18.

Mija już drugi tydzień, od kiedy Penny codziennie jest w Stark Tower. Bożek wie, że ma coraz mniej czasu i choć dogryzają sobie cały czas, to widać, że oboje darzą siebie sympatią.

Blondynka siedzi na kanapie z laptopem i stara się ignorować Bożka z ładnymi oczami. Tony i reszta jej nie przeszkadzają, bo niemal w ogóle ich tu nie ma, natomiast jest czarnowłosy, który doprowadza kobietę do szału, ale też rozśmiesza ją swoim zachowaniem.

- JARVIS, pokaż mi plan jedenastego piętra - przed kobietą wyświetlił się plan piętra w trójwymiarze.

Minęła kolejna godzina, w której Bóg siedzi i przygląda się kobiecie z obsesyjnym uśmiechem maniaka.

- Dobra - zamknęła laptopa i spojrzała na niego. - Powiesz, czemu tak mi się przyglądasz?

- Przeszkadza Ci to? - rozbawiony wstał z fotela i usiadł koło blondynki na kanapie.

- Trochę, nie mogę się skupić przez Ciebie - burknęła, starając się unikać jego wzroku.

- Podobam Ci się - kobieta spojrzała na niego z mordem w oczach. - Dobra, żartowałem.

- Mało śmieszny żart, zresztą jak większość tego, co robisz - odłożyła laptop i usiadła wygodniej ze szklanką wody w ręku.

- Za to Ty taka zabawna jesteś niby? - zakpił z kobiety, unosząc brew do góry.

- A i owszem - uśmiechnęła się chytrze i chlusnęła mu wodą prosto w twarz.

Widok jego zszokowania i zmieszania był niczym w porównaniu do tego, jak wyglądały jego mokre włosy, które pojedynczymi pasmami przykleiły mu się do twarzy. Blondynka zaczęła rechotać ze śmiechu, patrząc cały czas na minę mokrego Bożka.

- Lepiej uciekaj - warknął, na co kobieta jeszcze głośniej zaczęła się śmiać, w jednej chwili w jego ręku pojawił się dzbanek wypełniony sokiem.

Kobieta zerwała się z kanapy i zaczęła uciekać po salonie, Bóg gonił ją, starając się złapać i oblać. Wiedziała, że ma przechlapane, bo mężczyzna zagonił ją właśnie w kozi róg między schodami a ścianą i z cwanym uśmieszkiem szedł w jej stronę.

- Nie, Loki proszę, to sok, a Ty dostałeś tylko wodą, no proszę, nie - blondynka piszczała, wiedząc, co za chwilę ją czeka. Bożek podniósł dzbanek i bez skrupułów wylał na nią sok.

Kobieta stała i wypluwała resztki soku z buzi, wytarła oczy mokrą bluzką, która przylgnęła do jej skóry i patrzyła na zadowolonego z siebie Boga.

- Wyglądasz doprawdy uroczo.

- Uciekaj - blondynka rzuciła się na niego, ale Bożek się rozpłynął. - Ej! To nieuczciwe. Ja tak nie mogę - to ostatnie mruknęła pod nosem.

- I tak mnie nie złapiesz - pojawił się znowu przed kobietą i wyszczerzył do niej.

Kobieta zaczęła gonić Boga po salonie, ale wiedziała, że jest dla niej za szybki, jednak nie przeszkadzało jej to odgrażać się mu, kiedy uciekł na schody wieżowca.

- Złapie Cię, zobaczysz i pożałujesz - krzyczała, zeskakując po stopniach.

Na te słowa wyrósł przed nią dosłownie znikąd, nie zdążyła się zatrzymać i wpadła na niego z całą siłą, z jaką zbiegała po schodach. Czuła, że Bożek traci równowagę, a ona razem z nim. Zamknęła oczy i czekała na zderzenie z twardą podłogą, zamiast tego poczuła szarpnięcie i coś miękkiego. Otworzyła oczy i pierwsze co zobaczyła, to zielone oczy Boga wpatrujące się w nią.

- Loki, zejdź ze mnie - zaczęła się rumienić, głównie dlatego, że podobało się jej to, w jaki sposób Bożek na nią patrzy, musiała przyznać sama przed sobą, że był przystojny.

- A jeśli nie? - uśmiechnął się do niej szczerze i docisnął kobietę swoim ciałem do materaca.

Blondynka toczyła w myślach kolejną bitwę, wiedziała, że to socjopata, ale był dla niej niesamowicie pociągający, szczególnie że nie pamiętała, kiedy ostatni raz uprawiała seks, a ich pozycja wcale nie pomagała o tym nie myśleć. Zaczęła mu się przyglądać mokre czarne włosy, które lekko się skręciły, szczupła twarz, oczy, które przeszywają ją na wylot, policzki, palce, którymi gładziła jego kości policzkowe. Kobieta oprzytomniała i szybko zaczęła cofać swoje ręce, ale Bożek złapał ją za nadgarstek.

- Przepraszam, głupi odruch - wybąkała. Mężczyzna położył jej rękę z powrotem na swojej twarzy.

- Częściej miej takie odruchy - tak bardzo chciał ją pocałować, ale jeszcze nie, wiedział, że spłoszyłby ją tym, zamiast tego uśmiechał się do niej cały czas.

- Czemu mam poczucie, że Cię znam - powiedziała szeptem i krążyła palcami po twarzy Boga, który uważnie ją obserwował i ostrożnie zmniejszał dystans między ich twarzami.

- Bo znasz, lepiej niż ktokolwiek. - Zatrzymała palce przy jego wargach i patrzyła zmieszana na niego.

