Śnieżny ganek

Wychodząc z kuchni Rozalia, przypomina sobie o nocnej zamieci. ,, Przydałoby się odśnieżyć ganek."- Pomyślała i zeszła do piwnicy po wielką plastikową łopatę. Gdy zakładała czarne, skórzane botki, Brutus w pełni gotowy ustawił się przy drzwiach.

Na szczęście nie napadało zbyt wiele śniegu, był jednak mokry i ciężki. Rozalka zgarniała go wolno, nucąc tylko jej znaną wesołą melodię.

Drugą stroną ulicy szedł jakiś chłopak ubrany w czerwoną, puchową kurtkę, ręce miał włożone do kieszeni, a wiatr targał jego gęste, brązowe włosy.

Brutus, mimo nawoływań właścicielki przebiegł przez ulicę i jak zwykle zaczął przymilać się do każdego napotkanego przechodnia.

Chłopak schylił się żwawo i podniósł merdającą ogonem kulkę sierści. Rozglądną się, po czym przeszedł szybko na drugą stronę jezdni.

- Ładny piesek. - powiedział odstawiając sprawce zamieszania na ziemię.

- Ale strasznie niegrzeczny. - właścicielka skarciła pupila srogim spojrzeniem.

- Jaka to rasa?

- Wydaje mi się, że jakaś bardzo mieszana. - zaśmiała się pogodnie.

- Uroki zimy?

- O tuż to!

- Mogę? - chłopak wskazał na czerwoną łopatę wbitą w dużą zaspę śniegu i nie czekając na odpowiedź, chwycił ją i zaczął odśnieżać ganek.

Rozalka osłupiała na moment po czym, zaczęła mówić, a nawet krzyczeć, aby chłopak odłożył łopatę, ale on szedł w zaparte, mówiąc, że ,,takie piękne kobiety nie powinny pracować,, na co Rozalka zarumieniła się uroczo i już się nie odezwała.

- Ganek gotowy, ogród też odśnieżyć?

- Nie, naprawdę nie było trzeba, ale bardzo dziękuję za pomoc.

- Do usług. - ukłonił się nisko.

- Ach zapomniałam się przedstawić, nazywam się Rozalia.

- Piękne imię - rzekł i stał chwilę, milcząc - Jestem Olaf i trochę brakuje mi ciepła. - powiedział pokazując rząd równych białych zębów.

- Gdzie moje maniery zapraszam do środka na herbatę z sokiem malinowym. - Mówiąc to, otworzyła drzwi i uśmiechnęła się pogodnie.

Gdy weszli do mieszkania, zdjęli swoje kurtki i buty, po czym udali się do niewielkiego przytulnego salonu. Po prawej stronie od wejścia stała półka z książkami i płytami różnych zespołów, następnie znajdowała się tam przeszklona witryna z różowymi filiżankami a obok stała komoda z telewizorem. Na środku pokoju były dwa wielkie szare fotele i mały stolik kawowy, na parapetach stały paprocie i niewielkie kaktusy w złotych donicach.

- Ładnie tu masz.

- Tak sądzisz? Proszę, usiądź, idę zaparzyć herbatę.- wskazała na krzesło i udała się do kuchni.

Chwilę później Rozalka wróciła do salonu, niosąc wielkie kubki z napojem.

- Chcesz ciasta? - Zapytała.

- Nie, nie jestem głodny.

- Ależ to nie problem.

- Naprawdę nie trzeba.

- Sama robiłam - Próbowała go przekonać.

- W takim razie zjem z przyjemnością.

Rozalia uśmiechnęła się promienie, poszła do spiżarni.
W tym czasie Olaf zaczął rozglądać się po niewielkim mieszkaniu.

- Czytałaś ,,Ścięte kwiaty,,? - powiedział, znajdując książkę na półce.

- Jasne, że tak to lektura obowiązkowa, jutro idę na spotkanie z autorem. - Dziewczyna odpowiedziała krojąc ciasto w kuchni.

- To prawda jest bardzo ciekawa.
Olaf ze skupieniem oglądał zawartość półek.

- Masz scrabble?!

- No tak. - powiedziała Rozalia, wchodząc do salonu.

- Zagramy? - zapytał z nadzieją.

- Jasne.

Usiedli na miękkich fotelach i rozpoczęli grę. Popijając herbatę i jedząc sernik.

- Genwaź? Co to jest genwaź? - spytała się Rozalka, chichocząc.

- To takie francuskie słowo. - powiedział Olaf, śmiejąc się.

- Nie prawda! We francuskim nie ma czegoś takiego jak "Ź" - powiedziała, udając powagę.

- A właśnie że jest i to słowo oznacza piękność - puścił Rozalce oczko.

W tym momencie Rozalia nie wytrzymała i parsknęła śmiechem, łapiąc się za brzuch.

- Jesteś urocza, jak się śmiejesz. - powiedział, patrząc na nią.

- Ty masz uroczą koszulkę z kotkiem.

Zachowywali się jak by, znali się od lat.
Nim się obejrzeli i było już po dziewiętnastej.

- Oj jak ten czas szybko leci. - Powiedział Olaf, machając głową. - Niestety, ale muszę już iść. Dziękuję za gościnę, było cudownie.

- To ja dziękuję, było cudownie. - powiedziała, uśmiechając się.

- To prawda dzisiaj poznałem cudowną dziewczynę, która nie potrafi mówić po francusku. - oświadczył, wychodząc na ganek.

- Chyba nie jest, ze mną tak źle? - Rozalia za chichotała cicho.

Było już ciemno oraz zaczynał padać srebrzysty śnieg, który wpadał im we włosy, a oni stali na ganku, patrząc sobie prosto w oczy. Po chwili Rozalka stanęła delikatnie na palcach i ucałowała czerwony z zimna policzek Olafa.

- Dobranoc - uśmiechneła się i weszła do domu, zamykając drewniane drzwi.

Olaf stał chwilę zaskoczony po czym spokojnym krokiem podszedł do swego mieszkania.

* * *

Następne go dnia Rozalka stała w świetnym humorze, przypominając sobie o spotkaniu z autorem „Ściętych kwiatów ".
Szybko wyszykowała się i wyszła z domu.

Gdy spotkanie się skończyło zaszła do pobliskiej piekarni po świeży chleb i chałkę.

Rozalka wracała do domu ze słuchawkami w uszach, zajadając się jeszcze ciepłą chałką.

Gdy przeszła na drugą stronę ulicy, zobaczyła idącą w jej stronę postać w czerwonej kurtce, która po chwili znalazła się tuż obok niej .

- Dzień dobry - pierwszy przywitał się Olaf.

- Miło mi cię widzieć - odpowiedziała uśmiechnięta.

- Jak się miewasz?

- Bardzo dobrze i w świetnym humorze.

- Mogę o coś zapytać?

- Jasne, że tak.

- Czy nie zasypało pani znowu ganka?- zapytał nieśmiało.

Rozalka zaśmiała się, biorąc Olafa pod ramię i ruszyli do domu żwawo o czymś dyskutując.

°~KONIEC~°

***

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top