Rozdział 8. A odbierzesz lub odpiszesz?

 —Jeszcze raz bardzo dziękuję wam za pomoc — powiedziałam, patrząc na Wikę, Przemka i Bartka oraz na poustawiane na podłodze kartony. — Gdyby nie wy to chyba przyniesienie tutaj tego wszystkiego zajęłoby mi trzy dni — zaśmiałam się.

—Nie ma sprawy, Magda, przecież wiesz, że zawsze możesz na nas liczyć — odpowiedziała z uśmiechem Wiktoria. — Zawsze tutaj dla ciebie jesteśmy.

W końcu po nieco ponad dwóch tygodniach ogarniania papierkowej roboty mogłam wprowadzić się do mojego nowego mieszkania. Tak, było to to samo mieszkanie, które oglądałam razem z Bartkiem.

—Naprawdę bardzo wam dziękuję — westchnęłam. — Z chęcią bym was czymś ugościła, ale chyba rozumiecie... — Rozejrzałam się po pustym salonie, w którym staliśmy.

—Możemy wybrać się na taki dość późny obiad — podsunął Bartek.

—I znowu wyjedziesz cały ubrudzony spaghetti? — zaśmiałam się. Chłopak mruknął coś pod nosem. — Oj przecież żartuję. — Trąciłam go łokciem.

Kilka dni po oglądaniu mieszkania Bartek napisał do mnie, że ma wolny dzień i czy chcę się z nim zobaczyć. Zgodziłam się, bo akurat była to sobota, więc kończyłam pracę szybciej. Wyszliśmy na kawę i naprawdę miło spędziliśmy czas. Kilka dni później do studia wpadła Wika i wyrwała mnie z pracy. Jak się okazało postanowiła, że będę częścią grupowego obiadu w takim samym składzie, w którym odbyło się spotkanie u niej w mieszkaniu dzień przed oglądaniem jeszcze wtedy mojego przyszłego mieszkania. To właśnie tamtego dnia Bartek wyszedł z restauracji upaćkany spaghetti.

—W sumie obiad to nie jest taki zły pomysł — stwierdziła Wika. — Można się przejechać do jakiejś najbliższej restauracji — dodała.

—No to jedziemy — zdecydowałam. Prędko opuściliśmy moje mieszkanie, a potem blok. Co prawda dopóki nie zakupię mebli wciąż pomieszkuję u Wiki, ale wiem, że szybko się to zmieni. Pomimo tego, że dziewczynie nie przeszkadzało moje przebywanie w jej mieszkaniu nie chciałam nadużywać jej gościnności. Za niecały tydzień minie miesiąc od walentynek i myśl, że przez tyle czasu wykorzystuję swoją najlepszą przyjaciółkę mnie trochę przytłacza.

Gdy wyszliśmy z budynku zastał nas niemały problem – mieliśmy do wyboru trzy samochody, ponieważ ja przyjechałam swoim, Przemek i Wika przyjechali autem chłopaka, a Bartek swoją Teslą. Westchnęłam.

—Możemy jechać moim — powiedziałam, wyjmując z torebki kluczyki. Ruszyłam w stronę mojego czarnego Mercedesa. Na miejscu pasażera usiadła Wika, a chłopcy usiedli z tyłu. Wyjechałam spod bloku i dostałam się na główną ulicę.

—Poszukujemy jakiejś restauracji — przypomniałam. — Wy oczy wkoło głowy, ja staram się dowieźć nas do celu w jednym kawałku — zaśmiałam się. Z tyłu również usłyszałam ciche parsknięcie. — No i co się śmiejesz, Bartek? — zapytałam, zerkając w tylne lusterko, w którym odbijał się chłopak.

—To nie ja, to ten drugi!

—Co na mnie zwalasz? — oburzył się Przemek. Z Wiką popatrzyłyśmy na siebie. Duże dzieci.

—A czy ja coś powiedziałem o tobie? — ciągnął Bartek. — Chodziło mi o drugiego Bartka!

—Świeżego, którego nawet tutaj nie ma w to nie mieszaj — zaśmiała się moja przyjaciółka. Pokręciłam głową z rozbawieniem i skupiłam się na drodze. Po kilku minutach jeżdżenia po okolicy podjechaliśmy pod pizzerię.

—Jak ja dawno nie jadłam pizzy — rozmarzyłam się. Zamknęłam Suzy (tak, mój samochód został przez Alex nazwany Suzy, moja kuzynka jest bardzo dumna z tego imienia) i razem z resztą grupy ruszyłam do środka. Usiedliśmy przy wolnym stoliku i rozpoczęliśmy studiowanie menu. Skończyło się na tym, że ja wzięłam małą pizzę z krewetkami, Wika margaritę o tym samym rozmiarze, a chłopaki dużą capricciosę, którą mają w planach zjeść na pół. Domówiliśmy do tego napoje i czekaliśmy aż nasz obiad zostanie dostarczony.

