20.
Jej piękne ciemne oczy były otoczone sińcami. Policzki się zapadły. Choć próbowała to ukryć, dłonie drżały jej przy każdym najmniejszym geście. Nie potrafiła zrobić kilku kroków bez opierania się o ścianę. Morda zaproponował, że wystruga jej jakiś kostur, ale odmówiła. Ledwie uszła z życiem i Zawieja nie mógł pozbyć się wrażenia, że była to wyłącznie jego wina.
Gdy Diana odkryła swoją prawdziwą tożsamość przed jego braćmi i Zadrą, wydawało mu się, że jest skończony. Na jaw wyszło przecież to, jak głęboka była jego słabość do pięknej dziedziczki Zimogrodu. Nikt nie miał też już żadnych wątpliwości co do tego, że nie nadawał się na przywódcę. A swoim załamaniem jedynie przypieczętował wyrok.
– Wodzu, niech się wódz nie smuci – poprosił Rondel, podtykając mu miodowo-korzenne ciasteczka, które upiekł razem ze Szczerbą. – Wódz zje ciasteczko, to od razu lepiej się poczuje, może się nawet uśmiechnie, to Śnieżka też będzie weselsza.
– Dlaczego miałaby być od tego weselsza? – zapytał, mimowolnie sięgając po nieco przypalone ciastko. Na szczęście smakowało znacznie lepiej, niż wyglądało.
– Bo ona wodza bardzo lubi.
– Wydawało mi się, że woli ciebie.
– Nie, nie, nie. Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. I dlatego wiem, że lubi wodza.
– Powiedziała ci to?
– Oczywiście, że nie!
– Więc skąd możesz o tym wiedzieć?
– Ufa mi wódz czy nie?
Zawieja westchnął przeciągle i podniósł się z ziemi. Ryby i tak średnio brały, a przerębel powoli zaczął zamarzać. Z jego siedzenia i tak nic więcej nie wyjdzie, więc równie dobrze mógł wrócić i stawić czoła Śnieżce.
Czy gdyby tak się nad sobą nie użalał, również stałaby się ofiarą wiedźmy? Jak to dobrze, że Rondel uparł się, iż zostawi jej swój ochronny pierścień! Tylko dzięki temu zorientowali się, że Śnieżce groziło niebezpieczeństwo. Ledwie udało im się dotrzeć na czas. Jeszcze chwila, a wiedźma zdołałaby wyśpiewać ostatnie słowa swego zaklęcia i Śnieżka zapewne już nigdy by się nie obudziła. Ale chociaż przerwali czar i zabili wiedźmę, która go rzuciła, otrząśnięcie się z apatii zajęło Dianie niemal dwa dni.
Przez cały ten czas, gdy królewna leżała ledwie żywa, Zawieja wyrzucał sobie, że to jego wina. Gdyby zamiast szukać ucieczki w alkoholu, tabace i długich samotnych wyprawach, choć spróbował porozmawiać ze Śnieżką... Sama im to przecież powiedziała. Czuła się tak samotna, że historia o kobiecie, która straciła wszystko i jedyne pocieszenie czerpała z możliwości spędzenia ostatnich lat życia z przyjaciółką, zupełnie uśpiła czujność Śnieżki. W innych okolicznościach tak urocza empatia świadczyłaby jedynie o tym, że Diana była królewną bez skazy. Ale gdy ścigały ją elfie wiedźmy, tylko bezwzględność mogła ocalić jej życie. Bezwzględność i przyjaciele, których omal nie zabrakło.
– Niech się wódz tak nie obwinia – skarcił go Rondel, gdy byli już pod samą chatką. – To się Śnieżce na pewno nie spodoba.
– Zawiodłem ją. Gdybym częściej z nią rozmawiał... Powinienem był kazać jednemu z nas zostawiać z nią już po pierwszym ataku, ale...
– Czy cokolwiek się zmieni, jeśli będziesz to rozpamiętywał?
Zdziwiony, poderwał wzrok i spojrzał na Dianę, która wychylała się przez okno. Wciąż wyglądała na mocno osłabioną, ale kąsający mróz nadał jej policzkom nieco zdrowszych barw. Oczy go myliły czy naprawdę próbowała się do niego uśmiechnąć?
– To wina twoich włosów – prychnął, uciekając spojrzeniem.
