieco tajemniczy wygląd, ale poza tym niczym się nie różnił od lasów jakie znali. Byli pewni, że przy takim świetle wyglądałyby dokładnie tak samo jak ten. Jola szła tuż obok Marcela, który badawczo rozglądał się dookoła. W pewnym momencie zaczął zbaczać z trasy, którą prowadził ich Dajen. Jola podążyła jego śladem i po chwili oboje zniknęli w gęstwinie młodych brzózek. Marcel, który widział, że Jola idzie za nim przystanął na chwilę i poczekał, aż dziewczyna się z nim zrówna.

– A wydawało mi się, że jesteś takim grzecznym chłopcem – uśmiechnęła się Jola

– Pozory mylą – odparł Marcel uśmiechając się do niej promiennie – Co powiesz na niezorganizowaną wycieczkę?

– Jestem absolutnie za – odparła Jola – Dajen na pewno poprowadzi wszystkich wyłącznie wytyczoną trasą, a potem każe im wracać do pokoi. A ja strasznie chciałabym zobaczyć te cudowne stworzenia o których nam wspominał.

– Jolka, popatrz tam – Marcel wskazał jej kierunek – Czy to świetliki?

W oddali zobaczyli dwa punkciki światła. Jeden był zielony, a drugi błękitny. Krążyły wokół siebie jakby w tańcu.

– Zawsze myślałam, że świetliki mają żółte światełko. – odparła Jola

Kiedy zaczęli podążać w tamtą stronę, świetliste punkty zaczęły się od nich oddalać. Sposobem poruszania się rzeczywiście przypominały owady, ale Jola nie była pewna, czy to robaczki świętojańskie. Kiedy zafascynowani podążali za świetlistymi punkcikami, nagle pomiędzy drzewami mignęła im jakaś istota. W pierwszej chwili pomyśleli, że to duch, ponieważ istota ta promieniowała delikatnym, fioletowo-błękitnym blaskiem i poruszała się w powietrzu. Po chwili do ich uszu dotarł czysty śmiech jakiejś dziewczyny i jej wołanie:

– Hexagen wyhamuj!

Jakiś męski głos odpowiedział:

– Przecież nikogo tu nie ma, skarbie!

– Halo, jest tu kto? – spytał Marcel

Po chwili zza pobliskich krzaków wyleciały dwie postacie. Były niezwykłe. Oboje niewielkiego wzrostu, nie mogli mieć więcej niż metr. Od pasa w górę wyglądali zupełnie jak ludzie, a dolna część ich ciała skojarzyła się Joli z syrenami. Tyle, że te stworzenia nie były nimi. Jola i Marcel od razu zauważyli, że dół ciała nieznajomych choć mienił się srebrzyście w księżycowym świetle, nie był pokryty łuską. Zwężał się tak, jak syreni ogon, ale przy końcu zamiast płetwy znajdowały się spore wiatraczki, które obracając się w zawrotnym tempie utrzymywały obie postacie w powietrzu. Jola przyglądała się obojgu w osłupieniu. Mieli przepiękne twarze. Dziewczyna miała długie, lekko kręcone, złocistopomarańczowe włosy. Jej oczy leciutko opalizowały w ciemności seledynowo-zielonym blaskiem. Jola nie mogła nie zauważyć, że jej źrenice są niezwykle duże. Nieznajoma miała na sobie bardzo obcisłe wdzianko, które mieniło się w księżycowym blasku. Strój ten był bardzo skąpy, ledwo zakrywał pełne piersi dziewczyny i jej biodra. Natomiast chłopak nie miał nic na sobie, chyba głównie dlatego, że na jego ciele nie było cech, które musiałby ukrywać. Miał ciemne, lekko falujące włosy i opalizujące na niebiesko oczy. On także miał bardzo szerokie źrenice. Jola zauważyła, że miał bardzo harmonijną budowę, a wspaniale zbudowana klatka piersiowa porośnięta była ciemnymi włoskami.

