1

Zostałem wezwany do pokoju dowodzenia z wielkim hologramem na jego środku. Chciałem jeszcze chwilę porozmawiać z komandor Tano. Ta Togrutanka była moją najlepszą przyjaciółką. Nie raz uratowała mi życie. Byłem jej nawet bardziej niż wdzięczny za wszystko co w ostatnim czasie zrobiła. Spojrzałem na niebieską poświatę przedstawiającą kanclerza. Nie wyglądał jak on. Znaczy nie do końca. Było widać jego cechy charakterystyczne jak na przykład rysy twarzy ale twarz do połowy zakrywał mu ciemny kaptur a skóra była bardziej pomarszczona, zniszczona i blada niż zwykle. Zupełnie tego nie rozumiałem. Czy Palpatine w jakiś sposób ukrywał swoją prawdziwą twarz przez tyle lat? Czy jednak może to oblężenie Mandalory trwało aż tyle czasu a ja najwyraźniej pochłonięty przez wir walki tego nie zauważyłem. Nie no to nie mógł być kanclerz! Ktoś się musiał za niego podać! Posłałem lekko zaniepokojone chociaż niesamowicie krótkie, dosłownie przelotne spojrzenie moim braciom którzy pełnili funkcję załogi. Nikt nic nie odpowiedział tylko nadal patrzyli bez wzruszenia w Palpatine'a. Mogłem się tylko domyślać że pewnie mają podobne obawy co do niego jak i ja. Hologram lekko się zatrząsł.

- Wykonać rozkaz sześćdziesiąt sześć. - powiedział niewzruszonym tonem głosu. Zobaczyłem jak prawy kącik ust ucieka mu w górę jakby chciał się wyszczerzyć do mnie i braci.

Wtem poczułem dziwny punktowy ból głowy. Zupełnie jakby ktoś wbijał mi tam cienkie wibroostrze. To nie należało do znośnych uczuć. Jakiś impuls przesłał mi do mózgu informację o rozkazie. Trwało to tak krótko że nie zdążyłem nawet się namyślić co ten rozkaz ma na celu. Zupełnie jakbym bym zaprogramowaną puszką!

- Tak jest Mistrzu. - odpowiedziałem bez namysłu. Po chwili do mnie dotarło co właśnie zrobiłem. Wydałem wyrok śmierci na Jedi. Miałem zabić Jedi! Moi bracia mieli zabić Jedi! Wszyscy! Walczyliśmy u ich boku. Oni ginęli za nas my ginęliśmy za nich. Ginęliśmy za nową, lepszą galaktykę w której nie będzie wojen, nie będzie Separatystów którzy pod przykrywką Federacji Handlowej świdrowali bezbronne światy i stawiali ich po swojej stronie. Hrabia Dooku nie żył już od jakiegoś czasu. Dowiedziałem się o tym od Ahsoki której przekazał to generał Kenobi. Anakin Skywalker zabił tego przebrzydłego starucha. Czy tak mamy się odpłacić? Zabijając generała Skywalkera? Gdybym był razem z braćmi z pięćset pierwszego legionu na pewno bym na to nie zezwolił! Tak nie robi dowódca. Poczułem kolejny impuls. Moja dłoń powędrowała do skroni jednak coś kazało mi się odwrócić. Ruszyłem z miejsca równym krokiem.

Lewa.
Lewa.
Lewa, prawa, lewa.
Zupełnie jak uczyli na szkoleniu.

To nie było dużo kroków. Dosłownie kilka. Automatyczny mechanizm drzwi rozsunął je momentalnie. Nie mogłem patrzeć na Ahsokę która nadal stała odwrócona i wpatrywała się w przestrzeń kosmiczną. Odwróciłem się. Usłyszałem jej miękki głos ale nie zwracałem uwagi na to co chciała powiedzieć. Miałem wykonać rozkaz.

Dobry żołnierz wykonuje rozkazy.

Teraz to było jasne. Cała ta akcja z Tup'em i Fives'em. Oni wiedzieli o czymś o czym my nie mieliśmy prawa się dowiedzieć. Zginęli dla dobra. Chociaż kto tu właściwie był dobry?

- Rex... - znowu usłyszałem głos dziewczyny. Oprócz tego z komunikatorów w hełmach braci rozległ się głos Palpatine'a. Oni też dostali rozkazy.

Dobry żołnierz wykonuje rozkazy.

Zacisnąłem dłonie na hełmie. Nadgarstki mi zadrżały. To tylko jeden strzał. Jeden strzał i po wszystkim. Hełm momentalnie spadł na ziemię. Usłyszałem jak Ahsoka wdycha powietrze jakby coś chciała powiedzieć. Odwróciłem się gwałtownie.

Wykonaj rozkaz sześćdziesiąt sześć.

Wyjąłem obydwa blastery z kabur. Jeden strzał. No może dwa. Zmrużyłem powieki. Bracia zrobili to samo. Wszyscy wyciągnęli swoje blaster i wymierzyli w komandor.

- Nie! Zostawcie! Ja to zrobię! - całe ciało mi drżało

W przypadku, jeśli oficerowie Jedi będą działać sprzecznie z interesami Republiki, oraz po otrzymaniu szczegółowych rozkazów zweryfikowanych jako pochodzące od głównodowodzącego (kanclerza), dowodzący WAR odsuną tych oficerów z użyciem siły i pod groźbą śmierci, zaś dowodzenie WAR zostanie przekazane głównodowodzącemu (kanclerzowi) do czasu ustanowienia nowej struktury dowodzenia.

Słyszałem ten głos w głowie! Ktoś mi dosłownie podyktował treść tego rozkazu! Dłonie zadrżały mi gdy położyłem palce wskazujące na spustach. Tylko docisnąć i-
Zobaczyłem jak Ahsoka ciągle coś próbuje powiedzieć. Otwierała usta żeby po chwili je zamknąć i wysyłać kolejne pytające spojrzenia. Nie mogłem na to patrzyć. Starałem się być silny. Tyle razy na wojnie oglądałem śmierć braci... A wtedy? Rozkleiłem się na widok Jedi którą miałem zlikwidować. Nie rozbeczałem się jak dziecko po prostu moje oczy zaczęły łzawić a ja tylko zawężałem powieki zmniejszając sobie pole widzenia. Próbowałem walczyć ze sobą.

