Rozdział 26
Biały puch okrył ziemię niczym dywan. Słońce ogrzewało okolicę, dzięki czemu nie było tak mroźno. Mimo tego Brielle owinęła szalikiem Slytherinu swą szyję, a na bujne brązowe i kręcone włosy narzuciła czapkę. Ręce ogrzewały jej rękawiczki. Ubrane w taki sam strój Jayla i Ellie szły obok. Razem przemierzały ścieżki Hogsmeade.
Brielle uwielbiała owe wyjścia. Możliwość odetchnięcia, choć przez chwilę, od szkoły była atrakcyjna. Zwłaszcza, jeśli miało to nastąpić w Miodowym Królestwie. Brielle nie znała osoby, która by nie lubiła tam przychodzić i jeść tamtejszych słodyczy. Taka osoba nie istniała. Kto normalny nie je słodyczy? Na pewno nie Brielle. Uwielbiała słodkości, choć nie zajadała się nimi dzień w dzień jak Ellie. Ellie North zamiast krwi w swoim ciele miała słodycze. Naprawdę.
Ellie z iskrzącymi się oczyma spojrzała na Miodowe Królestwo. Pewnie słyszała w swoim umyśle nawoływania tych słodyczy, które widziała przez okna sklepu. Gdy tylko zamykała oczy, musiała czuć ich słodziutki smak. Zerwała się do biegu i wpadła do środka. Zaczęła nabierać wszelkie słodycze garściami, a przede wszystkim swą pyszną czekoladę.
Brielle i Jayla także rozejrzały się po sklepie. Penetrowały półki i wybrały sobie kilka musów-świntusów, gałek czekoladowych oraz cukrowych piór. Po zakupach Ellie bacznie przyjrzała się zasobie swoich przyjaciółek.
— Aż tak wam szkoda geolnów na słodycze? — zmarszczyła brwi na widok drobnego zasobu dziewczyn.
Brielle rzuciła jej rozbawione spojrzenie.
— Przynajmniej nie mam tego problemu, że wszystko mi co krok spada.
Dosłownie w chwili wypowiedzenia słów Brielle, Ellie potknęła się o dość sporej wielkości kamień i wylądowała twarzą w śniegu. Jayla zaśmiała się parszywie. Wszędzie wokół blondwłosej czarownicy leżały słodycze. Cała ścieżka była nimi bardziej usypana niźli śniegiem. North wstała z fuknięciem i otrzepała ślizgońską szatę, a potem zajęła się swoim asortymentem.
— Pomocna dłoń przyda się moim słodyczom — mruknęła.
— Ach, bo my się śpieszymy — zaczęła z wrednym uśmiechem Jayla. — Znajdziesz nas w pubie Pod Trzema Miotłami, to na razie!
Ellie z nadzieją spojrzała na Brielle, ale ta tylko wzruszyła ramionami i poszła za Jaylą. Uwielbiały chodzić do ów pubu bardziej niż do Miodowego Królestwa. Można było tam napić się pysznych trunków. Obie dziewczyny korzystały, jak mogły, ze swojej pełnoletności. Usiadły przy stoliku w kącie i w pobliżu okna. Zamówiły jak zwykle na rozgrzanie Ognistą Whisky.
— Nasze zdrowie — Jayla uniosła trunek, gdy zamówienie zostało do nich dostarczone.
Brielle uczyniła to samo, a ich kufle się zderzyły. Ognista Whisky paliła jej gardło i przyjemnie ocieplała ciało. Lepiej niż cokolwiek. Spojrzenie Jayli skierowało się na mężczyznę siedzącego kawałek od nich. Miał on narzucony na siebie czarny płaszcz i również się w dziewczynę wpatrywał. Jayla uśmiechnęła się do niego. Brielle trąciła ją natychmiast łokciem.
— Co ty robisz? On mógłby być twoim ojcem!
Jayla wzruszyła ramionami i oparła się o krzesło.
— Ma kaptur, więc po czym to wnioskujesz? Poza tym... wiek to tylko liczba.
— Tylko liczba? A od kiedy ty szukasz miłości? — Brielle nie wierzyła własnym uszom.
Jayla przekręciła oczami.
