10. Dlaczego tak skończyłam...
Byłam obserwowana. Czułam to każdym nerwem ciała. Jedną z tych osób - upewniłam się! - był nie kto inny, jak Hugo. Tyle dobrego, że po całej tej akcji został zabrany przez swoich kumpli, by przedyskutować pewne sprawy. Podejrzewałam czym one były; co nie napawało mnie wielkim szczęściem.
Dużo później Aria zaczęła chybotać się to w jedną, to w drugą stronę. Był to sygnał do powrotu do namiotu. Na ten widok, musiałam się skrzywić i spojrzeć błagalnie na Babette, która tylko roześmiała się wesoło, klepiąc mnie po kolanie. Wyglądała na uradowaną całą tą sytuacją. Kobieta następnie zamachała na Hugo (próbowałam ją powstrzymać, niestety z marnym skutkiem), otrzymała przy tym pomoc ze stron innych zadowolonych kobiecin. Były one zdecydowanie spragnione wyśmienitego widowiska, w którym to nie one biorą udział.
W każdym razie zamachanie dłonią, musiało być sygnałem ustalonym, przez tę parę, wcześniej, gdyż Pezja pojawił się zaraz po owym geście, gotowy na ciąg dalszy naszego urokliwego wieczoru.
- Aria chodź do tatusia, zaniosę cię do namiotu - powiedział Hugo kucając przed nami.
Zapatrzyłam się w mężczyznę, który posłał mojej siostrze czułe spojrzenie. A, gdy tylko Aria wykonała jego polecenie, objął ją i wstał. Widok ten należał do takich, których nie widywałam zbyt często. Nas nikt - prócz rodzeństwa - nie przytulał, nie śmiał się, nie rozmawiał, nie patrzył w ten sposób i zdecydowanie nie całował. Hugo... niesamowicie szybko wczuł się w rolę, zachowując się tak, jak na prawidłowego ojca przystało.
No, może z jednym wyjątkiem. Żaden facet - raczej - nie zapomina o swojej kobiecie, zajmując się jedynie dzieckiem.
Parsknęłam pod nosem, pośpiesznie ruszając za oddalającą się dwójką. Musiałam oszaleć, aby mieć takie myśli! Przecież to była wspaniała sytuacja! Wreszcie Hugo o mnie zapomniał. Ale... poczułam coś dziwnego. Coś czego nie potrafiłam określić.
Zawahałam się przed wejściem do namiotu Babette, z którego dochodziły chichoty dziecka i mężczyzny. Z jakiegoś powodu nie chciałam przypominać im o swojej osobie, by nie zepsuć nastroju panującego w środku. Mimo to musiałam wejść.
Hugo siedział ze skrzyżowanymi nogami na dużym posłaniu - jedynym jakie zostało we wnętrzu - wyciągając z mojej torby ubrania. Kiedy trafiał na coś należącego do mnie, pochylał się ku, naśladującej jego sposób siedzenia, Arii i zadawał jej pytanie:
- To z pewnością twoje, mam rację?
Wtedy dziewczynka śmiała się zaprzeczając, a Hugo robił minę typu: "niemożliwe!". I sytuacja się powtarzała, czasami z małymi wyjątkami, kiedy to rzucał w powietrze ubrania Arii. Później patrzył jak mała skacze do góry próbując je pochwycić.
Mimowolnie uśmiechnęłam się łagodnie na ten widok. Jako dziecko uwielbiałam słuchać historię Dastana, który opowiadał mi o tym, jak wyglądało jego życie rodzinne. Mówił o relacji w rodzinie, o tym jak żyło im się razem. Dzięki temu wiedziałam, że właśnie tak powinien zachowywać się dobry ojciec. Hugo zdecydowanie byłby idealnym ojcem.
Wzięłam głęboki wdech podchodząc do dwójki. Podjęłam decyzję. Nawet jeśli to będzie tylko chwila, Hugo może odgrywać rolę ojca dla Arii, a ja zdecydowanie mu w tym pomogę. Siostra zasłużyła na to, by poznać smak prawdziwej rodziny. Przykro mi było, że jedynie ona spróbuje tego szczęścia, ale przynajmniej będzie miała co wspominać.
