17.

– Tylko ośmiu? – zapytała Arien z niedowierzaniem, ledwie powstrzymując drżenie dłoni splecionych na kolanach.

– Tak, moja pani! – Klęczący przed tronem wojownik spojrzał na królową z lękiem w oczach. Wciąż był umazany krwią, śniegiem i błotem. Nie wątpiła, że udało mu się przeżyć wyłącznie dzięki dezercji, ale nie miała mu tego teraz za złe. Wyłącznie dzięki temu udało się jej dowiedzieć, co mogło stać się z Euriel. – I... chyba dowodziła nimi kobieta.

– Poznałeś ją? – Niepokój omal nie pozbawił jej tchu.

– Nie, nie wiem, kim była. Ale... Miałem wrażenie, że znała wszystkie nasze strategie. – Biednemu wojownikowi nie mieściło się to w głowie. Zimogród znany był przecież z dzielnych żołnierzy i genialnych strategów. Jakim więc cudem gdzieś w środku lasu spotkali kogoś, kto był w stanie odeprzeć ich atak i zdziesiątkować cały oddział?

Odpowiedź nasuwała się sama: Diana wciąż żyła.

– Dziękuję, że zdołałeś wrócić tu i mi o tym opowiedzieć – oznajmiła królowa, siląc się na życzliwość. W rzeczywistości ledwie panowała nad przerażeniem. Nie mogła jednak pokazać temu biednemu mężczyźnie, który z taką ufnością poszukiwał u niej pocieszenia, że również się bała. Powoli podniosła się z tronu, podeszła do wojownika i delikatną złotą dłonią dotknęła jego brudnego od potu i krwi policzka. – Czym prędzej udaj się do medyka, niech cię obejrzy. Odpoczywaj tak długo, jak ci każe. I ani mi się waż nie stosować się do jego poleceń.

– Tak, pani! – zawołał z wdzięcznością i ucałował jej dłoń.

Poczekała, aż odejdzie, zanim pozwoliła sobie na zrzucenie maski spokoju. Czym prędzej pobiegła do swych komnat, korzystając z sekretnych przejść, aby żaden sługa nawet przez chwilę nie widział, że jego królowa jest pożerana przez strach. Zadzierając wysoko fałdy sukni, pomknęła w górę po schodach wieży, prosto do pokoiku, w którym czekała jej starsza siostra.

– Jeśli jest choć w połowie tak źle, jak wyglądasz... – zaczęła Odia, ale Arien przerwała jej pospiesznie.

– Euriel nie żyje! – wydyszała ze łzami w oczach. Robiła, co mogła, aby zachować się godnie w obecności siostry, ale tłumiona rozpacz w końcu upomniała się o swoje żniwo. Palące krople pociekły po złotych policzkach.

– Jesteś pewna?

Kiedyś ich matka powiedziała, że wszystkie trzy są jak ogień. Arien była płomieniem, dzikim i nieokiełznanym. Euriel przypominała iskrę, niepokorną i podstępną. Odia natomiast była jak żar, spokojna, ale i wyniszczająca. Z nich trzech to właśnie Odia dysponowała największą mocą. To do niej Arien i Euriel przychodziły po pomoc. I to ona dbała, aby wszystkie trzy były bezpieczne.

Gdy po ponad miesięcznej nieobecności, Euriel nie wróciła do domu, Odia postanowiła osobiście przybyć do Zimogrodu, by dowiedzieć się, co zaszło. Podobne zniknięcia i niewyjaśnione zachowania były na tyle podobne do najmłodszej z sióstr, że Arien niespecjalnie przejęła się tym zniknięciem. Wyszła z założenia, że Euriel postanowiła po prostu jeszcze trochę pozwiedzać okolice Zimogrodu. Odia jednak zdołała ją przekonać, aby wysłać oddział wgłąb lasu i sprawdzić, czy ich siostrze nic się nie stało.

Arien pomysł ten niespecjalnie przypadł do gustu. Przede wszystkim, wierzyła w moc i mądrość Euriel. Bała się również, że jeśli wojownicy zawędrują zbyt daleko, straci nad nimi kontrolę. W końcu jednak uległa namowom Odii. Tylko po to, aby dowiedzieć się, jaki los spotkał jej małą siostrzyczkę.

– Rozszarpali jej ciało, odcięli jej głowę, nadziali ją na pal i ukoronowali krasnoludzką obrożą – wymamrotała, łkając.

– No tak, krasnoludy – westchnęła Odia i powoli podniosła się z krzesła. Wzrok wciąż miała utkwiony w płomieniach igrających w kominku. – Zapomniałam, jak blisko Żelazożeber mieszkasz.

