12.
Mężczyzna przyglądał się kobiecie, która siedziała naprzeciw niego, był świetnym kłamcą, mistrzem w swoim fachu, do tego stopnia, że kobieta przed nim nie zobaczyła cienia uśmiechu na jego twarzy, mimo że Bożek wiedział o niej od samego początku, w końcu to ona była stawką do wygrania w tej rozgrywce.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - patrzył na nią zawiedziony, wiedział, że kobieta musi wyznać to, co do niego czuje.
- Loki, ja zrezygnowałam z tamtego życia, jestem Penny, nie mam mocy, nie mam nic, co by mnie wyróżniało - opadła głębiej na oparcie kanapy.
- Zaufałem Ci, powiedziałem rzeczy, których nie mówiłem nikomu - kobieta patrzyła na jego twarz, którą wyrażał kolejny raz absolutnie nic. Bożek nic nie mówiąc, wstał, blondynka złapała go za rękę.
- Proszę, wysłuchaj mnie, nie chciałam, żebyś o tym wiedział. Od lat żyje jak ludzie i z tym się utożsamiam. Porzuciłam Alfheim, ojciec mnie tu zesłał. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego - błagalnie patrzyła na niego, żeby tylko z nią został - Loki, ja naprawdę Cię lubię.
- Ale nie chcesz, żebym wrócił do Asgardu - mężczyzna stał i patrzył na kobietę cały czas z tym samym wyrazem twarzy.
- Nie.
- Dlaczego? - pociągnął kobietę do siebie tak, że opierała się teraz o jego klatkę piersiową i patrzył surowo w jej niebieskie oczy. Blondynka nie wiedziała, co mu powiedzieć, uciekała wzrokiem, byle tylko nie patrzeć w jego oczy, w których zatraciła się bez reszty. - Powiedz to.
Kobieta podniosła wzrok i spojrzała mu głęboko w oczy, czuła jak zieleń jego oczu przenika ją całkowicie, a ona sama nie wierzyła, że Boże chce to usłyszeć.
- Nie Loki. Niczego to nie zmieni.
- Zostanę z Tobą, ale muszę to usłyszeć - kobiecie serce zabiło mocniej, ucisk w żołądku sprawił, że ledwo trzymała się na nogach. Bóg przyłożył delikatnie dłonie do jej twarzy i patrzył prosto w oczy, w których sam zaczął się zatracać, nie lubił tego uczucia, szczególnie że nigdy go nie odczuwał.
- Zakochałam się w Tobie - kobieta przez chwilę miała poczucie, że wszystko się ułoży, ale gdy zobaczyła, jak wyraz twarzy Boga przechodzi w cwany i podły uśmiech, wiedziała już, że popełniła błąd.
Dźwięk oklasków, który zaczął towarzyszyć im w salonie kobiety, roznosił się echem po całym domu. Kobieta spojrzała na mężczyznę, który stał za nimi i w szerokim uśmiechu patrzył na nich. Blondynka przyglądała się mu i widziała, że nic się nie zmienił, wysoki, szczupły z siwymi wręcz białymi włosami zaczesanymi do tyłu i to, co od razu zauważyła, pierścień, który wyróżniał go ze wszystkich elfów. Pierścień króla.
- Czego chcesz ojcze? - zapytała wściekła, że akurat taki moment na odwiedziny wybrał jej ojciec.
- Nie sądziłem, że Ci się to uda Laufeyson, jestem pod wrażeniem - uśmiechnął się chytrze do Bożka i podszedł uścisnąć mu dłoń.
Kobieta patrzyła, jak dwóch mężczyzn przyjaźnie ściska swoje dłonie i uśmiechają się do niej. Nie wiedziała, co się dzieje, chciała wyjaśnień od obu, natychmiast.
- Powiecie mi co tu się dzieje?- krzyknęła, nie mogąc dłużej trwać w tym stanie.
- Spokojnie moje dziecko, wracasz do domu Elerrina.
- Nigdzie nie wracam. Zostaje na Midgardzie - kobieta pewna swych słów, stała dumnie i patrzyła z wysoko uniesioną głową, prosto w niebieskie oczy swojego ojca.
- Zapomniałaś słowa przepowiedni? - Patrzyła na niego zdezorientowana, nie znała żadnej przepowiedni - przypomnij sobie, co zawsze mówiłem Ci, jak byłaś dzieckiem.
Gdy dziecie miłości smak pozna
To będzie czas by koronę dostać
Nie będzie odwrotu, gdy słowa wypowie
Alfheim władcy przyodzieje koronę.
Przypomniała sobie słowa, które mówił jej ojciec, ale dla niej to był nic nieznaczący wierszyk, patrzyła tępo na Boga, żeby po chwili przenieść swój wściekły wzrok na ojca.
- Wiedziałeś, że nie chce tego, zrobiłeś to specjalnie - z wyrzutem mówiła w stronę ojca.
- To nie tylko moja zasługa, Loki bardzo mi pomógł.
- Jak mogłeś? - Blondynka spojrzała na Boga. - Wiedziałeś o tym?
- Od kiedy wyszedłem stąd pierwszy raz, Frejr mnie znalazł i zaproponował układ - patrzył na kobietę z cwany uśmiechem.
- Co mu obiecałeś? - kobieta stanęła z ojcem twarzą w twarz, była wściekła. - On jutro wraca do Asgardu.
- Nie wraca, obiecałem mu coś lepszego. Koronę Skarbie - elf uśmiechnął się czule do kobiety.