– Kim jesteście? – spytała Jola nieznajomych

– Od razu widać, że to wy jesteście tymi nowicjuszami, których ściągnęli do naszego świata! – uśmiechnęła się dziewczyna – Ja mam na imię Enigma, a to mój facet, Hexagen. Jesteśmy Hormonami.

– Wybaczcie, ale jesteście ciut za duzi na związki chemiczne. – odparł Marcel

– Bo nie jesteśmy nimi! – roześmiała się Enigma

– Więc skąd ta nazwa?

– Bo jesteśmy bardzo energiczni i żywiołowi, uwielbiamy zabawę i potrafimy każdemu polepszyć nastrój. – odparł Hexagen – Potrafimy rozruszać nawet największego sztywniaka. Nie wiem, czy wiecie, ale z greckiego hormao oznacza pobudzenie. Ktoś sobie wymyślił, że ta fizjologiczna nazwa bardzo dobrze do nas pasuje i tak nas nazwał. A wy co tu robicie? – spytał Hexagen – Czyżby zebrało się wam na chwilę samotności we dwoje?

– Chcieliśmy trochę pozwiedzać. – odparł Marcel – I jak na razie warto było odłączyć się od grupy.

– Kiedy zobaczyłam jedno z was, wydawało mi się, że świeci fioletowo-błękitnym światłem – rzekła Jola

– To Hexagen. – odparła Enigma – Musicie wiedzieć, że cechuje nas ogromna aktywność seksualna. Kiedy jesteśmy podnieceni rozszerzają nam się źrenice i zaczynamy świecić. Kolor wydzielanego światła zależy od osobnika. Ja na przykład świecę na błękitno-zielono.

– Z tego wnioskuję, że Hexagen jeszcze cię nie rozpalił. – uśmiechnął się Marcel

– Nie lubię robić tego w lesie – odparła beztrosko Enigma

Nagle obok nich przemknęło kilka zielonych, fioletowych, czerwonych i błękitnych światełek.

– To znowu te światełka! – rzekła Jola

– Punkciki szykują się do tańca światła. – odezwał się Hexagen

– A więc one tak się nazywają? Co to za stworzenia? – spytał Marcel

– Właściwie to nikt tego nie wie. Jeszcze nikomu nie zdarzyło się oglądać punkcika z bliska. Z pewnej odległości wydaje się po prostu kuleczką światła – odparła Enigma – A czym są, pozostaje dla nas zagadką.

– Wspominałeś o jakimś tańcu światła. Co to takiego? – spytał Marcel

– To niesamowite widowisko – odparł Hexagen – Miliardy punkcików zbierają się w jednym miejscu i łączą się w pary. Ale zanim to nastąpi, muszą wybrać sobie partnerów. Krążą więc ponad ziemią tworząc przeróżne figury i konstelacje. Takiej nocy niebo rozjaśnia się milionami kolorów. To niezapomniane przeżycie. Nazywamy to tańcem światła.

– Cholera, ten świat rzeczywiście musi mieć wiele pięknych i niezwykłych zjawisk! – rzekła Jola

– Rzeczywiście – odparł Hexagen – Jeśli chcecie, poinformujemy was, kiedy zacznie się taniec światła. Przypuszczam, że chętnie to obejrzycie.

– Jasne, dzięki! – rzekł Marcel

– No cóż, nie będziemy was dłużej zatrzymywać – uśmiechnęła się Jola – Pewnie macie ciekawsze zajęcia niż rozmowa z takimi nowicjuszami jak my! Mam tylko nadzieję, że spotkamy się jeszcze. Na pewno moglibyście pokazać nam wiele ciekawych rzeczy.

– Macie to jak w banku! – odparła Enigma – Mieszkacie w Centrum, prawda?

– Tak.

– No to wpadniemy do was co jakiś czas. – rzekł Hexagen

– W takim razie do zobaczenia!

