30. Impreza, impreza i... po imprezie.
Kochani tak, dobrze widzicie! W końcu rozdział ;) Wprawdzie nie zawarłam w nim wszystkiego, co zamierzałam, ale okazało się, że gdybym miała to zrobić, wówczas czas publikacji znacznie by się wydłużył, a sama część byłaby mega długa. Postanowiłam więc opublikować to, co do tej pory udało mi się napisać ;) Mam dzisiaj do Was jedną malutką prośbę. Przeczytajcie proszę "ogłoszenia parafialne" pod rozdziałem ;)
_________________________________________________
Nagły hałas dobiegający z dołu, obudził Carmen. Zaspana dziewczyna przez chwilę próbowała złapać kontakt z rzeczywistością. Czy ten huk, który słyszała, był realny, czy może to wytwór jej wyobraźni? Zaczęła uważnie nasłuchiwać i wówczas zdała sobie sprawę z tego, że na dole słyszy czyjeś kroki. Czyżby ktoś się do niej włamał?
- Knock Out obudź się! – szepnęła delikatnie go szturchając.
- Co się stało Iskierko? – spytał nie do końca przytomny.
- Ktoś jest na dole!
Mech natychmiast się rozbudził. Carmen szybko założyła szlafrok i ostrożnie podeszła do drzwi. Knock Out podążał tuż za nią. Dziewczyna wyjrzała na korytarz i powoli ruszyła w stronę schodów. Wyjrzała zza rogu i wówczas serce jej zamarło. W salonie kręciło się kilku mężczyzn w znajomych kombinezonach. Właśnie zaczęli kierować się w stronę wejścia na piętro.
- Knock Out szybko! Do mojego pokoju! Tylko po cichu! – dziewczyna odwróciła się i zaczęła popychać go w głąb korytarza.
Na schodach rozległy się ciężkie kroki.
- Co się dzieje? Kto tam jest? – spytał powoli wycofując się w stronę pokoju Carmen.
- Wasi najwięksi wielbiciele!
- MECH?
- Tak!
- Proszę, proszę, a kogóż my tu mamy?
Odwrócili się i zobaczyli trzech mężczyzn stojących na szczycie schodów. Mierzyli do nich z karabinów.
- Wiejemy! – krzyknęła Carmen rzucając się do ucieczki.
Knock Out poszedł w jej ślady i wbiegli do pokoju dziewczyny. Carmen zamknęła drzwi na klucz, a Knock Out skontaktował się z Soundwave'em.
- Soundwave natychmiast potrzebny mi most do mojej lokalizacji! – w eterze panowała jednak głucha cisza – Soundwave?
- Co się dzieje? – spytała Carmen
- Wszystko wskazuje na to, że padła komunikacja!
Mocne uderzenie w drzwi uświadomiło im, że żołnierze MECH-u są już na miejscu.
- Soundwave zgłoś się! Potrzebujemy pomocy! – coraz bardziej spanikowany Knock Out wciąż próbował skontaktować się z asem wywiadu Decepticonów.
Tymczasem w domu rozległ się potężny huk wystrzału i zniszczony zamek upadł na podłogę. Teraz już nic nie stało żołnierzom MECH-u na przeszkodzie.
- Soundwave dawaj ten most!
Drzwi otworzyły się i do pokoju wkroczyli zamaskowani mężczyźni z bronią gotową do strzału.
- Pułkowniku Silas mamy dziewczynę i... robota. – jeden z nich złożył meldunek.
- Wybornie! Przetransportować ich do naszej bazy!
Knock Out i Carmen rozpaczliwie próbowali znaleźć jakąś drogę ucieczki, jednak skierowane w ich stronę lufy karabinów, skutecznie powstrzymywały ich od próby wykonania jakiegokolwiek ruchu. Gdy byli już pewni, że tym razem nie uda im się wyjść cało z opresji, pomiędzy nimi, a ludźmi z MECH-u pojawił się rozświetlony barwami zorzy polarnej wir.
Nie wierząc w swoje szczęście, Carmen i Knock Out rzucili się biegiem w jego stronę. Po chwili znajdowali się w centrum dowodzenia Nemesis.
- Było gorąco... - westchnęła dziewczyna – Jak oni dowiedzieli się, gdzie mieszkam?
- Pamiętasz, jak zaskoczyli nas na parkingu? Widzieli twój samochód.
- Tablica rejestracyjna! – Carmen uderzyła się otwartą dłonią w czoło – Jak mogłam nie przewidzieć, że będą chcieli mnie dopaść, żeby zastawić na was pułapkę!
- A miałem nadzieję, że rozwaliliśmy ich razem z bazą!
- Gdy zobaczyli wasz statek, z pewnością się ewakuowali. Co ja teraz zrobię, skoro nawet we własnym domu nie mogę się czuć bezpiecznie?
- Na razie zostaniesz tutaj. – uśmiechnął się Knock Out – A później coś wymyślimy! Nie martw się Iskierko. Będzie dobrze. – przytulił dziewczynę, by dodać jej otuchy.
- W przyszłym tygodniu wracają moi rodzice! Gdzie oni się podzieją? Skoro MECH próbuje mnie dopaść, z pewnością nie cofnie się od porwania moich bliskich!
- W takim razie będziecie musieli zmienić miejsce zamieszkania. Nie widzę innego wyjścia.
- A może agent Fowler coś wykombinuje? Później skontaktuję się z Optimusem, żeby dał mi na niego namiary.
- To całkiem niegłupi pomysł. W końcu jest tym całym ambasadorem pomiędzy ludźmi i nami. Na pewno ma odpowiednie wpływy, żeby wykombinować twojej rodzinie jakieś zastępcze lokum.
- Prawdę mówiąc, myślałam o ochronie dwadzieścia cztery godzimy na dobę.
- Nie prościej byłoby się przeprowadzić?
- Prędzej czy później MECH znowu nas odnajdzie. Nie możemy tak ciągle uciekać! Poza tym mój tata prowadzi tu dobrze prosperujący warsztat, ma stałych klientów. W nowym miejscu musiałby zaczynać wszystko od zera, a to nie takie proste. – wyjaśniła Carmen.
- Rozumiem. W takim razie spróbujmy tego rozwiązania. Będzie dobrze, zobaczysz! – Knock Out pocałował ją w czoło.
Po chwili skontaktował się z Soundwave'em.
- Sound gdzie ty jesteś?
~ Na plaży. Czekam aż towarzystwo się obudzi.
- Dzięki za most ziemny! Zdążyłeś w ostatniej chwili. Co się stało, że nie było zasięgu?
~ Cotygodniowy restart systemów Nemesis. Co wam się przydarzyło?
- MECH namierzył dom Carmen. Prawdopodobnie chcieli uprowadzić ją, aby zastawić na nas pułapkę.
~ Myślałem, że zginęli, gdy zniszczyliśmy ich bazę.
- Najwyraźniej się ewakuowali. Mogę mieć do ciebie prośbę?
~ Słucham.
- Byłbym ci niezmiernie wdzięczny, gdybyś spróbował namierzyć ich kolejną bazę. Ta organizacja stanowi dla nas zagrożenie, musimy więc zrobić wszystko, by dopaść tych techno-świrusów, nim oni dopadną kogoś z nas!
~ Zrobię wszystko, co w mojej mocy.