— Od razu miłości... Nie szukam. Bo to miłość znajduje mnie — odrzekła i nic nie robiąc ze zdruzgotanego wzroku przyjaciółki, podeszła do nieznajomego – nieznajomego! – Brielle była w szoku, że Jayla była taka nieodpowiedzialna.
Ellie krótko po tym weszła do środka i przysiadła od razu na miejscu Jayli. Z westchnieniem ulgi upuściła swoje słodycze na stoliku i zaczęła je z uśmiechem pałaszować.
— A Jayla gdzie? — zapytała z pełnymi ustami.
Brielle nie odpowiedziała. Zamiast tego pokręciła głową i cały czas wzrok miała wbity w ów nieznajomego. Jayla z nim flirtowała! Brielle nigdy nie pisała się na rolę niańki. Zwłaszcza tak dużego dziecka. Kelnerka, która dostrzegła nową klientkę, ponownie zawitała przy stoliku. Spojrzała z góry na Ellie i uniosła jedną brew, gdy zauważyła, jak ta zajada się cukierkami.
— Chcesz coś może zamówić? — zapytała znudzonym głosem. Myślami była gdzie indziej.
Ellie przerwała jedzenie i spojrzała na kelnerkę spode łba. Otoczyła ramionami swe zdobycze i przyciągnęła do siebie. Prychnęła jak kotka.
— Nie piję alkoholu.
— Może być coś bez niego, w takim razie. Mogę zaproponować...
— Nie, dziękuję.
Kelnerka przekręciła oczami i mruknęła pod nosem coś w stylu: „Jak ja nienawidzę tych bachorów" i odeszła. Brielle otworzyła lizaka, którego kupiła w Miodowym Królestwie i włożyła go sobie do ust. Miał smak porzeczkowy. Uwielbiała porzeczki i wszystko, co miało ich smak.
Cały czas czujnie śledziła Jaylę, która w dalszym ciągu prowadziła dyskusję z owym mężczyzną. Znikł początkowy flirt. Teraz tylko rozmawiali. Nagle twarz mężczyzny ze spokojnej przerodziła we wrogą. Brielle zacisnęła dłoń na różdżce i już miała wstać, by pośpieszyć przyjaciółce, gdy Jayla sama wstała. Powiedziała coś jeszcze do tajemniczego nieznajomego, a on westchnął i pokiwał głową. Potem rozejrzał się wokoło. Brielle natychmiast przeniosła wzrok. Nie wiedziała jeszcze czemu, ale czuła od niego złowrogą aurę. Z tego powodu wolała nie dać po sobie poznać, że go obserwowała. Bardzo jej się nie podobał. Jayla z uśmiechem usiadła obok, a mężczyzna wyszedł z pubu, jakby przybył tam specjalnie, jakby był umówiony z Jaylą...
Przyjrzała się przyjaciółce, która założyła kosmyk czarnych włosów za ucho.
— Znasz go, prawda? — zaczęła temat Brielle.
Jayla pokiwała głową.
— Znajomy mojego ojca.
— Znajomy twojego ojca? I ty z nim flirtowałaś?
Jayla westchnęła z irytacją.
— Nie wiem, o co ci chodzi, Brielle. Żeby poprawić ci samopoczucie wiedz, że nie w moim zamiarze jest pójście z nim do łóżka. Miałam do załatwienia pewną sprawę.
— Załatwiłaś? — Brielle uniosła brew na wspomnienie grymasu na twarzy mężczyzny.
— Oj, Brielle. Oczywiście, że tak. Jayla Clayton zawsze otrzymuje to, co sobie zażyczy. Zapamiętaj to. Twoje życie stanie się wówczas łatwiejsze.
— Jaka to była sprawa?
— Nie drąż już. Nie powiem ci. Ty też masz swoje sekrety i nie zaprzeczaj!
Brielle zirytowała się tym, czego Jayla mogła chcieć od dorosłego mężczyzny, który dodatkowo ewidentnie się ukrywał pod czarnym kapturem? Nie, gdyby się ukrywał, nie przyszedłby do Hogsmeade. Zbyt duży był tu ruch. Chyba że cechował się głupotą. Ta opcja również wchodziła w grę. Niemniej sprawa była intrygująca. Wiedziała jednak, że od Jayli nic nie wyciągnie. Była nieustępliwa.