Gdy już rozprawili się z wiedźmą, okazało się, że przeklęty grzebyk wplątał się tak mocno w hebanowe włosy Śnieżki, iż jedynym sposobem na wyjęcie go, było ich obcięcie. Zrobili to z bólem serca, ale sama Śnieżka zdawała się nie przejmować tym rozwiązaniem.
– Odrosną – skwitowała, odgarniając za ucho niesforny kosmyk.
– Ale do tego czasu...
– Tak długo zamierzasz mnie unikać? – Dopiero teraz Zawieja uświadomił sobie, że Rondel gdzieś uciekł, zostawiając swego przywódcę na pastwę królewny.
– Nie unikam cię. Po prostu muszę przemyśleć kilka spraw.
– Czy ja również do nich należę?
Dlaczego musiała byś tak koszmarnie uparta? Spojrzał na nią spod zmarszczonych brwi i nie miał już żadnych wątpliwości, że się uśmiechała. Po prostu była zbyt zmęczona, aby jej mięśnie zdołały unieść kąciki czerwonych jak wino ust choć odrobinę wyżej.
– Czasem – prychnął.
– Bardzo mnie to cieszy.
– Doprawdy? A to dlaczego?
– Bo ja również o tobie myślę. – Zamilkła na chwilę, jakby licząc na to, że podejmie temat. Nie zrobił tego jednak, więc mówiła dalej. – Myślę o tym, by niczego nie brakowało ani tobie, ani twoim braciom. Myślę o tym, że gdyby nie ja, wasze życie byłoby prostsze i nie musielibyście przejmować się wiedźmami. Że gdybym się tu nie pojawiła, nie oddaliłbyś się tak bardzo od swoich braci.
– To nie twoja wina – przerwał jej. – Prędzej czy później i tak by do tego doszło. Ty jedynie przyspieszyłaś ten proces.
– Co masz przez to na myśli?
– Nie jestem jednym z nich. Nigdy nie byłem i nigdy nie będę. Nie potrafię. Zawsze będę od nich odstawał, więc...
– Więc nie ma powodu, abyś się tym przejmował. Powinieneś zająć się tym, na co masz wpływ.
Zawieja nie do końca wiedział, co powinien na to odpowiedzieć. Miał wrażenie, że sugerowała mu coś konkretnego, co powinien w lot pochwycić, on jednak nie miał pojęcia, na co w rzeczywistości miał wpływ, a na co nie. Otrzepał buty o próg i wszedł do chatki. Diana również schowała się do środka, zatrzaskując za sobą okno.
– Nie będziemy więcej jeździć do kopalni – wyszeptał, starając się patrzeć na kominek, zamiast na Śnieżkę. – Skoro wiedźmy znalazły nas dwukrotnie, musimy być przygotowani na to, że spróbują jeszcze raz.
Szczerba postawił mu usłużnie stołek przed piecykiem, a Morda podetknął kufelek z grzanym winem, który Zawieja przyjął z nieskrywaną wdzięcznością. Dopiero po pierwszym łyku uświadomił sobie, jak bardzo był przemarznięty. Wszyscy jego bracia zgromadzili się dookoła, a Diana stanęła plecami oparta o rozgrzane kafle pieca.
– Dość już wydobyliśmy. A biorąc pod uwagę coraz większy mróz i czyhające na nas wiedźmy, skupianie się na czymkolwiek poza ochroną tego, co mamy, byłoby głupotą. Już i tak zbyt wiele ryzykowaliśmy. O mały włos nie straciliśmy Śnieżki.
Bracia zgodnie pokiwali głowami.
– Nikt z nas nie powinien ani przez chwilę zostawać sam. Musimy uzupełnić zapasy, nie tylko jedzenia, ale i broni. Powinniśmy też sprawdzić zabezpieczenia przed czarami. Nie podejrzewam, żeby przestały działać, ale przecież jakimś cudem królowa nas tu znalazła.
– A jeśli król... – zaczął Wyrwidąb, ale Zawieja pospiesznie wszedł mu w słowo.
– Nim się nie przejmuj. To ja wydaję rozkazy i to ja będę odpowiadał przed Żelaznym Smokiem, gdyby miał jakiekolwiek pretensje.
– Nie, Zawiejo – zaoponowała Śnieżka, a ku jego zdziwieniu bracia zawtórowali jej. – Sam przecież powiedziałeś, że jesteśmy rodziną. Jeśli król Żelazożeber będzie miał jakieś zastrzeżenia co do naszej pracy, odpowiemy przed nim wszyscy.
