30.

Nie miał pojęcia, ile czasu minęło, od kiedy opuścił Zimogród. Nie potrafił liczyć wschodów i zachodów słońca, bo co chwilę tracił przytomność. Choć Roda uparcie starała się utrzymywać Jaspera po jasnej stronie świadomości, chłopiec nie był w stanie poradzić sobie z ogromem jej wiedzy. I ona twierdziła, że dopiero zaczynała edukację! Zupełnie pomijała fakt, że przez stulecia obserwowała potężne wiedźmy, gdy te rzucały zaklęcia, szykowały magiczne mikstury i próbowały przewidywać przyszłość. A teraz cała ta wiedza miotała się po umyśle Jaspera, nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca.

„Spokojnie, Promyczku" – szeptała Roda. „Nie spiesz się. Mamy czas".

– Nie, nie mamy – odwarknął przez zaciśnięte zęby. – Nie musisz kłamać. Wcale nam tym nie pomagasz.

„Ale nie chcę, żebyś się martwił" – w głosie młodej czarodziejki pobrzmiewała troska tak szczera, że Jasper nie potrafił się długo gniewać.

– Więc powiedz mi prawdę – wymamrotał, pokonując ból i wstając powoli z fotela.

Jakimś cudem po długiej i wyczerpującej jeździe Fistaszek doczłapał do skrytej w lesie chatki. Biedne zwierzę nie radziło sobie z głębokim śniegiem i cały czas drżało z zimna, a mimo to robiło wszystko, aby ocalić życie Jaspera. Kamal miał rację, słonie naprawdę były niezwykle inteligentne. Nie było mowy, aby Jasper sam odnalazł drogę do chatki.

I to chatki, w której pełno było śladów obecności Diany. Jeśli tylko pozwalał mu na to stan jego zdrowia, szukał tych dyskretnych znaków, niczym najcenniejszych skarbów. Myśl, że jego siostra znalazła w maleńkiej chatce schronienie, podnosiła Jaspera na duchu.

– Powiedz, co z Dianą – poprosił Rodę, gdy tylko stanął na nogi i dotarł do drzwi. Te nawet nie były zamknięte. Gdyby ktoś chciał wejść do środka, i tak by to zrobił, a Jasper nie widział powodu, aby odgradzać się od zwierząt, które postanowiły schronić się w jego tymczasowym domu.

„Już do ciebie jedzie" – zapewniła Roda, gdy ciepły wiatr musnął włosy księcia, jego bosa stopa spoczęła na soczyście zielonej trawie, a maleńki słowik przysiadł mu na ramieniu.

– Czy jest sama? – dopytywał, podchodząc powoli do Fistaszka, który wylegiwał się w cieniu wielkiego dębu.

„Masz na myśli kogoś konkretnego?"

– A jak myślisz? – Jasper zaśmiał się cicho, gdy szara trąba wyciągnęła się tęsknie w jego stronę.

„Niestety, nie muszę się domyślać" – prychnęła Roda. Tylko udawała zniesmaczoną. W rzeczywistości niczego nie lubiła bardziej, niż wspomnień o Kamalu. Tylko one były w stanie przynieść ukojenie im obojgu. Dlatego właśnie Jasper nie szczędził jej ani tęsknych westchnień, ani odważnych planów na przyszłość.

– Nie odpowiedziałaś na pytanie.

„Tak, Kamal jedzie tu razem z Dianą".

Jasper zamknął oczy i odetchnął głęboko, gdy w jego głowie odbiła się echem groźba Arien. Czy rzeczywiście nie będzie mógł mieć ich obojga? Czy Diana i Kamal zmierzali w stronę Zimogrodu już jako małżeństwo, czy może dopiero po powrocie do domu i pokonaniu Arien Jasper będzie musiał zmierzyć się z nieuniknionym? A może...

„Przestań, Promyczku. Tylko się niepotrzebnie zadręczasz".

– Co innego mogę zrobić?

„Możesz wierzyć w to, że Kamal i Diana cię kochają i nie pozwolą, by spotkała cię jakakolwiek krzywda. Zwłaszcza z ich strony".

– Ale...

„Nie. Proszę, przestań. Doskonale wiem, jak przekonujące potrafią być wiedźmy. Ale nie możesz się poddać podobnym myślom. Jak potem spojrzysz Kamalowi i Dianie w oczy? Nie będziesz w stanie sobie wybaczyć, jeśli przez słowa swojej matki rzeczywiście ich stracisz".

Miała rację. Oczywiście, że miała rację. Ale co z tego, skoro pomimo słów Rody i najszczerszych chęci samego Jaspera, niepokój wciąż panoszył się w jego sercu? Z cichym westchnieniem oparł się o bok Fistaszka i pozwolił, aby słoń otoczył go ciasno swą trąbą. Delikatna i mokra skóra na czubku długiego nosa przylgnęła do policzka Jaspera, zupełnie jakby zwierzę wiedziało, o kim młody książę właśnie myślał.