—Jak się czujesz? — zapytał Bartek siedzący naprzeciwko mnie. Wiedziałam, że kieruje to pytanie właśnie w moją stronę, ponieważ wbił we mnie swój wzrok. Westchnęłam cicho.

—Jest już naprawdę lepiej. W sumie przywykłam do tej myśli, że ten związek się kończy — uśmiechnęłam się smutno. Wika siedząca obok mnie potarła moją dłoń leżącą na blacie stołu.

—Pamiętaj, że zawsze masz w nas wsparcie — powiedziała. Miałam wrażenie, że Bartek również chciał coś dodać, ale akurat w momencie, gdy otwierał buzię, do naszego stolika podeszła kelnerka z naszymi pizzami. Temat mojego samopoczucia odszedł na bok.

✩✩✩

—Jedziesz z nami? — zapytał Przemek, gdy po wspaniale spędzonym popołudniu wróciliśmy pod mój blok, aby chłopaki mogli zabrać swoje samochody. Było już kilka minut po dwudziestej pierwszej, ponieważ po zjedzonej pizzy postanowiliśmy przejść się na ''krótki" spacer

—Nie, podjadę swoim — odpowiedziałam z uśmiechem opierając się o maskę mojego samochodu. — Jutro z samego rana muszę podjechać do studia — wyjaśniłam.

—Jutro jest niedziela — zdziwiła się Wiktoria.

—Muszę załatwić trochę papierkowej roboty — westchnęłam. — Wiesz, nowy miesiąc, więc muszę się porozliczać z wszystkich rachunków. A najlepiej mi się to robi właśnie w studiu.

Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, po czym para odjechała w stronę mieszkania Wiczki. Spojrzałam na Bartka, który przyglądał mi się z zagadkową miną.

—Co się tak na mnie gapisz? — zapytałam, ukrywając rozbawienie.

—Zamyśliłem się, sorki — zaśmiał się. — Mogę na chwilę twój telefon? — spytał nagle.

—Po co ci mój telefon? — zdziwiłam się. Mimo to wyjęłam go z kieszeni kurtki, odblokowałam i podałam szatynowi. Coś wpisał, po czym jego telefon zadzwonił.

—Trzymaj — powiedział, oddając mi urządzenie. Na wyświetlaczu zobaczyłam wybieranie połączenia i wtedy domyśliłam się co zrobił chłopak. — Jak będzie się coś działo to dzwoń albo pisz — uśmiechnął się lekko. — Zawsze służę pomocą.

—A odbierzesz lub odpiszesz? — zapytałam ze śmiechem. Mina Bartka zrzedła.

—Nie mów, że Wika już ci powiedziała jak często odbieram i odpisuję — westchnął. Zaśmiałam się i przytaknęłam. — Postaram się odpisać i odebrać — powiedział pewnie. — Wiem, że mam z tym problem i muszę to zmienić — dodał.

—Trzymam za słowo. Dobra, będę się zbierać — powiedziałam po chwili. — Nawet nie wiesz jak bardzo marzę o pójściu spać — westchnęłam rozmarzona. Szatyn zaśmiał się i mnie przytulił.

—Do zobaczenia następnym razem — powiedział. — Daj znać jak dojedziesz do Wiki — poprosił.

—Aż tak się martwisz? — zapytałam.

—Nie, po prostu wiem, że jesteś zmęczona, więc po prostu chcę wiedzieć, że bezpiecznie dotarłaś do domu — poprawił mnie.

—Czyli się martwisz. — Puściłam mu oczko.

Po raz ostatni się pożegnaliśmy. Ja wsiadłam do swojego samochodu, a Bartek do swojego. Pomachałam mu przez szybę i odjechałam.

-Bartek Kubicki-

Wróciłem do swojego mieszkania i z niecierpliwością czekałem na wiadomość od Magdy. Podobnie jak dziewczyna byłem zmęczony prawie całym dniem wożenia kartonów z wynajętego przez nią magazynu do jej nowego mieszkania, ale kazałem jej napisać, gdy dojedzie już do Wiki, więc czekałem na wiadomość. Po kilku minutach usłyszałem dźwięk SMSa. Tak, w końcu włączyłem dźwięki w telefonie.

Madzia: Melduję, że dojechałam 😘

Uśmiechnąłem się lekko.

Ja: Cieszę się.

Madzia: A ty?

Ja: Ja również 😘
A teraz do spania, bo słyszałem coś, że zmęczona jesteś.

Madzia: Normalnie jakbym swojego tatę słyszała...

Parsknąłem śmiechem i odłożyłem telefon. Poszedłem wziąć szybki prysznic. Gdy świeży i pachnący wsunąłem się pod kołdrę, zobaczyłem, że mam nową wiadomość.

Madzia: Dobranoc Bartuś 😘🌙

Ja: Dobranoc Madzia 😙

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top