Po zakończeniu rozmowy Knock Out zaproponował Carmen, by poszli jeszcze odpocząć. Okazało się bowiem, że nie minęła nawet godzina od momentu, gdy się położyli. On sam spokojnie wytrzymałby bez hibernacji, lecz zdawał sobie sprawę, że dziewczyna potrzebuje snu, by normalnie funkcjonować. Z racji tego, że jej kwatera była zajęta przez pupilków Autobotów, nie pozostawało im nic innego, jak udać się do niego. Pomimo zmęczenia, Carmen nie mogła zasnąć. Martwiła się o przyszłość swoją i swojej rodziny. Pomimo zapewnień Knock Outa, że wszystko się jakoś ułoży, nie potrafiła się odprężyć.
- Iskierko to przez nas twoja rodzina znalazła się w tarapatach, więc na pewno nie zostawimy was samych z tym bajzlem. – pocieszał dziewczynę Knock Out – Zobaczysz, że wszystko się ułoży.
- Cieszę się, że mam ciebie Grzejniczku! – dziewczyna przytuliła się do niego – Masz rację, jakoś to będzie.
Uspokoiwszy się nieco, Carmen znowu poczuła, że ogarnia ją senność. Postanowiła nie martwić się na zapas. Tak jak powiedział Knock Out, nie była sama. Wiedziała, że ma wsparcie swojej nowej, bardzo nietypowej rodziny. Z tą myślą udało jej się w końcu zapaść w błogi sen.
***
Darkfire powoli wybudzał się ze stanu hibernacji. Pierwsze, co dało mu się we znaki, to potężny ból głowy i ogromne pragnienie uzupełnienia Energonu. Po chwili uzmysłowił sobie, że nie znajduje się w swojej kwaterze, lecz w jakimś lesie. Jak on się tu znalazł do cholery? Pamiętał jak przez mgłę, że był na imprezie i brał udział w zawodach picia Stężonego Energonu... potem wspomnienia się urwały. Nagle dotarło do niego, że oplatają go czyjeś ramiona, a za sobą czuł ciepło drugiej osoby. „Co jest kurwa?" – pomyślał odwracając głowę.
Z wrzaskiem zerwał się na równe nogi, przy okazji budząc spokojnie hibernującego Starscreama.
- Co się dzieje? – spytał wciąż nie do końca kontaktujący Seeker.
- Co ty odpierdalasz Starscream?
- Darkfire? Gdzie my jesteśmy?
- Ja wolałbym wiedzieć, czemu mnie obściskiwałeś jak spałem?
- Co takiego?
- Kurwa mój łeb! Pamiętasz jak się tu znaleźliśmy?
Starscream zastanawiał się przez chwilę. Przez procesor przemknęły mu niewyraźne migawki z poprzedniego wieczora. Wspólna impreza z Autobotami... Pamiętał jeszcze, że pił Stężony Energon, a potem... nie mógł sobie przypomnieć co dalej się działo. I jakim cudem wylądował w lesie razem z Darkfire'em?
- Chyba byliśmy na imprezie. Ostatnie co pamiętam, to jak piłem Stężony Energon. A potem urwał mi się film.
- To tak jak mnie. Myślisz, że zrobiliśmy coś... totalnie głupiego?
- Co masz na myśli? – dopytywał Starscream.
- Czy ze sobą interfejsowaliśmy, idioto!
Jedno spojrzenie na miejsce, w którym się obudzili, powiedziało mu wszystko. Na ściółce leśnej zauważył dość obfitą ilość płynów, wytwarzanych w trakcie aktu seksualnego. Nie było więc wątpliwości, że musieli ostro się ze sobą zabawiać.
- Kurwa nie wierzę! – Darkfire pacnął się dłonią w czoło – Mogłem dopaść dwukółkę, albo węglowca Knock Outa, a interfejsowałem z tobą!
- Co? O czym ty...
- Rozejrzyj się! Zostawiliśmy wystarczająco czytelne ślady! Ja pierdolę! Musiałem mieć totalne zaćmienie umysłu, żeby się z tobą pieprzyć! – krzyknął Darkfire.
- I nawzajem! Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że tego nie pamiętam! – Starscream nie pozostawał mu dłużny.
- Na pewno nie bardziej niż ja!
Ich dysputę przerwał głośny krzyk dobiegający od strony plaży:
- ZABIERZ ODE MNIE TE ŁAPY TĘPY KLOCU!!!
***
Skołowany Bulkhead powoli wracał do świata żywych. Gdy się ocknął, pierwsze z czego zdał sobie sprawę, to że porządnie boli go głowa. Poprzedniej nocy musiał wprowadzić w siebie stanowczo za dużo Stężonego Energonu. Zdał sobie sprawę z tego, że leży na plaży. Promienie niezwykle jaskrawego słońca raziły go, a jego audioreceptory drażnił okropny łoskot fal.
„Czy ten ocean musi tak hałasować do ciężkiej cholery?" – pomyślał wściekły, próbując osłonić głowę rękami.
Wówczas zorientował się, że ktoś obejmuje go. Spojrzał w dół i natychmiast rozpoznał potężne ramię Breakdowna. Odwróciwszy głowę ujrzał swojego wroga numer jeden, wtulonego w jego plecy. Resztki ospałości natychmiast ustąpiły miejsca furii.
- ZABIERZ ODE MNIE TE ŁAPY TĘPY KLOCU!!! – wrzasnął, z całej siły odpychając Breakdowna.
Szybko wstał na nogi i transformował rękę w kulę burzącą.
Gwałtownie obudzony Breakdown jeszcze nie do końca złapał kontakt z rzeczywistością, lecz gdy zobaczył pędzącego na niego Autobota z kulą gotową do użycia, momentalnie się rozbudził. Poczekał, aż rozpędzony mech wyskoczy w górę, by nadać sobie większego pędu, a gdy wiedział już, w którym miejscu spadnie, szybko odturlał się na bok tak, że cios Bulkheada trafił w piach.
- Gdzie się podział twój honor, co? Ładnie to tak atakować nieprzygotowanego? – roześmiał się Breakdown wstając.
- Nie pozwolę ci się obmacywać zboczeńcu! – warknął Bulkhead ponownie ruszając do ataku.
- Wierz mi grubasie, że nawet, gdybym do końca życia miał jechać na ręcznym, ciebie bym nawet nie tknął! – Breakdown transformował rękę w młot i bez problemu zablokował cios przeciwnika.
Następnie zrobił szybki obrót i z całej siły uderzył Bulkheada, który poleciał prosto na kanapę, na której hibernował Cliffjumper. Impet uderzenia sprawił, że mebel przewrócił się, a zielony bot przygniótł swojego kolegę.
- Co tu się kurwa wyrabia? – warknął gwałtownie wybudzony mech – Bulkhead złaź ze mnie!
- Sorki Cliff... – zielony bot podniósł się i spojrzał na zbliżającego się do nich Breakdowna, który nagle zatrzymał się, po czym wybuchł opętańczym śmiechem.
- Z czego tak rżysz idioto? – warknął Bulkhead.
- Jumper pięknie dzisiaj wyglądasz! – śmiał się Breakdown.
Zdezorientowane Autoboty spojrzały na siebie i Bulkhead również nie zdołał opanować wybuchu śmiechu. Cliffjumper nie miał pojęcia, skąd ta nagła wesołość u obu mechów. Czy oni śmiali się z niego?
- Co jest grane? - spytał kompletnie zdezorientowany.
- Nic nic! Wszystko dobrze Cliff! – Bulkhead spojrzał na niego i ponownie wybuchł śmiechem.
- Mam was obu gdzieś! Lepiej poszukam Arcee.
~ Poszła tamtędy. – Soundwave wskazał na ścieżkę prowadzącą w głąb lasu.
- Dzięki.
