Wielki, radosny powrót

- Nerdaneeeeel! Powiedz, ładnie wyglądam? - przez cały sklep rozległ się krzyk Fëanora, który miał na sobie elegancki, dopasowany czarny smoking i czerwoną, lekko haftowaną złotem koszulę.

- Bardzo ładnie, bierz to - westchnęła Nerdanel, zmęczona długimi zakupami. Przez rękę miała przewieszoną elegancką, czarną, gładką suknię. - Maitimo, Ambarussa, macie rude włosy, czerwony odpada.

- Ale to jest nasz rodowy kolor! - zaprotestował Celegorm.

- Z rudymi włosami wygląda okropnie. Maitimo, weź białą.

- Ale ammë...

- Tyelko, kochanie, możesz wziąć czerwoną, ale wówczas będziecie różnie wyglądali. Moim zdaniem wszyscy powinniście mieć te białe, kupimy jeszcze po srebrnej muszce. Fëanáro, ty bierzesz złotą.

Celegorm mruknął coś pod nosem, ale wziął wieszak z koszulą białą, haftowaną srebrem, po czym zdjął z siebie tę czerwoną. Nerdanela kiwnęła głową z aprobatą, nagle jednak prawie podskoczyła.

- Tyelko, co to jest?! - wskazała palcem na ramię syna. Na bicepsie widniał elegancki, zgrabny tatuaż w kształcie fëanoriańskiej gwiazdy.

- Nie podoba ci się? - zdziwił się Celegorm.

- Tyelko, rozumiem wszystko, ale ten tatuaż...

- ..jest zajebisty! - krzyknął Fëanor z alejki obok.

- Náro! - sarknęła Nerdanela. - No cóż, Tyelko, chyba nas bardzo kochasz.

- Russo, może być? - spytał Fingon w zgrabnie wciętej w talii granatowej marynarce i srebrzystej koszuli.

- Ślicznie - uśmiechnął się do chłopaka Maedhros.

Nieopodal Aredhela wyszła z przebieralni, ubrana w dość kontrowersyjną białą sukienkę. Górna część, lśniąca od srebrnych kryształków, nie była w ogóle wydekoltowana, wręcz po samą szyję, ale rozkloszowana spódniczka sięgała Aredheli do mniej niż pół uda.

- Oszałamiająco wyglądasz! - Celegorm uśmiechnął się szeroko z aprobatą.

Aredhela pokraśniała z dumy. Fingolfin obrzucił ją spojrzeniem, które zatrzymało się na odsłoniętym udzie.

- Irissë, nie sądzisz, że jest ciut za krótka?

- Tato, jesteś starożytny. Oczywiście, że nie jest.

- Irissë...

- Atya, mam już sześćdziesiąt pięć lat! Proooooszę...

- No dobrze - westchnął Nolofinwë. Nie potrafił niczego odmówić swojej jedynej, ukochanej córeczce.

- Masz bardzo ładny garnitur - uśmiechnęła się przymilnie Aredhela, wskazując na ubranie ojca, który wyglądał podobnie do Fingona i Turgona.

- Dziękuję.

Galadriela prezentowała się przepięknie: miała na sobie długą, dość wąską, lecz nie obcisłą białą suknię i filigranowy, skomplikowany srebrny diadem. Zarówno suknia, jak i sama Galadriela zachwycały wszystkich, ale z Noldorów zdecydowanie najlepiej wyglądał Finrod. Jego garnitur był aż do bólu prosty; chłopak nie miał na sobie żadnej biżuterii, ale jego anielska, idealna twarzyczka zapierała dech w piersiach. Brak korony czy diademu tylko eksponował przepiękne, złociste włosy.

Sukienka Lúthien miała delikatny odcień brązu, była wydekoltowana, lecz dość długa; zwiewna, z falbanką u dołu. W połączeniu ze srebrnym diademem i warkoczem w koronie czarnowłosa wyglądała olśniewająco. Garnitur Berena z kolei był ciemnobrązowy, lniany, ładnie komponujący się z luźną sukienką ukochanej.

W końcu, po długich namysłach, wyczerpani Noldorowie udali się do kasy i wydali chyba pół skarbca. Kupowanie było podszyte jękami Nerdanel (Tyelko, jak mogłeś to tak wymiąć!) i komentarzami Finroda (Moryo, w końcu wyglądasz jak elf).

***

Sala była pełna gości. Nikt nie wiedział jakim cudem, ale wszyscy krasnoludowie, ludzie, elfowie i nawet hobbici zmieścili się w środku. Stoły uginały się pod ciężarem pachnących potraw i - nie oszukujmy się - drogich, nierzadko wysokoprocentowych alkoholi. Nikt jednak jeszcze nie jadł.

- Szanowni państwo! - odezwał się Thranduil. - Mamy niesamowity zaszczyt gościć dzisiaj w progach Leśnego Królestwa wyjątkowe osobistości. Oto znany nam doskonale Lord Imladris, potomek Finwëgo, Elrond Peredhel!

Zebrani zaczęli klaskać. Lekko zaczerwieniony Elrond wstał, ukłonił się i usiadł z powrotem przy stole.

- Nie zapominajmy o Królu Pod Górą, to jest Thorinie Thrainionie, oraz jego towarzyszach!

