Purple Rain

Prokurator Wiktor Arsjeniewy spał w najlepsze w swoim pustym mieszkaniu, kiedy obudził go telefon. Zwłaszcza. Ziewając szeroko i klnąc na samego siebie za to, że nie posprzątał, odebrał.

- Dobry wieczór, drogi Wiktorze, przepraszam, że niepokoję cię o tak późnej porze, ale do szpitala przywieziono właśnie nieprzytomną dziewczynę ze śladami pobicia.

Sapnął z oburzenia, ale poszedł do łazienki i się przebrał, żeby później pojechać do DSK. Naprawdę nie mieli nikogo innego? Dopiero na szpitalnym parkingu zerknął na zegarek. Trzecia czterdzieści dwie. Normalni ludzie śpią o tej porze, ale on chyba został uznany przez swojego szefuńcia za nienormalnego, skoro wybrał akurat jego.

Na oddziale chirurgii panowała cisza, przerywana tylko pikaniem kilkunastu kardiomonitorów. Było również ciemno, tylko w dyżurce paliło się światło. Ktoś do niego podszedł, rozpoznał w tym kimś dyżurującego lekarza.
- Dobrze, że przyszedł pan tak szybko, przywiozła ją jednostka policji, bląkała się w okolicach lasów pod Białymstokiem. Nie miała dokumentów. Uprzedzam, widok jest dosyć tragiczny.

Wszedł do sali, gdzie leżała podłączona do respiratora dziewczyna. Miała bardzo krótkie włosy, prawdopodobnie ktoś je jej obciął, była posiniaczona, podrapana i bardzo chuda. Musiała być długo gdzieś przetrzymywana, bita, głodzona. Podszedł bliżej, lekarz włączył małe światło, ale prokurator bardzo szybko się wycofał. Wyłapał pytające spojrzenie dyżurnego.

- To Magneta Sylas, ma osiemnaście lat. Pięć miesięcy temu uratowała mnie od śmierci. Powinna umrzeć, widziałem na własne oczy, jak oberwała w pierś. Ma tam ranę?

- Tak, bliznę po postrzale. Ktoś wyciągnął kulę i od biedy zaszył, ale jest jeszcze coś. Widział pan ślady po pobiciu, ale ja widziałem również, że została wielokrotnie i bardzo brutalnie zgwałcona. Jeśli mówi pan, że ją zna, bo uratowała panu życie, to ktoś najwyraźniej nie chciał, żeby umarła. Błagam, niech pan złapie tego rzeźnika, bo obraz tej biednej dziewczyny będzie mnie prześladował do końca życia.

Zapewnił, że zrobi wszystko, co w jego mocy, żeby mu pomóc i na początek wypełnił papiery Magnety. Znał wszystkie jej dane z raportu, ale jak to w ogóle możliwe, że ona żyje? Przecież miał w rękach protokół sekcji jej zwłok.

- W razie polepszenia stanu lub wybudzenia się dziewczyny, proszę do mnie zadzwonić. Przyślę koleżankę, która ją przesłucha. Chcę być informowany na bieżąco, jeszcze dziś rano przyjedzie policjant, który będzie ją ochraniać. Mam pewne podejrzenia, że ten, kto jej to zrobił, będzie chciał dokończyć dzieła.

Kiedy wychodził ze szpitala, nie był już wściekły na szefa. Dobrze, że ta sprawa trafiła w jego ręce, nie ufał innym prokuratorom, choć chyba nie powinien, jednak coś z tyłu głowy mówiło mu, że któreś z nich coś knuje. Nie wiedział tylko, które.

* * *

Obudziła ją Wiktoria Janukowycz, która cała podekscytowana potrząsała ją za ramię. Anastazja cieszyła się, że dziewczyna widzi, ale ta pobudka nieco ją zaniepokoiła.

- Co się dzieje?

W tym momencie do pokoju wpadła Klaudia, która od razu odpowiedziała za siostrę:

- Ana, twój ojciec przyjechał. Dosłownie dziesięć minut temu, od razu kazał cię obudzić, podobno stało się coś bardzo ważnego. Lepiej już chodź, bo on z tych nerwów nie jest w stanie utrzymać filiżanki...

To wystarczyło, żeby prokuraturówna wyzbyła się resztek snu. Wyskoczyła z łóżka i pognała do salonu, nie patrząc na swoją krótką koszulkę i szorty, których używała jako piżamy. Tata siedział na sofie, pijąc, a raczej próbując pić kawę. Był blady jak papier, nie wiedziała, jakim cudem dał radę przyjechać tu samodzielnie aż z Białegostoku. Usiadła naprzeciwko niego i gestem nakazała mu mówić.

- Dziś nad ranem zadzwonił mój szef, powiedział, że mam nową sprawę w DSK. Szybko tam pojechałem, a na oddziale chirurgii zobaczyłem ducha.

Anastazja Natallya Arsjeniewa roześmiała się głośno. Jej ojciec chyba jest przepracowany, widzi duchy. Poklepała go po ramieniu.

- I tylko po to jechałeś do mnie o ósmej rano? Tato, weź sobie urlop, może pojedziemy w góry.

Potrząsnął nerwowo głową.

- Nie rozumiesz. Na oddziale jest Magneta Sylas.

Teraz i ona poczuła, że zaczynają ją opuszczać siły, zakręciło się jej w głowie. Nie, nie, nie, Magneta nie może być w szpitalu, bo nie żyje, przecież sama widziała jej śmierć, ludzie, to na pewno jest jakieś nieporozumienie!