- Och, Luna! Przyszłaś w samą porę - Hugo oparł łokieć na kolanie, podpierając ręką głowę. Uniósł moją białą sukienkę - Ten berbeć twierdzi, że to twoje.
- Naprawdę?
- Tak! Wyobrażasz to sobie? - westchnął posyłając mi psotny uśmiech. - Powiedź mi jakie dziecko może kłamać tak przekonująco?
- Tatusiu! - zawołała z pretensją Aria, zakrywając usta, zza których wydobywał się zduszony chichot. - To jest mamusi! To jest moje - dziewczynka wygrzebała spod sterty ubrań swoją sukienkę w dziergane kwiatuszki, odgarniając raz po raz wpadające do oczu włosy. - Pomożesz mi się przebrać?
- A co z myciem? - spytałam zgarniając miękki materiał służący do wycierania ciała.
- Tatusiu... pomożesz mi i mamusi w myciu?
Materiał wypadł mi z ręki, zaś na twarz zaczął wypływać gorąc. Oczywiście wiedziałam, że Aria jest jeszcze zbyt mała, by rozumieć sytuację między kobietą a mężczyzną, niemniej miałam ochotę spłonąć. Szczególnie po nastaniu ciszy w namiocie. Aż obawiałam się spojrzeć w stronę Hugo, aby przypadkiem nie zobaczyć miny sugerującej, że jest całkowicie za spełnieniem prośby Arii.
- Wiesz... nie wiem, czy to dobry pomysł, skarbie - odezwał się nagle Hugo. W jego głosie brzmiało jakby zawstydzenie. - Nigdy nie myłem dziecka, więc mógłbym ci przypadkiem zrobić krzywdę.
- Ale...
- Poradzimy sobie - przerwałam siostrze zgarniając z ziemi przedmiot uprzednio znajdujący się w mojej ręce. Po chwili znalazłam drugi materiał w sam raz dla Arii.
- Będę pilnować was z plaży - oznajmił mężczyzna biorąc ponownie dziewczynkę na ręce. Następnie pochylił się ku mnie. - Nie musisz się bać. Odwrócę się plecami do wody - obiecał, nim mnie minął.
******
Hugo wrócił do namiotu kilka minut po nas - umyty i przebrany w czyste ubrania. W tym czasie zdążyłam się przebrać i zakryć porządnie Arię kocem.
- Chcę usłyszeć bajkę - narzekała sennie czterolatka, gdy głaskałam ją po główce próbując uśpić.
- W takim razie opowiem ci o mojej religii, co? - Hugo siadł koło mnie, sprawiając że Aria spojrzała na nas zauroczona.
- Tak!
- Spodoba ci się - mężczyzna odchrząknął, by oczyścić gardło. - Mówi się, że świat powstał przez boga słońca - zaczął wpychając mnie pod koc. - Różnie się go opisuje, ale co do jednego jesteśmy zgodni - stworzył świat, ponieważ był strasznie samotny. Na jego rozkaz pojawiła się planeta, a z jego łez powstały oceany, morza, rzeki i jeziora. Pragnął osobiście nadzorować tworzenie swojego świata, więc zszedł na ziemię w swojej ognistej, słonecznej postaci, przez co powstała pustynia. Wtedy to zrozumiał, że przez swoją moc może zniszczyć swoje dzieło, zamiast je ukończyć. Wobec tego powołał inne bóstwa - ziemi, powietrza, ognia i wody, które również stworzyły swoich pomocników. Z ich pomocą dokończył tworzenie.
Wspólnie zadecydowali o tym, kto zajmie się ich wspólnym dziełem. W ten oto sposób powstali ludzie i zwierzęta, a wraz z nimi ostatnie bóstwa. Wszyscy ze swoimi unikalnymi zdolnościami, talentami i cechami. Czasami "nawiedzały" one ludzi chcąc im pomóc, zniszczyć ich lub poprowadzić. Słyszałem, że to z tego powodu powstali prorocy - dodał drapiąc się po nieogolonym policzki.
