~ 13 ~

•••

Lekcje teleportacji Eleanor zapamięta chyba do końca życia. W końcu nie często ktoś traci nogę w ułamku sekundy...

W sali panował harmider, uczniowie znikali, po czym pojawiali się w innym miejscu. Wyglądało to komicznie.

Eleanor stała na uboczu, starając skupić się na teleportacji, jednak bez większych efektów. Co chwilę dochodziły do niej entuzjastyczne głosy osób, którym w końcu się to udało.

— No fantastycznie... – Mruknęła pod nosem.

— A Ty znowu rozmawiasz sama ze sobą.

W jej żałosnej sytuacji brakowało jeszcze tylko Malfoy.

— Odejdź stąd, Draco. Próbuję się skupić — powiedziała po czym machnęłam na niego ręką.

Blondyn jak zwykle to zlekceważył, oparł się o ścianę i zaczął się jej przyglądać.

Po dobrej godzinie, duża część uczniów prawie opanowała teleportacje, a Eleanor wciąż stała jak kołek z wyjątkowo skupioną miną.

— Wyobraź sobie, że pod tamtą ścianą — zaczął Draco, wskazując palcem na ścianę, naprzeciwko siebie — Jest coś czego bardzo w tym momencie pragniesz. Spróbuj znaleźć się tam jak najszybciej.

Jak powiedział tak też zrobiła. Wyobraziłam sobie Freda. Stojącego tam z tym swoim szerokim uśmiechem, machającego do niej i czekającego aż wpadnie w jego ramiona.

Eleanor skupiła się na tym uczuciu i nagle poczuła delikatny ucisk w brzuchu, który stopniowo się zwiększał.

— NARESZCIE! — pomyślała z entuzjazmem.

Już czuła jak połową ciała znajduje się pod tamtą ścianą, gdy z oddali usłyszała głos Dracona:

— Wyobraź sobie, że ja tam jestem.

Chwila, co?!

Ślizgonka obudziła się w skrzydle szpitalnym z doszytą nogą. Na szczęście nie tylko jej przydarzyło się coś takiego, więc Pani Pomfrey była na to przygotowana.

— Zabije go... — wyjęczała, patrząc żałośnie na swoją nogę.

Wtedy, jak na zawołanie, do pomieszczenia wpadł Draco, który wyglądał jakby nie mógł pochamować śmiechu na widok swojej przyjaciółki.

— Właśnie rozmyślałam nad sposobem zamordowania Ciebie, Malfoy — wycedziła przez zęby Eleanor.

— Oj Ewards, jesteś taka urocza.

Draco spędził w skrzydle szpitalnym całe popołudnie, opowiadając i żartując z innych wypadków na dzisiejszej lekcji teleportacji, a Eleanor zdała sobie sprawę, że oderwana noga to nie najgorsze co mogło jej się przytrafić.

Szkolna pielęgniarka pozwoliła dziewczynie opuścić skrzydło szpitalne dopiero po tygodniu. Chciała mieć pewność, że wszystko dobrze się zrosło.

Zaległości, które musiała nadrobić nie miały końca, a przecież chciała zdać do następnej klasy.

Fred pisał do niej niemalże codziennie. Nie mogła się doczekać świąt, by w końcu móc z nim porozmawiać i wyjaśnić tą całą sytuację.

Nadszedł dzień, w którym Eleanor, wraz z Harrym i Dumbledorem, mieli rozpocząć tajemne spotkania.

Ślizgonka udała się do gabinetu dyrektora o umówionej godzinie. Na miejscu był już Harry, równie​ przejęty jak ona. Żadne z nich nie wiedziało na czym dokładnie będzie polegała ich pomoc, jednak bardzo szybko się o tym przekonali.

Eleanor podążała szybkim krokiem za dyrektorem. Po jej prawej stronie szedł Harry, rozglądając się dookoła. Był to deszczowy dzień w mugolskim miasteczku. Zbliżali się do gmachu budynku, nie zamieniając, jak dotąd, ze sobą ani słowa.

— Jesteśmy w sierocińcu. Gotowi na spotkanie z Voldemortem?

Zastanawiało ich czego Voldemort mógł szukać w sierocińcu, oraz ile lat wstecz się cofnęli.  W duchu obawiali się tego spotkania.

Dumbledore pchnął grube drzwi i cała trójka weszła do środka.

•••

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top