– Siostro, ja...

– A twój syn? Urodził się tutaj. Powinien być bardziej odporny na ich wypaczone zaklęcia.

– Nigdy tego nie sprawdzałam, ale...

– Najwyższy czas. Nie może przecież całymi dniami pleść wianków z tym głupim książątkiem, które zamierzasz poślubić. Niech się na coś wreszcie przyda.

– Nie jest gotowy.

– Skąd wiesz? Może...

– Jestem jego matką – ucięła Arien gwałtownie. – Gdyby był gotowy, wiedziałabym o tym jako pierwsza. Na razie jest tylko promieniem przebijającym przez burzowe chmury. Jeśli zbyt wiele będę od niego wymagać, albo zgaśnie, albo zupełnie się wypali.

– Ufam, że się co do niego nie mylisz – prychnęła Odia, nie kryjąc pogardy. – Domyślasz się, kto zabił Euriel?

– Myślę, że to Diana.

– Nie twierdziłaś czasem, że dziewczyna od dawna jest martwa?

– Byłam o tym całkowicie przekonana.

– I doszłaś do takiego wniosku aż dwukrotnie? – Odia parsknęła śmiechem. – I pomyśleć, że kiedyś uważałam was za całkiem sprytne. A teraz popatrz: Euriel nie żyje, a ty nawet nie potrafisz zabić jakiejś głupiej śmiertelniczki.

Arien miała nadzieję, że nie było po niej widać, jak bardzo zabolały ją te słowa. Odii łatwo było mówić. Nie widziała Diany. Nie miała pojęcia, jak władcza i bezwzględna potrafiła być królewna Zimogrodu. Jej ostatni popis tylko to potwierdzał. Zabiła własnych poddanych! Nie zawahała się, nie wzięła jeńców, nie okazała choć cienia litości. Owszem, Arien wysłała ich tam, przygotowanych do walki na śmierć i życie, ale skąd mogła wiedzieć, że przyjdzie im zmierzyć się z tym potworem w ludzkiej skórze?

– Czy to możliwe, żeby przez bezustanne stawianie mi oporu stała się...

– Silniejsza od ciebie? Owszem, kochanie. To całkiem prawdopodobne. Jeśli chciałaś wywalczyć królestwo dla swojego syna, powinnaś była zadusić tę małą żmiję, zanim dorosła.

Cóż miała na to odpowiedzieć? Czy Odia zrozumiałaby, gdyby Arien opowiedziała jej o swojej miłości do Harolda, o tym, że nie mogła zabić jego córki, dopóki istniał choć promyk nadziei, że król Zimogrodu jednak ją pokocha, że wszystko jakoś się ułoży? Nie, co najwyżej wyśmiałaby naiwność siostry.

– Myślałam, że nad nią zapanuję.

– I nie udało ci się. A potem próbowałaś naprawić szkody, bez świadomości, że ona była już na to gotowa. Naprawdę myślałaś, że ta bestia będzie bezczynnie czekać, aż w końcu podejmiesz jakąś decyzję?

– Wyszłam z założenia, że jeśli nic nie zrobiła do tej pory...

– Przynieś mi grzebień.

– Grzebień?

Odia odwróciła się od paleniska i uśmiechnęła ciepło do Arien. Dopiero teraz królowa uświadomiła sobie, że jej siostra drży, a jej oczy lśnią od łez.

– Nauczę cię pewnego zaklęcia, kochana. Jeśli rzucimy je razem, będzie o wiele silniejsze i Diana na pewno nie zdoła go przełamać. Tylko w ten sposób zdołamy pomścić Euriel.

– Dziękuję, siostro.

– Jestem tu po to, by ci pomóc, kochanie. – Odia rozłożyła szeroko ramiona i pozwoliła, by Arien przytuliła się do niej jak mała dziewczynka.

W pewnym sensie był właśnie taką małą, bezradną dziewczynką i naprawdę potrzebowała pomocy. Nie przypominała sobie żadnego zaklęcia, które można było rzucić na grzebyk, ale nie miała też powodu, aby wątpić w mądrość Odii. Tym razem na pewno uda się jej zabić Dianę. Nic nie zdoła zmusić jej i Promyczka do opuszczenia Zimogrodu. Dzięki przymierzu zawartemu ze Złotogórą ich królestwo stanie się potęgą jakich mało. Wreszcie będzie bezpieczna i szczęśliwa.

– Wszystko się ułoży, moja mała – wyszeptała jej Odia prosto na ucho, zupełnie jakby potrafiła czytać w myślach. Kto wie, może rzeczywiście tak było?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top