Rozdział 38
10.000 wyświetleń! Oh, shit! Ale się wzruszyłam! Normalnie jadę teraz w autobusie i płaczę! Kocham was, naprawdę! <33
•
Musiała się odseparować od Syriusza Blacka. Nie miała pojęcia, dlaczego reagowała w ten sposób na jego bliskość. W każdym razie nie podobało jej się to. Postanowiła, że wszędzie będzie chodzić w towarzystwie Jayli i Ellie. Do biblioteki, na ten moment, nie zamierzała się wybierać. Nie tylko ze względu Syriusza, lecz też Artura. Wzdrygnęła się. Cały czas obserwował Brielle, a ona go nie dostrzegła.
Napalony trzynastolatek. Dobre sobie.
Wciąż w pamięci miała słowa: „kocham cię". Artur nie wiedział, o czym mówił. Była tego więcej niż pewna. Co taki dzieciak mógł wiedzieć o miłości? Nic. Nic nie mógł wiedzieć. A zresztą, co ona wiedziała o miłości? Mogłaby się założyć, że nie więcej aniżeli ten chłopak.
Można śmiało powiedzieć, że unikanie Blacka stało się dla Brielle pewnego rodzaju rozrywką, jakkolwiek to brzmi. Gdy widziała jego posturę na drugim końcu korytarza, chwytała zdezorientowaną Jaylę za rękaw i szybkim korkiem odchodziła, ciągnąć wciąż nie orientującą się przyjaciółkę. Ellie biegała za nimi krok w krok.
Tylko lekcje stanowiły niejaki problem. Podczas nich nie omieszkała patrzeć choćby kątem oka na Gryfona. Mówiąc krótko i zwięźle - traktowała go jak powietrze.
Wzrok Ślizgonki padł nagle na Camdena. Nie dostrzegała nawet, że podczas zajęć jej spojrzenie wędrowało przynajmniej kilka razy na chłopaka. Przez kilka ostatnich dni w każdej wolnej chwili myślała, jak przywrócić stan ich relacji przed... przed ową nieszczęsną sprzeczką. Zdecydowanie najprostszym rozwiązaniem byłoby wyznanie prawdy, aczkolwiek to nie wchodziło w grę. Nie, nie. Zdecydowanie nie. Choć może? Przecież dobrze pamiętała, jak ona się czuła, gdy Jayla ewidentnie coś przed nią ukrywała. Camden czuł się tak samo.
Postanowiła, że da sobie jeszcze kilka dni, jeśli nic nie wymyśli, to powie prawdę. Pokaże znak śmierciożercy.
Tymczasem postanowiła, że zajmie się teraźniejszością i dalszym unikaniem Blacka. Nie wiedziała jednak, jak może być to trudne, zważywszy na to, że Syriusz szukał tylko sposobności, aby podejść.
Cały czas chodziła ze swoją odsieczą. Jeden, tylko jeden raz odłączyła się od przyjaciółek, aby skorzystać z toalety. Gdy do niej szła, co rusz odwracała się, nasłuchiwała i pilnie obserwowała otoczenie, aby mieć pewność, że nikt - absolutnie nikt! - nie idzie za Brielle.
Wybrała łazienkę Jęczącej Marty, bowiem była najbliżej oraz cieszyła się brakiem zainteresowania, co było wygodne dla Ślizgonki. Wiele osób omijało ową łazienkę szerokim łukiem ze względu na Martę, która, cóż, była dość przerażająca na swój sposób i irytująca.
Brielle ze zdziwieniem zaobserwowała, że w środku nie było stałej tubylczymi. Ucieszyła się z faktu, że nie będzie się musiała konfrontować z denerwującym duchem. Nie bała się go, ale nie przepadała za rozmowami, które prowadziły.
Odkręciła kran, a z niego polała się woda. Porządnie umyła ręce w ciepłej cieczy, a różdżką wysuszyła. Po karku Brielle przeszedł zimny dreszcz, gdy w lustrze zobaczyła postać. Przymknęła oczy, aby się opanować. Przestraszył ją, choć nigdy by tego nie przyznała.
— Witaj, Carson — zaszczebiotał Syriusz i oparł się o umywalkę. — Nie zauważyłaś, że unikanie mnie najwyraźniej ci nie wychodzi?
— Zauważyłam — odparła oschle do lustra. Powoli odwróciła się w stronę chłopaka. Podeszła doń i złapała za fragment szaty tuż przy szyi. Mocno pociągnęła, tak że ich twarze dzieliły dosłownie cale. — Dlatego ostatni raz będę taka troskliwa i uprzejmie cię ostrzegę, że wystarczy, że cię zobaczę, a twój pobyt w skrzydle szpitalnym będzie o dwa miesiące dłuższy niż wcześniej, rozumiesz, mały Gryfonku? Mam po dziurki w nosie twoich wygłupów. Wiem, że coś knujesz, a ja nie dam się omamić. Po moim trupie!
Syriusz uśmiechnął się.
— Nie wiem, czy wiesz, ale jesteś wyjątkowo urocza, gdy na mnie krzyczysz.
Znowu to samo. Ta jego gadka, ale czego innego się spodziewała po Syriuszu Blacku? Mocno zacisnęła zęby i odeszła. Najlepszym wyjściem będzie nie reagowanie na te wszystkie zaczepki. Była dorosła, więc zamierzała rozprawić się z nim rozsądnie, a nie jak dziecko krzyczeć, obrażać czy zaczepiać.
