1.

Wbrew temu, co sądzili wszyscy, Jasper nie był pięknym dzieckiem. Miał włosy białe jak mleko, policzki czerwone jak jarzębina i oczy czarne jak węgiel. Matka Diany, gdyby ciągle żyła, powiedziałaby z pewnością, że takie dziecko nie może wróżyć nic dobrego. A mimo to jej ojciec cieszył się z jego narodzin i kazał dziewczynce zrobić wszystko, aby maluch był szczęśliwy.

Dlatego właśnie Diana stała przy kołysce i zaglądała do środka, zastanawiając się, jak uszczęśliwić śpiące niemowlę. Maleństwo miało zaciśnięte piąstki, które przyciskało do buzi, oraz drobniutkie usteczka, poruszające się leciutko w odpowiedzi na słodkie sny. Co takiego było w tym dzieciątku, że nawet Diana nie potrafiła oderwać od niego oczu? Do pewnego stopnia zrozumiała zachwyt ojca – w końcu Jasper był jego pierwszym synem – ale dlaczego sama tak bardzo przejmowała się tym maluchem?

W chwili, gdy to pomyślała, promień słońca przebił się przez szczelinę między firanami i padł na drobniutką buzię niemowlęcia. To w zupełności wystarczyło, by przerwać jego sen. Spojrzenie wielkich czarnych oczu sprawiło, że Diana zamarła. Powinna odejść czy zostać? Powiedzieć coś czy milczeć? Nikt nie powiedział jej, jak właściwie powinna zachowywać się przy nowo narodzonym dziecku.

Jaspera niewiedza Diany najwyraźniej niewiele obchodziła, bo skrzywił się okrutnie i wybuchł płaczem.

– Nie, nie, nie – wymamrotała dziewczynka, ale w niczym to nie pomogło. – Nie płacz, proszę...

Dzieciątko nic nie robiło sobie z próśb małej królewny i płakało dalej, z każdą łzą coraz bardziej czerwone. Diana najchętniej wybiegłaby na korytarz, by zawołać kogoś ze służby, ale nogi miała jak z kamienia, a ręce zdawały się przyspawane do krawędzi kołyski. Czas płynął jakby wolniej, każda sekunda ciągnęła się w nieskończoność, a płacz Jaspera nie cichł.

„Co zrobiłaby mama?" – zapytała w myślach Diana, w której oczach również zabłysły łzy.

Odpowiedź pojawiła się nagle i wydała się dziewczynce absurdalna. Jednak nim zdołała się powstrzymać, z jej ust uciekła pierwsza zwrotka, a zaraz po niej następna:

Śnieżko, Śnieżynko,

Moja kruszynko

Skąd łzy twe?

Nie płacz, maluszku,

Biały kłębuszku,

Nie smuć się!

Zaświeć, Gwiazdeczko,

Małe Słoneczko,

Kocham cię!

Chłopczyk, jak za dotknięciem magicznej różdżki, przestał płakać i teraz wpatrywał się w Dianę wielkimi oczętami. Dziewczynka z niemałym zdziwieniem uświadomiła sobie, że zaczęła się uśmiechać. Czyżby urok małego Jaspera zadziałał również na nią? Jak to możliwe? Przecież robiła wszystko, co w jej mocy, by ustrzec się przed mocą tego szkraba. Mimo to, gdy tylko zaczął do niej gaworzyć, uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

– Co ty tu robisz?

Diana aż podskoczyła, słysząc to niespodziewane pytanie, które niczym nóż ucięło słodkie trajkotanie niemowlęcia. Dziewczynka odwróciła się i stanęła oko w oko z rozwścieczoną Arien. To niebywałe, jak kobieta tak nieludzko piękna potrafiła przerażać małą królewnę. Wcześniej Diana myślała, że chodzi wyłącznie o to, że kobieta tak bardzo różniła się od jej matki. Z biegiem czasu zrozumiała jednak, że kryło się w tym coś znacznie więcej.

