URODZINOWY SPECJAL

Hej hej! Z racji tego, że obchodzę dzisiaj swoje 18 urodziny, postanowiłam jakoś to uczcić z Wami i dodać rozdział specjalny. W związku z tym zabieram was (werble) na wycieczkę przez odmęty czasu, w przeszłe urodziny Wird. Nie przedłużając, zapraszam!

......

Zasadzka wymaga cierpliwości i skupienia. Nie raz trzeba czekać kilka godzin na swoją ofiarę. W tym czasie nie wolno się zdradzić, każdy ruch musi być zaplanowany i przemyślany. W przeciwnym razie wróci się do domu, nie osiągnąwszy celu. Dlatego właśnie mała, dziesięcioletnia dziewczynka od trzech godzin siedziała w niemal całkowitym bezruchu na drzewie, uważnie obserwując swoje otoczenie i nasłuchując nawet najcichszego szmeru. Wybrała je dlatego, że miało gęste liście, a konar, na którym się przyczaiła, rozciągał się nad wydeptaną drogą. Wiedziała, że jej cel musi tędy przejść, aby trafić do domu, dlatego z samego ranka przebrała się w swój struj do polowań, zabrała odrobinę jedzenia i przybiegła na miejsce, czekając. Kaptur oraz zasłonięty nos i usta sprawiły, że rześkie powietrze październikowego świtu nie osłabiły jej mięśni zdrętwieniem, dzięki czemu zachowała pełnię koncentracji, mimo, że od tak dawna pół leżała na gałęzi, wtapiając się w tło. Nagle dostrzegła ruch w zasięgu swojego wzroku. Pochyliła się bardziej, spinając mięśnie nóg, aby pozostać w pełnej gotowości do skoku, gdy tylko udało jej się wyszczególnić ludzką sylwetkę. Uspokoiła oddech i powoli, milimetr po milimetrze, przesunęła się po konarze, aby znaleźć się bezpośrednio nad miejscem, pod którym powinien przejść zbliżający się mężczyzna. Był coraz bliżej... Jeszcze chwila... Jeszcze moment... i... TERAZ!

Skok był błyskawiczny i celny. Odpychając się całą siłą od drzewa wyciągnęła ciało maksymalnie do przodu, aby połączeniem swojego ciężaru i impetu nadanego skokiem uderzyć w mężczyznę i powalić go na ziemię. Wylądowała w taki sposób, aby usiąść na wysokości jego bioder, natychmiastowo zaplatając ręce z rękoma ofiary w taki sposób, aby nie miał w nich oparcia, jednocześnie układając łydki i stopy tak, aby uniemożliwić mu wsparcie się na nogach i uniesienie bioder, czym mógłby ją z siebie zrzucić. Mężczyzna został więc całkowicie pozbawiony możliwości uwolnienia się, chyba, że wyłamałby sobie jakiś staw, czemu dziewczyna mogła łatwo zapobiec, korygując kąt. Jej oddech nieznacznie przyspieszył z całej ekscytacji, która towarzyszyła błyskawicznej akcji. Patrzyła w zielone oczy mężczyzny przez krótką chwilę, zanim ten uśmiechnął się i powiedział:

- Widzę, że ćwiczyłaś, kiedy mnie nie było. Jesteś o wiele lepsza niż ostatnim razem... Naprawdę, nie zdawałem sobie sprawy z tego, że tam byłaś, aż do momentu, kiedy już było za późno! Dobra robota, siostrzyczko.

Uśmiechnęła się za materiałem, wstając i podając mu rękę, aby mógł się podnieść.

Szli obok siebie w całkowitej ciszy przez kilka chwil, aż nagle mężczyzna zatrzymał się niespodziewanie, uważnie spoglądając na siostrę. Ta, nie wiedząc, o co może mu chodzić, również przystanęła. Trwali tak w ciszy, aż, nieco nią już skrępowana, powiedziała:

- Długo cię nie było, Sethei. Cieszę się, że wróciłeś...

- Wird- przerwał jej. - He tsume - powiedział z uśmiechem, co oznaczało "wszystkiego najlepszego". W istocie, były to właśnie jej urodziny, dziesiąte urodziny, dlatego chłopak wrócił wcześniej, niż pierwotnie zamierzał, aby móc tego dnia być ze swoją siostrą. Chciał, aby było to coś specjalnego, dlatego zza pleców wyjął niewielki, samodzielnie przez siebie wykonany flecik.

- Wiem, że ojciec chciał, żebyś uczyła się gry na bardziej... światowych instrumentach, ale wiem też, że oprócz podstaw nie rozwijałaś niczego poza pianinem i skrzypcami... Pomyślałem sobie, że może flet... coś stąd, coś naszego... że może... będzie ci łatwiej... milej... - Zaczął się jąkać jak dzieciak, który stara się zaprosić koleżankę na spacer, więc dziewczynka wyratowała go z opresji, ostrożnie biorąc do ręki instrument. Był lekki, zrobiony z białego drewna, z charakterystycznym, niespotykanym nigdzie indziej ustnikiem, umiejscowionym na boku jak we flecie poprzecznym, ale znacznie wygodniejszym, jak we flecie prostym. Był ozdobiony niewielkim, wypalonym symbolem...

- Wilk. - powiedziała sennym głosem. W ich języku właśnie to słowo oznaczała pełna, nie stylizowana na język angielski wersja jej imienia. To było jak podpis... - Jest piękny... Dziękuję.

W oczach miała łzy ze szczęścia. Od dawna nikt nie zrobił dla niej niczego bezinteresownie...

