Awkward

- No ja pierdolę. - Celegorm uderzył pięścią w ścianę. - Ja nie wierzę.

- Tyelko, nie ucz Ambarussa takich słów - zwrócił mu uwagę Maglor.

- Zamknij się, sam tak mówisz. HALO! - walnął znowu, gdy zza ściany znów dało się słyszeć jakieś dziwne stuki-puki.

- Uspokój się, Tyelko - zachichotała Aredhela. - Nie widzieli się od wieków. Może w końcu będziecie mieli siostrę?

- Taa, już to widzę - parsknął Maglor. - Już prędzej jakieś kolejne wkurzające bliźniaki.

- Ej! - obruszył się Amrod. Amras teatralnie chlipnął.

- Empollie, melindo! Lá! - usłyszeli zza ściany.

- Nie, to jest po prostu niesmaczne - stwierdził Celegorm. - Curvo, idź pod drzwi i im przemów do rozumu. Atya cię lubi, nie obrazi się.

- Ale...

- No idź!

Nieszczęsny Curufin rozejrzał się, szukając jakiegoś wsparcia. Nie znalazł go jednak, wszyscy byli w niego wpatrzeni z nadzieją.

Poszedł więc. Stanął niepewnie pod drzwiami sąsiedniej komnaty i zapukał. Nikt nie odpowiedział (jeśli nie liczyć Fëanáro! dochodzącego ze środka). Spróbował więc jeszcze raz, nieco mocniej.

Hałasy na chwilę ustały. Potem usłyszał jakieś szepty - nie zdołał rozróżnić słów - i chichot matki.

W końcu drzwi otwarły się. Stanął w nich zadyszany Fëanor.

- O, to ty, Curvo - uśmiechnął się jak gdyby nigdy nic. Curufin zauważył, że jego ojciec był niechlujnie przepasany randomowym czerwonym płaszczem, a włosy miał w dzikich, poplątanych lokach. - No siema.

- Eee... - Curufinowi zrobiło się głupio.

- Eru, Fëanáro - jęknęła Nerdanela - przesuń się.

Przepchnęła się do drzwi, podtrzymując koc, którym się owinęła. Włosy miała (jeśli to możliwe) jeszcze bardziej skołtunione niż Fëanor, a na jej szyi widać było kilkanaście ciemnych śladów.

Curufin poczuł się jeszcze gorzej. Niby w Valinorze zdarzały się sporadyczne wypadki, gdy ktoś nieopatrznie wszedł rodzicom do pokoju - w końcu w domu było mnóstwo osób - ale to było naprawdę bardzo, bardzo awkward.

- Powiedz, kochanie, o co chodzi?

- Eeeee...

- No powiedz! - zachęciła Nerdanela.

- Tyelko narzeka na hałasy - wypalił nieszczęśnik.

Fëanor za drzwiami wybuchnął śmiechem. Nerdanela rzuciła mu mordercze spojrzenie, ale widać było, że sama powstrzymuje się od śmiechu.

- Przepraszamy - powiedziała, próbując zachować powagę. - Postaramy się być... ciszej? - uśmiechnęła się niepewnie, próbując pozbyć się niezręcznej atmosfery.

Czerwony ze wstydu Curufin wymusił słaby uśmiech i pokiwał głową.

- Chodź tu, Nerdanel, mam problem! - zawołał zza drzwi Fëanor.

Rudowłosa rzuciła synowi przepraszające spojrzenie i zniknęła za drzwiami. Chwilę później dał się słyszeć głośny trzask, wiązanka przekleństw Fëanora i głośny śmiech jego żony.

- Ja pierdolę - szepnął do siebie Curufin, patrząc się w drzwi.

***

- Cześć, wy urocze imitacje łuczników. Dzisiaj poznacie zajebistego faceta - powiedział wesoło Beleg do gromadki młodzieży z łukami w dłoniach. Zdawało się, że jest w wybornym humorze. - Oto mój fantastyczny kumpel, Mablung.