- Znajdź go... Znajdź go Fives! - krzyknąłem po czym zrobiłem to.

Jedi przyczynili się do upadku republiki.
To ich wina. Walczymy z nimi żeby ich niespodziewanie zdradzić i zakończyć ich bezsensowne panowanie nad galaktyką.

Strzeliłem. Dwie niebieskie laserowe wiązki z blasterów wystrzeliły w jej stronę. Tak. Mogłem być z siebie dumny.

Dobry żołnierz wykonał rozkaz.

Nie. Ona musiała użyć swojej mocy Jedi żeby wyskoczyć i odparować pociski. Żenada trochę. Jakby nie mogła wtedy zdechnąć. Nie jako żołnierz. Nie jako weteran wojenny. Po prostu przepaść. Najlepiej jakby wypadła przez jakąś dziurę i gdyby jeszcze wessała ją próżnia! O to by było coś.

Strzeliłem jeszcze raz. A potem drugi. A ona jak gdyby nigdy nic odbiła to w MOICH braci! Jak śmiała! Czy to było to współczucie Jedi? Tak? Niby my klony byliśmy gorsi w czymś bo nie narodziliśmy się jak zwykłe istoty tylko zostaliśmy wyhodowani przez klonerów z Kamino? Czy kiedykolwiek którykolwiek Jedi zainteresował się naszym losem? Im jak i innym istotom wyprawiali pogrzeby a nam? Nawet jeśli jakiś ważniejszy przywódca umierał było to komentowane minutą ciszy a po tym nic. Przepadał. Czemu więc ci zasrani Jedi nie mogli tak skończyć?! Niech poczują się jak i my! Niech wiedzą jak to jest być zapomnianym! Niech wiedzą że wtedy nikogo nie obchodzimy że przepadamy jako tanie mięso armatnie! Niech oni też tak skończą! Niech zostaną tylko w legendach jako archaiczni magowie pogrążeni w swojej religii! Niech- poczułem jak moja głowa uderza o ten feralny hologram. Jak ona śmiała mnie tak uderzyć?! Żałowałem że byłem wtedy otumaniony bo strzeliłbym jej w to pasiaste lekku i to nawet nie raz. Nie dwa. Tyle razy aż pocisk przeleciałby nim aż do układu nerwowego i wyrządziłby nieodwracalne szkody.

- Kapitanie? Nic ci nie jest? - jeden z braci potrząsnął mną nerwowo

- Jedi. - syknąłem i spojrzałem w górę. Skubana myślała że uciekła? Myślała że to że ma te swoje miecze świetlne ją w jakikolwiek sposób usprawiedliwia? Że może sobie tak po prostu uciec w górę? Blacha była porządnie pocięta i widać było że użyła wielu ciachnięć. Zasrane miecze świetlne. Gorsze to niż scyzoryki. Nie zamierzałem odpuścić. Musiałem dać satysfakcję mistrzowi. Pokój w galaktyce musiał nastąpić na już!

- Jesse weźmiesz jeden oddział a ja drugi. Rozdzielimy się i ją złapiemy. Przynajmniej Maul nie jest problemem. - wypaliłem szybko.

Nie mogłem się doczekać aż zobaczę jak jej ciało przeszywa wiązka lasera. Satysfakcjonujące. Rozdzieliśmy się. Penetrowaliśmy cały statek ale jej jak nie było tak nie było. No przecież nie mogła się rozpłynąć! Nie było opcji! Ta... ONA POWINNA UMRZEĆ! Znowu oczy mi się załzawiły. Niedobrze. Warknąłem na siebie. Wtedy usłyszałem coś podejrzanego. Tak to musiała być ona! Czy w końcu nastanie ten dzień chwały w którym zarówno ona jak i reszta Jedi zostanie raz na zawsze wyeliminowana? To by było piękne. Za te wszystkie dni. Kolejny segment korytarza otworzył się. Przygotowałem się do strzału ale to nie była ona. To był ten przeklęty Zabrak! Skąd on się tu wziął czy to... ona go uwolniła. Nie dość że należała do ugrupowania które niszczyło ten idealny porządek który mógłby zapanować w galaktyce po kilku interwencjach to jeszcze uwolniła tego syna sithańskiej dziwki! Zwyzywałem ją. Najpierw w myślach ale to nie było wystarczające. Później znowu poczułem się winny temu co zrobiłem ale oddaliłem od siebie tę myśl jak najszybciej.

Była Jedi. Pieprzoną Jedi. Należało ją zgładzić. Wybić. Nie mogła zasługiwać na godną śmierć. Ciało trzeba było sponiewierać. Tak to dobry pomysł. Uśmiechnąłem się pod nosem. Dzięki hełmowi mogłem sobie pozwolić nawet na szeroki uśmiech. Pobiegliśmy dalej. Uciekliśmy od tego przebrzydłego typa jak najdalej. Kolejny nie zasługiwał na godne życie. Bracia zaczęli w niego strzelać ale ja uciekłem. Zostawiłem ich. Jako dowódca oddziału nie powinienem był ich zostawić! Słyszałem jak umierają. Jak ich kości są łamane. Kręgi pękały głównie w odcinku szyjnym chociaż u niektórych poszły chyba nawet te z lędźwiowego. Ich ciała były rzucane na ściany żeby potem ten diabeł zmiażdżył ich tchawicę kawałkiem blachy. Dłużej nie mogłem na to patrzeć. Trzepnąłem głową. Wtedy usłyszałem coś co przykuło moją uwagę.

Droidy. Astromechy. To były słowa klucze.

Ha! Ujawniły ją! Te małe śmietniki ze złomu ją znalazły! Jednak te puszki do czegoś się przydały! Zacisnąłem pięści w geście radości. Teraz już tylko muszę ją znaleźć i wyeliminować. Uśmiechnąłem się i pobiegłem w tamtą stronę.

19 BBY. Koniec Jedi. Koniec beznadziejnych rządów niedoświadczonych politycznie pseudorycerzy.

Wziąłem ze sobą kilku braci. Byłem tak podekscytowany. W końcu to zrobię. Dobry żołnierz wykonuje rozkazy. Musiałem to zrobić. Nie było innej opcji. Jedi musieli zginąć! Biegliśmy. Każdego z nas zasilała ta sama chęć do zamordowania jej. Jeden strzał.

