Rozdział 23

(U góry muzyczka, przy której był pisany rozdział. Zawdzięczacie jej nastrój w którym utrzymany jest rozdział.)

- Wyruszamy natychmiast. - Zarządził Erak i biegiem ruszył do swojego statku. - Ruszcie się! - Wydarł się na nich. Łowcy szybko pozostawili mężczyznę przy strażnikach, po czym pobiegli na statek i wskoczyli na pokład. 
- Trzymajcie. - Zwrócił się do nich jakiś Skandianin podając im ich rzeczy. Łowcy skinęli głowami. - Jestem Berg. - Dodał i wyciągnął do nich dłoń.
- Daniel. - Starszy Łowca powtórzył gest. - Mój syn, Will. - Ułożył dłoń na ramieniu chłopaka, który wymienił ze Skandianinem uściski dłoni.

Łowcy odwrócili się w stronę brzegu.
- Gotowy? - Spytał szeptem Daniel. Młodszy przełknął ślinę i skinął głową. - Zuch chłopak. - Skomentował Daniel i z lekkim uśmiechem poklepał syna po plecach. Zerknęli na Zwiadowców. Daniel uniósł dłoń w geście pożegnania, a Will skinął im głową. Halt, Crowley i Gilan również pożegnali się.

Duncan patrzył na oddalający się statek. Sam nie wiedział, co czuł. Z jednej strony był szczęśliwy, gdyż jego Łowcy mogli okazać się zbawieniem dla Skandii oraz Araluenu, ale z drugiej miał okropnie złe przeczucie, że Łowcy jakimś cudem zawiodą. Byli wyszkoleni lepiej niż wszyscy Zwiadowcy razem wzięci, ale przecież byli też ludźmi, prawda?
Każdy człowiek ma prawo do błędów. Tak samo jak to, że każdy człowiek kiedyś zginie...

Duncan miał szczerą nadzieję, że jeszcze nie czas, by Daniel i Will zniknęli z tego świata. Obaj mieli ogromny potencjał. Aż żal byłoby go utracić.

Nie zauważył nawet, gdy zaczęło kropić, a po chwili deszcz lunął na ziemię. 
- Wracajmy już. - Mruknął i zawrócił konia, co zaraz uczyniła też reszta, po czym popędził zwierzę i ruszył w stronę zamku.

>>----->

Daniel czuł delikatne krople uderzające o jego pelerynę, lecz sam mężczyzna był suchy. Była to zasługa jego peleryny, która składała się z kilku nieprzemakalnych warstw.
- Piękne dzieło. - Mruknął Erak, a starszy Łowca zerknął na niego z pytaniem w oczach. - Mówię o twojej pelerynie. - Wyjaśnił. 
- Dziękuję. - Odparł uprzejmie. - Dostałem ją w prezencie od króla Duncana i sam zorientowałem się, jak ją wytworzyć. - Wzruszył ramionami. - Will ma pelerynę robioną przeze mnie. - Dodał, a oberjarl odwrócił się w stronę młodszego, który stał oparty o burtę i patrzył na ląd.
- Dobry z niego chłopak. - Stwierdził Erak, a Daniel skinął głową na potwierdzenie słów towarzysza.
- Jesteś pewien, że uda nam się odeprzeć atak? - Spytał, opierając się o burtę. Erak powtórzył jego gest i zapatrzył się na wodę.
- Jestem. - Odparł. Daniel skinął głową. Postanowił nie wspominać o szczególe, że iż początkowy plan zakładał zakradnięcie się do Skandii i uwolnienie więźniów.
- Posiadasz odpowiednią ilość oddziałów? - Spytał. Erak zastanowił się na chwilę.
- Nie. - Mruknął. 
- A gdyby wcielić do niej aralueńskich niewolników? - Zaczął nagle. - Doskonali z nich łucznicy i łatwo jest ich nauczyć nowych ostrzałów. - Dodał. - Temudżeini korzystają z łuków, więc moglibyśmy spróbować zwalczyć ogień ogniem. - Erak zerknął na niego.
- Jak to zwalczać ogień ogniem? - Spytał cicho. Daniel uśmiechnął się lekko.
- Wyjaśnię ci to tak. - Zaczął powoli. - Gdy jest pożar, ogień wszystko trawi, prawda? - Erak skinął głową. - Lecz gdy płomieniom skończy się materiał do palenia, pożar sam z siebie wygasa. - Wyjaśnił.
- Mówisz, że użyjemy ich własnej broni, by ich pokonać? - Spytał, a drugi skinął głową.
- Dokładnie.

