Rozdział 92

Zgadnijcie, kto wczoraj napisał trzy rozdziały pod rząd i siedział przy tym z trzy/cztery godziny bez przerwy? XD Podpowiedź: Nick tej osoby zaczyna się na x_Last-Kiss_x.

Miłego poranka/południa/popołudnia/wieczoru/nocy!

    Wymieszała eliksir dwa razy zgodnie z ruchem wskazówek zegara i pięć razy przeciwnie. Substancja przybrała barwę brudnej zieleni. Wszystko poszło gładko. Uśmiechnęła się do siebie, wzięła kilka fiolet i wlała do nich substancję. Odłożyła na szafeczkę ze swoim zbiorem. Eliksiry zaczynały się powoli nie mieścić.

    Drzwi się otworzyły. Nawet nie uniosła wzroku znad swego kociołka. Syriusz został tym razem w domu, za namową Brielle. Tego jednego dnia miała go tylko dla siebie i więcej nie musiała się martwić, czy wszystko było z nim w porządku.

    — Jak idzie ci praca? — mruknął do ucha Brielle, obejmując od tyłu i kładąc głowę na jej ramieniu.

    — Na najwyższych obrotach — odparła, nie odrywając się od kociołka.

    — A chcesz zrobić sobie małą przerwę?

    Uśmiechnęła się pod nosem.

    — Muszę skończyć jeden eliksir, Stella ma braki.

    Syriusz wydął wargi i oparł się łokciami o stolik, nachylając się nad eliksirem.

    — Na Merlina, Syriusz! — krzyknęła Brielle, odpychając go od kociołka. — Chcesz zostać łysy?! Ten eliksir ma właściwości toksyczne i żrące podczas warzenia, a na dodatek może z łatwością wypalić ci skórę, a tym bardziej włosy.

    — Urosłyby mi. — Wzruszył beztrosko ramionami, unosząc ręce w geście poddania i posłusznie się oddalając.

    — Bez włosów byś mi się nie podobał — burknęła prowokacyjnie Brielle, unosząc oczy znad mikstury i chytrze się uśmiechając.

    — Polemizowałbym. Jako twój mąż muszę ci się podobać w każdej odsłonie.

    „Tu mnie ma" — pomyślała. Wiedziała, że nawet bez włosów Syriusz dalej by się jej podobał. Mimo że spotykali się już razem długo, dalej zakochana była w tych szarych oczach, które patrzyły na nią każdego dnia oraz burzy czarnych włosów. I, rzecz jasna, temu cudownemu uśmiechowi, który sprawiał, że kąciki ust dziewczyny samoistnie się unosiły.

    — Mogę ci chociaż pomóc?

    Wyrwana z rozmyśleń spojrzała na Syriusza jak na wariata.

    — Prędzej zrobisz sobie krzywdę.

    — Nie jestem dzieckiem, a poza tym też chodziłem na zajęcia zwane eliksirami — odparł z pretensją, patrząc na Brielle spode łba.

    Pokręciła z uśmiechem głową. Przed chwilą prawie nie spalił sobie włosów, bo nie miał ewidentnie pojęcia, jaki eliksir warzyła, a przecież tak łatwo można było go poznać... Wolała nie ryzykować, że zaraz sparzy sobie całą dłoń.

    — To mooogę?

    — Nie.

    — Brielle! — Syriusz wydął wargi i zrobił minę jak obrażone dziecko.

    — Chyba jednak jesteś dzieckiem, kochanie — mruknęła z niedowarzaniem, wzdychając jak zmarnowana matka.

    — Będę robić, co każesz, niczego nie zepsuję — próbował się bronić.

    — Syriusz — odparła zrezygnowana, odrywając się znowu od substancji. — Ty ledwo sobie radziłeś z eliksirami.

    — Wiem, co to kociołek, wiem co to książka z listą receptur. Czyli wiem wszystko, co potrzebne — odparł oczywistym tonem.

    — A wiesz co to życiowe kalectwo do eliksirów? — odparowała, unosząc brew. — Ty.

    — Nie bądź już taka zgorzkniała, robisz się jak McGonagall.

    Brielle gwałtownie odsunęła się od kociołka. Położyła dłoń w miejscu, gdzie powinno być serce i spojrzała zszokowana na Syriusza.

    — To był cios poniżej pasa. Ugodziłeś w moją godność. Śpisz na kanapie.

    — Nie! Tylko nie kanapa... — jęknął Syriusz. — Jest niewygodna, mała i nie ma na niej ciebie...

    — Miło, że zauważyłeś — odparła sarkastycznie, uderzając chłopaka lekko w ramię.

    Syriusz na to przyciągnął ją do siebie i pocałował, przygryzając jej lekko wargę. Brielle oparła się o szafkę ze zbiorem eliksirów i pociągnęła go lekko za włosy. Mruknął i zaczął wodzić dłonią po jej ciele, wciąż całując w usta. Uniósł lekko bluzkę, smagnął po nagim brzuchu, gdy z samej góry półki na ziemię spadła lawina małych butelek i fiolek.