Podnieś blaster! Przyłóż wizjer do oka! Przymknij drugie oko! Umieść cel w jego zasięgu! Przyłóż palec do spustu! Naciśnij! Jest! Brawo! Trafiłeś w sam środek! Gratulacje możesz być dumny z siebie kadecie. Wyrośniesz na dobrego dowódcę.

Zaczynałem w to wątpić. Tym bardziej że tym przeklętym jeżdżącym puszkom coś zupełnie odwaliło! W jednej chwili ten mały astromech zaczął mnie zajmować! Jeździł koło moich nóg przeszkadzając mi! Bibczał i pobrzękiwał jakby nie mógł tego przełożyć na później. Chciałem w niego strzelić ale wtedy kolejne dwa droidy zajęły się odcinaniem mnie od reszty braci! O co mu do czarnej dziury chodziło?! Segmenty korytarza spadały z cichym trzaskiem na podłogę odcinając mi jedyne przejście! Jak mogły?! Wycelowałem w nich. We wszystkie złomy. Jak takie idiotyczne droidy mogły w ogóle istnieć?! Teraz miałem ważniejsze zadanie niż zajmowanie się droidami! A może ten cholerny Maul zastawił pułapkę? Jeśli nawet to nie pozwolę się na to złapać! Zabiję go choćbym też miał umrzeć! Właz się otworzył. Chciałem już tam pobiec. W nich pojawiła się smukła sylwetka.

To nie był Zabrak.

To ona. Syknąłem i znowu chciałem w nią wystrzelić. Była szybsza. Nie pamiętam do końca co się stało ale była ciemność.

Umarłem?

Chyba nie bo poczułem jak ktoś mnie kładzie. To był ten jej delikatny wręcz jedwabny dotyk. Gdybym był przytomny to bym w nią strzelił i nie ważne czy była inna niż ci ważniacy z Rady Jedi. Miałem nadzieję że oni zdechli jak najszybciej. Idioci. Przypomniał mi się Pong Krell.

On też był Jedi!

Też zdradził!

Czemu nie dostaliśmy już wtedy tego rozkazu? Przez niego... Ehh... Przełknąłem ślinę. Nie byłem w stanie o tym myśleć. Przez takich idiotów Jedi jak on zmarł Waxer! Waxer nikomu nie zawinił. Inni też nic nie zrobili za co powinno się ich zabić jak droidy! Jedi kazali nam walczyć sami między sobą. Legion pięćset pierwszy przeciwko dwustu dwunastemu. To była definitywnie najgorsza bitwa jaką stoczyliśmy kiedykolwiek. Swoi przeciwko swoim. Brat przeciwko bratu.

- Jestem z Mocą i Moc jest ze mną. - wyszeptał ciepły, kobiecy głos. Oddychałem niespokojnie. Nie wiedziałem co ona robiła. Położyła dłonie na mojej zbroi i powtórzyła - Jestem z Mocą i Moc jest ze mną.

- Jestem z Mocą i Moc jest ze mną. -wymamrotałem. Było w niej coś uspokajającego. Znowu powtórzyła to zdanie więc zrobiłem do samo. Drzwi zaczęły się otwierać a ja wjechałem do czegoś co przypominało tomograf. Znowu niestety nic nie pamiętam co się dalej stało. Pamiętam za to jak drzwi otworzyły się i bracia strzelili w Ahsokę. Odbiła w nich wiązki laserowe. W moich braci...

Wyjąłem z kabury blaster. Jeden i drugi. Głowa bolała mnie niemiłosiernie ale nie mogłem pozwolić żeby oni ją zabili! Strzeliłem. W jednego i drugiego. Nie wiedziałem nawet jakie były ich imiona ani tym bardziej nie znałem ich numerów. Idiotyczne numery którymi naznaczali nas jak jakieś Banthy na ubój! Najgorsze że wszyscy się tak do nas zwracali. Oprócz naszych niektórych dowódców Jedi. Obi-Wan miał Cody'ego, Boila, Waxera... Nie. Nie byłem w stanie nawet myśleć o nim. Wciąż pamiętam jak trzymałem jego postrzelone ciało w rękach. Właśnie zrobiłem to co wtedy. Zabiłem swoich. Moich braci którzy nie chcieli tego robić. To ten paskudny czip który ci jeszcze gorsi klonerzy wsadzili nam do mózgów! Chcieli żebyśmy byli posłuszni rozkazom wydanym dawno temu przez Palpatine'a. Tak nie mogło być!

Dlaczego wtedy nie posłuchałem Fivesa? Dlaczego sytuacja z Tup'em nie dała nam do namysłu? Czemu daliśmy klonerom z Kamino zająć się tą sprawą? Czemu zamiast posłuchać przyjaciela pozwoliłem mu zginąć... Fives był mądrym człowiekiem. Tylko on zrozumiał całą tą awanturę i pomyślał na tyle szybko żeby wyciąć operacyjnie czip. Nadal nie mogę w to uwierzyć co się wtedy stało.

Najbardziej żałowałem że nie było przy tym Ahsoki... Po jej odejściu z Zakonu Jedi nic już nie było takie samo. Generał Skywalker zamknął się w sobie i stał się bardziej agresywny a generał Kenobi był jeszcze bardziej obojętny na wszystko. Jak moi bracia z pięćset pierwszego dowiedzieli się o powrocie komandor Tano sami zaproponowali przemalunek zbroi. Eh szkoda że teraz przez ten walony rozkaz musieliśmy w nią strzelać. To wszystko brzmiało jak pierdzielony żart. Miałem nadzieję że to się okaże zwykłym ćwiczeniem lub niepotrzebnie wydanym rozkazem ale niestety tak nie było.

Ahsoka spojrzała na mnie jakimś dziwnym wzrokiem. Trochę było w tym przerażenia ale bardziej czułem zdziwienie. Kącik ust drgnął jej lekko w górę posyłając mi uśmiech w stylu 'Brawo Rex. Zrobiłeś to. Jesteś prawdziwym żołnierzem.' Potrzasnąłem głową i chciałem coś powiedzieć ale znowu rozległy się strzały.

Ona też odwróciła się w stronę wejścia. A szkoda bo popatrzyłbym jeszcze na te kobaltowo błękitne oczy. Takie piękne i mądre... Eh...