Hormony odleciały w gęstwinę. Pomimo, że rozmawiając z Jolą i Marcelem unosiły się pionowo, podczas lotu poruszały się w poziomie. Marcel i Jola mieli właśnie iść dalej, kiedy nagle tuż za nimi wylądował Dajen. Wyglądał na zdenerwowanego.

– Dlaczego nie pilnujecie się grupy? – skarcił ich jak małe dzieci – Wiecie jakiego strachu się przez was najadłem?

– My... tak zajęliśmy się rozmową, że najpierw zostaliśmy w tyle, a potem naszą uwagę zwróciły światełka w lesie, chcieliśmy sprawdzić co tam jest i widocznie wtedy odłączyliśmy się od grupy – Jola kłamała bez mrugnięcia okiem - Nie gniewaj się na nas Dajen.

– Już dobrze. – uśmiechnął się do niej Dajen – Nie gniewam się. Po prostu martwiłem się o was. Te lasy nie należą do najbezpieczniejszych. Gdybyście natknęli się na porfira, na pewno nie uszlibyście z życiem.

– Porfir?

– To okropny stwór. Jego największą pasją jest zabijanie, a robi to w wyjątkowo okrutny sposób. Nie bawi się w skręcanie karku, albo rozrywanie tętnicy, tylko od razu przechodzi do uczty. Rozszarpuje brzuch albo klatkę piersiową i pożera ofiarę żywcem. A jeśli akurat nie jest głodny, to po prostu bawi się w rozrywanie ofiary na strzępy.

Joli aż ciarki przeszły po plecach, kiedy wyobraziła sobie, że coś takiego mogło spotkać ich w tym na pozór cichym i spokojnym lesie. Natychmiast zapragnęła znaleźć się w swoim pokoju.

– Wracamy do Centrum? – spytała

– Tak. Jutro będziecie mogli zobaczyć nieco więcej, choć w naszym świecie najpiękniej jest nocą.

– Spotkaliśmy Hormony. – odezwała się Jola kiedy wracali do pozostałych

– Hormony? Tak, wszędzie ich pełno. To jedna z najliczniejszych ras w naszej strefie. Nic dziwnego, skoro najchętniej nie wychodziłyby z łóżka.

Pomiędzy drzewami dostrzegli sylwetki pozostałych wycieczkowiczów. Dołączyli do nich i wszyscy razem wrócili do Centrum. Marcel i Jola szli razem z tyłu i co chwila wymieniali porozumiewawcze spojrzenia. W pewnym momencie Marcel uśmiechnął się do niej i szepnął:

– Nie sądziłem, że taka słodka dziewczyna jak ty potrafi tak zręcznie kłamać.

– Wielu rzeczy jeszcze o mnie nie wiesz. – uśmiechnęła się Jola

– Dajen może zrobimy jakąś imprezkę? – spytała Rhonda podchodząc do Interanina

– To bardzo dobry pomysł Rhonda, ale nie dzisiaj. – uśmiechnął się Dajen – Musicie jak najszybciej odnaleźć wasze kamienie, a to oznacza, że powinniście dużo spać.

– Ale my nie jesteśmy wcale zmęczeni! – zaoponował Damian

– W pokojach czekają na was specjalne tabletki nasenne. Zapewniam was, że po nich natychmiast zaśniecie.

– Ale ja nie pamiętam swoich snów. – odezwała się nagle Daria

– Już kamień się o to postara, żebyś zapamiętała. – uśmiechnął się Dajen

– Mam pytanie. Co jutro będziemy robić? – chciał wiedzieć Konrad

– Śniadanie będzie o dziesiątej, a potem sami zdecydujecie jak chcecie spędzić dzień. Wasi opiekunowie na pewno pomogą wam podjąć decyzję.

