14.
Cokolwiek robił, serce nie przestawało bić mu jak szalone. Dudnienie w uszach nie pozwalało na niczym skupić myśli. Nie zmył nawet krwi z rąk. Obiecywał sobie w duchu, że uspokoi się, gdy tylko Diana się przebudzi, ale wiedział, że to kłamstwa. Zbyt bardzo przerażała go myśl, że jakaś wiedźma nie tylko odważyła się tu przybyć, ale w ogóle zdołała tego dokonać. Przecież ich chatka chroniona była zaklęciami dobrej królowej. Żadna wiedźma nie powinna była nawet znaleźć ich schronienia.
A jednak. I nie tylko udało jej się odnaleźć chatkę, ale też do niej podejść i zaatakować Dianę.
– Zawiejo, proszę, usiądź wreszcie – jęknął Wyrwidąb, poklepując jednocześnie po ramieniu zapłakanego Rondla. – Twoje łażenie nikomu nie pomaga.
– Zostaw go – prychnął Piącha. – Nie widzisz, że martwi się o Śnieżkę?
Martwił się o nią? Czy rzeczywiście kierował się troską? Czy właśnie o niej myślał, gdy dobywając broni rozkazał braciom wytropić wiedźmę? Czy to dla niej dopadł czarownicę, tłukł ją i ćwiartował? Czy to dla Śnieżki nabił jej głowę na pal i ozdobił diademem, który miał wygnać z niej jakąkolwiek magię?
– Nie obchodzi mnie, co się z nią stanie – warknął Zawieja, wodząc wzrokiem po swoich braciach. – Zależy mi tylko na tym, byśmy byli bezpieczni.
– Nie musisz kłamać – załkał Rondel. Ciężko było mu mówić, bo szlochanie niemal zupełnie pozbawiło go tchu. – Przecież my wszyscy ją kochamy. Jest dobra, piękna i mądra. I tak dobrze nam gotuje...
Trudno było mu się z tym kłócić. Ich życie stało się o wiele lepsze od dnia, w którym Diana z nimi zamieszkała. Zdążył się też przyzwyczaić do jej obecności. Lubił budzić się na dźwięk jej słodkiego śpiewu i wracać z kopalni, kierując się cudownym zapachem gotowanych przez nią potraw. I uwielbiał na nią patrzeć, na jej smukłą talię, na silne ramiona, na gniewnie skrzywione usta i pogardliwie zmarszczone brwi.
Z głośnym westchnieniem zatrzymał się i spojrzał na wciąż nieprzytomną Śnieżkę leżącą pod kominkiem, w którym rozpalili ogień. Przy jej głowie postawili silnie pachnące zioła lecznicze, które miały pomóc jej dość do siebie. Białe jak śnieg czoło natarli olejkami, pomiędzy czerwone jak wino wargi wsunęli suszony liść szałwii – i czekali.
A każda kolejna minuta tego koszmarnego czekania popychała Zawieję coraz dalej na skraj szaleństwa.
Dopiero teraz zrozumiał to, co powinno być dla niego jasne już od pierwszej chwili. Zakochał się w niej. I nie mógł na to nic poradzić. Nie obchodziło go, że była człowiekiem, że była księżniczką, że gardziła nim zbyt bardzo, by choć przez chwilę być dla niego miłą. A im bardziej ją wielbił, tym silniej sobą gardził i tym bardziej jej nienawidził.
Usiadł na ziemi tuż obok jej zimnej bladej dłoni i zamknął oczy. Gdyby umarła, wszystko stałoby się prostsze. Nie musiałby martwić się o to, że zapewne już niedługo znów przyjdzie im się zmierzyć z wiedźmami, że lada dzień Diana zażąda, by zabrał ją do Żelazożeber, że gdy tylko odzyska Zimogród, zapomni o nim i nigdy więcej nie zaszczyci go choćby wzgardliwym spojrzeniem.
Śmiertelny chłód musnął jego rękę. Otworzył oczy i natychmiast pochwycił jej ciemne jak noc spojrzenie.
– Ocaliliście mnie – wyszeptała z nieskrywaną wdzięcznością i z taką słodyczą, że mimowolnie wyobraził sobie, że mówi to tylko do niego.