Przekręciłam się na bok nie odrywając spojrzenia od Hugo. Mówił zwięźle, rzeczowo, zaś jego głęboki głos jedynie przyciągał spojrzenie.
- Wasza religia mówi coś o powstaniu smoków? - spytałam cicho pragnąc usłyszeć odpowiedź.
- Ponoć stworzył je bóg wojny wraz z boginią pokoju - wyznał marszcząc w skupieniu brwi. - Mieli oni być strażnikami dość silnymi, by przypilnować porządku. Mówi się, że kiedyś panowały one we wszystkich królestwach - piękne, majestatyczne, zmiennokształtne - aż do czasów, gdy niektóre z nich zaczęły być chciwe. Choć nie wiem czy to akurat prawda. Theo za to twierdzi, że jest inaczej. Każde królestwo ma swojego strażnika. Północ- smoki, południe- proroków, wschód jest pustynią, więc tu będą jedynie zwierzęta, a zachód ma duchy. Zadaniem każdego z nich było wspieranie siebie nawzajem, ale zwierzęta nie czują potrzeby bronienia ludzi, więc jesteśmy zdani na łaskę, niełaskę innych strażników.
Znów zapadła cisza.
- Tatusiu? A, który z bogów jest taki jak ty? - spytała sennie Aria walcząc z opadającymi powiekami. Ziewnęła pocierając oczy byleby wciąż pozostać przytomną.
- Pewnie bóg wojny - odparł Hugo śmiejąc się. - Ponoć dbał on o dobrobyt swoich poddanych, pomagał potrzebującym i walczył z wrogami. Ach! Słyszałem też, że cechowała go upartość w szczególności, gdy chodziło o kobietę, która przyciągnęła jego uwagę - Pezja pochylił się z tajemniczym uśmieszkiem. - Był wybredny, pragnął takiej, która miała coś więcej niż wygląd. Jego wieczną wybranką była smoczyca, jeśli dobrze pamiętam.
Moje serce stanęło. Po chwili znów zaczęło bić, kiedy zauważyłam jak marszczy w zamyśleniu brwi. Widocznie starał się przypomnieć sobie tak dużo, aby zaspokoić ciekawość Arii.
- Istnieje nawet legenda o bogu wojny. Dał on smokom dar, by nigdy nie cierpiały z powodu rozłąki z ukochanym człowiekiem. Nim uważa, że to piękna opowieść... Smok, który pokocha człowieka może obdarować go życiem tak długim, jak on sam będzie żyć. Ale jest to bolesny proces. Człowiek musi wykazać się całkowitą chęcią oddania swojego życia za smoka, bo jest to dowód, że kocha prawdziwie. Kiedy jest to miłość prawdziwa, obustronna, wieczna, smok musi zapłakać mocząc twarz ukochanego, a potem wbić część siebie w jego serce. Myślę, że chodzi tutaj o coś związanego ze smoczą naturą, choć nie mam... pewności... No co? - spytał Hugo widząc moją minę.
Zaciskając usta i robiąc wielkie oczy, wskazałam dyskretnie Arię. Chciałam w ten sposób poinformować mężczyznę, że nie powinien opowiadać takich historii dziecku tuż przed snem. Sama kiedyś popełniłam ten błąd. Przypłaciłam to całonocnym uspokajaniem przerażonych dzieci. Mogłabym śmiało przyznać, że było to moje najgorsze wspomnienie.
- Och! Mój błąd - Hugo zachichotał cicho spoglądając na dziewczynkę. - Dobrze, że zasnęła nim o tym usłyszała.
- Hm?
Aria rzeczywiście spała mocnym snem. Nie mogłam nawet powiedzieć, w którym momencie padła, ponieważ nie zarejestrowałam tego faktu. Przez... zerknęłam ku gaszącemu świece Hugo. Jego opowieści pochłonęły mnie do tego stopnia, że całkowicie zapomniałam o przytulonej do mnie siostrze. To był pierwszy raz, kiedy coś takiego się zdarzyło.