Ubrałem hełm na głowę żeby gdyby spojrzała na mnie to by nie widziała smutku malującego się tam. Dalej nie mogłem w to uwierzyć jak mogło się tyle stać. Jak cokolwiek mogło się stać skoro walczyliśmy o pokój w galaktyce! Kanclerz który tak się o nas troszczył teraz dopuścił do tego żebyśmy walczyli przeciw naszym generałom. Nie. Stop. On nie dopuścił tylko dosłownie rozkazał nam to zrobić! Wykorzystał te rozkazy wgrane nam... Nie! Dalej nie mogło to do mnie dotrzeć jakim bezdusznym człowiekiem trzeba być żeby tak zrobić!

Bracia starali się jakoś otworzyć drzwi. Słyszałem jak ich małe podręczne piły cięły grubą durastal z której zrobiono to wejście. Iskry sypały się na zewnątrz podczas gdy oni coś zawzięcie do siebie szeptali.

- Jak się stąd wydostaniemy? - spytałem siląc się na jak najzwyklejszy ton głosu nie wzbudzający podejrzeń ani nie ukazujący mojej niepewności

- Mam pewien pomysł. - odpowiedziała Ahsoka i już wiedziałem że nie wiadomo co by to było i tak to będzie naprawdę dobry pomysł

- No to słucham. - wziąłem do obydwu dłoni blastery i spojrzałem na nie ukradkiem. Leżały dość dobrze w dłoniach i przez te trzy lata wojny zdążyłem się do nich przyzwyczaić na tyle że stanowiły nieodłączny element mojego życia.

- Ustaw broń na ogłuszanie. Nie chcemy nikogo zabijać. - uff kamień z serca. Nie wiem co bym zrobił jeśli któremukolwiek żołnierzowi stałaby się krzywda przeze mnie. Już wystarczy że zabiłem dwóch!

- Powiedz to im. - mruknąłem sarkastycznie. Obydwoje wiedzieliśmy że oni tego nie zrobią i że będą w stanie się posunąć do wszystkiego byle by nas wybić. Przygotowałem blastery kiedy zobaczyłem jak metal zaczyna się roztapiać tuż przy suficie - Zaraz tu wejdą!

- Poczekaj... Poczekaj. - wymamrotała Ahsoka gotowa w każdej chwili powiedzieć żebym strzelił i w porę zainterwniować. Nie takie akcje się z nią przeżywało - Teraz! - krzyknęła i w chwili w której odcięli do końca odrzuciła na nich drzwi. Gdyby to były nędzne puszki a nie moi bracia to powiedziałbym coś w stylu 'wow'.

Wybiegliśmy i zacząłem strzelać w pozostałych. Trafiłem w nich ale zaraz przybiegła reszta. Komandor Tano wyskoczyła przede mnie i odbijała lecące w naszą stronę pociski. Byłem jej za to wdzięczny. Najgorsze w tym wszystkim było to że klony które tak ją uwielbiały że nawet przemalowały sobie w jej kolory zbroję teraz strzelały w nią żeby tylko zabić.

- R7! Wyprowadź nas! - krzyknęła Ahsoka odbijając kolejne pociski. Walczyliśmy na tyle zacięcie że nie było na to czasu a co już się wydawało że korytarz jest wolny i możemy uciec przybiegali kolejni najwyraźniej przywołani przez dźwięki strzałów z blastera i buczenie miecza świetlnego.

Sprytny droid odciął im wejście. No i byliśmy zamknięci. Super.
- I co teraz? - spytałem z lekką rezygnacją w głosie

- Kapsuły ratunkowe zostały zniszczone. Musimy uciec wahadłowcem. - najprawdopodobniej przetłumaczyła po prostu to co wybibczał droid. Poszliśmy dalej jednak nie byłem w stanie przejść obojętnie koło nieprzytomnych ciał braci.

- Chłopaki nie mają lekko. - westchnąłem spoglądając na jednego z nich - Słyszałaś że Maul też uciekł? - chciałem zainicjować jakąś rozmowę żeby droga nie przebiegła w niezręcznej ciszy.

- Nie uciekł. Uwolniłam go. - Ahsoka powiedziała to takim tonem jakby zupełnie nic się nie wydarzyło. Jak mogła! On pozabijał tyle naszych... no dobra obecnie nie naszych. Nie umiałem jej jednak za to winić. Chcieliśmy ją zabić a potrzebowała sojusznika. Nie umiałem jednak ukryć zadziwu

- Co? Dlaczego? - gdyby nie modulator głosu w hełmie brzmiałbym jakbym się miał lada chwila rozpłakać

- W ramach dywersji. Chodź! - krzyknęła biegnąc razem z droidami w jakiś korytarz.

No można też tak to nazwać. Pokręciłem głową i pobiegłem.

Biegliśmy korytarzem kiedy rozległy się wybuchy. Co. Czy ktoś zniszczył mostek czy co bo tak się wszystko trzęsło jakby Grievous pilotował! Nie chciałem jakoś w to uwierzyć że po to by nas zabić klony wymyśliły misję samobójczą! Zbliżaliśmy się do jakiejś planety. Nie wiedziałem jakiej ale coś nas musiało wyrwać z nadprzestrzeni! Nie podobało mi się to. Bieg żeby przeżyć chociaż i tak nie było szans. Lepiej było już dać się zabić swoim. Weszliśmy do jednego z pomieszczeń sterowni. Ogłuszyłem kilku oficerów a resztą zajęła się Ahsoka. Podeszliśmy bliżej okna z którego rozciągał się widok na hangar. Na pusty hangar. Albo raczej zamknięty.

- Hangar jest zamknięty. Odcięli wszystko. - powiedziałem zrezygnowany. Jednak pomyśleli na zapas. Zupełnie jak uczyli nas na szkoleniach - Byłbym dumny gdyby nie to że próbują nas zabić.

- R7 spróbuj odblokować stanowisko numer dwanaście. - powiedziała Ahsoka do małej puszki. W tej chwili wręcz czułem że ona czuje że dobrze robi! - Cheep przygotuj wahadłowiec. G-G dowiedz się co się stało.

Droidy ją posłuchały! Mówiła to tak przekonującym tonem że sam poszedłbym i zrobiłbym to nawet gdybym miał umrzeć! W sumie to miałem ochotę to wtedy zrobić gdybyśmy nie byli ścigani. Droidy zajęły się swoimi zadaniami. No dobra lepiej że one to robiły bo zamiast latania po statku żeby znaleźć cokolwiek mogły podłączyć się do gniazda i dowiedzieć się wszystkiego co było potrzebne.