Czerwony mech poszedł w wyznaczonym przez Cona kierunku. Nie musiał długo szukać. Dość szybko natknął się na swoją partnerkę, która spokojnie hibernowała... w towarzystwie Wheeljacka i Smokescreena. Cała trójka leżała przytulona do siebie. Po śladach na leśnym poszyciu mech od razu zorientował się, co robili, nim zasnęli. Ta świadomość sprawiła, że jego Iskrę przeszył rozrywający ból, jak gdyby Wheeljack wbił mu w nią jedną ze swoich ukochanych katan. Jego Arcee zdradziła go z kumplami? A oni? Co to za kumple, którzy korzystając z okazji zabawiają się z dziewczyną kolegi? Gdy minął pierwszy szok i ból, Cliffjumper poczuł narastającą wściekłość. Jak oni mogli mu to zrobić? Jak Arcee mogła? Nie zawracając sobie głowy subtelnościami, gwałtownie szarpnął swoją partnerkę za ramię. Botka natychmiast się obudziła.
- Cliff? Co ty masz na twarzy? – spytała widząc „upiększenia" zrobione przez Knock Outa.
Wzburzony mech nawet nie zwrócił uwagi na jej słowa.
- Dobrze się z nimi bawiłaś? – warknął.
- O co ci chodzi?
- Jaja sobie ze mnie robisz, czy co?
Arcee dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że leży w objęciach Wheeljacka i Smokescreena. Desperacko próbowała sobie przypomnieć, co się działo poprzedniej nocy, ale od momentu, gdy Carmen namówiła ją na wypicie Stężonego Energonu, w procesorze miała totalną pustkę. Natychmiast zdała sobie sprawę z tego, co to oznacza. Ten cholerny węglowiec musiał jej czegoś dosypać! Urwany film i straszliwy ból głowy były tego najlepszym dowodem. O nie! Miarka się przebrała! Arcee postanowiła zrobić wszystko, żeby zemścić się na tej małej suce. Pożałuje, że z nią zadarła! Tymczasem jednak musiała skupić się na udobruchaniu Cliffjumpera.
- Kochanie, to nie jest tak, jak myślisz!
- Nie? Przecież widzę, że nie trzymaliście się za rączki! Jak mogłaś mi to zrobić? – krzyknął Cliffjumper.
- Ciszej! Dajcie dogorywać w spokoju! – jęknął Smokescreen.
- Ja ci kurwa dam ciszę, ale wieczną!
- O co ci chodzi?
- Jeszcze się pytasz draniu?
- Cliff ja ci wszystko wyjaśnię! – wtrąciła Arcee.
- Co wyjaśnisz? Że zdradziłaś mnie, gdy tylko nadarzyła się okazja?
- To nie tak! Ja nie zrobiłam tego świadomie! Wszystko przez tę zdzirę Knock Outa! Dodała mi czegoś do Energonu i całkowicie straciłam nad sobą kontrolę! Cliff ja nie pamiętam, co wczoraj robiłam!
- Nie pamiętasz? Wielka szkoda... – wtrącił Wheeljack – Nieźle daliśmy czadu!
- Zamknij się skurwysynu! – warknął Cliffjumper – A twoje wyjaśnienia mnie nie interesują! – zwrócił się bezpośrednio do Arcee - Zdrada to zdrada! Od dzisiaj możesz się puszczać z kim chcesz! Nawet z całą armią Megatrona! Jesteś wolna! – to mówiąc odwrócił się i odszedł szybkim krokiem.
- Cliff zaczekaj! – Arcee chciała pobiec za nim, ale powstrzymał ją Smokescreen.
- Zostań. Teraz i tak cię nie wysłucha. Daj mu czas na ochłonięcie.
- Ta mała, decepticońska dziwka zapłaci mi za to, co zrobiła! – odgrażała się botka – Popamięta mnie do końca życia!
- Wyluzuj śliczna! Co byś powiedziała na małą powtórkę z wczoraj? – uśmiechnął się Wheeljack.
- Ciebie bawi ta sytuacja? – warknęła Arcee.
- Na pewno niczego nie żałuję! Było mi z tobą tak dobrze, że nie pogniewałbym się, gdybyśmy częściej ze sobą interfejsowali! A skoro jesteś wolna... chętnie zająłbym miejsce Cliffjumpera!
- Ty chyba jeszcze nie do końca wytrzeźwiałeś! – prychnęła botka – Nie dotarło do ciebie, że wczoraj nie byłam sobą? Gdyby ta mała zdzira nie dodała czegoś do mojego drinka, nie przespałabym się z wami! Kocham Cliffjumpera i nie zamierzałam go zdradzać! Zrobię wszystko, żeby mi tylko wybaczył!
- Szkoda... a mogło być tak pięknie... – westchnął Wheeljack – Wiedz jednak, że jeśli nie uda ci się udobruchać Cliffa, ja zawsze mogę cię pocieszyć!
Femme zmierzyła go gniewnym spojrzeniem, po czym bez słowa oddaliła się głębiej w las. Chciała pobyć sama, żeby uspokoić targające nią emocje i przemyśleć sobie pewne sprawy.
***
Optimus powoli budził się z letargu. Obok siebie czuł bliskość drugiej osoby. Jak przez mgłę pamiętał, że wczorajszej nocy bawił się z Arcee i to w dość jednoznaczny sposób. Niestety późniejsze wspomnienia uległy zatarciu i nie pamiętał, co działo się potem. Czyżby poszli na całość? Nie otwierając optyk przeciągnął ręką po ciepłym ciele i wówczas zdał sobie sprawę z tego, że osoba, z którą leży, na pewno nie jest drobną femme. Natychmiast oprzytomniał i spojrzał na hibernującego obok niego mecha. Jak oparzony wyrwał się z objęć Megatrona, budząc go przy okazji.
- Co jest kurwa? – warknął zaspany lider Decepticonów.
- Pamiętasz, co wczoraj robiliśmy? – spytał Optimus.
- Jasne, że nie! Przecież impreza była!
- Spaliśmy obejmując się... zupełnie, jakbyśmy zbliżyli się wczoraj do siebie.
- Nie możliwe... Soundwave! - Megatron wezwał swojego asa wywiadu – Chcę wiedzieć, jakim cudem wylądowaliśmy w swoich ramionach!
Wysoki mech podszedł do nich i na ekranie zakrywającym twarz, wyświetlił końcowe wydarzenia z imprezy. Optimus i Megatron poczuli ogromną ulgę, że nic się pomiędzy nimi nie zdarzyło, a za pozycję, w której się obudzili, odpowiedzialni są Dreadwing i Knock Out.
- Dowcipnisie się znaleźli! – mruknął Megatron – Kurwa mój łeb... muszę odwiedzić tego wypolerowanego wesołka...
- My też wracamy do siebie... coś czuję, że trochę przetrzebimy apteczkę Ratcheta... - westchnął Optimus – Autoboty zbiórka! – zakomenderował.
Minęła dłuższa chwila, nim większość botów pojawiła się na plaży. Wszyscy zmarnowani i zdecydowanie nie tryskający dobrym humorem. Brakowało jedynie Ratcheta, Ultra Magnusa i Bumblebee, którzy nadal mocno hibernowali. Prime poprosił swoją ekipę, by obudzili śpiochów i pomogli im wrócić do bazy. Wówczas uświadomił sobie, że nigdzie nie widzi Miko, Jacka i Rafaela.
- A gdzie się podziały dzieci? – spytał.
~ Carmen zabrała je na Nemesis. – wyjaśnił Soundwave – Jak się obudzą, odstawi je do Jasper.
