45.
– Zaatakował strażników – stwierdził z oburzeniem Geldin. Irytacja nie pozwalała mu usiedzieć w miejscu, dlatego zaczął krążyć po Sali. – Jest niebezpieczny.
– Twierdzili, że prosił ich o pomoc – zauważył Aku. Sytuacja była trudna. Chociaż bardzo chciał sprzyjać Nirrowi, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że niewiele może zrobić. – Z tego co mówili wynika, że naprawdę jej potrzebował.
Witrażowe drzwi otworzyły się cicho, by wpuścić Iridiel. Avariel miała smutne oczy. Powierzono jej zbadanie elfa, na które z resztą zgodziła się bardzo chętnie. Cieszyła ją świadomość poznania jednego ze swoich braci, podobnie jak bolała ją myśl o jego cierpieniu.
– On umrze – powiedziała cicho.
Syamith podszedł do niej i otoczył ją ramieniem.
– Może możemy mu jakoś pomóc... – zaczął, lecz przerwała mu gniewnym głosem.
– Pomożemy mu jeśli pozwolimy mu odejść. To geas. Nie wolno mu tu zostać, nie wolno mu prosić nikogo o pomoc, a każdy, kto się do niego zbliży, będzie jego wrogiem. Z każdą chwilą spędzoną w Ganthir jest coraz bliżej śmierci.
– Nie możemy pozwolić mu odejść – zaoponował Geldin. Widząc udręczone spojrzenie avariel, dodał szybko: – Sama powiedziałaś, że każdy jest jego potencjalnym wrogiem. Jeśli go wypuścimy, może próbować tu wrócić i zaatakować miasto.
– Czy możesz mi powiedzieć, dlaczego w takim razie toleruje Nirra? – zapytał Aku.
Wzruszyła ramionami i pokręciła głową. Było to dziwne. Nie tylko takie odstępstwo w obrębie starej magii, ale i niewiedza Iridiel. Żadne z nich nie znało się na magii tak jak ona. Była prawdopodobnie najpotężniejszym magiem w całym Ganthir – jeśli zadanie ją przerastało, znaleźli się w ślepej uliczce.
– Zwołam innych avarieli. Może razem będziemy w stanie coś ustalić.
– A jeśli was zaatakuje? – spytał Syamith zaciskając palce na jej ramieniu.
Smutek w jej oczach tylko się pogłębił.
– Jest przywiązany do łóżka i pilnuje go Nirr. Z resztą, gdybyś go teraz zobaczył, nie mówiłbyś takich rzeczy. Te blokady atakują jego umysł, tworzą w nim wizje tak przerażające, że prędzej zabije go strach niż geas. A teraz proszę, wybaczcie mi.
Powiedziawszy to, wyszła z Sali.
– Nie jest szpiegiem, ale po coś jednak go tu przysłali – zauważyła Hara. – Ranaicie, co o tym myślisz?
Pytanie skierowane było do młodego kobolda, który przysiadł na swoim tronie z ogonem przerzuconym przez podłokietnik. Do tej pory nie odezwał się ani słowem, a przesłonięte cienkimi błoniastymi powiekami oczy sugerowały, że próbuje sobie coś przypomnieć. Nie podzielił się jednak swoimi przemyśleniami z resztą Rady, dlatego teraz patrzyli na niego wyczekująco.
– To przecież oczywiste – prychnął, otwierając szeroko jadowicie żółte oczy. – Skoro nie przysłali go tu po informacje to znaczy, że musi znaleźć coś lub kogoś i zaprowadzić do swojego dowództwa lub zabić. A fakt, że sam nie zna szczegółów świadczy o tym, że gdyby je znał, to albo od razu by im się sprzeciwił, albo wykorzystał to, co znajdzie, dla własnych celów.
– Sugerujesz, że w Pustce znajduje się coś tak cennego, że elfy ryzykują naruszenie nie tylko traktatów pokojowych, ale i przymierza...
– Ja nie sugeruję. Ja mam pewność. A traktaty pokojowe naruszymy również my jeśli doprowadzimy do śmierci ich generała.
– Nie muszą się o tym dowiedzieć.
– Ale się dowiedzą i wkroczą z armią. A potem sprzątną nam sprzed nosa to, po co tu przyszedł, i nawet nie zdążymy się dowiedzieć, co to było.
– Co zatem proponujesz?
– My też kogoś wyślijmy. Kogoś, kto będzie pilnował, aby elf nie był zagrożeniem dla nas, i zarazem kogoś, kogo elf nie uzna za zagrożenie dla samego siebie. Z resztą, z tego co zrozumiałem – Ranaith posłał Aku znaczące spojrzenie. – Nirr pobiegłby za nim nawet gdybyśmy mu tego zabronili. Prawda, przyjacielu?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top