8.

Arien zamknęła oczy i odetchnęła głęboko. Choć niemal wszystko szło zgodnie z jej planem, nie mogła pozbyć się wrażenia, że nie powinna tracić czujności. Mieszkańcy Zimogrodu nie mogli pogodzić się z tragiczną śmiercią swej ukochanej królewny, ale bez mrugnięcia okiem przyjęli wiadomość, że dopóki Jasper nie osiągnie stosownego wieku, to Arien będzie sprawowała rządy jako królowa. Jednym z jej pierwszych rozkazów było zapewnienie ochrony wszystkim tym, którzy ruszyli do lasu, by zapolować na bestie, które napadły na Dianę oraz by znaleźć cokolwiek, co zostało z dziewczyny. Wrodzona ostrożność podpowiadała wprawdzie Arien, że to niezbyt rozsądny pomysł, ale po tylu latach spędzonych w Zimogrodzie uświadomiła sobie jedną bardzo ważną rzecz: naprawdę pokochała to królestwo. Królestwo, które pewnego dnia miało stać się własnością jej pierworodnego syna. Nie tylko nie mogła pozwolić sobie na to, by ktokolwiek zaczął wątpić w jej dobrą wolę, ale najzwyczajniej w świecie tego nie chciała.

– Wasza wysokość – wymamrotał przerażony sługa, kłaniając się przed nią z pokorą.

Królowa powoli odwróciła się w jego stronę i zmarszczyła brwi. Nie dała przecież temu poczciwemu śmiertelnikowi żadnego powodu do strachu. Przeciwnie, wydawało się jej, że była nadzwyczaj łagodna, gdy posyłała go po Gareda. Po plecach przemknął jej dreszcz niepokoju. Nie widziała wielkiego łowczego chyba od dnia, w którym wybrał się z Dianą na łowy. Czyżby coś mu się stało?

– Mów, dobry człowieku – ponagliła sługę, z trudem powstrzymując najczarniejsze scenariusze, które nawiedzały jej myśli.

– Wielki łowczy nie żyje, wasza wysokość – wydukał mężczyzna, po czym upadł na kolana i załkał. – Tak bardzo obwiniał się o śmierć królewny, że postanowił się powiesić...!

Arien przygryzła dolną wargę. Musiała chwycić się oparcia krzesła, by również nie upaść. Owszem, Gared był tylko pięknym pionkiem, narzędziem niezbędnym do przejęcia władzy, ale serce Arien nie było przecież z kamienia. Na swój sposób darzyła go uczuciem, któremu być może nawet niedaleko było do miłości. Był nie tylko jej kochankiem, ale i jedynym powiernikiem. Zamknęła oczy, by zatrzymać napływające do nich łzy. To przecież ona sama skazała go na śmierć w chwili, gdy zażądała, by zabił dla niej Dianę. Powinna przewidzieć, że to będzie dla niego zbyt wiele. Mogła przecież wysłać kogokolwiek innego. Kogoś, kogo mogłaby stracić bez żadnej szkody dla siebie.

– Dziękuję ci, że zdołałeś przyjść tu i mi o tym powiedzieć – wyszeptała Arien, pochylając się nad sługą i matczynym gestem dotykając jego ramienia. – Jeśli chcesz, możesz udać się na spoczynek.

– Nie, najjaśniejsza pani. Proszę, pozwól mi pomóc przy oporządzeniu ciała łowczego. Ja... on był zawsze dla nas bardzo dobry. Chciałbym w ten sposób...

– Rozumiem. Jeśli takie właśnie jest twoje życzenie, nie zamierzam ci tego zabraniać. Ale proszę, nie przemęczaj się.

Sługa otarł łzy, jeszcze raz złożył Arien pokłon, po czym oddalił się pospiesznie. Nic dziwnego, że chciał jakoś przysłużyć się Garedowi. Choć wielki łowczy był raczej małomówny i stronił od towarzystwa, wszyscy mieli o nim bardzo wysokie mniemanie. Każdy wiedział, że na Garedzie można polegać. I najwyraźniej Arien polegała na nim zbyt bardzo.

