Rozdział 4. Mężulek

-Magda Kamińska-

Nim się obejrzałam nadeszła sobota. Sobota, która była jednym z dni kończących pewien etap w moim życiu. Nie będę kłamać mówiąc, że się wyspałam. Było wręcz przeciwnie. Udało mi się zasnąć dopiero po czwartej, a gdy w końcu to zrobiłam to obudziłam się po piątej. Podejmowałam wtedy kolejne próby zaśnięcia, ale po trzech pobudkach odbywających się co dwadzieścia minut poddałam się. Dzień zleciał mi bardzo szybko przez co z szóstej rano zrobiła się czternasta, o której razem z Wiką wybierałyśmy się do mieszkania mojego, za niedługo ex, męża.

—Poczekaj, telefon mi dzwoni — powiedziała dziewczyna, a po tych słowach odebrała. — No cześć, co tam? — zapytała. — W domu — odpowiedziała. — Co? — zdziwiła się. — Poczekaj chwilę — rzuciła i odsunęła telefon od ucha. Zobaczyłam, że coś sprawdza. — Matko, bardzo cię przepraszam! Kompletnie o tym zapomniałam — powiedziała ze skruchą. — Dziesięć minut i będę. — Rozłączyła się. Już wtedy wiedziałam, że mi nie pomoże. — Magda, bardzo cię przepraszam, ale nie mogę z tobą pojechać — oznajmiła i wpadła do swojej sypialni. Zerknęłam do środka i zobaczyłam jak czerwonowłosa otwiera szafę. — Kompletnie zapomniałam o nagrywkach z Faustyną westchnęła i wyrzuciła kilka ciuchów z szafy.

—Rozumiem — powiedziałam. — Dam sobie radę sama — stwierdziłam.

—Nie no, ogarnę ci jakieś zastępstwo za mnie. — Szybko zdjęła z siebie bluzę, którą zmieniła na zielony top oraz spodnie dresowe, w zastępstwie których na jej tyłku znalazły się czarne dzwony. — Dobra, wyglądam nawet znośnie. — Przejrzała się w lustrze. — Głupio mi pytać po tym jak nagle ci odmówiłam, ale zawieziesz mnie do galerii? — spytała.

—Jasne. — Uśmiechnęłam się, żeby wiedziała, że nie jestem na nią zła. — Do której?

—Bronowice — rzuciła krótko i złapała w dłoń telefon. — Już ci ogarniam kogoś kto ci pomoże — powiedziała. — Cześć — przybliżyła telefon do ust dzięki czemu wywnioskowałam, że nagrywa głosówkę — słuchaj, masz może chwilę czasu, żeby pomóc Magdzie z przeprowadzką? Ja miałam z nią jechać, ale przed chwilą dzwoniła Fausti, pytając się gdzie jestem. Zapomniałam, że byłam umówiona z nią na nagrywki. — Wysłała wiadomość.

—Z kim mnie umawiasz? Zajęta jestem — rzuciłam ze śmiechem, ale nawet mimo tego poczułam ukłucie w sercu. Czwartkowy wieczór z przyjaciółką wiele zmienił w mojej głowie. Po trzecim kieliszku wina wiedziałam już, że nie mogę się przejmować Michałem i podnieść swoją koronę, którą mi upadła i iść dalej przez życie. Po piątym za to już śmiałam się, że nowa dupa mojego męża nawet nie jest w jego typie.

„Przecież on zawsze wolał takie małe krasnale z 1,65m wzrostu, a nie żyrafy jak ona" – tak, to są moje słowa.

—O wow, wyświetlił — zaśmiała się dziewczyna.

—A ty przypadkiem nie powiedziałaś Faustynie, że będziesz za dziesięć minut? — parsknęłam śmiechem. Moja przyjaciółka machnęła ręką.

—Powiem, że korki były — stwierdziła. — O super, Bartek ci pomoże — powiedziała, czytając wiadomość, która przed chwilą przyszła. — Tylko będzie mógł dopiero za pół godzinki gdzieś, bo teraz jest u fryzjera. Chyba w końcu pozbywa się tego zielonego — zrobiła cudzysłów w powietrzu — koloru z głowy — zaśmiała się.

—No spoko. U jakiego fryzjera jest? — zapytałam. — Mogę po niego pojechać czy coś — stwierdziłam.

—Zapytam i wyślę ci adres.

—Spoko.