Stojący obok Belega elf uśmiechnął się szeroko, ukazując rząd równych zębów. Miał ciemne włosy z licznymi białymi pasemkami. Legolas zastanawiał się, który z tych kolorów był naturalny, a który farbowany.

Mablung podał dłoń stojącemu najbliżej Rúmilowi. Nieoczekiwanie młodzieniec zwinął się wpół z okrzykiem bólu. Beleg wybuchnął śmiechem.

- Ja nie wierzę! Ten dowcip jest stary jak Arda, a dalej się da na niego kogoś złapać. Hahhaaaaa - zarechotał. - Rúmil, gwiazdeczko, on ma na imię Twardoręki... a ty mu dajesz... hahaha!

Uczniowie także byli rozbawieni sytuacją i głośno się śmiali.

- Hahahaha... SPOKÓJ! - wrzasnął nagle Beleg. - Teraz ćwiczymy. Mablung przyszedł robić z wami trening siłowy pod łucznictwo. Glorfindel ćwiczy z wami chyba tylko pod miecze i kosza, ech...

Glorfindel spojrzał na kolegę z oburzeniem.

- Trening ogólnorozwojowy jest bardzo ważny!

- Glorfy, cicho, proszę. No, dzieci, z życiem! Odkładamy łuki, guma do ręki. A ja idę po lody - przeciągnął się z błogim uśmiechem. - Zaraz wracam.

- Guma pod stopę i nad głowę. Jak zrobicie dziesięć powtórzeń, to proszę piętnaście pompek. Następnie mini-przerwa i turniej podciągania. Zaproście innych kolegów, zobaczymy, kto zrobi najwięcej - Mablung puścił oko Aredheli. - I będą nagrody.

***

- No, zaraz zaczynamy! Przygotować się! - Mablung zadął w gwizdek, by uciszyć młodzież. - Dążymy do osiągnięcia takiej krzepy, jak ma Glorfy. Glorfy, powiedz nam, ile umiesz zrobić podciągnięć?

- Wszystkie - odparł skromnym tonem Glorfindel.

- A nawet jeszcze więcej! - triumfalnie dodał Mablung.

Caranthir spojrzał na Legolasa, oczekując jakiegoś wyjaśnienia. Książę otworzył usta, by się odezwać, ale Mablung znowu ogłuszająco gwizdnął. - NIE ROZMAWIAĆ! Łapiemy za drążek i na start. Trzy, dwa, jeden, iiii... start!

Zastęp elfów zaczął robić ćwiczenie w równym rytmie, dzięki czemu łatwo było liczyć. Niektórzy odpadli po dziesięciu podciągnięciach, inni po piętnastu, ale większość robiła dalej.

- Obstawiam Celegorma i Milteliena - powiedział Beleg, otwierając kubełek lodów o smaku tiramisu. - Z dziewczyn chyba Aredhela.

- Maglor, dwadzieścia siedem. Legolas, Caranthir, trzydzieści trzy! AREDHELA ZWYCIĘŻA WŚRÓD DZIEWCZYN, TRZYDZIEŚCI CZTERY! Amrod i Amras, trzydzieści sześć. Miltelien, trzydzieści siedem. Patrzcie, Maedhros robi na lewej ręce. WOW! - Mablung z zachwytem zadął w gwizdek. - Ale odpada razem z Curufinem: trzydzieści dziewięć. Celegorm, czterdzieści dwa. MAMY ZWYCIĘZCÓW!

- Proszę, oto nagroda - powiedział Beleg, odkładając pudełko lodów. Podał Aredheli i Celegormowi po sześć monet. - Nie chce mi się latać po sklepach, kupcie sobie jakieś żarcie czy coś.

- A teraz wasze ulubione ćwiczenie! - wesoło uśmiechnął się Mablung. - Bierzemy formastery!