- Nie byłem do końca pewny, jest chuda i ma obcięte włosy, ale sam lekarz potwierdził, że ma ranę po postrzale na piersi. Musisz jak najszybciej wysłać tam ochronę, ktoś musi jej pilnować, ale nie policja. I musisz zidentyfikować ją na sto procent, bo ja nie mogłem tego zrobić. Czy pół godziny ci wystarczy, żeby się przygotować? Pojedziemy tam osobnymi samochodami, ale muszę cię wprowadzić...

Nie zdołał dokończyć zdania, bo jego córka biegła na górę, przeskakując po trzy stopnie naraz. Przebierała się, jednocześnie mówiąc do telefonu, szybko uzgodniła z kapitan Alicją, że za dwie godziny ktoś będzie non-stop stał przy drzwiach do sali Magnety. Nie minęło piętnaście minut, a ona już stała na dole, poganiając ojca, który nadal siedział zszokowany nad filiżanką zimnej kawy.

- Tato, chodź wreszcie, Klaudia wyprowadza właśnie mój samochód.

* * *

Nie wierzyła, że to się dzieje. Magneta się odnalazła, żywa, może nie do końca zdrowa, ale jednak. Nie mogła zapanować nad podnieceniem, drżały jej ręce, miała nawet zaróżowione policzki, co było wystarczająco dziwne. Nie ukryła blizny na twarzy, nie miała czasu na takie błahostki, jak pamiątka po upadku w kuchni, teraz liczyła się tylko gotka i jej bezpieczeństwo. Klaudia pozwoliła Anastazji prowadzić, ale tylko dlatego, że nie mogłaby znieść jej poganiania, więc teraz samochód pruł przed siebie niczym torpeda, zostawiając ojca daleko w tyle. Nie mogła się doczekać, aż zobaczy Magnetę, chciałaby być tam już, teraz, natychmiast, ale kilometry szły, jak na złość, potwornie wolno. Dopiero przy początkowych zabudowaniach Białegostoku zwolniła, roiło się tam od drogówki i fotoradarów, ale kiedy tylko mogła, przekraczała znacznie dozwoloną prędkość.

* * *

Magneta Sylas czuła ulgę. W końcu trafiła w dobre ręce, do ciepłego, czystego i przede wszystkim bezpiecznego szpitala. Jej lekarz prowadzący był bardzo miły, a pielęgniarki wyjątkowo uczynne, chyba przez stan dziewczyny tak się nad nią trzęsły, przynosiły posiłki, prawdziwe i pożywne, poprawiały poduszki, nawet poprosiły do niej kleryka prawosławnego. Długo rozmawiali, mieli sobie dużo do powiedzenia, chciała wiedzieć, jaka jest data, z przestrachem stwierdziła, że jest już początek zimnego marca, a więc niedługo ma urodziny. Wyspowiadała się ze wszystkiego, co robiła przez ostatnie cztery lata, wymieniła każdego niewinnego, którego zabiła na rozkaz Skobacha, zdziwiła się, bo dostała rozgrzeszenie. Batiuszka zostawił ją lekką i wolną od wyrzutów sumienia, wtedy do jej sali wpadła Anastazja Natallya Arsjeniewa. Przez moment nie wiedziała, co powiedzieć, ale koniec końców prokuraturówna objęła ją delikatnie i pocałowała w czoło. Magneta widziała w jej oczach łzy, które zebrały się tam, kiedy oglądała jej skaleczenia i siniaki. Zaczęły płakać obie, a jakieś dwadzieścia minut później dołączyła do nich Klaudia Janukowycz, która zameldowała, że właśnie przybyła ochrona. Dodała również, że ma na ten dzień zaplanowane spotkanie z Anną Marią Anders, której miała wyperswadować pomysł utworzenia na Podlasiu bazy wojsk amerykańskich. Pożegnała się z gotką, miała wpaść do niej następnego dnia, żeby przywieźć jej jakieś rzeczy i kosmetyki.

Anastazja wychodząc ze szpitala trzymała się dobrze, ale kiedy tylko usiadła na miejscu pasażera, rozpłakała się na dobre. Magneta zdradziła jej rysopis Anubisa, nawet jego prawdziwe nazwisko. Kazała Klaudii jechać najpierw do laboratorium kryminalistycznego, gdzie najlepszy zabójca we wschodniej Polsce właśnie wchodził po schodach. Prokuraturówna podeszła do niego z mściwym uśmiechem.

- Proszę, proszę, kogo moje oczy widzą... Czy to aby nie nasz dobry stary znajomy, Anubis? Mam dla ciebie sprawę. Widzisz tą kamerę nad wejściem? Dokładnie dwie minuty temu przestała nadawać sygnał. A ty jesteś bez obstawy. Więc dobrze ci radzę, lepiej chodź ze mną.

Zapędzony w kozi róg Anubis, chciał uciekać, ale powstrzymała go lufa małego glocka, wycelowana pod marynarką. Szybko zaprowadziła go do samochodu, tam zdzieliła mordercę w tył głowy i skrępowała taśmą klejącą.

- Jedziemy do Kamienia, ja za moment wyślę do laboratorium maila z konta tego szczura, w którym prosi o zwolnienie z powodu choroby. Nie możemy zawieźć go do komendy, bo nie mamy oficjalnych dowodów. Potrzebujemy jakichś dwóch tygodni, wiesz zapewne, co to oznacza.

Klaudia Janukowycz potwierdziła skinieniem głowy. Musieli podrzucić policji niezbite dowody, dostarczyć im wszelkie ślady i powiązania, zanim się zorientują, że laborant został porwany przez córkę prokuratora.

____________________

Houk!

Pozdrawiam moją drogą ciocię Anię!

Całusy,

J.M.Vector

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top