Kiedy dotarli do Centrum, wszyscy powiedzieli sobie dobranoc i rozeszli się do swoich pokojów. Najchętniej zostaliby razem, żeby się lepiej poznać, ale wiedzieli, że odnalezienie swoich opiekuńczych kamieni jest w tym wypadku ważniejsze, dlatego nikt nie sprzeciwiał się zbytnio decyzji Dajena. Kiedy tylko Jola znalazła się w swoim pokoju, podeszła do nocnej szafki, żeby wziąć tabletkę nasenną, ale zdecydowała, że najpierw spróbuje zasnąć bez leku. Poszła do łazienki rozebrać się i zmyć makijaż, a kiedy wróciła do pokoju, zaczęła dokładniej go oglądać. Wcześniej nie zauważyła, że stoi tam mnóstwo ozdobnych świeczników, jakie uwielbiała. W domu miała ich sporą kolekcję. Zobaczyła też, że ma wieżę stereo. Podeszła do niej i włączyła zasilanie. Na niewielkim elektronicznym wyświetlaczu do złudzenia przypominającym komputerową playlistę ukazała się imponująca kolekcja różnych piosenek. Jolę zdumiało to, że zna te wszystkie zespoły i utwory i – co więcej – są to jej ulubione. Wszystko wskazywało na to, że ktoś, kto urządzał ten pokój doskonale ją znał. W pierwszej chwili zaniepokoiło ją to, ale potem doszła do wniosku, że koniec końców to nic złego, że organizatorzy tej przymusowej wycieczki starali się stworzyć jej warunki jak najbardziej zbliżone do jej normalnego domu. Szybko skomponowała playlistę „na noc" i zapaliwszy kilka świeczek ustawiła je w ozdobnych lampkach i położyła się do łóżka. Wsłuchując się w spokojną muzykę próbowała się odprężyć, wyciszyć, ale nie za bardzo jej się to udawało. Myślała o czekającym ją zadaniu, a perspektywa spotkania oko w oko ze skondensowanym złem nie była zbyt kusząca. Całe szczęście, że oprócz niej było jeszcze sześć osób. Właściwie wszystkich zdążyła już polubić, choć tak naprawdę się nie znali. Każda z tych osób była wielką indywidualnością, to Jola zauważyła od razu, ale towarzystwo właśnie takich ludzi najlepiej jej odpowiadało. Potem dziewczyna na nowo zaczęła rozpamiętywać to, czego dowiedzieli się przy kolacji. Są w świecie, gdzie wszystko jest możliwe. To niosło ze sobą ogromne możliwości. Ale i wielkie zagrożenia. Dziewczyna wolała nie myśleć, co może ich tu spotkać. Próbowała uspokoić myśli kłębiące jej się w głowie, jednak była zbyt podniecona by zasnąć. Wstała z łóżka i wyszła na niewielki taras przylegający do jej pokoju. Rozciągał się z niego widok na przepiękny ogród w tej chwili skąpany w srebrzystym świetle księżyca. Nad niewielkimi oczkami wodnymi krążyły różnokolorowe punkciki. Dziewczyna oparła się o barierkę i podziwiała przepiękny widok. Patrzyła na rozgwieżdżone niebo, rozkoszowała się delikatnymi podmuchami nocnej bryzy. Nagle przyszła jej ochota na spacer. Odrobinę świeżego powietrza przed snem mogła jej tylko wyjść na dobre. Jola nałożyła na siebie czerwony, satynowy szlafroczek, który znalazła w swojej garderobie i po cichu opuściła swój pokój. Korytarze Centrum oświetlały w tej chwili fosforyzujące na niebiesko kryształy. Wszędzie było cicho i pusto. Bez problemu dziewczyna wydostała się do ogrodu i ruszyła przed siebie. Nagle usłyszała za sobą czyjeś kroki. Odwróciła się przestraszona i natychmiast jej ulżyło, kiedy zobaczyła, że idzie za nią Rhonda. Dziewczyna nadal ubrana była w tę samą suknię, co na kolacji.