W końcu wzruszyła ramionami. To nie jej sprawa. Niech Jayla robi sobie to, co chce. Ona nie zamierzała się w to mieszać. Nie była żadną niańką. Obie były dorosłe. Musiały same o siebie dbać. Jayla zawołała kelnerkę. Ta z niesmakiem podeszła, aby zapisać zamówienie dziewczyny. Gdy odeszła, Brielle powiedziała:
— Nie chcę nic więcej pić, więc chyba się przejdę.
Ani Ellie, ani Jayla nie zaprotestowały, więc wstała i wyszła z pubu. Zaczął padać śnieg. Płatki opadały na rozpuszczone włosy, a wiatr kąsał po policzkach, które, ledwo wyszła, od razu się zaróżowiły. Okryła szczelniej szyję oraz twarz pod szalikiem. Uwielbiała to chrupanie śniegu, gdy po nim stąpała. Hogsmeade było takim pięknym i przytulnym miasteczkiem! Mieszkali tu sami czarodzieje i czarownice. Zero mugoli, coś wspaniałego. Brielle głęboko oddychała i wdychała przez nos zapach zimy. Zima, jak każda pora roku, miała swój zapach. Wdychała przez nos zimne powietrze i wydychała je przez usta. Wokół formowały się obłoczki.
Na swojej drodze dostrzegła zmierzającego w jej stronę Severusa. Szedł sam, co ją nie zdziwiło. Snape był samotnikiem. Pomachała mu, lecz on nie odmachał. Szkoda. Poczuła się nieco zawiedziona.
— Jak tam? — zapytała i ruszyła razem z nim ścieżką. — Spałaszowałeś jakieś słodycze? A może wypiłeś piwo kremowe?
— Nie lubię słodyczy.
Brielle wytrzeszczyła oczy. Dopiero co twierdziła, że wszyscy lubią słodycze i że nie zna nikogo, kto by ich nie lubił, aż tu nagle zjawia się przed nią prawdopodobnie jedyna osoba na świecie, która nie lubi słodyczy. Przyjrzała się jego twarzy uważnie. Severus na to uniósł brwi.
— Co? — zadał pytanie, zaskoczony.
— Podziwiam sztukę, nim zostanie wstawiona do muzeum antyków i będzie ogólnie dostępna.
— Nie rozumiem?
Brielle prychnęła.
— Każdy lubi słodycze. A ty nie, więc ludzie będą chcieli oglądać taki... wybryk natury.
— Cenny okaz, jak już, a nie jakiś wybryk natury.
Czarownica wzruszyła ramionami. Zatrzymali się obok Wrzeszczącej Chaty. Ta nazwa wciąż ją śmieszyła. Usłyszała ją od Ellie w pakiecie z zabawną historią, że rzekomo w niej straszy. Przyjrzała się budynkowi. Był opuszczony i dawno poległ w gruzach. Faktycznie, emanował mroczną aurą. Tego nie dało się zaprzeczyć.
— Wierzysz w to? — grdyką wskazał na opuszczoną posiadłość.
Brielle nie musiała długo zastanawiać się nad odpowiedzią.
— Nie — rzuciła lekko, a po chwili zastanowienia, dodała: — To, że słychać w niej wrzaski, nie oznacza, że tu straszą. Może po prostu ktoś tylko kogoś morduje i składa ofiarę Merlinowi.
Severus parsknął. Głównie przez zaskoczenie słowami Brielle, niźli z rozbawienia. Nastała cisza, którą przerwała ponownie Brielle.
— Oberwało ci się za Fraya? W końcu pozbawiłeś go sporej ilości krwi.
Snape milczał. Wpatrywał się we Wrzeszczącą Chatę i nie omieszkał odwrócić wzroku.
— Nie interesuj się tak życiem innych — burknął.
Okej. Skoro nie chciał o tym rozmawiać, to nie. Nie zamierzała ciągnąć go za język, mimo że bardzo ją to ciekawiło. Postawiła na inny front.
— Nie znam tego zaklęcia, które na niego rzuciłeś.
— Oczywiście, że nie. Bo jest moje.
— Twoje? — Brielle uniosła, zaintrygowana, brew.
— Tak, moje. Tyle w temacie. Twoja ciekawość już mnie denerwuje — rzucił i odszedł, nie odwracając się za siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top