- Jak to wyłączono hipernapęd? - aż do teraz nie mogłem w to uwierzyć ale... jak oni niby to zrobili? Nie dolecieliśmy na miejsce docelowe! Droid powiedział coś w języku binarnym. Całe szczęście uczyliśmy się go - Jak to został całkowicie zniszczony? - tego było za wiele! Tak się nie dało! G-G znowu zaćwierkał. Podeszliśmy do panelu - Ściąga nas grawitacja pobliskiego księżyca. - wszystkie kontrolki wydawały jakieś dźwięki a na holoprojekcji widać było że zbliżamy się do księżyca. To było coraz dziwniejsze.

- R7 otwórz główny hangar. - rozkazała Ahsoka. Droid poćwierkał i po chwili otworzyła się długa szpara. Patrzyłem tam unosząc lekko głowę. Starałem się wyglądać na nieustraszonego żołnierza jakim zawsze byłem. Albo bardziej za jakiego niegdyś uchodziłem. Szpara ukazała powierzchnię księżyca do której się zbliżaliśmy. Spojrzałem na Ahsokę która bez wzruszenia na twarzy patrzyła w przestrzeń. Po chwili podłapała moje spojrzenie.

- Musimy stąd uciekać. - zdawaliśmy sobie sprawę z niebezpieczeństwa jakie niosło ze sobą przebywanie tu chociaż kilka minut dłużej.

- Co z tymi drzwiami? - ponagliłem R7

- I wahadłowcem? - dodała Ahsoka

Gdyby ten droid był człowiekiem pewnie wydałby głębokie westchnienie po czym okrzyczałby nas że nie jest maszyną i że możemy mu dać jeszcze trochę czasu. Jednak był astromechem a nie istotą żywą. Bipnął jeszcze raz a hangary otworzyły się w jednym z nich stał przygotowany mały wahadłowiec.

- Naprzód! Widzę ich! - krzyczały klony wbiegając do hangaru. Ustawili się w szyku bojowym i przygotowali do strzału. Widziałem tam Jessego.

- Czekali na nas. - stwierdziłem. Jesse mówił coś do nich. Spojrzałem na Ahsokę. Ona też się tego nie spodziewała. Oczy rozszerzyły się jej do granic możliwości a źrenice na odwrót - Co robimy? Próbujemy się przedrzeć?

- Jest ich zbyt wielu. - Ahsoka spuściła wzrok. Zrobiło mi się jej żal. Pewnie straciła teraz wielu przyjaciół... Ja w sumie też - I nie chcę ich zabijać...

- Nie chcę przypominać... Ale oni już o to nie dbają. - westchnąłem. Niestety ale to była prawda i czegokolwiek byśmy nie robili oni i tak nie przejmowaliby się naszym losem. Ważne było tylko to żeby nas zlikwidować. - Ten okręt niebawem się rozbije a ci żołnierze... moi bracia są gotowi umrzeć i pociągnąć nas za sobą! - nie mogłem już tego w sobie dusić. To było za dużo. Musiałem się wyżyć! Gestykulowałem na tyle mocno że ledwo uniknąłem uderzenia się ręką o ścianę.

Spojrzała mi w oczy. Próbowałem utrzymać wzrok ale nie umiałem. Spuściłem głowę. To wszystko mnie przerastało. Podeszła do mnie i zdjęła ten hełm głowy. Nie umiałem na nią spojrzeć. Najpierw tylko spuściłem wzrok ale ostatecznie odwróciłem całkowicie głowę. Nie chciałem żeby widziała jak płaczę... Skrzywiłem się.

- Jesteś dobrym żołnierzem Rex. - położyła mi dłoń na ramieniu - Tak jak oni wszyscy. Może i są gotowi na śmierć ale nie zginą z mojej ręki. - zapewniła. Nie wiedziałem o co dokładnie jej chodzi. Spojrzałem jej w oczy żeby cokolwiek z nich wyczytać ale widziałem tam tylko troskę.

- Czyli mamy się poddać? - spytałem z niedowierzaniem. To nie było w naszym stylu! Anakin na pewno by nie podzielał tego pomysłu! - Przyznać się do porażki? To koniec?

- Nie.

O w czarną dziurę. Tego się nie spodziewałem. Myślałem że powie 'tak'. Jednak umiała zaskoczyć
- Nie widzę innego wyjścia. - głos nadal mi się lekko łamał.

Obydwoje spuściliśmy głowy. Ahsoka też chyba wiedziała że nie ma innego wyjścia. Wystąpiła krok do przodu. A potem jeszcze jeden. Spojrzała na klony które nadal formowały się a Jesse chodził nerwowo i krzyczał coś. Nie mogłem uwierzyć że on był w stanie zdradzić! Nawet ten czip go nie usprawiedliwiał! Ona go uratowała a on się tak odwdzięczał!

- Mam pomysł. - wymamrotała po czym spojrzała mi w oczy - Spokojnie jest dobry. Tak mi się wydaje. Mogę na was liczyć? - spytała droidy podając mi wcześniej hełm. Astromechy poćwierkały popierająco a Cheep jej nawet zasalutował. Wybiegliśmy naprzeciw pozostałym klonom. Bałem się trochę ale musiałem być dla niej odważny i nie mogłem się poddać.

- Nie strzelać! - powiedziałem korzystając z mojej najwyższej rangi. Komandor wciąż był wyżej w statusie niż porucznik. Szedłem z 'pojmaną' Ahsoką.

- Czekajcie. Widzimy Tano i komandora. - powiedział Jesse - Wysłać wszystkich do mnie.

A w dupę se włóż komandora.
Znaczy co.

- Nie strzelać Jesse. Mam wszystko pod kontrolą. - trzymałem blaster nadal ustawiony na ogłuszanie z tyłu jej głowy

- Otrzymał pan rozkaz. Proszę go wykonać albo ja to zrobię! - krzyknął ten skurczybyk. No nieźle ci powiem Jesse ale mnie nie przegadasz. - Mamy za zadanie zabić Jedi za zdradę Republiki.