- Niech tak będzie. Megatronie wczorajsza noc pokazała, że jesteśmy w stanie zakopać wojenny topór. Co byś powiedział na to, żebyśmy utrzymali nasz rozejm?
- Tylko pod warunkiem, że zaakceptujesz moje zwierzchnictwo.
- Nie ma mowy! Dobrze wiem, jakie masz plany wobec tej planety i nie będę spokojnie się przyglądał, jak niewolisz gatunek ludzki.
- Twój wybór. Zatem wracamy do starego porządku.
- Do zobaczenia w kolejnym starciu, Megatronie. Autoboty! Wracamy do naszej bazy! – rozkazał Optimus.
- Chwila! A wy dokąd? – spytał Megatron, widząc, że Arcee i Smokescreen kierują się w stronę otwartego portalu – Myśleliście, że zapomniałem o zakładzie? Ten tydzień spędzicie na Nemesis.
- Jak trzeba, to trzeba... – westchnął Smokescreen – Oczywiście będziemy u was gośćmi honorowymi?
- Oczywiście.
Razem z Arcee pożegnali się z resztą Autobotów, a kiedy te zniknęły w portalu, dołączyli do pozostałych Conów.
- No? To co teraz robimy? – spytał Smokescreen.
Megatron rozejrzał się po plaży, na której hibernowały pijane Vehicony.
- Soundwave obudź to zachlane towarzystwo i niech tu posprzątają! – rozkazał – A my wracamy na Nemesis. – to mówiąc skierował swoje kroki w otwarty portal.
Smokescreen, Arcee i Breakdown podążyli jego śladem. Gdy byli już na statku, lider Conów polecił masywnemu mechowi zakwaterować gości, sam natomiast podążył do zatoki medycznej i wezwał Knock Outa. Koniecznie musiał pozbyć się tego bólu głowy!
Gdy medyk stawił się na jego wezwanie, opowiedział lordowi o MECH-u i o tym, że organizacja namierzyła dom Carmen.
- Twierdzisz, że to małe robactwo jest w stanie nam w jakikolwiek sposób zagrozić? – warknął Megatron – Jesteśmy od nich o wiele więksi i silniejsi!
- Oni dysponują dość zaawansowaną technologią mój panie. Breakdown i ja mieliśmy okazję się o tym przekonać. Oszołomili nas i chcieli rozebrać na części. Gdyby nie Soundwave, który zorganizował akcję ratunkową, najprawdopodobniej by im się to udało
- Daliście im się schwytać? Jakim cudem?
- Dysponują promieniem paraliżującym. Nie spodziewaliśmy się tego.
- Dlaczego ich nie zatłukliście, gdy udało wam się uwolnić? – Chciał wiedzieć Megatron.
- Myślałem, że to zrobiliśmy. Tuż po oswobodzeniu, zniszczyliśmy ich bazę. Niestety wygląda na to, że zdążyli się ewakuować.
- Wyjaśnij mi jedno Knock Out. Jakim cudem ta organizacja dowiedziała się o naszym istnieniu?
- Darkfire spieprzył sprawę. Ujawnił się w obecności kamer monitoringu. – Knock Out wolał nie wdawać się w dalsze szczegóły – Od tamtej pory MECH na nas poluje. Chcą poznać naszą budowę i technologię mostów ziemnych.
- W takim razie trzeba się nimi odpowiednio zająć. – na twarz Megatrona wkradł się mroczny uśmiech – Pożałują, że z nami zadarli!
***
Do uśpionej świadomości Carmen powoli zaczęła się wdzierać melodia The Holy One zespołu Gothminister. Przytłumiony umysł dziewczyny powoli zaczął budzić się z przyjemnego letargu. Powtarzający się co chwila refren uświadomił jej w końcu, że to dzwonek w jej komórce. Sięgnęła po telefon i sprawdziła, kto dzwoni. Okazało się, że to Miko.
- Coś się stało? – spytała zaspanym głosem.
- Carmen obudziłam cię?
- Tak jakby...
- Przepraszam. Myślałam, że już odespałaś imprezę!
- Nic się nie stało. Pewnie chcecie wrócić do domu? – odgadła dziewczyna.
- Gdyby to nie był żaden problem, to tak.
- W porządku. Zaraz przyjdę i was wypuszczę.
Natychmiast skontaktowała się z Knock Outem, lecz okazało się, że pod jego pracownią ustawiła się kolejka skacowanych imprezowiczów i nie za bardzo ma możliwość, by wyrwać się stamtąd choć na chwilę. Wobec tego Carmen zadzwoniła do Breakdowna i poprosiła go, żeby zawiózł ją do jej kwatery. Chwilę potem mech był już na miejscu. W ręce trzymał datapad i zaśmiewał się niemal do rozpuku.
- Jak widzę, humorek dopisuje? – zagadnęła dziewczyna.
- Soundwave udostępnił zapis imprezy na CyberConie!
- Na czym?
- To taki odpowiednik waszych serwisów społecznościowych. – wyjaśnił Breakdown – Każdy Decepticon ma na nim swoje konto. O właśnie! Tobie też trzeba założyć profil! Ale to robota dla Soundwave'a. Wgra ci odpowiednią aplikację i będziesz mogła się zarejestrować. Najlepiej załatwmy to od razu!
- Wolnego Break! Najpierw trzeba odstawić do domu dzieciaki!
- Więc wstawaj! Ileż można się byczyć? Tak w ogóle to byłem pewien, że pójdziecie z Knock Outem do twojego domu.
- Tak zrobiliśmy, ale pojawiły się małe komplikacje.
- A co? Nakryli was twoi rodzice? – roześmiał się Breakdown.
- Pojawili się ludzie z MECH-u.
Słysząc to, Con natychmiast spoważniał.
- Jakim cudem dowiedzieli się, gdzie mieszkasz? I czego ci kolesie od ciebie chcą?
- Przypuszczam, że adres znaleźli po tablicy rejestracyjnej. Wiedzą, że mam z wami kontakt, więc pewnie chcieli mnie wykorzystać jako przynętę.
- Dobrze, że udało wam się uciec. Co teraz zrobisz? Nie możesz wrócić do domu.
- Na razie zostanę tutaj, a potem się zobaczy.
Carmen jednym ruchem odrzuciła ciepłą kołdrę, pod którą się ogrzewała i wstała z łóżka. Wspomnienia stresującego poranka sprawiły, że zapomniała, iż ma na sobie seksowną, prześwitującą koszulkę. Dopiero lubieżne spojrzenie Breakdowna i poczucie chłodu na całym ciele, przypomniały jej o tym. Dziewczyna szybko nałożyła na siebie szlafrok, rumieniąc się przy tym lekko.
- No, no! Tylko pozazdrościć doktorkowi takich widoków! – skomentował mech – Naprawdę ekstra z ciebie laska!
- Przestań Break! – Carmen poczuła, że jej twarz płonie rumieńcem.
- A od kiedy ty taka wstydliwa się zrobiłaś, co? – śmiał się Breakdown.
- Uspokój się i lepiej podrzuć mnie do mojej kwatery. W trybie pojazdu z ogrzewaniem włączonym na ful. Chyba, że chcesz, abym zamarzła. – poprosiła dziewczyna.
- W razie czego zawsze mogę cię rozgrzać jak Knock Out!
- Czy ty aby na pewno doszedłeś do siebie po wczorajszym?
- Tak. A czemu pytasz?
- Bo jakoś dziwnie się zachowujesz.
