Bloody Mary
Anastazja Natallya Arsjeniewa w jednej chwili rozmawiała z rodziną Janukowyczów, a chwilę później czuła tak silne zmęczenie, jakby w ogóle nie przespała całej nocy i sporego kawałka dnia. Przeklęła w myślach własną młodzieńczą głupotę i poszła do kuchni. Zaparzyła sobie kawy, upiekła jakiś mały kawałek pizzy, pozostałość po debacie z przed dwóch dni, nastawiła zmywarkę. Gdzieś między butelką sosu pomidorowego a małą fiolką z diabelsko mocnym tabasco znalazła słoik sztucznej krwi. Obudziło to w niej chęć płaczu, doskonale pamiętała, że robiły ten rekwizyt razem z Magnetą, śmiejąc się przy tym, że będą to podjadać w szkole i pracy jak rasowe satanistki. A teraz... Teraz było już za późno. Tak bardzo za nią tęskniła, tyle rzeczy przypominało jej o wspólnych chwilach z Magnetą.
"Ja jestem temu winna!"
Gdyby nie ona, gdyby nie pojechała do prokuratury, to Maggi nadal by żyła.
"Jesteś temu winna!"
Gdyby nie przejęła się losem ojca, który i tak nie interesował się jej życiem i zdrowiem, gdyby nie wbiegła wtedy do tamtej sali, gdyby nie przerwała psychopacie, jej ukochana nie leżałaby teraz w grobie.
"Temu winna!"
Gdyby nie zawahała się przed strzałem, gdyby pociągnęła za spust, gdyby strzeliła do Skobacha w odpowiednim momencie, nic złego by się nie stało.
"Winna!"
A teraz wszystko przypominało jej o Magnecie, wszystko, nawet najmniejszy przedmiot, drobiazg, ułożenie zasłon, układ butów w szafce, czy nawet ustawienie buteleczek w łazience, wszystko to przypominało jej o tym, co miała, a co straciła.
"Winna! Winna! Winna!"
Magneta siedząca w kuchni. Magneta bawiąca się z Einsteinem. Magneta prowadząca ją za rękę do łazienki, gdzie czekała na nie wanna pełna piany. Magneta w sypialni. Magneta w salonie. Magneta w bibliotece. Magneta. Magneta. Magneta.
"Winna! Winna! Winna! Winna! Winna! Winna! Winna! Winna! Winna! Winna! Winna! Winna! Winna! Winna! Winna! Winna! Winna! Winna! Winna! Winna! Winna! Winna! Winna! Winna!"
Magneta przygotowująca śniadanie. Magneta barwiąca ubrania Anastazji na niebiesko. Magneta. Magneta. Magneta.
"WINNA! WINNA! WINNA!"
Magneta budząca ją pocałunkami. Magneta przesuwająca swoje wargi po jej policzkach. Magneta i jej niesamowite zdolności do dawania rozkoszy. Magneta. Magneta. Magneta.
"WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA!"
Magneta i ona w kawiarni. Magneta i ona w garderobie. Magneta i ona razem, tak po prostu. Magneta. Magneta. Magneta.
"WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA! WINNA!"
Anastazja Natallya Arsjeniewa nawet nie poczuła bólu, kiedy osunęła się na podłogę, uderzając głową o krawędź wyspy. Wokół jej głowy zaczęła tworzyć się aureola z rozlanej kawy i krwi, z oczu płynęły łzy, serce biło coraz szybciej i szybciej, żeby w końcu się zatrzymać, a ona wciąż powtarzała słowo "winna".
* * *
Leonard Janukowycz wiedział, że kiedyś to się zdarzy. Wiedział, że Anastazja w pewnym momencie się załamie, że jej organizm i psychika po prostu wysiądą. Spodziewał się tego, ale nie tak szybko, więc kiedy usłyszał brzęk tłuczonego szkła w kuchni, jego plecy spłynęły zimnym potem. Zerwał się z fotela, w ślad za nim pobiegły córki, młoda prokuraturówna leżała na posadzce, wokół niej uzbierała się kałuża krwi i kawy, miała głęboką ranę głowy. Szybko zbadał jej puls i oddech, stwierdził ich brak, przystąpił do resuscytacji oddechowo-krążeniowej, w tym czasie Klaudia starała się opatrzyć głowę. Roksana zadzwoniła po pogotowie, zaś Wiki nasłuchiwała powracającego oddechu. Gdy tylko w miarę ją ustabilizowali, do kuchni wbiegli sanitariusze. Anastazja Natallya Arsjeniewa była blada jak trupy w kostnicy Janukowycza, prawie tak samo zimna, tylko delikatne ruchy warg zdradzały, że nadal żyje. Zabrali ją do szpitala, ale wiadomo było, że jeszcze tego samego wieczoru zostanie przetransportowana helikopterem do Białegostoku, do lepszych lekarzy.