Nie potrafił określić, jak długo stał tak wtulony w ciepły bok słonia. Przez zamknięte powieki wciąż czuł słońce, przypuszczał więc, że nie mogło to trwać wiele godzin, co zdawało się sugerować jego obolałe i zdrętwiałe ciało.

„Uważaj. Są blisko" – syknęła Roda.

Jaspera zdziwił jej strach, ale postanowił o nic nie pytać. Przez te kilka dni nauczył się bezgranicznie jej ufać i nie kwestionować rad, bez względu na to, jak niedorzeczne mu się czasem wydawały. Dlatego właśnie w ogóle nie zastanawiając się, na co miałby uważać, przylgnął jeszcze bardziej do Fistaszka i schował się za nim tak, aby nie było go widać z prowadzącej do chatki drogi.

Skulony na ramieniu Jaspera słowik zaświergotał cichutko, a chwilę później spomiędzy drzew wyjechał oddział wojowników z obnażonymi mieczami. Książę rozpoznał ich natychmiast, ale gniew malujący się na ich twarzach kazał mu zostać za Fistaszkiem. Nie miał wątpliwości, że większość z nich należała do oddziału Kamala, ale domyślał się też, co musieli pomyśleć na widok kwitnącej łąki w samym sercu opanowanego przez zimę lasu.

– To magia! – syknął któryś.

– Uważajcie! Wiedźmy muszą być blisko! – odkrzyknął inny.

– Zatrzymajcie się, głupcy! – uniósł się nad nimi głos, którego bał się, że nie usłyszy już nigdy w życiu. Zaraz po nim usłyszał drugi, który omal nie wycisnął mu łez z oczu.

– Jasper! Fistaszek!

Młody książę poderwał się tak szybko, że zakręciło mu się w głowie. Z trudem utrzymał równowagę, opierając się o słonia i walcząc z przesłaniającymi mu wzrok mroczkami, próbował dojrzeć Kamala. Zanim go jednak zobaczył, był już w jego ramionach. Tym razem nie zdołał powstrzymać płaczu.

– Nic ci nie jest – szepnął, wtulając nos w jego szyję i wciągając w płuca cudowny korzenny zapach, który już zawsze będzie kojarzył mu się wyłącznie z Kamalem.

– Nie powinieneś raczej martwić się o Dianę? – zapytał nieśmiało Kamal, zupełnie jakby próbował odwrócić od siebie uwagę Jaspera. Jednak wbrew swoim słowom, nie wypuścił chłopca z objęć. Pozwolił mu tylko zerknąć przez swoje ramię i wyciągnąć dłoń w stronę Diany, która stała obok z policzkami mokrymi od łez i gniewnym spojrzeniem.

– Kto ci to zrobił? – spytała, ujmując drżącą dłoń Jaspera i przykładając ją do ust. – Promyczku, co się z tobą stało?

– Nic, naprawdę – skłamał, nie chcąc mącić tej cudownej chwili przykrymi wspomnieniami.

– Nie, Jasperze. To nie jest nic – oburzył się Kamal i przytulił go tak mocno, że Jasper aż syknął z bólu. – Jesteś wychudzony, brudny i...

– I jest synem wiedźmy – wtrącił krasnolud, którego Roda natychmiast rozpoznała.

„Uważaj na niego. To brat króla Żelazożeber. Typowy krasnolud. Nienawidzi wiedźm".

– Ale kocha Dianę – westchnął cicho Jasper, podnosząc wzrok na mężczyznę z długą czarną brodą zaplecioną w drobne warkoczyki. Liczył na to, że jeśli spróbuje się uśmiechnąć, choć odrobinę złagodzi jego niechęć.

Był w błędzie. Krasnolud gwałtownie wciągnął powietrze, zbladł i cofnął się o krok.

– Z kimś rozmawia – syknął gniewnie.

Diana z wyraźnym niepokojem spojrzała najpierw na swego ukochanego, potem na Jaspera. Zmarszczyła brwi, zapewne próbując cokolwiek z tego zrozumieć.

„Myślą, że jesteś szpiegiem Arien. Dalej, Promyczku, musisz im o wszystkim opowiedzieć. Nie możesz pozwolić, żeby choć przez chwilę w ciebie wątpili!"

Słowa Rody i dotyk Kamala pomogły Jasperowi wziąć się w garść. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie miał pojęcia, co właściwie powinien powiedzieć. Słowa uparcie nie chciały przecisnąć mu się przez gardło, a prawda zdawała się tak niedorzeczna, że nie miał pewności, jak zareaguje na nią banda krasnoludzkich zbirów. Jakim cudem Diana wytrzymała w ich towarzystwie? Wyglądali na brutalnych i...