– Co ty tu robisz? – spytała Jola

– Chciałam zapytać cię dokładnie o to samo. – uśmiechnęła się Rhonda – Co jest, nie możesz spać?

– No jakoś nie bardzo. Pomyślałam sobie, że spacer dobrze mi zrobi.

– Dokładnie to samo przyszło mi do głowy. Jestem tak podekscytowana tym wszystkim, że za cholerę nie mogłam zasnąć. A nie chcę truć się jakimiś tabletkami nasennymi.

– Ja też nie.

Dziewczyny ruszyły alejką prowadzącą na tyły budynku. Wypielęgnowany ogród stopniowo ustępował miejsca dziko rosnącej roślinności. Wyglądało to tak, jakby otaczająca Centrum puszcza powoli zaczęła wdzierać się na jego tereny. Pomiędzy drzewami biegła wąska ścieżka prowadząca w głąb lasu. Rhonda i Jola popatrzyły na siebie pytająco.

– Zobaczymy dokąd prowadzi ta ścieżka? – zastanawiała się głośno Rhonda

Jola przypomniała sobie co Dajen mówił o Porfirach i nie za bardzo miała ochotę na nocny spacer po lesie.

– Nie wiem czy to dobry pomysł. A jeśli się zgubimy? Albo zaatakuje nas jakiś potwór?

– Jaki potwór?

– Kiedy Dajen znalazł mnie i Marcela po tym jak odłączyliśmy się od grupy, powiedział nam, że w tych lasach można spotkać jakieś Porfiry. Podobno są śmiertelnie niebezpieczne i zabijają w okrutny sposób. – wyjaśniła Jola

– Pewnie chciał was nastraszyć, żebyście nie uprawiali więcej samowolki. – uśmiechnęła się Rhonda – W każdym razie ja idę dalej. Może zobaczę coś ciekawego.

Jola wahała się przez chwilę. Podobnie jak Rhonda była bardzo ciekawa tego niesamowitego świata. Może Rhonda miała rację i rzeczywiście nie miały się czego obawiać? A jeśli jednak Dajen mówił prawdę? Z drugiej strony to jakie jest prawdopodobieństwo, że akurat one dwie natkną się na Porfira?

– Dobra, namówiłaś mnie. Idę z tobą. – zdecydowała Jola po chwili namysłu

Dziewczyny weszły na ścieżkę prowadzącą w głąb lasu. Mimo, że roślinność stawała się coraz gęstsza, srebrzyste światło ogromnego księżyca przedzierało się przez zasłonę liści uwidaczniając wydeptany szlak. Pomiędzy drzewami co jakiś czas ukazywały się różnokolorowe punkciki. W pewnym momencie idąca przodem Rhonda dostrzegła w oddali pomarańczową łunę.

– Jolka widzisz to? – wskazała kierunek Joli - Co to może być?

– Nie mam pojęcia. Najlepiej chodźmy sprawdzić. – odparła Jola

Dziewczyny ostrożnie szły w kierunku tajemniczej łuny. W pewnym momencie pomiędzy drzewami po obu stronach ścieżki Jola dostrzegła kilkanaście drewnianych domków.

– Rhonda patrz! Ciekawe czy ktoś mieszka w tych domkach?

– Może to jakiś ośrodek wypoczynkowy? – zastanawiała się głośno Rhonda

Powoli i ostrożnie dziewczyny posuwały się naprzód. W miarę zbliżania się do źródła łuny, zaczęły do nich docierać rozentuzjazmowane głosy i dziwne stukoty. Potem Jola i Rhonda poprzez zasłonę liści zauważyły ogień na płonący niewielkiej polanie i sylwetki poruszające się na jego tle. Ostrożnie podeszły jak najbliżej i ukrywając się za gęstymi krzakami rozejrzały się po otoczeniu. Płonące ognisko zajmowało centralną część polany, a tuż obok niego walczyło dwóch potężnie zbudowanych mężczyzn. Ubrani byli jedynie w krótkie spodenki, prawdopodobnie po to, by nie utrudniać sobie ruchów. W dłoniach trzymali płonące na końcach kije, którymi próbowali sparzyć się nawzajem. Jola natychmiast rozpoznała jednego z walczących. To był jej opiekun. Wokół pojedynkujących się Replikantów stało kilkunastu ich kolegów popijających piwo i dopingujących swoich faworytów.