– Diano, nie sądzę, żeby to był dobry pomysł – westchnął krasnolud, na co królewna parsknęła śmiechem.
– Przykro mi, ale nie pytałam cię w tej kwestii o zdanie. A teraz lepiej skup się na winie, zanim zupełnie ci ostygnie.
– To ja może nałożę wodzowi troszkę gulaszu – wymamrotał Rondel i podreptał do kuchni.
– Dobrze, że wreszcie się otrząsnąłeś – stwierdził Zębal, poklepując Zawieję po ramieniu.
– Jakoś to będzie, szefie, jakoś to będzie – westchnął Szczerba, zadziwiająco pogodnym tonem.
Jego bracia nie szczędzili słów otuchy i po kolei opuszczali ich mały wspólny pokój. W końcu został sam na sam ze Śnieżką, z kuflem wina w jednej ręce i miseczką gulaszu w drugiej. Królewna podeszła do niego powoli i usiadła na podłodze tuż przy jego nogach. Próbował zaakceptować jej bliskość z jak największą swobodą, szybko jednak okazało się to zbyt trudne.
– Dlaczego nie jesz? – zapytała jak gdyby nigdy nic, jakby dla niej siedzenie tak blisko siebie było czymś zupełnie naturalnym.
– Chyba zabrakło mi wolnej ręki.
– Daj, potrzymam ci kufel.
– Mam lepszy pomysł. – Jednym haustem opróżnił kufelek i pusty odstawił na posadzkę. Od nadmiaru alkoholu wprawdzie zakręciło mu się w głowie, ale przynajmniej nie ryzykował, że przez przypadek dotknie dłoni Śnieżki.
– Aż tak bardzo nie chcesz na mnie polegać? – spytała z wyrzutem.
– Bardziej martwiłem się, że mogłabyś spróbować wszystko mi wypić – prychnął między jedną łyżką gulaszu a drugą. Choć skupiony był niemal wyłącznie na Dianie, nie umknęło jego uwadze, że w gulaszu ledwie dało się wyczuć mięso, a ziemniaki zostały zastąpione kasztanami. – Może to nawet lepiej, że nie będziemy już chodzić do kopalni. Przynajmniej zajmiemy się brakami w spiżarni.
– Starałam się, naprawdę, ale...
– Wiem, Śnieżko. – Westchnął głęboko. – Przepraszam. Nie chciałem, żeby zabrzmiało to jak przytyk. Po prostu jestem zły na siebie, że tak bardzo was zawiodłem i nie chciałbym, żeby się to powtórzyło.
– Nie powtórzy się, bo teraz będę mogła cały czas mieć na ciebie oko – zażartowała, choć po drżeniu jej głosu poznał, że naprawdę się o niego martwiła.
– Jak ty ze mną wytrzymasz?
– Och, jak będziesz nieznośny i znowu zaczniesz biadolić, że to wszystko twoja wina, to po prostu cię otruję, a zwłoki wrzucę w przerębel.
– Całkiem sprytnie.
– W końcu jestem królewną.
– Królewną, która potrafi gotować, polować, prać i cerować skarpety?
– Potrafię znacznie więcej.
Nie dał się sprowokować. Miał jednak świadomość, że jego policzki zrobiły się czerwone jak czereśnie i nawet bujna broda nie zdołała tego ukryć. Był głupcem, skoro myślał, że uda mu się uciec przed przebiegłą łowczynią, która umknęła zamachowi na własne życie i dwukrotnie wyszła cało z zasadzki wiedźmy. Jego bierność absolutnie nic nie zmieniała, przeciwnie, najwyraźniej Diana uznawała ją za zaproszenie do dalszych podchodów. Przysunęła się jeszcze bliżej i ostrożnie oparła głowę o jego udo.
– Wszystko będzie dobrze – wyszeptała nieśmiało, jakby chciała przekonać o tym nie tylko Zawieję, ale również siebie.
– Na pewno – potwierdził i delikatnie pogłaskał ją po czarnych jak nocne niebo włosach.
Odetchnęła głęboko pod jego dłonią, ale nie uciekła, doszedł więc do wniosku, że nie miała nic przeciwko jego dotykowi. Zamknął oczy i pozwolił sobie na chwilę błogości, bezczynnego delektowania się ciepłem paleniska muskającym jego przemarznięte ciało i bliskością Diany, która nigdy wcześniej nie wydała mu się tak doskonała i realna zarazem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top