Gromada elfów jęknęła głucho.

***

Aredhela, Celegorm, Legolas i Maglor siedzieli na leżakach przy basenie. Turcafinwë wcinał lody kawowe kupione za pieniądze z nagrody, dziewczyna oglądała gazetę z wzorami szydełkowymi, Legolas błogo wygrzewał się w słońcu, obserwując pływaków, a czarnowłosy czytał autobiografię Keitha Richardsa.

W wodzie Maedhros i Fingon robili kolejne długości basenu. Rudowłosemu daleko było do pełnego gracji kraula Fingona, którym chłopak był w stanie wręcz frunąć przez wodę, ale jakoś dawał sobie radę (w sumie miał już całkiem dobrze opanowaną żabkę). Czarnowłosy pomagał mu w poprawieniu stylu, jak tylko mógł. Legolas zauważył, że dotyka Nelyafinwëgo częściej, niż było to konieczne i z pewnością dużo śmielej, niż czynią to przyjaciele, ale na tyle dyskretnie, że ktoś niewiedzący o ich relacji niczego by nie dostrzegł.

Finrod flirtował w wodzie z jakimiś dziewczynami, ewidentnie zapatrzonymi w jego ładnie wyrzeźbioną, mlecznobiałą klatkę piersiową. Legolas cicho zachichotał, gdy Finrod uwodzicielsko zakręcił na palcu kosmyk złotych włosów, okalających jego głowę świetlistą aureolą i błyszczących w słońcu dnia niczym delikatna korona. Findárato faktycznie był najpiękniejszy z Noldorów, wyjąwszy jego młodszą siostrę, która jednakże miała od niego dużo trudniejszy charakter.

Nagle do Legolasa dosiedli się bliźniacy.

- Siemaneczko, książę. Co słychać?

- Wszystko w porządku - odpowiedział Legolas, już przygotowując się psychicznie na jakiś niefajny dowcip z ich strony.

- Nie wątpimy - przytaknęli chórem bliźniacy. Dłoń jednego z nich delikatnie powędrowała na kolano księcia.

- Łapy przy sobie, Pityo - westchnął zrezygnowany blondyn.

- Jestem Telvo! - obruszył się rudzielec, ale zabrał rękę. - Nie wiem, czemu nas tak wszyscy mylą.

- Zgadzam się, Pityo - przytaknął jego brat.

- Przecież powiedział, że jest Telvo - zwrócił uwagę Legolas. Czuł, że bliźniacy próbują z niego zrobić idiotę.

- Doprawdy? - przechylił głowę Pityo (czy też Telvo, w każdym razie ten po lewej, który przed chwilą miał rękę na kolanie księcia).

- Powiedziałeś tak!

- Czyli jeżeli powiem, że jestem Telvo, to on jest Pityo i odwrotnie? A jeśli on powie, że jestem Pityo, to wcale nie znaczy, że jestem Pityo. Telvo ciągle kłamie i wszyscy o tym wiedzą.

Legolas czuł się - jak to zaśpiewał ulubiony zespół Maglora - dazed and confused.

- Jeśli jesteś Telvo, to on jest Pityo, a jeśli on jest Telvo, to ty jesteś Pityo - powiedział pewnie.

Bliźniacy spojrzeli po sobie, a potem z powrotem na księcia.

- Bredzisz - ten po prawej popatrzył na Legolasa jak na niedorozwiniętego umysłowo.

- Co za idiota - zgodził się ten po lewej. - Znikajmy.

Jego brat kiwnął głową i zaraz się ulotnili, po chwili witając się wylewnie z Elladanem i Elrohirem, którzy właśnie przyszli.

Anno 'il enni, mellyn. (Jeśli ktoś zachował resztki normalności i nie uczy się sindarinu, niech wie, że to kolejna prośba o gwiazdki). Jakieś komentarzyki też mile widziane.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top