– Spiridon dowal mu!

– Argon nie daj się stary!

Spiridon i Argon krążyli wokół siebie atakując się płonącymi kijami. Jak na swoje rozmiary i masę ciała poruszali się niezwykle szybko i zwinnie. Na przemian atakowali i odpierali ataki. Płonące końcówki kijów tylko śmigały w powietrzu tworząc rozmazane, jasne smugi. Spocone ciała obu mężczyzn lśniły w ciepłym blasku ognia.

– Ci Replikanci są niesamowici! – szepnęła zachwycona Rhonda – Każdy z nich wygląda jak młody Bóg! A z jaką gracją się poruszają... Zaraz, zaraz Jolka! Czy ten brunet to nie twój opiekun?

– Spiridon. Zgadza się.

– No no, powiem ci, że z łóżka to bym go nie wyrzuciła. – uśmiechnęła się Rhonda po czym rozejrzała się po zebranych na polanie Replikantach i w tym momencie dostrzegła znajomą twarz. – Jolka a widzisz tego czarnowłosego faceta, który w tym momencie popija piwo?

– Aha.

– To Dasty. Mój opiekun.

– Ciekawe którzy Replikanci opiekują się pozostałymi. – zastanawiała się Jola

– Pewnie jutro się tego dowiemy. – odparła Rhonda nie spuszczając wzroku z walczących

Obaj mężczyźni wydawali się godnymi siebie przeciwnikami. Żaden z nich nie mógł uzyskać przewagi nad drugim. Robili błyskawiczne uniki, zręcznie odparowywali ciosy przeciwnika.

– Dalej Argon! Pokaż na co cię stać! – dopingował ktoś z tłumu

– Nie baw się z nim Spiridon! Postawiłem na ciebie! – krzyczał Dasty

– I dobrze zrobiłeś! – odkrzyknął do niego Spiridon po czym zręcznie odparł atak Argona, który myślał, że uda mu się wykorzystać chwilę nieuwagi kolegi.

Potem błyskawicznie zaatakował, nim jego przeciwnikowi udało się złapać równowagę. Argon przewrócił się prosto w płonące ognisko wzniecając snopy iskier. Na polanie rozległy się krzyki radości i jęki niezadowolenia. Do Spiridona podbiegło kilku mężczyzn i zaczęli mu gratulować, a Argon klnąc siarczyście niemal wyskoczył z ognia. Mimo, że jego upadek wyglądał bardzo groźnie, okazało się, że mężczyźnie nic się nie stało, jeśli nie liczyć lekko poparzonych pleców i kilku zadrapań.

– Ty podstępny draniu! – warknął w kierunku Spiridona

– Pierwszy próbowałeś wykorzystać sytuację. – odparł Spiridon podchodząc do pokonanego – Jak tam, wszystko dobrze? Jesteś cały?

– Trochę mnie przypiekło, ale przecież na to mamy świetne lekarstwo. – odparł Argon podając dłoń Spiridonowi – Gratuluję wygranej.

– Byłeś godnym przeciwnikiem. Trochę się namęczyłem, żeby cię pokonać.

– Bardzo ładnie Spiridon! – nagle z ciemności po drugiej stronie polany wyłonił się Dajen. Najwyraźniej przez cały czas obserwował pojedynek. – Widzę, że jesteś w świetnej formie! Ale chciałbym jeszcze zobaczyć jak poradzisz sobie z Emmettem.