......................

Razem z Lokim siedziała w sali treningowej, starając się wytłumaczyć mu taktykę na pierwszej akcję, jaką mieli wspólnie przeprowadzić, kiedy drzwi otworzyły się i przeszła przez nie Natasha. Podeszła bliżej, rzucając brunetowi niemiłe spojrzenie, zaraz jednak się opamiętała i zwróciła do dziewczyny.

- Raw, wpadniesz może za jakieś dwie godzinki do salonu? Mamy jakieś zebranie... - powiedziała znużonym głosem.

- Oczywiście. Skończymy planowanie, ogarnę się i przyjdę. - obiecała spokojnie z lekkim uśmiechem. Agentka wyszła zaraz potem, kierując się w sobie tylko znaną stronę.

- O jakie zebranie chodzi? - zapytał Loki.

- Och, to tylko zmyłka. - poprawiła go. - W rzeczywistości robi mniej więcej to samo każdego roku, odkąd się poznałyśmy. W ten sposób daje mi do zrozumienia, że ma jakieś plany w związku z moimi urodzinami, a ja mam w nich uczestniczyć.

Jej ton pokazywał brak zainteresowania, choć w rzeczywistości uważała, że to, co robiła rudowłosa było bardzo miłe.

- Masz dziś urodziny? - zapytał zaskoczony mężczyzna. - Nic o tym nie wiedziałem...

- Nie było okazji do rozmowy o tym, poza tym nie wydawało mi się to szczególnie istotne. - zbyła go, jak gdyby fakt, że ma urodziny naprawdę nie był istotny. Cóż, nie przeszkadzałoby jej, gdyby jej urodziny przeszły bez echa, dlatego między innymi Natasha przyszła. Gdyby nie to, mogłaby zapomnieć o własnym święcie i wcale się tym nie przejąć. - Tak naprawdę to ona lubi przyjęcia, nie ja, więc to bardziej ja przychodzę dla niej, niż ona wyprawia ten kram dla mnie.

- Kończysz 19 lat?

- Aha. - Mruknęła, ponownie zwracając oczy ku papierom, na których rozpisała sobie plan ataku. Jednak Loki już nie mógł skupić się na akcji. Zamiast tego myślał o tym, że nie ma nic, co mógłby dać kobiecie, na której mu zależało.

...

Loki nie został zaproszony na przyjęcie. Nie był ujęty w planie Nat. Zupełnie, jak gdyby go tam nie było. Jednak mimo wszystko się tam pojawił. Przyszedł razem z jubilatką, rozmawiając z nią tak, jak gdyby nie spodziewali się przyjęcia. Na początku atmosfera była napięta i stosunkowo nieprzyjemna, jednak z czasem zrobiło się nieco luźniej. Wszyscy jakimś cudem nawiązali namiastkę konwersacji z Lokim, widząc, że dziewczynie wyraźnie na tym zależy. Najbardziej niezręczny był moment, kiedy dawali jej prezenty. Każdy coś dla niej miał. Każdy, poza jej chłopakiem... Ale z czasem zrobiło się przyjemniej. Trochę alkoholu także zrobiło swoje, więc cała impreza potrwała aż do późnego wieczora. Kiedy dziewczyna stwierdziła, że jest już zmęczona i będzie wracać do pokoju, Loki zaskoczył wszystkich, oferując swoją pomoc w zaniesieniu prezentów, które nieco przerastały jej możliwości. Na szczęście nie wzięli tego za objaw wielkoduszności, a jedynie za poświęcenie konieczne do tego, żeby Loki mógł opuścić resztki imprezy. Tak właśnie znalazł się w jej pokoju, patrząc jej w oczy.

- Bardzo miło było spędzić urodziny ze wszystkimi... Cieszę się, że jednak dałeś się przekonać i poszedłeś tam ze mną. - Powiedziała cicho, uśmiechając się.

- Nie śmiałbym odmówić jubilatce. - Odpowiedział, zakładając jej za ucho niesforny kosmyk włosów. - Wiesz... zastanawiałem się, co mógłbym ci podarować...

- Nie potrzebuję... - Próbowała wtrącić, ale brunet położył jej palec na ustach.

- Proszę, chcę coś powiedzieć, Ravi... Pomyślałem, że, skoro nie mam nic, to pozostało mi już tylko jedno.

Złapał jej dłonie i zamknął w swoich dłoniach, patrząc jej w oczy.

- Wird, przysięgam na wszystko, co się dla mnie liczy, że nigdy cię nie oszukam ani nie okłamię. Nigdy, aż do chwili, gdy zatrzyma się moje serce. Zawsze będę z tobą szczery. A ja nie rzucam słów na wiatr. Choć kłamię, to jednak zawsze dotrzymuję danego słowa. Przysięgam, że nigdy cię nie okłamię.

Patrzył z wyczekiwaniem, nie wiedząc, jak zareaguje na jego słowa. Bał się, że się ośmieszył, albo, że ją rozczarował, ale ona złapała jego twarz w swoje chłodne dłonie, uśmiechając się i delikatnie przysuwając, aż w końcu go pocałowała.

- Nawet sobie nie wyobrażasz, jak wiele to dla mnie znaczy. - szepnęła pomiędzy pocałunkami.

Dla niej był to najwspanialszy prezent, jaki kiedykolwiek dostała.

.................

Aż mi się na czułość zebrało... No dobra, nie przedłużając, miłego wieczorka!

PS. Niedługo obiecana nominacja i nowy rozdział!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top