– Oczywiście. Przecież jesteś jedną z nas – skłamał Zawieja, teraz już doskonale świadom, że zrobiłby dla niej sto, a nawet tysiąc razy więcej i wcale nie dlatego, że uważał ją za siostrę.
– Szkoda, że nie widziałaś, jak Zawieja rzucił się na tę wiedźmę! – zawołał Rondel. Gdy tylko dotarło do niego, że Śnieżka naprawdę się przebudziła, pospiesznie otarł łzy i zaklaskał w dłonie ze szczęścia. – Jak ją dopadł! Myśleliśmy, że rozszarpie ją gołymi rękami, ale na szczęście wziął młot i sztylet. Bez tego byłoby ciężko. Ale i tak bardzo sprawnie mu poszło odrywanie jej...
– Zamilcz – syknął Zawieja. Nie odrywał wzroku od Diany, a i ona patrzyła wyłącznie na niego.
– Zabiliście ją?
– Jej głowa jest napita na pal sto kroków od domu. Gdy tylko wydobrzejesz, będziesz mogła pójść ją zobaczyć – obiecał. Najchętniej zaproponowałby Dianie, aby napluła jej w wyłupione oczodoły, a z resztek włosów zrobiła sobie trofeum, ale wtedy mogłaby zrozumieć, jak wiele w rzeczywistości dla niego znaczyła, a do tego przecież nie mógł dopuścić. Nagle nawiedziła go niepokojąca myśl. – Bo była tylko jedna, prawda?
Śnieżka pokiwała głową. Przez jej twarz przemknęły wstyd i rozczarowanie.
– Powinnam była ją przejrzeć.
– Nie twoja wina. Wiedźmy są podstępne – oznajmił stanowczo Morda. – Potrafią przybierać różne postaci i oszukiwać jak nikt.
– Najważniejsze, że już jest martwa – skwitował Szczerba.
– I umrze każda kolejna, która spróbuje się do nas zbliżyć – zapewnił Zawieja.
Powoli, nieco chwiejnie, Diana podniosła się i usiadła. Choć nie było to proste zadanie, a Zawieja siedział tuż obok, nie zrobiła absolutnie nic, by dać mu do zrozumienia, że potrzebuje jego pomocy.
– Myślicie, że przyjdą następne? – zapytała aż drżąc z wściekłości.
– Zawsze przychodzą następne – westchnął Wyrwidąb z takim spokojem, jakby nie było nic bardziej oczywistego. – One nigdy nie odpuszczają.
– I co teraz zrobimy?
– Będziemy ostrożni i gotowi do walki – prychnął Zawieja. – Dokładnie tak samo, jak do tej pory. Rondel, co z rosołem?
– Powinien być już gotowy! Pani Śnieżko, ile pani nałożyć? Troszeczkę nałożę, dobrze? Musi pani zjeść! Rosołek dobrze pani zrobi.
Diana uśmiechnęła się po raz pierwszy od przebudzenia. Pucułowaty i niezbyt bystry Rondel jak nikt inny potrafił podnieść ją na duchu, dlatego Zawieja robił wszystko, by w ciężkich chwilach mogła spędzać z nim jak najwięcej czasu. Z ulgą stwierdził, że i tym razem jego mały podstęp zadziałał. Niby bez większego zainteresowania obserwował, jak Diana wstaje i powolutku człapie do kuchni, obejmując przy tym talię, jeszcze niedawno morderczo ściśniętą przez zaklęty gorset.
– Wcale go nie potrzebowałaś – wymknęło mu się.
Śnieżka zatrzymała się i spojrzała na niego przez ramię.
– Co masz na myśli?
– Ten gorset był ci zupełnie niepotrzebny. – Dopiero, gdy słowa uciekły mu z ust, zorientował się jak słodko i czule brzmiały. Pospiesznie więc dodał: – I tak nie miałabyś gdzie w nim chodzić.
– Chciałam tylko być piękna. Czy to takie dziwne?
– Zawieja próbuje powiedzieć, że zawsze jesteś piękna, pani Śnieżko! – zapewnił żarliwie Rondel, a Zawieja nie miał już żadnych wątpliwości, że został przejrzany i nie mógł powiedzieć nic, aby znów schować się za maską obojętności graniczącej niemal z niechęcią.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top