Drgnęłam, gdy koc uniósł się wpuszczając zimne powietrze, które owiało moje ramiona. Cienka bluzka i spodenki słabo chroniły przed podmuchami nocnego powietrza, lecz dzięki nim nie dało się ugotować pod grubymi kocami.
Hugo ułożył się koło mnie, lekko dotykając ramieniem mojego ramienia. Przez nagły dotyk zesztywniałam.
- Wiesz, że posłanie jest wystarczająco duże, byś miał miejsce trochę dalej ode mnie? - spytałam szeptem wpatrując się w zarys koca.
Z zewnątrz dobiegły do mnie odgłosy wydawane przez drewno trawione przez ogień i dalszego świętowania. Widocznie plemię Rosengi ożywiało się nocą, prowadząc tryb życia, który nie był mi znany. Ale z jakiegoś powodu bardzo mi się podobał. Czułam, że mogłabym się tu wpasować. Choć z powodu pewnej osoby nie byłam pewna, czy to dobre marzenie.
- Aria mówiła, że miewasz koszmary, więc lepiej żebym wiedział, w którym momencie cię uspokoić - rzucił cicho Hugo. Jego słowa brzmiały odrobinę niczym wymówka, jakby chciał znaleźć się blisko mnie. - Chcesz martwić naszą córkę z powodu swojej upartej natury? Przecież cię nie zjem! Przynajmniej nie przy Arii - dodał żartobliwie.
- I bez niej będzie to bardziej niż niemożliwe - prychnęłam.
Zamyśliłam się wpatrując w śpiącą dziewczynkę. W pewniej chwili Aria mamrocząc odwróciła się, wobec czego wykorzystałam okazję, by zmienić pozycję. Lepiej było znajdować się twarzą w twarz groźnego przeciwnika.
Hugo przeczuwając mój ruch również położył się na boku przyglądając mojej twarzy. Nie mógł widzieć jej zbyt wyraźnie, ale to mu nie przeszkadzało. Zaciekawienie błyszczało w jego oczach.
- Więc co teraz? - spytał cicho. - Będziesz mi grozić, zaczniesz litanie pod tytułem: "Dlaczego nie mogę cię dotknąć"?
- Nie - zaprzeczyłam układając dłonie pod policzkiem. Przymknęłam oczy wsłuchując się w spokojny oddech Hugo. - Wiem, że jesteś dobrym człowiekiem. Inaczej Aria nie przylepiłaby się do ciebie. Poza tym twoja mama opowiadała mi to i owo o tobie.
- Już z was takie kumpele?
- Pewnie! - zawahałam się, mamrocząc sennie. - Byłoby świetnie... gdybyś to ty był ojcem Arii...
*****
Słowa Luny wciąż obijały mi się po głowie.
Każdym nerwem ciała czułem obecność kobiety przy sobie. Po całej nocy, wreszcie nad ranem mogła normalnie wypocząć bez towarzystwa koszmarów. Przytulona do mnie spała spokojnie, oddechem owiewając mój obojczyk.
Aria z kolei spała równie twardo na skraju posłania, rozwalona jakby miała nieskończenie dużo miejsca tylko dla siebie. Było to urocze - taki mały, drobny kształt, rozczochrany na dodatek, zabierający tyle przestrzeni.
Przetarłem twarz, próbując uporządkować w głowie wydarzenia dzisiejszej nocy. Prawdopodobnie, gdyby nie wczorajsza sytuacja, dalej wahałbym się nad swoimi przeczuciami, próbując delikatnie wypytać o nie Lunę. Wiedząc jednocześnie, że kobieta była zbyt nieufna, żeby powiedzieć mi całą prawdę. Chociaż... nieświadomie właśnie to zrobiła. Przez sen. A w zasadzie przez jej nocne koszmary, które jakimś sposobem pokazała także mi. Dzięki nim byłem pewien kim była, przed kim uciekała, co zrobiła i dokąd zmierzała. To to musiała mieć na myśli twierdząc, że nie zostanie z nami długo.