Nie słabe podrywy chłopaka najbardziej denerwowały Brielle, nie, nie. Tylko to, że myślał, iż rzuci mu się, jak gdyby nigdy nic, w ramiona. Jak on w ogóle potrafił o tym pomyśleć? Nie była żadną głupią dziewczyną ani fanatyczką z klubu: „Jak-Ja-Ubóstwiam-Syriusza-Chcę-Mieć-Z-Nim-Dzieci!".
Typ chłopaka, który myślał, że może mieć każdą, ją irytował. Black był zakochany sam w sobie, więc jak mógł kochać kogoś innego niż on sam? Właśnie w tym tkwiło sedno sprawy. Nie mógł.
Przewróciła oczami, gdy dołączyła do Jayli i Ellie, a Syriusz posłał jej buziaka.
— A ten co? — zmarszczyła gniewnie brwi Jayla.
— To, co zwykle. Nie ma potrzeby przejmowania się tym, czego chce. W końcu to Black. On sam chyba tego nie wie — odparła Brielle.
Jayla pokiwała głową.
— Ostatnie miesiące w tym plugawym towarzystwie... Po Hogwarcie wszystko się zmieni. Wszystko. A oni pożałują, że kiedykolwiek zaistnieli.
Zaskoczona Brielle spojrzała na przyjaciółkę. Wpatrywała się z nienawiścią w Jamesa Pottera, który właśnie z pozostałymi Huncwotami dołączył do Syriusza. Brielle przypomniała sobie wtedy, że dziewczyna rozmawiała ze śmierciożercą. O ile to był wówczas on. Nie była pewna, bowiem nie widziała całości jego twarzy. Niemniej miała przeczucie, że to jednak faktycznie była ta sama osoba. Pozostało pytanie, dlaczego z nim rozmawiała? Jaki miała cel? Chwila... Jayla w pubie mówiła, że był to znajomy jej ojca. Skoro ojciec Jayli przyjaźnił się ze śmierciożercą, to istniały dwa rozwiązania. Albo nie wiedział, kim on był, albo... Albo wiedział. A jeśli zdawał sobie o tym doskonale sprawę, to jego córka z pewnością również... Chyba że jej nie powiedział?
Brielle pokręciła głową. Po co nad tym rozważała? Prosto z mostu zapyta się o to Ślizgonkę. Niemniej wtedy musiałaby przyznać, że ona również znała tożsamość mężczyzny. Powstrzymała warknięcie pod nosem. Pozostały więc tylko domysły. I pytanie, które z pewnością pozostanie długo w głowie czarownicy. Dlaczego Jayla rozmawiała ze śmierciożercą?
Rozpoczęła się lekcja z zaklęć i uroków. Tematem przewodnim były zaklęcia chroniące. Fillius Flitwick spacerował pomiędzy ławkami i żwawo tłumaczył zagadnienia. Brielle słuchała ze znudzeniem wywodów profesora. Nie mogła się skupić. Myślami odpływała daleko od tematu lekcji. Jayla, jak zawsze, w ogóle nie przysłuchiwała się tłumaczeniom. Było to dość dziwne, zważywszy na to, że był środek wojny - wojny! - na śmierć i życie. Ellie z uwagą notowała co ważniejsze kwestie. Brielle zauważyła, że w przeciągu dni znacznie się poprawiła.
— Cave Inimikum, jak możecie się już domyślić, to zaklęcie chroniące — relacjonował żywo Flitwick. — Wyczarowuje barierę, która w razie czego zasygnalizuje nam, że w naszej okolicy ktoś się pojawił. Zaklęć chroniących jest niezwykle wiele. Salvo Hexia, Respello Mugoietum, Protego Totalum czy właśnie Cave Inimikum. Każde to zaklęcie umożliwi ukrycie się, ochronienie siebie i bliskich. W naszych mrocznych czasach ta kwestia jest bardzo istotna, bo oprócz walki ważna jest ochrona. Musicie o tym pamiętać. Za tydzień zrobię z tego test.
Kilka lat temu zdanie: „Zrobię z tego test" spotkałoby się z jękiem i pretensjami. Niemniej tym razem nikt nie ośmielił się choćby cicho westchnąć. Każdy wiedział, że i tak tego się nauczy. Głupotą byłoby nie.
Tylko Jayla po zajęciach marudziła o natłoku nauki. Leniwie przerzuciła torbę przez ramię i ruszyła wraz z Brielle i Ellie w stronę Wielkiej Sali. Ellie przez całą drogę była cicho i szła z nosem w pergaminie.
— Nie wierzę, że się uczysz, Ellie — mruknęła Jayla. — Od kiedy ty rozróżniasz zdania?
— Od wtedy, gdy zaczęłam martwić się o własne życie — odparła nadzwyczajnie lekko. — Tobie też bym radziła poważniej zająć się tą kwestią. To nie są już żarty, za niecałe pięć miesięcy będziemy mogły w każdej chwili umrzeć.
— Taa...
Ostatnio nawet Ellie zachowywała się bardziej poważnie. Mówiła mniej, znacznie mniej. Ciągle zdarzało jej się strzępić języka, lecz ewidentnie stała się bardziej poważna, nie można było tego zaprzeczyć.
Ślizgonki weszły do Wielkiej Sali i zajęły swoje standardowe miejsca. Kilka minut później pojawiło się jedzenie. Brielle ze smakiem wgryzła się w udko kurczaka. Przynajmniej jedzenie pozwalało przestać myśleć o wszystkim, co ją trapiło.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top