Krasnoludowie ukłonili się i z powrotem zasiedli na miejscach.

- Oto jednak postacie wręcz legendarne, o których spotkaniu wielu z nas mogło jedynie śnić. Miło nam widzieć Azaghâla, pradawnego przywódcę krasnoludów. Jest tu także heroiczny Ecthelion, Lord Fontanny. Niesamowita dla nas jest obecność Berena Barahiriona i niezapomnianej, najdroższej nam Lúthien Tinúviel!

Tłumem wstrząsnął szloch wzruszenia i wiwaty na cześć dziewczyny, która natychmiast oblała się rumieńcem.

- To jednak nie koniec! Zaszczycił nas swą obecnością sam Eärendil Żeglarz, Najjaśniejsza z Gwiazd, ukochany przez Quendich i Atanich, wraz z załogą Vingilota!

Eärendil, lekko zażenowany, wstał. Wszyscy czterej marynarze mieli ładne, wydekoltowane tuniki, ku niesłychanej uciesze dam odsłaniające dość duży fragment opalonych torsów.

- Przed wami, drodzy państwo, dzieci Arafinwëgo, wnuki Finwëgo. Książę Finrod Felagund i księżniczka Galadriel Artanis!

Galadriel elegancko skinęła głową, zaś Finrod - rozkoszując się uwagą tłumu - wielokroć kłaniał się w pas i mrugał do kobiet.

- Oto Książę Noldorów Fingolfin Nolofinwë, drugi syn Finwëgo, jakże zasłużony i wciąż pamiętany! A także jego dzieci: książę Fingon Waleczny, książę Turgon Mądry, księżniczka Aredhel Ar-Feiniel i książę Argon Arakáno, i ich dzieci: Ereinion Gil-Galad, Idril Celebrindal i Maeglin Lómion!

Nastąpiły kolejne owacje. Aredhel uśmiechnęła się filmowo, prezentując równe zęby. Argon schował się za wysokim Turgonem, widząc rudych bliźniaków. Fingon mrugnął do Maitimo.

- A oto i Najwyższy Król Noldorów, Fëanor Curufinwë, z żoną, wspaniałą Nerdanel Mahtaniel, a także ich synowie: nasz jubilat, Maedhros Wysoki, Maglor Kanafinwë o anielskim głosie, Celegorm Piękny, Caranthir Mroczny, Curufin Utalentowany i dwaj uroczy - to słowo z trudem przeszło Thranduilowi przez gardło - bliźniacy, Amrod i Amras. Jest z nami także bohaterski Celebrimbor Tyelperinquar. Prosimy o owacje!

Fingon uderzył w klawisze, a Maglor potężnym głosem zaczął śpiewać Sto lat. Maedhros z hollywoodzkim uśmiechem pozował fotografowi, gdy nagle otwarły się drzwi.

- Proszę wybaczyć spóźnienie... - Przybysz lekko się zawstydził i podrapał po karku.

Fëanor spojrzał w jego stronę. Przez chwilę nie mógł wymówić słowa, potem postawił jeden krok do przodu, jakby nie zauważając łez, które zaczęły mu spływać po policzkach.

- Atya - wyszeptał i upadł na ziemię.

Nerdanel rzuciła się do zemdlonego męża, za nią pobiegli synowie.

Fingolfin nie mógł wymówić słowa. Finwë uśmiechnął się do niego ciepło.

- Witaj, Nolo. Masz śliczne wnuki.

Beztrosko minął oniemiały tłum i podszedł do leżącego na ziemi Fëanora.

- Curvo, Curvo, wstań. Fëanáro, obudź się. Curvo. Kurczę, nie wiedziałem, że aż tak się zdziwi. Curvo!

Maglor pokropił ojca odrobiną wody. Fëanor otworzył oczy.

- To jest sen?

Finwë uśmiechnął się ciepło.

- Ależ nie, kochanie. Jestem prawdziwy i na jawie. Też się cieszę, że cię widzę, mój najukochańszy synu.

Fëanor nie przestawał płakać, podobnie jak większość obecnych na sali. Nie zdołał wypowiedzieć ani słowa, rzucił się tylko w ramiona ojca jak małe dziecko. Oczy Finwëgo zresztą też robiły się mokre.

Wreszcie Finwë delikatnie puścił Fëanora i podszedł do Fingolfina.

- Cześć, malutki. Zmieniłeś się... już raczej nie będę do ciebie mówić malutki - zaśmiał się ciepło. - Ponoć wyzwałeś Morgotha na pojedynek.

Fingolfin miał zaciśnięte gardło, więc tylko pokiwał głową, nie bacząc na łzy, po czym wziął ojca w objęcia.

- Nelyo, wszystkiego najlepszego. Jak miło was wszystkich widzieć... jejku, Idril, ależ urosłaś... Irissë, masz syna? Jejku, Artanis, już z ciebie stara babka... - Finwë tonął w ramionach kolejnych osób.

- Moi drodzy, wypijmy i zjedzmy za zdrowie jubilata i za szczęście Noldorów, które jest i naszym szczęściem! - zakrzyknął Thranduil. Sam nie wiedział, kiedy ostatnim razem był tak szczęśliwy.

Legolas otarł łzy skrawkiem rękawa.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top