– To ja go zabiłam – wyszeptała pod naporem kolejnej fali wyrzutów sumienia.

Dlaczego nie odczuła jego śmierci? Owszem, rozpacz mieszkańców Zimogrodu nieco nadwątliła jej moce, ale powinna przecież zauważyć, że odszedł ktoś, kto kochał ją tak bardzo, że gotów był poświęcić nie tylko samego siebie, ale i swą przyszłą królową. Co się z nią działo? Czyżby chodziło o Jaspera?

Tak, tak właśnie musiało być. Wciąż osłabiona ciosem, jakim było samobójstwo Gareda, ruszyła w stronę komnat swego syna. Co mogła zrobić, by podnieść chłopca na duchu i jakoś odbudować jego zaufanie? Może powinna poprosić piekarza, aby upiekł jego ulubiony placek ze śliwkami? A może powinna znaleźć mu nową książkę o ogrodnictwie?

Zapukała do jego drzwi, najpierw lekko, a gdy nie usłyszała odpowiedzi, nieco głośniej. Gdy i wtedy Jasper nie odpowiedział, ostrożnie otworzyła drzwi i weszła bez zaproszenia.

– Promyczku?

Siedział tyłem do wejścia. Nie drgnął nawet, kiedy go zawołała, odwrócił się tylko i spojrzał na Arien przekrwionymi od płaczu oczami. Serce jej zamarło. Czy naprawdę siedział tu przez cały ten czas i rozpaczał po stracie Diany? Wyglądał jak cień chłopca, którym był jeszcze niedawno. Blady i milczący przypominał bardziej zjawę niż przyszłego króla.

– Dlaczego nie zjadłeś obiadu? – spytała najłagodniej jak tylko potrafiła, wskazując palcem na przyniesiony przez służbę posiłek, teraz już zupełnie zimny.

– Nie jestem głodny – odpowiedział chłopiec zachrypniętym głosem.

– Dlaczego? Nie smakuje ci? Może mam poprosić kucharzy, by przygotowali coś specjalnie dla ciebie? Na co miałbyś ochotę?

Jasper potrząsnął głową i już otwierał usta, by coś odpowiedzieć, powstrzymał się jednak i najwyraźniej zmienił zdanie, bo z bladym uśmiechem wyszeptał:

– Chciałbym zjeść coś bez mięsa.

– Musisz jeść mięso, Promyczku. To kraj barbarzyńców. Nie wolno ci okazywać słabości.

– Czy sprzeciwienie się zwyczajom, którymi tak bardzo gardzisz, nie będzie właśnie przejawem siły? Dlaczego każesz mi podporządkować się tradycji, dla której nie masz za krzty szacunku? I dlaczego tak bardzo zależy ci, żebym został królem, skoro nawet ci się tu nie podoba?

Współczucie Arien momentalnie ustąpiło pod naporem narastającej wściekłości. Bezczelny smarkacz! Przecież robiła to wszystko właśnie dla niego! Dlaczego nie tylko nie potrafił, ale nawet nie chciał spróbować tego pojąć?

– Robię to, bo kochałam twojego ojca – wysyczała przez zaciśnięte zęby. – Bo jesteś jego synem, a teraz także jedynym dziedzicem. Bo mimo wszystko Zimogród stał się moim domem. I nie mogę pozwolić, aby ten dom niszczał bez króla.

– Nigdy nie chciałem być królem.

– Możesz za to podziękować swojej siostrze.