- Ale Ahsoka Tano już do nich nie należy. I to od dawna. - syknąłem. To była przecież prawda. Niepodważalna!

- Przecież sam pan powiedział że zgodnie z rozkazem Dartha Sidiousa mamy zabić zarówno Ahsokę Tano jak i klony które nie wykonają rozkazu 66. - warknął

- Jesse posłuchaj mnie. - zacząłem. Ahsoka prosiła mnie żebym ich jeszcze zagadał bo droidy musiały mieć czas na wykonanie zadania! - Znamy się od dawna. Jeśli coś namieszamy to my będziemy zdrajcami a nie ona.

Niestety ten idiotyczny Jesse miał tak nasrane w głowie jakby jego stara była droidem!

- Komandorze Rex złamał pan rozkaz 66. - wymierzył w nas pistolety. Karabast. Reszta klonów zrobiła to samo. Czyli że nie dość że zdradził to przejął moją pozycję! Cholera. Najgorszy dzień w życiu. - Oskarżam pana o zdradę Wielkiej Armii Republiki. Zostaje pan zdegradowany i stracony wraz ze zdrajczynią Tano!

Jak on śmiał?! To nie on był sądem wojskowym! Nie miał nic do powiedzenia!

Akurat droidy zrobiły swoje bo chyba inaczej wpadlibyśmy w niezłe poodoo. Ten-idiota-Jesse wydał rozkaz strzelania ale chyba nie zdążył na tyle poznać Ahsoki żeby wiedzieć że by się nie dała tak łatwo złapać! A no i oczywiście nie wiedział najwyraźniej że ja bym nie był w stanie jej czegokolwiek zrobić!

Widziałem jak klony spadają wraz z zapadającą się podłogą. Nie należało to do przyjemnych widoków. Każdy mógł sobie coś poważnego zrobić a tego nie chciałem. Jedynie miałem nadzieję że Jesse sobie złamie kręgosłup. A niech cierpi sobie dupek.

Rzuciłem Ahsoce jej miecze świetlne. Odbijała pociski starając się trafić w ściany a nie w braci. Nawet jej to wychodziło! Osobiście od tej jarzącej pałki wolałem DC-17. Były praktyczne i dało się nimi ogłuszyć co właściwie robiłem. Walczyliśmy zacięcie. Musieliśmy wygrać. Wahadłowiec był tak blisko! Szkoda że bez walki nie było szans na zdobycie go. Wszystko szło po dobrej drodze do tego. Wygraliśmy?

Droid zaczął bipczeć i ćwierkać nerwowo. Mówił coś o... Maulu? Czyli nie dość że walka przeciwko braciom to jeszcze przeciwko temu rogatemu diabłu! No czyli wpadliśmy w to poodoo Banthy. Ahsoka spojrzała na mnie porozumiewawczo i skinęła głową. Stary trick. Ona biegnie pierwsza i odbija a ja ją osłaniam. Byliśmy tacy zgrani... No dobrze nie od zawsze ale po kilku wspólnych misjach złapaliśmy bakcyla i na polu bitwy byliśmy niepokonani! Nadal strzelałem w swoich. Myśl że to jednak ogłuszanie minimalnie mnie podbudowała na duchu. Nie umiałbym ich zabić! Naprawdę!

Wtedy Maul rzucił w dzieciaka (kochałem jak się irytowała jak ją tak nazywałem) jakieś skrzynie. Ciężkie skrzynie!

Co do...

Ominęła je bezproblemowo. Moja dziewczynka! Haha. No. Nie do końca jej się to udało. Ten skurczyzabrak odrzucił ją! Moje życie niebezpiecznie zaczęło przybierać zwolnionego tempa! Widziałem jej przerażenie w oczach kiedy spadała nie mogąc się złapać! Była bezsilna! Ponagliłem G-G żeby jak najszybciej podał jej linę. Nie mogłem jej stracić... Nie teraz! Nie byłem na to gotowy!

Uff całe szczęście astromech był na tyle silny żeby ją unieść. Wspaniała puszka z niego. Wciągał ją powoli. Zacząłem oddychać spokojniej. A i jeszcze, Jesse nie złamał sobie kręgosłupa. Zaczął w nią strzelać! Jak gdyby nigdy nic normalnie tak jakby była jego wrogiem! No chyba on był naszym wrogiem! Myślałem że ten upadek mu coś pomoże z tą pustą łepetyną ale najwyraźniej się myliłem. Idioty nie zmienisz.

Inni wzięli z niego przykład i też zaczęli strzelać. A ja jako żołnierz-klon zrobiłem to samo. Też strzelałem. W nich. W te garnki które nosiliśmy na głowach. W te dykty na tułowiach. O i w kolana. Strzelanie w kolana jest fajne. Ahsoka odbijała ich pociski. Naprawdę nie mogłem zrozumieć czemu oni nie zaczekali aż wciągną ją na górę. Walka by była o wiele ciekawsza! A my klony uwielbialiśmy ciekawe walki!

Jesse coś krzyczał do reszty a Tano ledwo się trzymała! Zaczęli agresywniej atakować! Droid ledwo dawał radę! Dawaj mały. Dawaj! Już tak blisko. Usłyszałem jakiś dźwięk. Odpalanego silnika statku. Niedobrze... Chociaż nie no w sumie dobrze bo dzieciak zaczął wspinać się po linie. Wiedziałem że jej się uda!

Wyskoczyła nade mną. W całej swej okazałości. Zamachnęła płynnie mieczami i wylądowała. Całkiem przyzwoicie to wyglądało. Chciałem biec z nią ale kazała mi zostać i zająć się braćmi. No dobrze kto gra w chowanego?

Spojrzałem na nią kątem oka. Próbowała powstrzymać odlatującego Maula! Sama! Zaparła się nogami i Mocą trzymała statek. Gdybym nie zajmował się teraz walką stałbym jak wryty podziwiając to. Widziałem jak się przesuwa po ziemi. Ledwo dawała radę. Podłogą trzeszczała pod jej butami. Nie mogłem na to patrzeć. Musieliśmy wygrać. Pobiegłem do niej i przytrzymałem jej dłoń. Oh... Przyjemne uczucie. Musiałem stanąć mocno i stabilnie. Jako mężczyzna przynajmniej w tym miałem przewagę. Oh mógłbym ją trzymać dłużej ALE oczywiście zbiegły się kolejne klony.