– Tatko powiedział... – zaczęła Diana, ale nie dane jej było dokończyć.

Arien w jednej chwili znalazła się tuż przy królewnie, uniosła złocistą dłoń nad głowę i wymierzyła Dianie siarczysty policzek. Zapiekło. Zapłonęło. Zalała się łzami. Nie chciała płakać. Naprawdę nie chciała. Ale gniew Arien i doznane upokorzenie robiły swoje. Diana zasłoniła coraz bardziej czerwony policzek drżącymi rączkami i upadła na zimną posadzkę.

– Jak ty się wyrażasz, bezczelne dziecko? – syczała Arien. – „Tatko"? Tak mogłaby powiedzieć o ojcu córka młynarza. A twój ojciec jest królem! Królem całego Zimogrodu, rozumiesz, głupia dziewucho?

Diana pokiwała główką.

– Odpowiedz!

– Tak, rozumiem, że mój ojciec jest królem.

– A jak powinno się mówić o królu?

– Z szacunkiem?

– Czy wyraziłaś się o nim z szacunkiem?

– Chyba nie...

– Chyba? Co za bezczelny bachor. I nadal nie wyjaśniłaś, jakim prawem zbliżasz się do mojego syna.

– Jego wysokość powiedział, że mam się nim opiekować – odpowiedziała butnie Diana, starając się wykrzesać z siebie resztki godności.

– Doprawdy? – prychnęła Arien, odgarnąwszy z czoła pukiel złocistych włosów. – A czy mój mały Promyczek chciał takiej opieki?

– Nic o tym nie wiem, pani, ale zaczął płakać i...

– Zaczął płakać zanim tu weszłaś?

– Nie, pani.

– Więc przyznajesz się, że doprowadziłaś mojego syna do płaczu i jeszcze masz czelność twierdzić, że przyszłaś tu z rozkazu króla?

Tego Diana już zwyczajnie nie wytrzymała. Zerwała się na równe nogi i z całej siły kopnęła Arien w kostkę, po czym wybiegła z komnaty, nawet się za siebie nie oglądając. Arien krzyczała za nią rzeczy potworne, tak straszne, że Diana miała ochotę zatkać sobie uszy. Nie zrobiła tego jednak. Wiedziała, że boi się Arien i tego, co kobieta mogła jej powiedzieć. Ale tatko zawsze powtarzał, że należy stawiać czoła swoim lękom. Dlatego właśnie nie zatkała uszu. Musiała uciec, bo Arien była od niej większa i dużo starsza, na to akurat nic nie mogła poradzić. Słuchała jednak. Wsłuchiwała się w każde koszmarne słowo, wiedząc doskonale, że prędzej czy później trafi ono do jej taty.

Jej czerwone jak wino usta rozchyliły się w szerokim uśmiechu. Tak, tatko dowie się o wszystkim. Być może Arien sama mu o tym opowie. Tylko po to, by znów usłyszeć dokładnie to samo, co zawsze:

„Gdy mnie zabraknie, Diana zostanie królową i to jej będziesz służyć swoją magią. Im szybciej nauczysz się ją kochać jak własne dziecko, tym prędzej poczujesz się tu jak w domu".

Odpowiedź króla pozostawała niezmienna. Jednak również Arien reagowała na nią za każdym razem dokładnie tak samo. Najpierw jej piękna twarz tężała i stawała się coraz bardziej chł0dna i chłodna. Potem kobieta uśmiechała się szeroko i drapieżnie.

„Jak sobie życzysz, mój panie" – odpowiadała, kłaniając się nisko.

„Tym razem będzie dokładnie tak samo" – pomyślała Diana. Wiedziała, że tak się właśnie stanie. Wiedziała też, co miał na myśli tatko, gdy powiedział jej, że narodziny Jaspera nic nie zmieniają. Chłopiec miał tylko wzmocnić przymierze między królem a Arien. Diana wciąż pozostawała królewską dziedziczką. I Arien nie mogła na to nic poradzić.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top