Przez chwilę myślała, że posunęła się za daleko. Nienawiść do Diany sprawiała, że czasami traciła kontrolę nad własnymi słowami, a to tylko jeszcze bardziej pogłębiało jej wściekłość. Wstrętna czarnowłosa wywłoka każdego dnia samym swoim istnieniem przypominała Haroldowi o swej matce i tym samym uniemożliwiała Arien stanie się prawdziwą żoną króla. A zaraz potem odebrała jej syna. Z jakiegoś niemożliwego do wyjaśnienia powodu Jasper ufał Dianie bardziej niż swej rodzicielce, a im bardziej Arien próbowała to zmienić, tym bardziej oddalała się od Jaspera.

A teraz? Teraz najprawdopodobniej zupełnie odcięła sobie drogę powrotu.

– Przepraszam – wyszeptała. – Dowiedziałam się właśnie o śmierci Gareda i...

– Gared nie żyje? – Jasper ożywił się na te słowa. Arien zdawało się przez chwilę, że chłopiec zacznie płakać, ten jednak, ku jej zdumieniu, wybuchł śmiechem. – Zatem odszedł jedyny człowiek, który mógł potwierdzić twoją historię o śmierci Diany. Czy nie powinnaś się z tego cieszyć, matko?

Bezczelny! Dlaczego jej to mówił? I dlaczego nie mogła pozbyć się wrażenia, że miał rację? Tak, oczywiście, że tak. Powinna cieszyć się z decyzji Gareda. Właśnie to powinno go spotkać, aby Arien mogła być bezpieczna. Jasper zrozumiał to w mgnieniu oka, a ona...? Zamknęła oczy i stłumiła pełen wściekłości ryk, który napierał na jej usta. Wciąż była słaba i krucha. Zjedzenie serca Diany miało dać jej siłę barbarzyńskiej królewny, ale Arien nie czuła żadnej różnicy.

– Masz rację. Rzeczywiście. Powinnam się cieszyć, że twoje królestwo opuścił człowiek tak słaby i niekompetentny, że nie potrafił nawet ochronić swej pani przed dzikim zwierzęciem.

– Wydawało mi się, że to ty byłaś jego panią.

Arien w jednej chwili znalazła się tuż nad nim z dłonią uniesioną wysoko nad głowę, gotową, by wymierzyć cios temu niewdzięcznemu dziecku. W porę jednak zdołała pohamować gniew. Jasper nie był już małym chłopcem. Jeśli teraz zostanie uderzony, tylko utwierdzi się w przekonaniu, że w rzeczywistości miał rację. Cóż zatem jej pozostawało? Mogła paść przed nim na kolana i błagać o zrozumienie, jednak przez pobłażliwość Diany serce Jaspera stało się chłodne niczym lód. Mogła też spróbować wyjaśnić mu wszystko, zaczynając od swego pochodzenia, a na jego dziedzictwie kończąc, ale wiedziała, że młodzieniec nauczył się już gardzić tym, co miała mu do zaoferowania i swoje własne kaprysy cenił bardziej niż obowiązki.

A zatem pozostawało jej tylko Zwierciadło.

Nie chciała tego robić, ale cóż innego mogła począć? Jasper był jej potrzebny. Bez niego jej pozycja w Zimogrodzie z dnia na dzień stawałaby się coraz mniej pewna, a magiczna moc nikłaby w oczach. Nie, nie mogła do tego dopuścić.

– Nie chcę się z tobą kłócić, Promyczku. Zostawię cię teraz, abyś mógł przemyśleć swoje zachowanie.

– Dziękuję, matko.

Dlaczego był tak chłodny? Gdzie podział się jej mały Promyczek? Pochyliła się nad nim i delikatnie musnęła ustami jego policzek. Omal nie odskoczyła, czując żar bijący z jego skóry. Czy to możliwe...?