- Nie przerywajcie mi! - pomyślałem lekko zdenerwowany

Rozległy się strzały. Znowu im coś odbiło. Byłem tak zdenerwowany że zrobiłbym z ich... nadal nic bym im nie dał rady zrobić. Byli jak ja. Tylko nie wyjęli czipu na czas. Też nie wyjąłem...
Strzelałem w nich. Jednym blasterem się nie dało! Spojrzałem na Ahsokę i puściłem jej dłoń. Słyszałem jak upada na kolana i wydaje cichy jęk ale liczyłem na to że jednak się jej uda.

Zestrzelili R7. Nigdy wcześniej bym nie powiedział że było mi szkoda droida ale po tym co ten mały zrobił... No cóż trzeba było walczyć dalej i żaden żal po stracie astromecha nie mógł tego przerwać. Widziałem jak ciała żołnierzy lądują ostro na podłodze. Każdy kolejny strzał, każde koleje naciśnięcie spustu było trudniejsze.

Oberwałem. Dostałem w naramiennik. Całe szczęście że go miałem. A Hardcase tak często mówił że wygląda idiotycznie. Właśnie uratował życie nie tylko mi ale też i Ahsoce która podbiegła do mnie. A więc pozwoliła Maulowi lecieć... Poczułem ściskanie w żołądku spowodowane w jakimś stopniu porażką. Wysunęła się przede mnie i odbijała pociski. Patrzyłem nerwowo dookoła żeby wiedzieć gdzie celować. Było ich coraz mniej. Szkoda tylko że działających systemów na statku również.

Byłem tak pochłonięty walką że nawet się nie zorientowałem kiedy spadliśmy piętro niżej! Wycięła dziurę w podłodze statku! A to ci skubaniutka! Mieliśmy chwilę czasu by ochłonąć. Przydałoby się po tym jak oberwałem. A jednak nie mieliśmy tego czasu. Conajmniej trzydzieści klonów mierzyło w nas blasterami. Suuper. Co teraz? Westchnąłem głęboko kiedy zobaczyłem że kto był na przedzie? No kto? Nie kto inny jak Jesse. Miałem mu ochotę wykrzyczeć że jest nikim innym jak pieprzonym zdrajcą! Jeszcze jak krzyknął 'strzelać w nich'! Głupi. Będę mu to wypominał do końca życia. Czyli zakładając po tym jak blisko księżyca już byliśmy to jakieś kilka minut. Zaczęli strzelać. No serio słuchali go? Wtedy zauważyłem że może i mamy ten sam kod genetyczny ale identycznej ilości IQ nam nie wgrali.

Byliśmy na opłakanej pozycji... Czegokolwiek byśmy nie zrobili i tak nie pokonalibyśmy ich! Spojrzałem smutnym wzrokiem którego nikt nie mógł dostrzec przez hełm. Bracia. Zawiedliśmy Republikę. Zawiedliśmy Jedi. Zawiedliśmy wszystkich. Mogliście jeszcze wrócić... Pokonać ten rozkaz! Ale nie chcieliście. Na pokładzie zaczęło być gorąco. Nic zresztą dziwnego jak statek bez osłon i odpowiedniej prędkości wchodzi w atmosferę. Czy tak wygląda koniec?

Zobaczyłem jak ciała klonów wędrują w górę! Można powiedzieć że nawet popadłem w stan euforii. Do czasu gdy usłyszałem strzały w droidy i ich ostatnie pobrzękiwania. Ja i Ahsoka zostaliśmy sami. Jak porgi pomiędzy rancorami. No dobrze inaczej. Jak porg i Jedi między rancorami! Odepchnęła wszystkich na raz i pobiegliśmy!

- Nic... Nic... Nic - próbowałem ocenić jakoś stan myśliwców i wahadłowców która tam były. Żaden jednak nie był odpowiedni. Każdy miał jakąś usterkę. O a to co? - Chyba mam!

Ahsoka odwróciła się i chciała coś powiedzieć. Już mieliśmy tam biec ale znowu strzelali. Nie mogli poczekać aż uciekniemy? I tak się wszyscy rozbijemy to było pewne więc po co to robili?

Kazała mi się dostać na statek podczas gdy będzie walczyć. Słyszałem jak pociski z blasterów zderzają się z ostrzem miecza. Miałem ochotę zainterweniować chociaż minimalnie! Nie! Musiałem trzymać się rozkazów! Dobry żołnierz wykonuje rozkazy ale nie te wgrane mu! Wskoczyłem na kokpit statku. Już prawie. Już bliziutko. Jest! Wsiadłem do środka! Usłyszałem syknięcie Tano! Było ich więcej i prowadzili ostrzał z góry! A ja zamiast pomóc odpalałem myśliwiec. Super po prostu tak robi żołnierz ARC. Odpychała ich jednego za drugim ale traciła siły. Nie mogła tak umrzeć! Nie pozwoliłbym na to!

Statek chyba stracił mostek bo nikt nim nie sterował. Nie wierzę że ktokolwiek z klonów tak by go przechylił! Ahsoka zaparła się mieczami i próbowała oszukać sztuczną grawitację. Myśliwiec w którym siedziałem też zaczął się staczać. Nie zostało nic innego jak wziąć ją na pokład i lecieć! Zdjąłem hełm i krzyknąłem żeby się pospieszyła! Im szybciej by się tam dostała tym szybciej by było po tej całej chryi!

Drugi raz tego dnia zwolnił mi się czas. Skoczyła i byłem gotowy ją złapać! Niszczyciel zerwał w bok a statek w którym siedziałem poleciał w przeciwną stronę! Zaczął się toczyć i robić jakieś beczki w powietrzu. Generał Skywalker by z tego wyszedł to niby czemu ja nie byłem w stanie? Zaparłem się i pociągnąłem za jakąś wajchę. Udało się ustabilizować statek! Skierowałem go na niszczyciel, do Ahsoki! Próbowałem ją jakoś wypatrzyć. Jest! Była tam! 'Płynęła' w atmosferze próbując się złapać czegokolwiek. Leciałem tam ale straciłem ją z oczu... Było tyle odłamków i dymu. Nie mogłem się poddać! Wypatrywałem jej przez szyby w oknach. Jest! Otworzyłem drugie miejsce w statku żeby mogła się tam dostać. Leciała już. Było blisko! Teraz nic nie mogło mi przeszkodzić! Złapała się włazu i KARABAST. Czemu znowu musiała spaść? Znaczy wiem... Była osłabiona po walce. Chciałem ją wtedy przeprosić za to że tak w ogóle pomyślałem. Skierowałem myśliwiec bliżej niej. Widziałem jak biegła po szczątkach niszczyciela! Wskoczyła na statek! Odwróciłem się żeby zobaczyć czy już tam jest. Nie mogła dosięgnąć do wejścia...