„Promyczku!"

– To Roda – wymamrotał. – Duch czarodziejki z magicznego zwierciadła. Pomogła mi uciec.

Pomimo silnych ramion, które go podtrzymywały, Jasper powoli osunął się na ziemię. Kamal i Diana uklęknęli tuż obok niego, a coraz bardziej rozgniewany krasnolud zbliżył o kilka kroków i sięgnął po miecz.

– Zawiejo, jeśli wyciągniesz broń jeszcze raz zastanowię się nad wrzuceniem cię w przerębel, najlepiej naszpikowanego strzałami – warknęła Diana, zasłaniając Jaspera przed swym ukochanym. Młody książę coraz mniej rozumiał z ich relacji, ucieszył się jednak, że mimo wszystko Śnieżka nie miała wątpliwości, co do jego intencji.

– Bądź rozsądna – poprosił krasnolud nazwany Zawieją, posłusznie puszczając miecz. Gdy mówił do Diany, łagodniał i uspokajał się, dzięki czemu wyglądał na całkiem miłego. Wystarczyło jednak, aby jego spojrzenie powędrowało do Jaspera i znów wypełniło się gniewem. – Przecież sam przyznał, że rozmawia z...

– Z czarodziejką z magicznego zwierciadła – przerwał mu gwałtownie Kamal. Jasper nigdy wcześniej nie widział go tak rozgniewanego. Bez słowa dał się ponownie objąć i nieśmiało wtulił twarz w jego szyję. – Czy naprawdę uważasz, że byłby w takim stanie, gdyby służył Arien?

– Wszystko, co wiem o Arien, to że jest okrutna i przebiegła. Zatem przykro mi, Kamalu, ale jestem w stanie dopuścić do siebie myśl, że byłaby zdolna więzić i głodzić swojego jedynego syna, gdyby miało jej to pomóc w pokonaniu Diany. – Jasper, słysząc te słowa, zaśmiał się cicho, co zaowocowało jedynie napadem kaszlu. Jego wyschnięte i zdarte od krzyku gardło nie zdołało znieść takiego wysiłku.

– Spokojnie, Jasperze, nie przemęczaj się – szeptał mu na ucho Kamal, przeczesując palcami jego niegdyś złociste włosy. W głowie księcia Roda dodawała do troskliwych słów Kamala swoje własne pocieszenia.

– Nic mi nie jest – wymamrotał, gdy udało mu się odzyskać oddech. Ze smutnym uśmiechem spojrzał na Zawieję i przyznał: – Dokładnie to się stało. Zamknęła mnie w komnacie, w której trzymała zaklęte zwierciadło.

– Jak udało ci się uciec? – zapytała Diana. W jej głosie współczucie mieszało się z dumą. Nigdy wcześniej nie mówiła do niego w podobny sposób, ale nigdy też nie zrobił nic, co mogłoby zaimponować Śnieżce.

– Złamałem zaklęcia chroniące zwierciadło, uwolniłem zaklętą w nim czarodziejkę, a potem z jej pomocą uciekłem z Zimogrodu.

Diana ujęła w dłonie policzki barta i złożyła pocałunek na jego czole.

– Nadal nie mam pojęcia, jak udało ci się pokonać magię Arien – oznajmiła na tyle głośno, by mogli usłyszeć ją wszyscy zgromadzeni przed chatką. – Przecież powinna być teraz niezwyciężona. Jej moc kumuluje się wraz z uwielbieniem, jakim darzą ją poddani, a teraz nie było chyba nikogo, kto mógłby rzucić na nią cień.

Jasper szybko pojął, co Diana zamierzała w ten sposób osiągnąć. Rycerze Kamala prędko stracili zainteresowanie walką, jednak uzbrojone po zęby krasnoludy wciąż nieufnie łypały na Jaspera. Dlatego zebrał resztki sił i opowiedział im o wszystkim. O tym, jak pomógł Rodzie przypomnieć sobie, kim naprawdę była. O tym, jak stłukł zwierciadło i pozwolił całemu Zimogrodowi poczuć okrucieństwo i obłudę Arien. A w końcu o tym, jak z pomocą Rody i Fistaszka dotarł do skrytej w lesie chatki. Im dłużej mówił, tym więcej współczucia dostrzegał na twarzach otaczających go wojowników. Nawet Zawieja stracił ochotę na gniewne grymasy. Podszedł do Diany i położył dłoń na jej ramieniu, uważnie wsłuchując się w opowieść Jaspera.

– A zatem powinniśmy zaatakować jak najprędzej – skwitował, gdy książę skończył mówić. – Jeśli nie próbujesz nas okłamać, wiedźma jest teraz słabsza niż kiedykolwiek przedtem.