– Jak mamy walczyć? – spytał ciemnowłosy mężczyzna, który wyszedł z tłumu

– Ty z mieczem i tarczą, a Spiridon dwoma mieczami.

– Nie ma sprawy. – Spiridon i Emmett podążyli na skraj polany i wzięli potrzebny oręż.

Następnie stanęli naprzeciwko siebie czekając aż Dajen da sygnał do rozpoczęcia walki. Pozostali błyskawicznie zaczęli obstawiać zakłady. Gdy Dajen dał im znak, obaj mężczyźni niemal jednocześnie rzucili się do ataku. Dziewczyny usłyszały szczęknięcie stali gdy ich miecze zderzyły się ze sobą. Spiridon i Emmett poruszali się tak szybko, atakowali i odpierali ataki z taką zaciętością, że momentami obserwatorom trudno było zorientować się w sytuacji. Spiridon próbował zranić Emmetta, ale ten zasłaniał się prostokątną tarczą i wyprowadzał ciosy drugą ręką. Pojedynek trwał około pięciu minut, do momentu gdy Spiridon nie przewrócił Emmetta i nie przytknął mu do szyi jednego ze swoich mieczy. Wśród obserwujących walkę mężczyzn wybuchły okrzyki radości i jęki niezadowolenia.

– Gdyby to była arena, żegnałbyś się z życiem. – odezwał się Spiridon

– Na arenie postarałbym się bardziej. – Emmett uśmiechnął się szeroko

– Znakomicie! – Dajen wyraźnie ucieszył się ze zwycięstwa Spiridona – Walcz tak dalej, a spokojnie pokonasz Egona. Razem pokażemy Trevorowi na co nas stać!

– Czy termin walki został już ustalony? – spytał Spiridon

– Jeszcze nie. Nadal czekamy na ustalenie grafiku walk w tym miesiącu. Jak dowiem się czegoś konkretnego, od razu dam ci znać. – odparł Dajen – Postaraj się zrobić wszystko, żeby to Egon opuścił arenę w plastikowym worku. Bardzo wierzę w twoje umiejętności i mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz. Nie chciałbym stracić mojego najlepszego gladiatora.

– Mnie też nie spieszy się do piachu. – odparł Spiridon – Zrobię wszystko co w mojej mocy aby przeżyć tę walkę.

– Wygraj dla mnie ten pojedynek, a nie minie cię fantastyczna nagroda! – uśmiechnął się Dajen po czym spojrzał na przeciwną stronę polany.

Rhondzie i Joli wydawało się, że patrzy wprost na nie. Przestraszone gwałtownie cofnęły się w tył by lepiej ukryć się w gęstej roślinności, ale ich nagły ruch sprawił, że rozbujane gałęzie zwróciły uwagę dwóch stojących najbliżej mężczyzn.

– Kto tam jest?! – krzyknął jeden z nich idąc w kierunku kryjówki dziewczyn

Jola i Rhonda nie chcąc by zobaczył je Dajen, natychmiast rzuciły się do ucieczki. Przebiegły kilka metrów przez las, a potem wróciły na ścieżkę prowadzącą do Centrum. Gdy zdyszane wypadły na teren Centrum, roześmiały się do siebie uwalniając napięcie.

– Myślisz, że Dajen nas widział? – spytała Rhonda kiedy szły do głównego wejścia Centrum

– Mało prawdopodobne, ale możliwe. – odparła Jola – Najwyżej jutro strzeli nam kazanie na temat bezpieczeństwa.

– I co, żałujesz, że zdecydowałaś się ze mną pójść?

– Ani trochę.

– Ci Replikanci są niesamowici! Tacy męscy i silni... chciałabym ich lepiej poznać... – rozmarzyła się Rhonda

– Tylko niech ci nie przyjdzie do głowy by samemu się do nich wymykać. – uśmiechnęła się Jola – Prezentują się znakomicie, ale wcale ich nie znasz. Nie obroniłabyś się przed nimi gdyby przyszło im do głowy cię wykorzystać.