- Wyluzuj mała! Z tym grzaniem tylko żartowałem! – uśmiechnął się Breakdown – Nie zrobiłbym takiego świństwa najlepszemu kumplowi!
Transformował się i zapraszająco otworzył drzwi.
- Pani transport zwarty i gotowy do akcji!
- To jedziemy! – Carmen wsiadła do ciepłego wnętrza pancernego pojazdu.
- Od razu przyjemniej! – uśmiechnęła się rozsiadając się wygodniej na siedzeniu.
- Co ty masz z tym ciepełkiem? – spytał Breakdown, gdy ruszyli.
- Taki mam metabolizm. Nic na to nie poradzę, że zmarzluch ze mnie. Tak jak wy musicie się schładzać, by dobrze funkcjonować, tak ja potrzebuję odpowiedniej dawki ciepła. W przeciwnym razie odczuwam ogromny dyskomfort. Powiedz mi lepiej, czy rozejm został utrzymany?
- Żartujesz? Megatron zażądał, by Optimus uznał jego zwierzchnictwo. Poza tym rozejm miał być tylko tymczasowy.
- Tak, ale na koniec imprezy Optimus i Megatron byli tak nawaleni, że postanowili działać razem. – wyjaśniła Carmen.
- Ja pamiętam imprezę tylko do pewnego momentu, a potem urwał mi się film... wiesz może, co robiłem?
- Przez przypadek napiłeś się mieszanki Knock Outa.
- O nie! Mam nadzieję, że nie odwalałem takich numerów jak Starscream, czy Darkfire! – wystraszył się Breakdown.
- Nie! Tylko wydawało ci się, że zaatakował nas MECH. Kiedy zacząłeś robić rozpierduchę, Megatron kazał Knock Outowi cię spacyfikować, a on zaaplikował ci środek nasenny.
- To dlatego po przebudzeniu tak mnie łeb napieprzał! A powiedz mi, jakim cudem znalazłem się tak blisko Bulkheada?
- Dreadwing i Knock Out was tak ułożyli. Macie też piękną sesję zdjęciową!
- Cliffjumper, Megatron i Optimus to też robota tych rozkoszniaczków?
- Tak!
- Niech no tylko role się kiedyś odwrócą, to na pewno odwdzięczę im się z nawiązką!
- W to nie wątpię!
Gdy dojechali do kwatery Carmen, Miko, Jack i Rafael byli już gotowi do opuszczenia Nemesis. Mimo, że wyglądali na zmarnowanych, nie skorzystali z propozycji dziewczyny, by na spokojnie dojść do siebie i dopiero potem wrócić do Autobotów. Podziękowali Carmen za nocleg i opiekę, po czym Breakdown odwiózł ich do centrum dowodzenia, skąd Soundwave odesłał ich do wyludnionej okolicy Jasper. Dziewczyna w tym czasie wzięła szybki prysznic i ubrała się. Ledwo skończyła, jak przyszedł do niej Breakdown.
- Dzieciaki odstawione. – oznajmił – Soundwave otworzył im most poza Jasper. Autoboty ściągną je do swojej bazy.
- Dzięki Break.
- Jesteś bardzo zajęta?
- Właściwie to nie mam nic do roboty. A czemu pytasz?
- Moglibyśmy obejrzeć film z imprezy.
- No to dawaj! – dziewczyna oparła poduszki i kołdrę o ścianę robiąc wygodne miejsce na seans.
Nim jednak Breakdown włączył film, dostał wezwanie od Megatrona.
- No i masz! Megatron wysyła mnie w teren. Podobno Soundwave namierzył sygnał Decepticona. Mam go do nas sprowadzić, nim zrobią to Autoboty.
- Czyli z oglądania nici...
- Zostawię ci mojego datapada, żebyś się nie nudziła do powrotu Knock Outa. – Breakdown dostosował urządzenie do rozmiarów dziewczyny i podał je jej. – Miłego seansu!
- Dzięki! A ty uważaj na siebie Break!
Gdy mech opuścił pomieszczenie, Carmen zajęła się przeglądaniem filmu. Gdy doszła do fragmentu związanego z grą na kilka frontów, była bardzo zaskoczona informacją, że Megatron w przeszłości kręcił z trzema dziewczynami jednocześnie. Nigdy by się nie spodziewała, że był z niego taki amant. Choć z drugiej strony, mógł się podobać kobietom. Sławny, niepokonany gladiator, potężny, silny, budzący respekt mech mógł rozpalać iskry botek. Kto wie, może gdyby nie spotkała wcześniej na swojej drodze Knock Outa, sama mogłaby się w nim zadurzyć? Bez wątpienia lider Decepticonów miał to coś pociągającego w sobie.
O ile Carmen zaskoczył fakt, że Megatron spotykał się jednocześnie z trzema przedstawicielkami płci pięknej, to słysząc o wyczynach Knock Outa, była w kompletnym szoku. W życiu nie podejrzewałaby go o takie wyrachowanie! Oszukiwał pięć femme jednocześnie! Jak do tej pory wierzyła bezgranicznie w jego wierność, tak w tej chwili poczuła się dość niepewnie. Zaczęła się zastanawiać co by zrobił, gdyby w jego polu zasięgu pojawiły się jakieś botki? Może podobnie jak w czasach swojej młodości grałby na kilka frontów? Dziewczyna postanowiła, że musi z nim na ten temat porozmawiać. Była też bardzo ciekawa zemsty, którą urządziły mu femme, gdy się o sobie dowiedziały. Miała nadzieję, że dały mu porządnie popalić! Gdyby jej jakiś facet wyciął taki numer, postarałaby się, żeby dostał taką nauczkę, której nie zapomni do końca swojego życia!
Dzwonek telefonu wyrwał ją z rozmyślań. Odebrała odruchowo, nie sprawdzając nawet, kto dzwoni.
- Iskierko jesteś u siebie? – usłyszała głos Knock Outa.
- Tak. Mógłbyś do mnie przyjść jak ulżysz wszystkim skacowanym? Chciałabym porozmawiać.
- Właśnie skończyłem. Zaraz będę u ciebie.
- To czekam!
Chwilę potem medyk był już na miejscu.
- Cześć Słoneczko! – Knock Out przelotnie pocałował dziewczynę – Wyspałaś się?
- Średnio. Ale jakoś dociągnę do wieczora. Musimy poważnie porozmawiać.
- Zabrzmiało złowrogo. Coś się stało? – spytał medyk siadając obok Carmen.
- Możesz mi wyjaśnić to? – dziewczyna poła mu datapada i wyświetliła fragment rozmowy, gdzie Knock Out wspomina o grze na pięć frontów.
- Nie chciałem, żebyś dowiedziała się o mojej przeszłości w taki sposób. – westchnął mech – Ja naprawdę nie zamierzałem niczego przed tobą ukrywać Iskierko. Tylko jakoś nigdy ten temat nie wypłynął.
- Mnie nie chodzi o to, czy mi powiedziałeś, czy nie. Ale kręcić z pięcioma laskami jednocześnie? Nigdy nie pomyślałabym, że możesz być takim draniem!
- Carmen to bardzo odległa przeszłość. Byłem młody i głupi. Wielu rzeczy wtedy nie rozumiałem.
- Najlepiej zwalić wszystko na błędy młodości... – westchnęła dziewczyna – Wyjaśnij mi, dlaczego to zrobiłeś?