Dasz rady Ahsoka... Dasz rady!

Dała rady! Udało jej się! Zamknąłem wejście i odlecieliśmy. Miałem okazję na odetchnięcie ale znowu pomyślałem o klonach jak o braciach a nie jak o zdrajcach. Spuściłem głowę. Tylu teraz zginie... Czułem się temu winny bo nic nie mogłem zrobić żeby temu zapobiec. Spojrzałem na Ahsokę. Ona też tak pewnie pomyślała bo pokręciła smętnie głową.

Niszczyciel Republiki się rozbił. Z całej załogi statku przeżyliśmy tylko my. Zostawiłem tysiące braci. Gdybyśmy zostali dłużej na Mandalorze może do niczego by nie doszło... Dobrze że nie polecieliśmy na Coruscant. Ahsoka dostała wiadomość od Obi-Wana. Nikt z Jedi kto był na planecie-mieście nie przeżył.

Tutaj Mistrz Obi-Wan Kenobi. Z przykrością informuję że zarówno nasz Zakon Jedi jak i Republika upadły a ich miejsce zajął ciemny cień Imperium. Ta wiadomość jest ostrzeżeniem i przypomnieniem dla każdego ocalałego Jedi. Zaufaj Mocy, nie wracaj do świątyni... Ten czas już minął. A nasza przyszłość jest niepewna. Każdy z nas będzie stanowił wyzwanie. Nasze zaufanie Nasza wiara Nasze przyjaźnie. Ale musimy wytrwać. Z czasem pojawi się nowa nadzieja. Niech Moc zawsze będzie z wami.

Odsłuchałem z nią tą wiadomość. Czyli że... Generał Skywalker też umarł? Okazało się coś dużo gorszego... To Anakin Skywalker zdradził. Ten Jedi z którym walczyliśmy ramię w ramię, z którym wygrywaliśmy i odbijaliśmy kolejne światy spod rąk Separatystów. Tuliłem złamaną Ahsokę. Wiadomo już było że zginęło conajmniej pięćdziesiąt Jedi. Głaskałem ją po plecach. Drugi raz w przeciągu roku straciła wszystko... Wcześniej przez to że została niesłusznie oskarżona. Pamiętam jak ze Skywalkerem próbowaliśmy ją wybronić... Okazało się po akcji. Była zbyt uprzedzona do nich po tym co przeszła. Nie dziwię się jej.

Wciąż pamiętałem jak poznałem ją po raz pierwszy. Gadaliśmy o tym czy ważniejsze są umiejętności czy doświadczenie. Już wtedy wpadła mi w oko. Umiała sobie zaradzić w praktycznie każdej sytuacji. Była silną dziewczyną która nie daje sobie w kaszę dmuchać. Oh i ta niezręczna rozmowa o tym ile kto ma lat. Ona miała czternaście podczas gdy ja miałem dziesięć. Razy dwa. Dobra dalej nie wiem czy obchodzę urodziny dwa razy w roku czy tylko raz. W sumie nigdy nie obchodziłem. Od zawsze byłem uczony żeby być żołnierzem. A ona była uczona żeby być Jedi. Żadne z nas nie umiało kochać jednak było potwierdzone że zarówno wojownicy pokoju jak i my klony umiemy kochać. Jakoś Gregor zdezerterował dla pięknej Twi'Lekanki więc czemu ja nie mogę oddać się mojej kochanej Ahsoki.

Oparła głowę na moim torsie i pociągnęła noskiem
- Rex... Nie sądziłam że kiedykolwiek do tego dojdzie... - wymamrotała słabym głosem

- Też nie sądziłem. Ale najważniejsze że wciąż żyjemy... Że możemy być teraz razem. - pogłaskałem ją po gładkim policzku po czym spojrzałam jej w oczy - Kocham cię.

Widać było lekkie zdziwienie na jej twarzy ale raczej się uśmiechała. Możliwe że ona też to czuła tylko nie miała wcześniej okazji. Uśmiechnąłem się lekko.

- Ja ciebie też. - odpowiedziała i pocałowała mnie.

Trwaliśmy chwilę w takiej pozycji kiedy gdzieś blisko usłyszałem huk. Poderwałem się i wziąłem ją ze sobą. Jeden z ostatnich szczątków niszczyciela spadł na powierzchnię. Podeszłem tam jednak kazałem ukochanej zostać. Przełknąłem nerwowo ślinę kiedy zobaczyłem górną część R7. Wtedy coś do mnie doszło. Pozbierałem hełmy braci (tak Jesse też...) i przyniosłem do Ahsoki. Spojrzała na mnie zdziwiona ale po chwili przyniosła kilka innych. Znowu rozumieliśmy się bez słów. Musieliśmy wyprawić pogrzeb i zrobić sobie grób żeby nas nie szukali.

Chwilę później staliśmy w ciszy przy hełmach ponabijanych na pale. Na księżycu zaczęło się robić zimno. Tano ubrała jakiś płaszcz i stała tak niepewnie trzymając miecz świetlny w dłoni. Nie wiedziałem co zrobić więc po prostu stanąłem przy statku czekając co zrobi. Chyba się wahała ale po chwili usłyszałem stłumiony huk spadającej metalowej rękojeści. Zdecydowała na zostawienie broni której zawdzięczała swoje życie. Wiedziałem że miecz świetlny dla Jedi jest jednym z najważniejszych przedmiotów. Mi by było ciężko zostawić obydwa DC-17. Nawet gorzej niż ciężko! Dlatego właśnie byłem z niej cholernie dumny ze była w stanie to zrobić. Wsiedliśmy na statek.

— Musimy chyba się rozdzielić... Pamiętaj że zawsze mimo wszystko będę cię kochał. — przytuliłem ją jeszcze raz żeby tylko być jak najbliżej niej być może ostatni raz.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top