Spojrzałem w dół, gładząc miękkie, krótkie, złote włosy kobiety, która zamruczałam coś pod nosem, odpowiadając na swój sposób na moją pieszczotę. Wydawała się taka bezbronna w czasie snu i kiedy znajdowała się przy Arii. Nikt nie przypuszczałby nawet, że w rzeczywistości była potężnym smokiem. Smokiem z przepowiedni. Tym, który ocalił nas wtedy, w obozie wroga, obdarowując mnie również zbroją.
- Wiedziałem, że skądś znałem tego smoka - wyszeptałem delikatnie przesuwając palcami po policzku Luny. - To od początku byłaś ty.
Mocniej przytuliłem kobietę, opuszczając głowę na poduszkę. Cieszyło mnie, że to była ona. W ten sposób mogłem przekonać wszystkich o przyznanie jej tytułu "Przyjaciółki plemienia". Wątpiłem, by byli skłonni nadać go jej tylko z powodu Arii latającej wokoło i nazywającej mnie "tatusiem", choć niewątpliwie sprawiało mi to przyjemność. Szczególnie, gdy młoda nieświadomie, niewinnie mówiła coś, co wprawiało Lunę w zakłopotanie i zawstydzenie. Aż za to miało się ochotę nagrodzić dziewczynkę! Prawdopodobnie, gdyby nie ona, nic z tego nigdy by się nie zdarzyło.
- Ugh - jęknęła Luna sztywniejąc. W mojej głowie pojawił się obraz lochu i eksplozje bólu na plecach. Jak przez mgłę zobaczyłem niewyraźną męską postać o złotych włosach. - Znowu... tu...
To był zdecydowanie ojciec Luny, lecz nim zdołałem mu się przyjrzeć obraz znikł, a kobieta znów się rozluźniła przyciskając policzek do mojego ciała. Teraz rozumiałem jej rozczulone spojrzenie i delikatny uśmiech, kiedy patrzyła na moje zachowanie względem dziewczynki. Pomyśleć, że jedynie naśladowałem ojca, który często robił coś takiego.
W zasadzie... mogła nie wiedzieć, że tak wygląda prawidłowa relacja miedzy rodzicem a dzieckiem. Skąd miałaby wiedzieć, skoro jej ojciec jedyne co robił to się nad nią pastwił.
Uśmiechnąłem się. Ale za to ja zatroszczę się, żeby nigdy do tego nie wróciła. Zrobię wszystko, aby zatrzymać je tu ze sobą... zaraz po wypełnieniu jej przepowiedni. Pomogę jej, zaznajomię ją ze wszystkim i przywiążę do siebie. Sprawię, że zapomni o swojej przeszłości. Może było to coś jak obsesyjna chęć posiadania kogoś, ale... coś mówiło mi, że miałem ją spotkać i spróbować zatrzymać. Albo było to zwyczajnie to o czym mówiła cała reszta - możliwe, że posiadam zbyt dużo genów ojca i wreszcie znalazłem odpowiednią kobietę.
Hm, jakby się tak nad tym zastanowić... ojciec miał całkiem ciekawy sposób uwiązania ze sobą matki.
- Mmm... - zamruczała Luna poruszając się lekko, zaraz potem zamarła gwałtownie otwierając oczy i unosząc głowę.
Później wrzasnęła, szybko się odsuwając ode mnie na sam koniec posłania.
Tak, to byłoby na tyle. W takim tempie nawet, gdybym chciał nie udałoby mi się do niej zbliżyć, a co dopiero marzyć o przywiązaniu do siebie.
- Wiedziałam! Tak bardzo chciałeś wykorzystać sytuację, co?! - zasyczała wskazując mnie palcem.
- Jeśli powiem, że to ty wykorzystałaś okazję, uwierzysz mi? - spytałem unosząc się na łokcie. Aria nie obudziła się pomimo krzyków, za to przewróciła się tylko na bok zakrywając kocem, który jednocześnie zabrała mi.
- Ja?! - Luna zamrugała tracąc rozpęd. Na jej twarzy pojawiły się rumieńce, kiedy dochodziło do niej, że to było całkiem możliwe. - N... N-niemniej to nie może się powtórzyć.
- Jasne - uśmiechnąłem się.
Jeszcze zobaczymy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top