- Znasz moją przeszłość. Wiesz, że byłem dręczony w szkole. To bardzo zaniżyło moją samoocenę. Rozpoczęcie studiów było dla mnie jak nowy start w życiu. Wreszcie doznałem akceptacji, poznałem nowych przyjaciół, nikt się nade mną nie pastwił. Wręcz przeciwnie. W pewnym momencie zauważyłem, że koleżanki z roku rzucają mi ukradkowe spojrzenia, za wszelką cenę próbują nawiązać ze mną kontakt. Raz przypadkiem usłyszałem rozmowę dwóch femmme. Rozpływały się z zachwytu nad jakimś mega seksownym mechem, do którego wzdychają botki. Nagle jedna z nich wymówiła moje imię. Byłem w totalnym szoku, że jestem postrzegany w ten sposób! Nawet sobie nie wyobrażasz, jakie to było przyjemne uczucie uświadomić sobie, że jest się aż tak atrakcyjnym. Zachłysnąłem się nim i zacząłem flirtować z dziewczynami. Dość szybko te niewinne flirciki przeradzały się w gorące romanse. Tak, dobrze zrozumiałaś. Romanse. Bo nie zakochałem się w żadnej z tych botek. Byłem z nimi tylko i wyłącznie dla fizycznych uciech. One jednak ubzdurały sobie, że tworzymy związek. Nie wyprowadzałem ich z błędu, mówiłem to, co chciały usłyszeć, choć nigdy nie powiedziałem żadnej z nich, że ją kocham. I tak się złożyło, że w pewnym momencie romansowałem z pięcioma botkami jednocześnie. Nie wiem w jaki sposób się o sobie dowiedziały, ale dały mi taką nauczkę, że na długi czas odechciało mi się erotycznych przygód. Chciałbym tylko, abyś wiedziała, że w tamtym okresie do relacji damsko-męskich podchodziłem bardzo powierzchownie. Wtedy liczyły się dla mnie wyłącznie seks i dobra zabawa. Nie czułem potrzeby, by wiązać się z kimś na stałe. Najwyraźniej moje ówczesne partnerki miały zupełnie inne podejście do tej kwestii. Byłem egoistą, wiem. Ale po tych wszystkich latach udręki uważałem, że należy mi się jakaś rekompensata od życia i chętnie wykorzystywałem fakt, że uchodzę za atrakcyjnego mecha. Z perspektywy czasu wiem, że to było podłe. Mogłem grać w otwarte karty i spotykać się tylko z botkami, które do spraw związków podchodzą tak samo jak ja. Carmen, tak naprawdę to jesteś pierwszą osobą, którą pokochałem. Chciałbym, abyś to wiedziała!
- Skoro nigdy wcześniej nie byłeś zakochany, to skąd wiesz, że to, co do mnie czujesz to miłość?
- Po prostu wiem! Nigdy nikogo nie pragnąłem tak bardzo jak ciebie. – Knock Out objął Carmen ramieniem i patrząc jej prosto w oczy kontynuował – Przy tobie czuję się szczęśliwy, uwielbiam twoje towarzystwo, twoje poczucie humoru, tę twoją porywczość, przekorę i niewyparzoną buzię. Kiedy cię nie ma, odliczam czas do chwili, gdy znowu cię zobaczę. Pragnę twojej bliskości. Nikt nigdy nie rozpalał mnie tak, jak ty kochanie. Gdybyś miała Iskrę, nie zawahałbym się połączyć z nią mojej. Wtedy stalibyśmy się najpełniejszą jednością.
Patrząc w rozjarzone optyki Knock Outa, Carmen widziała w nich prawdziwe oddanie. Nie miała żadnych wątpliwości, że mówi szczerze. Jego słowa sprawiły, że poczuła jak ogarnia ją wzruszenie wymieszane z wielkim szczęściem, że spotkała na swojej drodze tak wspaniałego partnera. Fakt, iż należał do innej rasy, nie miał dla niej żadnego znaczenia. Kochała go takim, jakim był, ze wszystkimi jego wadami i zaletami.
- Dlaczego nic nie mówisz? - z rozmyślań wyrwał ją Knock Out.
Spoglądał na nią z wyraźnym niepokojem.
- Bo... tak pięknie mówiłeś, że aż się wzruszyłam. – uśmiechnęła się Carmen.
- To jesteś zdolna do takich emocji? – zażartował – Myślałem, że potrafisz jedynie pyskować!
- A ja myślałam, że ty potrafisz być jedynie zboczony! – dziewczyna nie pozostała mu dłużna.
- A chcesz, żebym był? – z uśmiechem gwałciciela Knock Out popchnął Carmen na łóżko i szybkim ruchem unieruchomił jej ręce nad głową – Może pobawimy się w Pana i Uległą?
- Pornosów z BDSM się naoglądałeś? – roześmiała się Carmen.
- Wiesz, co to jest BDSM? Zaskakujesz mnie Iskierko! Może jeszcze mi powiesz, że eksperymentowałaś?
- To nie moja bajka, choć pewne rzeczy mogą być całkiem... ekscytujące.
- Na przykład jakie?
- Nie miałabym nic przeciwko wiązaniu, albo kajdankom.
- Niegrzeczna... – mruknął Knock Out przeciągając szponami po jej przedramionach – To co? Chcesz spróbować?
- Jasne! Ale nie w tej chwili. – Carmen posłała mu zalotny uśmiech.
- A czemu nie? Już zdążyłaś mnie nakręcić maleńka!
- Tobie jak widzę wiele nie potrzeba! – roześmiała się dziewczyna.
- Carmen mogę wejść? – zza drzwi usłyszeli głos Breakdowna.
- Ten to ma wyczucie! – westchnął Knock Out odsuwając się od dziewczyny.
- Jasne, wchodź! – Carmen szybko usiadła obok medyka – Jak tam misja? – spytała, gdy masywny Con wkroczył do jej kwatery.
- Dobrze. Autoboty nawet się nie pokazały! Pewnie ciągle leczą kaca! – roześmiał się Breakdown – Bez problemu sprowadziłem nowego członka naszej załogi!
- Pojawił się jakiś nowy Decepticon? – zainteresował się Knock Out.
- Aha.
- Ktoś, kogo znamy?
- Ja znam, ty nie koniecznie.
- Kto to jest?
- Barricade.
- Kojarzę gościa. Karać i niewolić to jego motto.
- Cudownie. Kolejny psychol! – westchnęła Carmen.
- Skąd taki wniosek? – chciał wiedzieć Breakdown.
- Czy ktoś normalny miałby takie motto jak on?
- Barricade nie jest taki straszny. Owszem, ma dość gwałtowny charakter, ale jest bardzo sprytny, a w sytuacjach podbramkowych można na niego liczyć.
- Skąd go znasz? – chciała wiedzieć dziewczyna.
- Podczas wojny przez jakiś czas służyliśmy w jednym oddziale. Gość jest całkiem spoko, choć czasami trochę go ponosi.
- Słyszałem, że z niego niezły sadysta. – wtrącił Kock Out.
- Niewiniątko się odezwało! – skwitowała Carmen.
- Jak tam wrażenia po obejrzeniu filmiku z imprezy? – zmienił temat Breakdown.
- Nie dokończyłam oglądać, bo musiałam sobie coś wyjaśnić z Knock Outem.
- Chyba nawet wiem co! – roześmiał się Breakdown – Bardzo zszokowana młodzieńczymi szaleństwami swojego chłopaka?
- Totalnie! Ale już mi wszystko wytłumaczył.
- Wszystko?
- No o tych podbojach. A jeszcze ma mi coś do wyjaśniania? – Carmen rzuciła medykowi pytające spojrzenie.
- Sprawy natury medycznej. – uśmiechnął się Breakdown – Uświadomiłeś ją? – zwrócił się bezpośrednio do Knock Outa.