Siląc się na spokój, opuściła komnaty syna i udała się do swych własnych. Choć Harold nigdy nie pozwolił jej zająć komnat Wandy, miała do dyspozycji całą wieżę, którą postanowiła się zadowolić. Mniejszych i większych pomieszczeń było w niej pod dostatkiem, Arien miała więc mnóstwo miejsca na wszelkie magiczne artefakty, które zabrała do Zimogrodu jako posag. Ze wszystkich jej skarbów najciekawsze i zarazem najpotężniejsze było Zwierciadło, które dostała niegdyś od swej matki. Dla zwykłych śmiertelników było tylko szklaną taflą odbijającą wszystko, co się przed nią znalazło. Jeśli jednak posiadało się choć odrobinę magii i wplotło się ją w słowa, można było skłonić zaklętą w Zwierciadle istotę, by ukazała to, co chciało się ujrzeć.

Tak samo jak jej matka i jak matka jej matki Arien posiadała ogromną moc. Znajdowanie słów, którymi mogła zmusić Zwierciadło do posłuszeństwa od najmłodszych lat przychodziło jej z łatwością, a choć przywoływanie upragnionych obrazów było niezwykle wyczerpujące, nie czuła najmniejszych oporów, by robić to zawsze, gdy tylko poczuła ku temu potrzebę. Teraz potrzeba ta zdawała się silniejsza, niż kiedykolwiek przedtem.

Ciasna komnata spowita była w ciemnościach. Poza Zwierciadłem nie było tam nic.

Arien zmierzyła uważnym spojrzeniem swoje oblicze. Zobaczyła kobietę nieziemsko piękną, nadludzko potężną i przerażająco doskonałą. We własnych oczach dostrzegła jednak niepokój. Nie mogła dłużej zwlekać, musiała mieć pewność.

Wyciągnęła ukryty w rękawie nóż i nacięła jeden z palców na tyle głęboko, by pociekła krew. Ostrożnie przyłożyła skaleczoną dłoń do lustra, a gdy tylko poczuła uchodzącą z jej ciała moc, zaśpiewała:

Zwierciadło, Zwierciadło,

duszo zaklęta w lodzie,

kto jest największym magiem

w całym Zimogrodzie?

Przez chwilę nie działo się nic. Nagle jednak Zwierciadło sięgnęło po krew królowej, pokryło się winną czerwienią, poczerniało i ukazało obraz Arien, doskonałej i władczej, dumnie patrzącej z tronu na klęczących u jej stóp poddanych.

Odetchnęła z ulgą. Nawet jeśli Jasper zaczął odkrywać swoje moce i powoli próbował się jej przeciwstawić, wciąż była w stanie nad nim zapanować. Zatem nie wszystko było jeszcze stracone. Z trudem oderwała pulsującą bólem dłoń od lustrzanej tafli. Kropla potu ściekła jej po czole. Już miała opuścić komnatę, by udać się na spoczynek, gdy niespodziewanie zaświtała jej niepokojąca myśl. Wiedziała, że jej obawy były bezpodstawne, ale teraz, gdy już o tym pomyślała, nie mogłaby zasnąć bez upewnienia się, że nic, ale to absolutnie jej nie zagrażało.

Ponownie sięgnęła po nóż i nacięła kolejny palec, który przyłożyła do lustra. Zaśpiewała nieco drżącym głosem:

Zwierciadło, Zwierciadło,

duszo zaklęta w lodzie,

kto jest najpiękniejszy

w całym Zimogrodzie?

Winna czerwień, czerń nocy, aż w końcu biel, nieprzenikniona biel śniegu. Diana, nieskazitelna i potężna, a przede wszystkim cała i zdrowa, z naprężonym łukiem i strzałą gotową by nieść śmierć, mknęła przez las na swym wiernym koniu. W jej oczach lśniła żądza mordu.

– Jak...? Gdzie...? – mamrotała Arien, sparaliżowana ze strachu, drżąca i z każdą chwilą coraz słabsza. Zwierciadło z jakąś perfidną satysfakcją pochłaniało jej moc tylko po to, by aż do utraty przytomności mogła patrzeć na swą zgubę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top