– Nie możemy pozwolić, aby odzyskała siły – przyznała Diana, jednak z mniejszym entuzjazmem niż jej ukochany. – Promyczku, będę potrzebowała twojej pomocy. Bez ciebie nie uda nam się dopaść Arien tak, aby nikt inny przy tym nie ucierpiał.

– Zrobię wszystko, co w mojej mocy, abyś mogła wreszcie zasiąść na tronie – obiecał, choć czuł się teraz zbyt słaby, by zastanowić się nad konsekwencją tej obietnicy.

– Powinieneś najpierw odpocząć – zaoponował Kamal, nieprzerwanie głaszcząc Jaspera po głowie.

Książę Zimogrodu zamknął oczy i zaśmiał się cicho. Owszem, był wyczerpany. Ale teraz, gdy na wyciągnięcie ręki miał i Dianę, i Kamala, gdy Roda sączyła prosto w jego serce obietnice miłości i zwycięstwa, powoli odzyskiwał chęć życia. Słowik, którego spłoszyło niespodziewane przybycie zbrojnego oddziału, teraz przysiadł na kle Fistaszka i zaczął cichutko nucić pieśń zwiastującą wiosnę.

– Odpocznę w drodze. Teraz powinniśmy ruszać.

– Nie mogę pozwolić na to, żebyś...

– Ma rację, Kamalu – uciął Zawieja. – Nie możemy tracić czasu.

– Spójrz na niego! – Kamal znów uniósł się gniewem. – Czy wygląda, jakby był w stanie wytrzymać kilka dni w siodle?

– Sugerujesz, że mój brat jest słaby? – prychnęła Diana, pomagając Jasperowi wstać i prowadząc go do Fistaszka.

– Wiesz dobrze, że nie to miałem na myśli – zaoponował Kamal. Kierowany pragnieniem czy obowiązkiem, ruszył za Śnieżką i pomógł jej usadowić Jaspera na słoniu. – Nic podobnego nawet do głowy by mi nie przyszło. Po prostu wolałbym, żebyśmy mogli stawić czoła Arien w jak najlepszej formie.

– Obawiam się, że jeszcze długo nie będę w formie wystarczająco dobrej, aby być dla was czymś więcej, niż duchowym wsparciem i przewodnikiem – zaśmiał się cicho Jasper. – Wątpię nawet, bym dał radę sam jechać.

Ledwie skończył mówić, a Kamal znalazł się tuż za nim, z dłońmi splecionymi ciasno na jego brzuchu. Przez chwilę jeszcze próbował znaleźć dla siebie jak najwygodniejszą pozycję. Kolczuga i broń najwyraźniej bardzo krępowały jego ruchy, dlatego zdecydował się przekazać Dianie pięknie zdobiony miecz.

– Tobie bardziej się przyda – stwierdził, natychmiast ponownie przywierając do Jaspera.

– Masz rację. Ja przynajmniej będę umiała go dobyć – prychnęła Śnieżka. Szeroki uśmiech na jej twarzy przeczył jednak ostrym słowom.

– Cóż, przykro mi, że nie jestem księciem, na jakiego liczyłaś.

Diana uśmiechnęła się jeszcze szerzej i chyba zastanawiała się, czy nie powinna poczęstować Kamala jeszcze jednym kąśliwym komentarzem, najwyraźniej jednak doszła do wniosku, że lepiej byłoby jednak dowiedzieć się czegoś więcej o broni, którą właśnie zdobyła.

– Jest zaklęty, prawda?

– Tak – odpowiedzieli Kamal i Jasper jednocześnie.

– Nie wiem jednak, czy mogę ufać temu, co powiedziała o nim Arien.

– Może Roda powie coś więcej – zaproponował Jasper, ale zanim zdążył dodać choćby słowo, Kamal zasłonił mu usta dłonią.

– Jeszcze zdążysz ją zapytać – szepnął, a jego ciepły oddech musnął ucho Jaspera. – Teraz powinieneś odpocząć. I nawet nie próbuj mnie przekonywać, że to nie ma sensu.

Nie zamierzał. Zamiast tego chwycił dłoń Kamala, powstrzymując go przed jej zabraniem. Zamknął oczy, pozwalając, by cały jego świat ograniczył się choć na krótką chwilę do słodkiego korzennego zapachu przyjaciela i cichutkiego nucenia zadowolonej Rody. Jakby z oddali słyszał, że Diana i Zawieja zarządzają natychmiastowy odjazd. Poczuł też, że Fistaszek powoli wstaje i zaczyna człapać, najprawdopodobniej w kierunku Zimogrodu. Gdzieś ponad nimi śpiewał słowik.

Jasper po raz pierwszy od wielu dni rozluźnił mięśnie. Oparł się wygodnie o Kamala, wsłuchał w jego czułe obietnice bezpieczeństwa i zasnął.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top