- Jeszcze nie, bo jakoś temat nie wypłynął.
- O właśnie! Miałeś mi wyjaśnić, jak to jest u was z tym interfejsowaniem!
- Ja też chętnie posłucham twojego wykładu stary! Ciekaw jestem, jak poradzisz sobie z tematem! – Breakdown rozsiadł się wygodnie na łóżku Carmen.
- Jeśli liczysz, że poczuję się speszony, to jesteś w wielkim błędzie! – odparł Knock Out – Nie mam problemu z rozmawianiem o seksie!
- Z jego uprawianiem też nie! – roześmiał się potężny mech.
- Nie mogłeś sobie tego darować, co?
- Nie!
- Skończyliście? – przerwała im Carmen – Chciałabym wreszcie dowiedzieć się konkretów.
- Studiujesz biotechnologię, więc zapewne pojęcie hermafrodytyzmu nie jest ci obce Iskierko. – zaczął Knock Out.
- Czego? – zdziwił się Breakdown.
- Hermafrodyta to osobnik posiadający zarówno żeńskie, jak i męskie narządy płciowe. – wyjaśniła mu Carmen – Knock czy chcesz mi powiedzieć, że Cybertrończycy są... obojnakami?*
- Tak. Każdy z nas, czy to mech, czy femme, posiada zarówno generator przyjemności, jak i port wejściowy, czyli odpowiednik waginy.
- Skoro tak, to czemu występuje u was wyraźny dymorfizm płciowy?
- Nasi naukowcy doszli do wniosku, że ma to związek z faktem, iż jedynie botki noszą w sobie iskrzątka. Muszą być odpowiednio przystosowane do okresu inkubacji nowego życia, a także porodu.
- Czyli mechy nie są w stanie zaiskrzyć? Co za niesprawiedliwość! – prychnęła Carmen – Mogą przeżywać podwójną przyjemność, ale cierpienia to już nie! Powiedz mi jeszcze jedną rzecz. Kochaliśmy się wiele razy i nigdy nie odkryłeś przede mną... innych standardów swojej anatomii. Bałeś się, że mnie zszokujesz?
- Nie. Jak widzę, ciebie nie łatwo jest czymś zaskoczyć. Powód jest bardzo prosty. Po prostu preferuję mój męski narząd. Większość Cybertrończyków ma takie wybiórcze preferencje. Femme zazwyczaj wybierają port, mechy natomiast generator rozkoszy. Teoria głosi, że ma to związek z relacjami damsko-męskimi. W mieszanych związkach zazwyczaj to botki są uległą stroną. Choć zdarzają się przypadki, kiedy nadrzędnym narządem femme jest generator przyjemności, mech natomiast woli używać portu. Są też tacy, którzy nie mają sprecyzowanych preferencji i chętnie korzystają z obu opcji. Możliwości jest jak widzisz bardzo wiele.
- Kurczę... to musicie mieć bardzo ciekawe życie seksualne! – stwierdziła Carmen – Szkoda, że ludzie nie są zbudowani, tak jak wy.
- Nie no, jesteś niesamowita! – roześmiał się Breakdown. – Liczyłem na to, że zobaczę twoją zszokowaną minę, a ty wyskakujesz z tekstem, że chciałabyś mieć tak samo, jak my!
- Bo wyobraziłam sobie, ile możliwości daje posiadanie zarówno waginy, jak i penisa. Przy ich jednoczesnej stymulacji, doznania muszą być niebywale przyjemne!
- To fakt. Podwójna przyjemność gwarantowana! – potwierdził Knock Out.
- Tak się zastanawiam mała, czy jest coś, co byłoby w stanie cię zaskoczyć? – odezwał się Breakdown.
- Jasne! Na przykład romantyczny Darkfire!
- Takiego go nie zobaczysz!
- Dlatego by mnie to zaskoczyło!
- Knock Out trzeba założyć Carmen profil na CyberConie! – przypomniał sobie Breakdown.
- Poproszę Soundwave'a, żeby stworzył aplikację, która umożliwi przeglądanie portalu na komputerze i komórce. A ty Iskierko nie miałaś przypadkiem skontaktować się z agentem Fowlerem?
- Rzeczywiście! Najlepiej od razu to zrobię.
- Chcesz, żebyśmy ci towarzyszyli? – spytał medyk.
- Do centrum dowodzenia na pewno, a potem decyzja należy do was. Jeśli chcecie i nie macie ciekawszych rzeczy do roboty, to możecie iść ze mną.
- Więc postanowione. Chodźmy do Soundwave'a.
W drodze do centrum dowodzenia napotkali Starscreama i Darkfire'a.
- Nasze gołąbeczki ciągle razem! – roześmiał się Breakdown – Przyjemnie spędziliście tę noc?
- Odwal się! – warknął Starscream.
Nie rozumiał, czemu od powrotu na Nemesis wszystkie napotkane Cony dziwnie się patrzyli na niego i Darkfire'a. Nie pamiętał, co działo się na imprezie i miał niedobre przeczucia, że odwalili jakąś dziwną akcję. Będzie musiał poprosić Soundwave'a, żeby pokazał mu nagranie.
- O co ci do cholery chodzi? – warknął nie na żarty już wkurzony.
- Zajrzyj na CyberCona, to szybko się dowiesz, amancie! – poradził Knock Out.
- Pocałuj mnie w dyszę!
- Chciałbyś, co?
- Pewnie już Darkfire to zrobił! – wtrąciła Carmen.
- Nie prowokuj mnie węglowcu, bo jak dopadnę cię w jakimś ciemnym zakątku Nemesis, to odechce ci się głupich żartów! – warknął czarny mech.
- Nudny jesteś! Może zmieniłbyś wreszcie płytę? Myślałam, że wyładowałeś swój niewyżyty popęd z Gwiazdeczką?
- Niby skąd to przypuszczenie? – w głosie Starscreama dało się słyszeć strach.
Niezaprzeczalne było, że wczorajszej nocy on i Darkfire zbyt mocno zbliżyli się do siebie, ale skąd ten bezczelny węglowiec mógł o tym wiedzieć? Czyżby ktoś nagrał kompromitujący ich film?
- Jakoś nie kryliście się zbytnio ze swoimi... uczuciami! – uśmiechnęła się dziewczyna.
- Kryli się, kryli ! Na osobności! – dodał medyk powodując niepohamowany wybuch śmiechu Carmen i Breakdowna.
- Ależ wy jesteście wredni! – sarknął Starscream – Ale jeszcze zobaczymy, kto będzie się śmiał ostatni!
- Czy ty próbujesz nam grozić? Oj nie ładnie Gwiazdeczko! – Knock Out pogroził mu palcem – Chyba nie chcesz nas zmusić, byśmy wyjawili Megatronowi pewną tajemnicę?
- Niech cię Scraplety zeżrą żywcem ty cholerny lalusiu!
- Jak ty się zwracasz do przełożonego? Mam ci przypomnieć lekcję pokory?
- Tylko spróbuj, a przysięgam, że zedrę z ciebie cały lakier!
- Chciałbym znowu zobaczyć odpowiednio upiększonego braciszka. – wtrącił Darkfire – Już prawie zapomniałem ten cudowny widok!
- Nie łódź się, że jeszcze kiedyś zobaczysz mnie w takim stanie! Dawne czasy już nie powrócą! Teraz to ja mam nad tobą przewagę, świrze! – warknął Knock Out.
- Na twoim miejscu nie byłbym tego taki pewien! Pamiętaj, że los bywa złośliwy!
