Prolog


Mróz oraz mrok opętał jeziora, las, pola i wrzosowisko. W ciemnym bluszczu czaiła się ciemna sylwetka stworzenia, które przemknęło nagle w głąb puszczy.
Smród drogi grzmotów rozległ się z wiatrem. Potwory grzmiały, na swoich okrągłych oraz wielkich łapach biegły wzdłuż wyznaczonej ścieżki.
Trawa poruszała się lekko, było słychać odgłos cichych łap kotów, przenikliwe, wystraszone mruknięcia i syki było słychać cały czas.
Jedno, całe czarne stworzenie przemknęło przez ścieżkę pełną stworów, a za nim reszta grupy.

- Kiedy będziemy na miejscu? Jestem głodna, zioła wcale mi nie pomagają - malutka kotka zwisająca z pyszczka innego kota cicho pisnęła, machając łapkami.
- Cicho! Zaraz nas wyczują i nikt nie będzie bezpieczny
- Nikt już nie jest bezpieczny
- Starszy, rudawy kocur wychrypiał, futro miał całe potargane. Niebieskie oczy mieniły mu się gniewnie, ale również z przerażenia.
- Klan gwiazdy nas opuścił, mroczna puszcza teraz wszystko kontroluje.
-Nie strasz kociaka Zardzewiała Gwiazdo!
- Karmicielka trzymająca swojego kociaka syknęła na kocura przez zęby, strosząc przy tym futro bojowo.

Nagle na niebie pojawił się piorun, deszcz zaczął lać, stworzenia jeszcze bardziej zaczęły się bać. Zardzewiała Gwiazda próbował zachować spokój.
- Klanie mgławicy, zauważyłem jakąś jaskinię w której możemy przeczekać burzę i odpocząć, za mną! - koty zaczęły wić się za przywódcą, biegli jak najszybciej przez polankę. Było słychać szczekania psów, co przyprawiało jeszcze bardziej o dreszcze. Można było się domyślać, że dwunożni wypuścili największych wrogów kotów. Przez to te biegły jeszcze szybciej, bardziej spanikowane, przerażone. Nareście przemierzając następną grzmiącą drogę dotarli do kryjówki. Wytrzepały się z deszczu po czym padły na ziemię. Ciężkie dyszenie roznosiło się echem, jednak coraz bardziej się uspokajało.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top