Will stał oparty o burtę i patrzył na ląd, który powoli przepływał mu przed oczami. Nie wiedział dlaczego, ale miał bardzo złe przeczucie odnośnie tej wojny. Nie miał zamiaru stchórzyć, co to, to nie, lecz nie wiedzieć czemu, czuł niepokój w sercu. Deszcz i chłodny wiatr zdawały się tylko pogłębiać jego rozpacz.
- Czemuś taki smutny, młody? - Spytał go jakiś Skandianin. 
- Mam złe przeczucia odnośnie tej wojny. - Mruknął i machnął ręką.
- Czasem dobrze jest zaufać intuicji. - Mężczyzna oparł się o burtę obok Willa. - Mnie uratowało to kiedyś przed śmiercią, wiesz? - Spytał i uśmiechnął się lekko. Czuł, że jego młodszy towarzysz potrzebuje rozmowy. Uśmiechnął się w duchu, gdy czekoladowe oczy błysnęły ciekawością. - Brałem udział w walce... Wrogów było 3 razy więcej niż nas. - Zaczął, a Will wlepił w niego swoje oczy, pochłonięty przez historię. - W pewnym momencie poczułem, że powinienem odejść od mojej grupy i zakraść się bardziej na północ. Wiesz, co tam znalazłem? - Młodszy pokręcił głową, w dalszym ciągu pochłonięty przez historię. - Drogę na tyły armii wroga. Były zupełnie odsłonięte, wiesz? - Zrobił krótką przerwę. - Zebrałem część załogi i ruszyliśmy na nich. - Zakończył z uśmiechem i błyskiem w oczach.
- Problem jest taki, że ja czuję, że stanie się coś złego... - Mruknął młodszy.
- Nie przejmuj się. Ty i twój ojciec jesteście wspaniałymi wojownikami, a do tego macie po swojej stronie najbardziej zaciętą armię świata. - Mówiąc to uderzył się pięścią w pierś.
- Nie można być zbyt pewnym siebie, bo gdy przeliczysz swoje umiejętności, prędzej czy później sam podłożysz sobie nogę. - Mruknął chłopak.
- Mądre słowa jak na takiego dzieciaka. - Powiedział z lekkim podziwem Skandianin.
- Życie uczy... - Wtrącił. Mężczyzna skinął głową.
- Przepraszam cię na chwilę. - Powiedział szybko, gdy ktoś go zawołał. 
Will zagwizdał, a po chwili poczuł, jak na jego ramieniu ląduje jego przyjaciel.
- Też uważasz, że przegramy tę wojnę? - Szepnął do niego. Uśmiechnął się lekk, gdy ptak otarł się o niego, jakby chciał go przytulić.

>>----->

- Dobrze się robi z tobą interesy. - Erak uśmiechnął się i wyciągnął dłoń do Daniela, który odwzajemnił gest i mocno ścisnął rękę drugiego. 
Niko usiadł na ramieniu Łowcy i rozprostował skrzydła, po chwili znów je składając.
Zerknął w oczy Skandianinowi, a drugi rozchylił usta. Pierwszy raz widział, by dziki ptak był oswojony przez człowieka.
- Skąd go masz? - Szepnął cicho i wyciągnął do niego rękę. 
- Znalazłem go gdy miał złamane skrzydło. Opatrzyłem go i wyleczyłem, a ten teraz mi się odpłaca. - Daniel uśmiechnął się. Oberjarl delikatnie przejechał palcami po chłodnych, delikatnych piórach. Czuł się jak dziecko, któremu po raz pierwszy pokazuje się jakieś zwierzę. Pomińmy fakt, iż nigdy nie spodziewał się zobaczyć orła siedzącego na ramieniu Łowcy.

***

Powiem tak: Po ostatnim akapicie miał być rysunek, ale wychodził tak źle, że uznałam, że go usunę.

Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał.

Do przeczytania,
- HareHeart

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top