- Szkoda czasu na takie rozmowy. – przerwała im Carmen widząc, że na wspomnienie o przeszłości Knock Out nieco się spiął – Chodźmy do Soundwave'a.
Po chwili byli już na pustkowiu w pobliżu Jasper. Carmen zadzwoniła do Optimusa i poprosiła go o most ziemny do bazy Autobotów. Już na miejscu okazało się, że miała niewyobrażalne szczęście, gdyż agent Fowler akurat odwiedził swoich kosmicznych podopiecznych. Dziewczyna szybko opowiedziała mu o porannych odwiedzinach MECH-u w jej domu i poprosiła o ochronę.
- Skoro zadajesz się z Conami - w tym miejscu wymownie spojrzał na towarzyszące dziewczynie mechy – to czemu ich nie poprosisz o ochronę? – chciał wiedzieć Fowler.
- Bo to na nich poluje MECH. Nie mogą się narażać na kontakty z tą organizacją, która dysponuje na tyle zaawansowaną technologią, że potrafi unieruchomić potężne boty. Mnie te techno-świry potrzebują jedynie jako przynęty. Wiedzą, że w razie czego, Knock Out i Breadown zrobiliby wszystko, by tylko mnie ocalić. Nawet daliby się pociąć na części, a chyba nie chcecie, żeby cybertrońska biologia wpadła w ręce takich nieobliczalnych, żądnych władzy terrorystów, prawda? – dziewczyna celowo wyolbrzymiła pewne rzeczy, choć była pewna, że przynajmniej Knock Out bez wahania poświęciłby dla niej swoje życie. Udowodnił to podczas ostatniego spotkania z wrogą organizacją.
- Carmen ma dużo racji agencie Fowler. Nie możemy dopuścić, by poznali tajniki naszej budowy. Proponuję więc zarządzić całodobowe monitorowanie jej domu, a w razie pojawienia się ludzi z MECH-u, natychmiast ostrzegać dziewczynę i jej bliskich, by mieli czas na ewakuację.
- Wasze argumenty są na tyle przekonywujące, że nie powinienem mieć większych problemów z przekonaniem Pentagonu, by zezwolił na całodobową obserwację domu dziewczyny. Podejmiemy też odpowiednie kroki, by walczyć z MECH-em. Wygląda na to, że lider tej organizacji ma poważne kuku na muniu. Nie możemy pozwolić, by z pomocą nowoczesnych technologii ten szaleniec przejął władzę nad Ameryką!
- Czyli będę mogła czuć się bezpiecznie we własnym domu? – chciała upewnić się Carmen.
- Naturalnie. Ale potrzebuję czasu, by wszystko porządnie zorganizować. Na razie pozostań w ukryciu.
- Dziękuję agencie Fowler! – dziewczyna spontanicznie przytuliła się do czarnoskórego mężczyzny – Nawet nie wie pan, ile dla mnie znaczy fakt, że moja rodzina nie będzie musiała zmieniać miejsca zamieszkania!
- Cieszę się, że mogę pomóc. – agent Fowler był wyraźnie zmieszany zaistniałą sytuacją.
Nie przywykł do tak otwartego okazywania emocji i nie bardzo wiedział, jak się zachować.
- Carmen skontaktuj się ze mną jutro wieczorem. Dam ci wówczas znać, czy możesz bezpiecznie przebywać w domu. – oznajmił czarnoskóry agent, wręczając dziewczynie wizytówkę z numerem służbowego telefonu.
- Jeszcze raz dziękuję! – dziewczyna posłała mu pełen wdzięczności uśmiech.
Następnie pożegnała się z Autobotami, po czym razem z Knock Outem i Breakdownem opuścili ich bazę.
- To co teraz robimy? – spytał masywny mech, gdy wrócili na Nemesis.
- Wspomniałeś coś o założeniu Carmen konta na naszym portalu. Myślę, że najlepiej będzie od razu to załatwić. Idziemy do naszego kochanego pracoholika!
- A potem proponuję wspólne oglądanie zapisu imprezki! Chętnie znowu popatrzę na naćpanych Starscreama i Darkfire'a! – Breakdown aż zatarł ręce z radości.
- To postanowione! O ile nie wydarzy się nic nieprzewidzianego, czeka nas dzień pełen frajdy! – ucieszyła się Carmen.
***
Arcee nerwowo przechadzała się po przydzielonej jej kwaterze na statku Conów. Zastanawiała się, jak oni mogą egzystować w tym ciemnym, nieprzyjemnym miejscu? Z resztą mniejsza o to! Miała na głowie o wiele poważniejszy problem. Próbowała wymyślić, jak przeprosić Cliffjumpera, by wybaczył jej zdradę. Choć właściwie pojęcie zdrady było w jej przypadku stanowczo za mocne. Przecież nie była świadoma tego, co robi! Od momentu, gdy ta mała suka spoiła ją Stężonym Energonem, kompletnie nic nie pamiętała!
Myśli botki błyskawicznie skierowały się na inne tory. Arcee poprzysięgła sobie, że zemści się na tym małym, wrednym węglowcu! Już ona się postara, żeby dziewczyna cierpiała! Pożałuje, że ośmieliła się z nią zadrzeć!
W głowie femme już zaczynał kiełkować pewien pomysł. Musiała tylko opracować dobry plan i z satysfakcją patrzeć na cierpienia tej małej dziwki!
____________________________________________________
* Odwiedzając granice internetu natknęłam się na wiele artów i fanfiction, w których Cybertrończycy posiadali narządy płciowe zarówno męskie, jak i żeńskie. Uznałam, że to dość ciekawa koncepcja jeśli chodzi o przeżywanie przyjemności i urozmaicenie życia seksualnego.
Natknęłam się również na wymyśloną przez fanów teorię, jakoby zaiskrzyć (czyli zajść w ciążę) mogą zarówno femme, jak i mechy (te arty z ciężarnymi, lub składającymi jaja mechami zrobiły mi parę blizn na mózgu XD). W sumie to bardzo logiczne rozumowanie, bo skoro posiadają organy obu płci, to czemu i bot nie mógłby nosić nowego życia? Postanowiłam jednak nie iść tą drogą i nieco zmodyfikowałam tę teorię, by sposób rozmnażania się był bardziej naturalny.
A teraz "ogłoszenia parafialne".
Zamierzam zabrać się za korektę tego opowiadania, ponieważ dostrzegłam w nim sporo błędów. Wraz z korektą postanowiłam także wstawić obrazki przedstawiające głównych bohaterów. I tu mam do Was pytanie. Udało mi się znaleźć trzy zdjęcia, które (moim zdaniem) całkiem nieźle obrazowałyby Carmen. Nie potrafię się jednak na żadne zdecydować, więc postanowiłam oddać sprawę w Wasze ręce. Piszczcie w komentarzach pod tym akapitem, który obraz (waszym zdaniem) najlepiej pasowałby do głównej bohaterki.
Numer 1
Numer 2
Numer 3
A na koniec chciałabym serdecznie Wam polecić opowiadanie autorstwa MurielMeg
fanfiction TRANSFORMERS "prime&r.i.d"
Opisane są w nim dalsze losy znanych nam bohaterów z serii TFP po wydarzeniach z Predacons Rising.
Autorka ma świetny styl, doskonale opisuje zarówno miejsca, jak i emocje bohaterów, sama fabuła też szybko wciąga! Czytałam i z czystym sumieniem mogę polecić jej pracę. I nie tylko tę jedną! Zajrzyjcie na jej profil, bo naprawdę warto!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top