Dziewczyna tak jak powiedziała tak też zrobiła i po chwili usłyszałam na moim telefonie dźwięk powiadomienia. Opuściłyśmy mieszkanie dziewczyny, a po wyjściu z bloku skierowałyśmy się w miejsce, w którym niezmiennie od środy znajdował się mój samochód. Miło spędziłyśmy te kilkanaście minut, przez które jechałyśmy do galerii. Na miejscu rozeszłyśmy się w dwie strony – Wika pod jedną z sieciówek, pod którą była umówiona z Faustyną, a ja do Costa Coffee, gdzie zamówiłam swoją ulubioną malinową kawę. Jeśli chodzi o maliny to zawsze były one moim pierwszym wyborem. Po kilku minutach odebrałam swój napój i szczęśliwa wróciłam do stojącego na podziemnym parkingu samochodu. Umocowałam moją kawę w uchwycie na napoje i ruszyłam pod znany mi adres. No prawie znany, bo ten, który znałam faktycznie znajdował się kilka metrów dalej. Całe szczęście tym razem obyło się bez korków i po niecałych piętnastu minutach zaparkowałam koło Lily Photos. Tak się szczęśliwie złożyło, że Bartek znajdował się w tym samym budynku co moje studio fotograficzne, które z racji tego, że było po czternastej w sobotę było już zamknięte. Wysiadłam z samochodu i oparłam się o maskę mojego auta. Już miałam włączać Tik Toka, gdy na ekranie wyświetliło mi się przychodzące połączenie.

—Cześć tatuś — odebrałam z uśmiechem. — Co tam? — zapytałam.

Cześć Madziu. — Po drugiej stronie usłyszałam dobrze znany mi głos. — Dzwonię, żeby zapytać jak się czujesz.

—Bardzo dobrze — powiedziałam zgodnie z prawdą. — Właśnie czekam na znajomego Wiki, który ma mi pomóc ze spakowaniem rzeczy z mieszkania. Najpierw to ona miała ze mną jechać, ale w ostatniej chwili coś jej wypadło.

Co to za zmiana, kochanie? — zapytał zdziwiony. — Jeszcze dwa dni temu płakałaś mi w słuchawkę, gdy dzwoniłaś powiedzieć co zrobił mój od siedmiu boleści zięć, a dzisiaj już jesteś w doskonałym humorze — stwierdził.

—Powiedzmy, że Wiktoria się mną zaopiekowała i dobitnie mi wytłumaczyła, że nie mogę marnować sobie życia na tego dupka — zaśmiałam się. — Dzisiaj zabieram od niego swoje rzeczy i już zaczynam się cieszyć swoim życiem singielki.

—Jak o tym mowa... Jakieś kroki w stronę rozwodu poczynione? — spytał. — Wiesz, że jak coś to ja zawsze służę pomocą i rozwieść możecie się we Wrocławiu.

—Albo ty możesz przyjechać do Krakowa — podsunęłam. — W poniedziałek mamy spotkanie z prawnikiem — odpowiedziałam na pytanie. — Michał mi pisał, że to jakiś znajomy ordynatora ze szpitala i niby ma nam pomóc, abyśmy załatwili to szybko — westchnęłam.

A rozmawiałaś z nim od tamtego dnia?

—Nie, ograniczył się do wiadomości na co ja nie narzekam. Wystarczy mi, że będę musiała dzisiaj oglądać go i tę jego Agnieszkę — prychnęłam. — Przy dobrych wiatrach zobaczymy się tylko dzisiaj, w poniedziałek i ostatni raz na rozprawie.

Madzia, tak szybko nie uda wam się unieważnić małżeństwa. Rozwód to długotrwały proces. Najpierw musicie odbyć kilka sesji z adwokatami, potem...

—Tata — przerwałam mu — ja wiem, że ty się na tym znasz i w ogóle, ale naprawdę nie musisz mnie wdrażać w te wszystkie nudne rzeczy. Sama niedługo się przekonam jak to wygląda. Nie psuj mi niespodzianki — zaśmiałam się. — Dobra tatuś, muszę kończyć — powiedziałam, zauważając, że drzwi do salonu fryzjerskiego się otwierają. — Zdzwonimy się jeszcze. — Pomachałam do Bartka, który prawdopodobnie szukał mnie wzrokiem.

Dobrze córuś — westchnął. — Kocham cię.

—Ja ciebie też — odpowiedziałam z uśmiechem i zakończyłam połączenie.