    Brielle odskoczyła jak poparzona od pułki, ciągnąc za sobą zaskoczonego i zdezorientowanego do reszty Syriusza.

    — Niech to szlag — przeklęła i przejechała dłonią przez włosy, widząc rozlane substancje na podłodze.

    Schowała twarz w dłoniach i jęknęła.

    — Te eliksiry warzą się miesiąc!

    Upadła na kolana i różdżką pozbierała rozbite buteleczki oraz wyczyściła podłogę. To tyle z jej miesięcznej pracy...

    — Brielle...

    — Nic nie mów — odparła, nie patrząc na niego. — To nie twoja wina.

    — Ale jesteś zła...

    — Nie, jestem tylko... Zawiedziona. Mogłam ustawić je w innym miejscu lub dać zabezpieczone. Ale ja jestem głupia... Stella potrzebuje ich na już, a pięć fiolek nie wystarczy.

    Syriusz ze zmartwieniem patrzył, jak Brielle przebiera w eliksirach i przeklina pod nosem.

    — Weźmie od kogoś innego, na pewno dostają jeszcze inne wsparcie.

    — Dostają, dostają, oczywiście, nawet sami się tym zajmują, ale przez natłok w szpitalu i wielką ilość rannych trudno im czasami... Obiecałam, że jej doręczę piętnaście.

    — Mogę jakoś pomóc...? — zapytał z nadzieją.

    — Nie — odparła natychmiast. — Zostaw mnie na chwilę, muszę... Muszę zacząć od nowa...

    Naprawdę nie była zła na Syriusza. Nie miała mu nic za złe, choć mógł jej nie rozpraszać. Powinna była pomyśleć i zabezpieczyć zaklęciem całą szafkę. Z westchnieniem uniosła różdżkę i wypowiedziała formułkę. Lepiej późno niż wcale...

    Pomimo zapewnień Brielle, Syriusz źle się czuł z faktem, że trochę z jego winy dziewczyna się rozproszyła i przez to ucierpiały eliksiry. Nie mógł patrzeć na jej zmartwienie. Wiedział doskonale, że jedyne, co dziewczyna robiła, gdy nie było go w domu, to praca nad eliksirami. Spędzała w swoim małym gabinecie cały dzień. Miesiąc przyrządzała eliksiry, a teraz... Teraz tak po prostu spadły i rozprysły na podłodze.

    Postanowił w pewien sposób wynagrodzić te trudny i sprawić, by chociaż wieczorem poczuła się lepiej po całym dniu pracy, który włożyła w odnawianie strat.

    Przygotował coś bardzo prostego, co jednak, miał nadzieję, umili wieczór. Zasłonił szczelnie okna w sypialni, zapalił kilka świeczek, przygotował kolację. Nalał również do wielkiej wanny gorącą wodę, aby mogła się w niej odprężyć po ciężkim dniu. W łazience również zapalił świeczki i dzięki magii sprawił, aby lewitowały w powietrzu.

    Wiedział, że to nie było niczym nadzwyczajnym i raczej prostackim zagraniem, lecz nie miał w głowie tego, aby wyjść na jakiegoś cudownego i kreatywnego. Chciał po prostu, aby się zrelaksowała...

    Gdy Brielle stanęła w drzwiach łazienki, nie mogła uwierzyć własnym oczom.

    — Syriusz, nie musiałeś... — wyszeptała, trąc zmęczone oczy.

    — Przepracowałaś się dzisiaj z mojej winy, więc musiałem.

    Brielle odwróciła się powoli.

    — To nie twoja wina, mówiłam ci, tylko moja. Ja tego nie dopilnowałam.

    Syriusz nie chciał się kłócić, czyja to była wina. I tak sądził, że jego. Opuścił łazienkę, aby dać Brielle spokojnie się wykąpać. Czekał w sypialni.

    Gdy wróciła z kąpieli, miała na sobie krótki biały ręcznik, a mokre włosy spływały swobodnie po nim. Syriusz zauważył, że były już imponująco długie.

    — Kładź się — zarządził.

    Brielle zmarszczyła brwi, lecz nic nie odpowiedziała. Posłusznie się położyła. Syriusz zdjął ręcznik okalający jej ciało i zaczął masować plecy.

   — Syriusz...

    Nie zareagował.

    — Syriusz...

    — Nic nie mów, odpocznij sobie.

    Przez chwilę nic nie mówiła, pozwoliła, by ją masował, oddała się temu błogiemu uczuciu, lecz po chwili podniosła się, ujęła jego twarz w dłonie i powiedziała:

    — Syriusz, kocham cię.

    Pogładził ją po mokrych włosach, a następnie przejechał palcem po policzku.

    — Ja ciebie też, Brielle Black. Ja ciebie też — powiedział i, nie mogąc się więcej powstrzymać, pocałował intensywnie w usta.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top