Blondynka wycofała się na środek pokoju i patrzyła na nich. Nie mogła uwierzyć, że zakochała się w Kłamcy, który wraz z jej ojcem ukartował wszystko, żeby tylko zasiąść na tronie. Wiedziała, że gdyby miała teraz swoją magię, zabiłaby ich obu.
- Daj spokój, kochasz mnie i będziemy razem. Będziemy rządzić królestwem elfów - Bożek uśmiechał się i mówił to spokojnie, jakby chciał pokazać kobiecie, że to nic nieznacząca sprawa, a ona robi z tego wielki problem.
- Nigdy, zależało Ci tylko na władzy. Nic się nie zmieniłeś Loki.
Zamknęła oczy i głęboko w sobie odnalazła pokłady odwagi, żeby poprosić matkę o pomoc, to ona była teraz jej jedynym wyjściem.
- Mor, jeg spurte aldri om noe. Vær så snill, ta meg til deg. Jeg vet at du kan høre meg - wyszeptała.
- Gdzie ona zniknęła do cholery? - Wściekły Bożek patrzył na Frejra.
- Werdandi - odparł zdenerwowany - wezwała matkę, żeby ją zabrała.
Bóg stał i zaciskał ręce w pięści, a zielone smugi światła przechodziły między jego palcami. Był zły, bo nie taki miał plan, ale w planie nie miał też tego, że będzie mu zależeć na tej kobiecie.
- Dlaczego uciekła? Co teraz? - spojrzał na starego elfa i oczekiwał, że Frejr powie mu, co powinni dalej robić.
- Musimy ją sprowadzić.
***
- Jesteś moje dziecko - usłyszała kobiecy głos, a zielone oczy starszej kobiety przyglądały jej się z troską - tak bardzo liczyłam, że w końcu mnie wezwiesz.
Blondynka patrzyła na starszą wersję samej siebie, już zapomniała jak wyglądała jej matka. Werdandi ostrożnie podeszła do córki i przytuliła ją do siebie, zrobiła jeden matczyny gest, a blondynka rozpadła się na milion kawałków i zaczęła szlochać jej w ramię. Opowiedziała matce wszystko, choć nie musiała ona i tak wiedziała. Jest Boginią przeznaczenia, Boginią teraźniejszości.
- Przyjdą tu, szybko nie przybędą, ale nie mamy za wiele czasu. Kochasz go? - spojrzała jej prosto w oczy.
- Pokochałam innego Lokiego, którego przede mną udawał - jej matka uśmiechnęła się lekko na słowa blondynki.
- Chodź, coś Ci pokaże - wzięła córkę za rękę i poprowadziła do jednego z korzeni Ygddrasilu, do Skuld, Norny przyszłości.
- Witaj Skuld - blondyna przywitała się z kobietą, widząc ją, jak ogląda każdą złotą nić z bliska, gotowa przerwać ją w każdej chwili przynosząc śmierć.
- Elerrina, miło Cię w końcu widzieć. Zobacz. - Pokazała kobiecie trzy złote nici. - Ta po prawej stronie to Twoja nić, ta po lewej stronie to nic Lokiego.
- Dlaczego są trzy? - blondynka spojrzała na nią, nie rozumiała, o co chodzi, dlaczego nici są trzy.
- Nie domyślasz się? Skuld widzi przyszłość - zaśmiała się jej matka.
- Nie?
- Elerrina, ta mała nic pośrodku to Wasze dziecko - kobieta zbladła i patrzyła przerażona na matkę.
- Nie, nie jesteś w ciąży. Po prostu wiesz, jaka czeka Cię przyszłość z Lokim. Będziecie mieć dziecko, jeśli zasiądziesz na tronie Alfheimu.
- Matko, on mnie oszukał, rozkochał mnie w sobie tylko po to, żeby zostać królem, nie chcę mieć z nim nic wspólnego.
- Nie oszukuj się, moje dziecko. Nie mogę Ci nic więcej powiedzieć, on nie jest taki zły. Już czas. Musisz podjąć decyzję. Możesz tu zostać i wtedy przejmiesz obowiązki Norny albo wrócisz i będziesz królową Alfheimu.
Kobieta nie chciała tego, chciała żyć w spokoju w Midgardzie i tam umrzeć za tysiące lat. Teraz ma być królową, do tego pokochała innego Lokiego. Nie Boga Kłamstw, którym jest doskonałym, pokochała wygnanego Bożka, który nie pasował do Asgardu tak samo, jak ona do Alfheimu. Zobaczyła, jak postać jej ojca i pożal się Boga, pojawiły się w Ygddrasilu.
- Werdandi - powiedział elf z tęsknotą w głosie.
- Frejr - przytuliła go do siebie - Nie tak się umawialiśmy. Miałeś ją zostawić w spokoju.
- Alfheim musi mieć następcę, Loki doskonale się sprawdzi w roli króla u boku naszej córki.
Kobieta spojrzała na dumnego Boga, przyglądał jej się cały czas, a ona nienawidziła go za kolor oczu, który sprawiał, że gubiła resztki rozumu, za uśmiech, którym budził ją ostatnio każdego ranka. Walczyła sama ze sobą, ale złość i potrzeba zemsty na Bożku, przeważyła szalę i wpłynęła na decyzję, jaką podjęła kobieta.
- Zgadzam się. Zostanę królową Alfheimu.
☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
Ktoś się spodziewał?
Całuję, Pola😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top