V
Następnego dnia Harry wysłał Syriusza i Remusa po klucze, które ma Tom. Okazało się, że Voldi tymczasowo pracuje w galerii handlowej, w sklepie z butami.
Gdy zapytali się Harry'ego po co są one mu potrzebne, ten nie chciał powiedzieć. Pozostało im tylko po nie pójść. Niestety nie mogli się deportować, ponieważ Marvolo zabronił im rzucać się w oczy.
Dostali instrukcje jak tam trafić i wyszli. Po godzinie błądzienia po mieście dotarli na miejsce.
Tom był trochę zdziwiony widząc ich, jednak dał im to po co przyszli i kazał spadać, bo klientów mu straszyli.
Syriusz sywierdził, że wrócą autobusem i pociągnął Remiego na przystanek.
- Łapo, ale to zły przystanek - zaprotestował Luniek - Chodźmy na ten drugi, o tam - wskazał drugą stronę ulicy.
- Nie, tu jest dobrze.
- Ale Syriuszu, dom jest w drugą stronę.
- Nie marudź. Zostajemy tutaj. - zarządził animag.
- Ale jak się zgubimy to twoja wina - westchnął wilkołak.
Wsiedli do autobusu wskazanego przez Syriusza.
Jechali już prawie 30 minut, Remus zaczął pożądnie się niecierpliwić.
- Kiedy wysiadamy? - mruknął zirytowany.
- Jeszcze nie.
Wtem autobus zatrzymał się i wszyscy wysiedli. Łapa i Luniek zostali sami.
- Chodź gumochłonie - warknął Lupin i pociągnął animaga do drzwi.
- No i gdzie jesteśmy?!
- Nie wiem... W głośniku było słychać, że na jakiejś... Ziemniaczanej?
- Nie ważne, chodźmy w tamtą stronę - zadecydował Luniek.
Po dziesięciu minutach Syriusz wpadł na pomysł, by zadzwonić do Toma.
°°°
- Eee... Cześć Marvolo...
- Co zrobiliście?!
- Nic... Kojarzysz może ulicę Ziemniaczaną?
- Jaką?!
- Ziemniaczaną
- Pierwsze słyszę.
- Aha, no to mamy problem.
- Gdzie wy jesteście?
- No właśnie na Ziemniaczanej.
- Macie iść do domu!
- Właśnie próbujemy.
- Za godzinę macie być na miejscu.
- Pa
°°°
Syriusz rozłączył się i przerażony przekazał wszystko Lunatykowi. Ten zaczął dalej go ciągnąć. Nagle Łapę olśniło.
- Użyjemy map google! - wykrzyknął zwracając tym uwagę kilku mugoli.
Na szczęście udało się. Znaleźli drogę, jednakże do domu mieli 5 kilometrów.
- Idziemy! - warknął Remus
~ 4,5 km później ~
- Nie mam siły... - już od pięciu minut jęczał Syriusz.
- Nie marudź, tylko chodź.
- Ale mi się nie chce...
- Trudno. Mi też.
Parę minut później byli już pod domem.
- Tak! - wykrzyknęli
- Nareszcie - westchnął Syriusz.
Gdy weszli do domu obaj padli ze zmęczenia. A Harry zadowolony zabrał klucze, jak się okazało od śmietnika i wyszedł pozbyć się worków.
- Nigdy więcej autobusów - powiedział Łapa.
- Twoja wina - przypomniał mu Luniek.
- Nic już nie mów...
- No, ale to prawda.
Syriusz westchnął.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top