– Kto mówi, że bym się broniła? – zażartowała Rhonda – Poza tym Dasty na pewno by nie dopuścił do tego żeby stało mi się coś złego.

– Czy tylko mi się wydaje, czy ty lubisz mocne wrażenia?

– Nie wydaje ci się. – odparła Rhonda – Uwielbiam szukać przygód!

– Zauważyłam.

– Jolka zdajesz sobie sprawę z tego, że przed chwilą widziałyśmy najprawdziwszych gladiatorów?

– Nie miałam pojęcia, że w dzisiejszych, cywilizowanych czasach ludzie godzą się ginąć dla rozrywki tłumu. – odparła Jola

– Nie zapominaj gdzie jesteśmy. Tu wszystko jest możliwe.

– Fakt. Zastanawia mnie tylko co Dajen ma z tym wszystkim wspólnego?

– Zdaje się, że nasz opiekun ma swoje tajemnice.

Ponieważ dziewczyny dotarły już na swoje piętro, pożegnały się i wróciły do swoich pokojów. Jola czuła, że po nocnej wycieczce zaczyna powoli odczuwać senność. Poszła wziąć szybki prysznic, a potem położyła się do łóżka. Gdy zamknęła oczy, ponownie ukazała jej się polana, na której walczyli Replikanci. Dziewczyna znów mogła podziwiać ich zręczność i błyskawiczny refleks. Masywne ciała błyszczące w świetle ognia, naprężone mięśnie rysujące się pod skórą... właśnie widziała walkę najprawdziwszych gladiatorów... lecz to oznacza, że mający ją chronić Spiridon tak naprawdę jest maszyną do zabijania. Dlatego nie chciał powiedzieć jej czym się zajmuje. Pewnie obawiał się reakcji dziewczyny. Może bał się, że kiedy Jola dowie się kim tak naprawdę jest, nie będzie potrafiła mu zaufać? W głowie dziewczyny zrodziło się kolejne pytanie: dlaczego Dajen przydzielił im do ochrony wyszkolonych w bojach gladiatorów? Czyżby coś im groziło? A jeśli tak to czemu im tego nie powiedział? Jutro musi wypytać o to wszystko Spiridona. Jeśli faktycznie coś im grozi, Dajen na pewno uprzedził o tym fakcie ich opiekunów aby mogli lepiej wykonywać swoje zadanie... Jola czuła, że powoli zaczyna zapadać w drzemkę. Myśli płynęły coraz wolniej i stawały się coraz bardziej oderwane od siebie. Gladiatorzy... jacy oni tak naprawdę są? Brutalni, nieokrzesani zabójcy, czy zwyczajni mężczyźni wykonujący nienormalną [jak na czasy, które znała Jola] pracę? Jej opiekun na pewno nie pasował do wzoru agresywnego zabójcy, wydawał się inteligentnym, godnym zaufania mężczyzną. Jola postanowiła, że następnego dnia musi wypytać Spiridona o jego życie. Może wtedy dowie się czegoś więcej na temat współczesnych gladiatorów. Była strasznie ciekawa jak to jest decydować o czyimś życiu i śmierci i co się czuje gdy zadaje się ostateczny cios? Czy gladiatorzy miewają wyrzuty sumienia po odebraniu komuś życia? A może traktują to jako naturalną część swojej pracy? Świat Wyobraźni... Jola zastanawiała się jakie jeszcze skrywa w sobie tajemnice? I co Dajen ma wspólnego ze współczesnymi gladiatorami? Tyle pytań na które nie znała odpowiedzi. Leżąc w wygodnym łóżku dziewczyna czuła jak ogarnia ją coraz większa błogość. Nawet się nie spostrzegła jak zapadła w głęboki, zdrowy sen.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top