Janukowycz wrócił do córek, Wiktoria płakała w salonie, Roksi usiłowała ją pocieszyć, choć ona też ledwo się trzymała, a najstarsza córka patologa siedziała otępiała przed kominkiem, głaszcząc czarnego kota. Sam Leonard również nie wiedział, co powinien, ba, co mógł teraz zrobić. Po raz drugi w przeciągu dwóch miesięcy prokuraturówna omal nie umarła. A może Katarzyna Slovak pospieszyła się z wyjawieniem prawdy? A jeśli właśnie ten fakt, że Anastazja dowiedziała się o sekretach rodziny kilka dni po swojej osiemnastce, może to właśnie zaważyło o jej stanie psychicznym? Działała pod presją współpracowników i groźbą zamachu na ojca, nie myślała logicznie, nie sypiała po nocach, wlewała w siebie hektolitry kawy, nie jedząc przy tym posiłków, biegała między sprawami jak jakiś pierdolony Bolt, chcąc zdarzyć ze wszystkim na czas, a kiedy w końcu nadszedł TEN dzień, była już tak zamroczona strachem i stresem, że nie była w stanie utrzymać prawidłowo broni i strzelić do Konstantego Skobacha. Zginęła Magneta Sylas, nie miał pojęcia, kto ją kroił, ale nie mógł znaleźć protokołu sekcji jej zwłok. Kobieta widmo, chciałoby się rzec, ale wcale nie było mu do śmiechu. Zamknął oczy, ale natychmiast znów je otworzył. Pod powiekami nadal latały mu dziwne obrazy krwi i masy ciał, teraz on poczuł, że zbytnio nadszarpnął swoje zdrowie. Musiał jak najszybciej położyć córki i siebie do łóżek, najlepiej podać wcześniej całej czwórce środki uspokajające i nasenne, żeby nie mieć żadnych złych snów. Później zadzwoni do Wiktora, w tym momencie nie dałby rady, wziął swoją torbę i naszprycował dziewczyny i siebie lekami. Szybko zasnęli, choć widać było, że nie będzie to sen, który przyniesie im odpoczynek, a jedynie ból i frustrację.
* * *
Drzwi na ścianie przed nią skrzypnęły głośno, Magneta poderwała się z podłogi, a właściwie z klepiska. Przez dwa tygodnie od przebudzenia zdążyła się nauczyć, o jakich porach podawano jej skromne posiłki, a kiedy ktoś tylko sprawdzał, czy nic nie kombinuje. A to bynajmniej nie była żadna z tych pór. Przez próg przestąpiła ubrana na czarno postać o znajomej posturze, a błękit butów intruza przywodził jej na myśl Egipt i jego morza, lecz dopiero, kiedy nieznajomy zdjął kominiarkę z głowy, dopiero wtedy zrozumiała, kto jest jej oprawcą.
- Anubis, ty podły skurwysynu!
Zdziwiła się, kiedy jej dawny nauczyciel spojrzał na nią z uznaniem. Chwilę później zaklaskał szyderczo.
- Magneta, ty naprawdę myślałaś, że tak po prostu pozwolę ci umrzeć? - Wyjął nóż i zaczął się nim bawić. - Po tym, jak najpierw otrułaś, a potem zastrzeliłaś naszego szefa? Nie, teraz ty będziesz ofiarą, będziesz patrzeć na to, jak zabijam tą ruską dziwkę, jej ojca, drogą panią Zosię, która sprzedała ci arszenik, wszystkich tych, którzy pomogli w zabójstwie Konstantego. Choć wcześniej zrobię użytek z ciebie i twojego ciała. Naprawdę nie wierzyłem, że nadal jesteś, hm, raczej byłaś, dziewicą. To jak? Po dobroci, czy wolisz siłą?
Magneta zadrżała, gdy wypowiadał te słowa. Pomyślała, że wolałaby umrzeć wtedy w prokuraturze, niż siedzieć w tym lochu z Anubisem. Kiedy ruszył w jej stronę, ona rzuciła się na niego z pazurami, gryząc i kopiąc, ale nie była w stanie go odepchnąć.
_____________________
Houk.
Więc kolejny rozdział i... Tak. Tak po prostu.
Piszcie swoje opinie i głosujcie.
Wasza na zawsze,
J.M.Vector ♡♡♡
PS.: Ludności, przeszłam na etap wojewódzki w konkursie ortograficznym!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top