Jednak wystarczyła chwila, żeby blondynka znowu nie mogła oderwać oczu i rąk od Boga. Wiedziała, że był niebezpieczny, ale nic jej nie zrobił, rozbawiał, zaczepiał i irytował ją najbardziej na świecie, ale lubiła go. Zagryzała wargę, kiedy Bożek zetknął swój nos z jej policzkiem, odchyliła głowę do tyłu i zamknęła oczy, czując jego oddech na swojej szyi.

- Przypomnij sobie mnie - szepnął jej do ucha, na co kobieta cała zesztywniała.

- Jak to przypomnij? - Patrzyła na niego przerażona. - Co tu się dzieje do cholery? - Zrzuciła go z siebie i zerwała się biegiem do drzwi.

- Penny! Zaczekaj! - krzyczał za nią, ale blondynka biegła do salonu po swoje rzeczy, nie chciała już tej pracy, szczególnie że nie wie, co się dzieje.

Penny wpadła do salonu, gdzie o dziwo siedzieli wszyscy jak nigdy.

- Powiedzcie mi, co tu się dzieje do cholery!

- Penny, spokojnie. Nic się nie dzieje, o co chodzi? - Steve podszedł do niej jako pierwszy.

- Dlaczego Loki mówi, żebym go sobie przypomniała? Dlaczego mam cholerne poczucie, że go znam i Wy, traktujecie mnie jakbyście mnie znali dłużej niż od paru dni. - Każde z nich się zmieszało, Tony patrzył na nią, jakby zastanawiał się, czy powiedzieć jej prawdę. Thor wstał i zaczął podchodzić do kobiety.

- Musisz o czymś wiedzieć.

- Thor, nie! - warknął czarnowłosy, stojąc zaraz za plecami kobiety.

- Co nie? - odwróciła się do niego. - Macie mi powiedzieć co tu się dzieje, natychmiast.

- Nie. - Patrzył kobiecie twardo w oczy i nie chciał powiedzieć jej prawdy, bał się, że uzna to za wariactwo.

- Idiota! - na pięcie odwróciła się i zabrała swoje rzeczy. - Nie wrócę tutaj więcej, nie chce tej pracy. - Nacisnęła guzik windy i modliła się, żeby przyjechała jak najszybciej.

- Zaczekaj, wszystko Ci powiemy - kobieta usłyszała za sobą głos Tonego.

Blondynka odwróciła się i w ciszy usiadła na kanapie, kładąc swoje rzeczy na podłodze. Bóg stał obok kanapy i miał ochotę zamordować Starka. Natomiast Stark usiadł koło kobiety i podał jej szklankę z whisky, z której od razu pociągnęła łyk.

- To będzie długa historia - powiedział.

Tony zaczął opowiadać, a kobiecie od samego początku opadła szczęka, whisky ubywało z jej szklanki z każdym jego słowem. Co chwila patrzyła na Lokiego, którego twarz wyrażała teraz jedną emocję. Złość. Thor dopowiadał jakieś niestworzone dla kobiety rzeczy o elfach, a ona czuła, jak robi jej się słabo, nie od alkoholu, a od tego, co od nich słyszała.

- Kiedy Loki miał zostać stracony, Ty go uratowałaś i sama zginęłaś. - Na słowa Thora blondynka spojrzała na niego jak na idiotę.

- Em, Thor, Ja żyję. Jestem tutaj, widzisz? - zaczęła machać ręką przed jego oczami, na co czarnowłosy zaczął prychać. - No i czego prychasz? - wysyczała do niego.

- Poszedłem do piekła po Ciebie! - wykrzyczał jej to prosto w twarz.

- Po co? - stanęła przed nim i krzyczała na niego. - Po co miałabym Cię ratować i sama umrzeć?!

- Bo mnie kochasz idiotko! - wydarł się na blondynkę i odwrócił.

- Nie kocham Cię. - Zatrzymał się na te słowa i spojrzał na nią przez ramię.

- To lepiej pokochaj, bo oboje skończymy w piekle. - Rozpłynął się w zielonym dymie, a ona stała i nie wiedziała, co właściwie tu się stało.

Spojrzała na wszystkich i żadne z nich się nie śmiało, żadne nie powiedziało, że to żart. Każdy z grobową miną patrzył na nią.

- To prawda? To wszystko prawda? - krzyczała ze łzami w oczach.

Odpowiedziała jej tylko cisza. Biegła po schodach ile sił w nogach, przez łzy ledwo widziała, gdzie biegnie i wpadała na ludzi. Jak tylko weszła do swojego domu, osunęła się po drzwiach na podłogę i płakała. Nie chciała w to uwierzyć, dla niej to było wręcz niemożliwe, dla niej to był kiepski żart. Wstała i zaczęła chodzić po domu, nie mogła sobie przypomnieć, co robiła przez ostatni miesiąc ani w ogóle ostatniego czasu, miała ogromną lukę w pamięci. Przejechała palcami po półkach z książkami, zbierając kurz i zdała sobie sprawę, że coś jest nie tak, bo ona nigdy nie ma kurzu. Pognała po swój notes, otworzyła zlecenia sprzed dwóch tygodni, żadnego nie pamiętała. Spojrzała na otwartą szafkę pod zlewem ze śmieciami, z dna worka wyjęła zakrwawiony bandaż i resztki szwów. Kobieta doznała szoku, zdając sobie sprawę, że to wszystko prawda. Usiadła na kanapie, zaciskała zakrwawiony bandaż w ręku i płakała.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top