🎄rozdział ósmy🎄
Świąteczny nastrój zepsuły moje wyrzuty sumienia.
Caleb potrafił być irytująco-uprzejmy w jednym czasie, przez co za każdym razem to ja, wychodziłam na przepełnioną własnym ego. Jak z resztą sam twierdził.
A to przecież nie była prawda.
Sam zaczął być nieuprzejmy rzucając dwuznacznymi słowami już w pierwszych sekundach naszej znajomości.
Jednak nadal byłam na Siebie zła,
a dwa dni ciszy między nami przygnębiały nie tylko mnie.
Pozostały cztery dni do Wigilii, a moje myśli lgnęły cały czas ku Calebowi.
Nieoficjalnemu,
Świątecznemu Zmartwieniu.
— Jeszcze jeden smutny wdech Lili, a z Wigilii nici— zaczęła zirytowana mama, przerywając mycie okna.
Przewróciłam oczami, chwytając jabłko z blatu.
— To nie smutek mamo— pokręciłam głową, posyłając wymuszony uśmiech.
To wyrzuty. Wyrzuty sumienia.
🎄
Przez całe południe zajmowałyśmy się z babcią, szykowaniem domu na Wigilię, budząc mnie nieco do życia.
Nic bardziej mnie nie pokrzepiało jak Świąteczne sprzątanie.
Dobry humor, przyjemne kropelki potu, uświadamiające ciężką pracę
i kojąca dla ucha muzyka w tle,
z przyjemną pogawędką dla towarzystwa.
Skupiłyśmy się na pracy, korzystając z braku jakiejkolwiek żywej duszy w domu.
Mama pognała na zakupy, Adam z Calebem zajęli się lampkami Świątecznymi przed domem,
a tata majsterkował co nieco, przy skuterze babci.
Wieczorem wykończona, położyłam się na łóżko, opatulając pachnącym czerwonym kocem,
czując każdy możliwy mięsień.
Zapadając w sen,
usłyszałam Świąteczną piosenkę.
I zadałam Sobie pytanie, czy to gra w mojej głowie? Bo jeżeli tak, spowodowałoby to już pewną Świąteczną chorobę.
Mimowolnie otworzyłam powieki, budząc w Sobie świąteczne stworzenie i z uwagą przyglądałam się szklanym drzwiom balkonowym, skąd pochodziła przyjemna melodia.
Wstałam z łóżka, zderzając się stopami z zimną podłogą, powolnym krokiem ruszyłam w stronę wyjścia i lekko przekręciłam klamkę.
— Caleb?— zapytałam, przyglądając się wysokiej sylwetce, przystawiającej telefon wprost na mnie.
Przyciszył melodię, płynącą z głośnika i włożył do kieszeni.
— Chciałem porozmawiać.— zaczął— Swoją drogą, zastanawiałem się jak skutecznie budzi się Świąteczne Świry.
Zaśmiałam się.
— Przepraszam— palnęłam— Przez ten czas, czułam się okropnie i...
— Nie Liliana. Teraz ja mówię— naśladował mój głos podczas naszej poprzedniej kłótni z lekkim rozbawieniem— I odpowiem na Twoje pytanie— wziął głęboki wdech.
— Ja naprawdę nie chciałam tak na Ciebie naskakiwać— wtrąciłam, na co chłopak się zaśmiał— Jakoś strasznie to przeżywałam— dodałam.
— Przyznam szczerze, trochę humor mi poprawiłaś gryząc się z własnymi myślami— spojrzał w lewy róg dachu.
— Dobrze wiedzieć— prychnęłam, spoglądając tam, gdzie chłopak.
I dopiero wtedy zwróciłam uwagę na lampki ozdabiające dom. Uwielbiany przeze mnie czerwony blask, opatulał Nasze twarze.
Jednak to nie to zachwyciło mnie najbardziej.
Dom oświecało niebieskie przyjemne światło- ulubione, mojej babci, jednak ten kolor był inny. To była czerwień. Spojrzałam w błyszczące oczy chłopaka i wiedziałam, że zrobił to dla mnie.
— W ramach przeprosin— zaczął, odwracając wzrok— Targały mną wyrzuty sumienia, co zazwyczaj się nie dzieje— pokręcił głową, jakby sam w to nie wierzył.
— To zawieszamy topór wojenny?— zapytałam.
Chłopak uniósł brew.
— Topór wojenny?— zapytał rozbawiony— Czy ty brałaś to wszystko jako "wojenna gra-świąteczna- edycja specjalna?"
— Mniej więcej— wzruszyłam ramionami.
— Jesteś niemożliwa Liliana— zaśmiał się i oparł o barierkę.
Stanęłam obok niego, wpatrując się w księżyc w pełni.
— Zawieszamy topór wojenny.— oznajmił, lekko szturchając mnie w ramię— Ale nie wyobrażaj sobie za dużo.
Podniosłam ręce do góry, robiąc krok w stronę pokoju.
— Jeszcze tego by brakowało— uniosłam głowę, na co chłopak prychnął— Swoją drogą, Twoja Świąteczna playlista jest do niczego— dodałam, nim dotarłam do wnętrza.
A przy zamykaniu drzwi, towarzyszył mi głośny śmiech Caleba, który był ze mną całą noc.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top