—Cześć Magda — powiedział chłopak, podchodząc do mnie z uśmiechem.

—Cześć — odpowiedziałam. — Widzę, że fryzurka fresh już jest — zaśmiałam się.

—Tak. — Szatyn przeczesał włosy dłonią. — Ja za to widzę, że masz dzisiaj dobry humor — stwierdził.

—No w porównaniu do stanu, w którym widziałeś mnie w czwartek to jest już naprawdę dobrze. W czwartek pogadałam trochę z Wiką no i już inaczej patrzę na to wszystko — powiedziałam. — Jedziemy? — spytałam, otwierając drzwi od strony kierowcy.

—Jasne! Aha, chcesz, żeby mnie coś rozjechało, tak? — zapytał oburzony, ale chwilę po tym się zaśmiał.

—Wsiadaj, nie marudź — mruknęłam. Chłopak wykorzystał moment, gdy nic nie jechało i wsiadł do środka. — W ogóle gdzie masz swoje auto? — spytałam, zapinając pas.

—Pod domem — odpowiedział i zrobił to samo co ja. — Mam tutaj dosłownie dziesięć minut z buta, więc stwierdziłem, że się przejdę. Taki ładny dzień w lutym zbyt często się nie zdarza — stwierdził.

—Prawda.

—W ogóle ile będziemy jechać? — zapytał.

—Zazwyczaj dojeżdżam tutaj w dwadzieścia minut, ale jak wiemy nasz kochany Kraków lubi się korkować — zaśmiałam się i włączyłam silnik.

—Często tutaj przyjeżdżasz?

—Widzisz tego leda? — zapytał wskazując punkt za szybą. Spojrzałam na Bartka.

—Lily Photos? — dopytał.

—Tak. Pracuję tutaj, jestem właścicielką — powiedziałam dumnie. Szatyn spojrzał na mnie z uznaniem.

—O kurczaki. Domyślam się, że mam do czynienia z fotografką? — zapytał.

—Dokładnie tak — potwierdziłam. Spojrzałam w tylne lusterko, aby sprawdzić czy nic nie jedzie, a gdy już wiedziałam, że droga jest pusta, ruszyłam.

—Długo się zajmujesz fotografią? — spytał Bartek. Uśmiechnęłam się lekko na myśl, że chłopak zadaje mi dzisiaj dużo pytań.

—Studio zostało otwarte w wakacje po drugim roku studiów, czyli w 2021 roku. 27 sierpnia bodajże — odpowiedziałam. — Jeszcze zanim oficjalnie zdobyłam wykształcenie wyższe i obroniłam licencjat.

—Sama wszystko robisz? — Tak brzmiało kolejne pytanie, które padło z ust chłopaka. — Przepraszam jeśli za dużo pytam — powiedział po tym jak westchnęłam. — W ramach rekompensaty zaraz ty będziesz mogła mnie o coś popytać — zaśmiał się.

—I taki układ mi pasuje —wtórowałam mu. — Nie, nie robię wszystkiego sama. Działam z moimi przyjaciółkami, które poznałam właśnie na studiach. Jedna siedzi za biurkiem i odbiera telefony, a trzy pozostałe regularnie cykają fotki. W piątkę sobie wspólnie działamy. — Uśmiechnęłam się. — Czas na moją małą zemstę! — oznajmiłam triumfalnie.

—Wal śmiało.

—Pierwsze pytanie, które przyszło mi na myśl to ile masz lat, więc niech będzie to — zaśmiałam się. Zatrzymałam się na czerwonym świetle.

—Jestem z rocznika Wiki, czyli w tym roku kończę dwadzieścia cztery lata — powiedział. — Jeju, ta liczba brzmi z każdym rokiem coraz bardziej poważnie — westchnął.

—Zgadzam się — zaśmiałam się. — Mnie w tym roku również czekają dwadzieścia cztery świeczki na torcie. Ewentualnie dwie – dwójka i czwórka. Kolejne pytanie to...

—Ej! — oburzył się Bartek. — Co to ma być za zadawanie kilku pytań z rzędu?

—Sam mnie napastowałeś pytaniami — wytknęłam mu.

—No dobra masz mnie.

—No właśnie. — Uśmiechnęłam się triumfalnie. — Masz kogoś?

—Nie, jestem singlem.

—Dobra, jeszcze jedno pytanie i ty możesz mnie znowu o coś zapytać — powiedziałam. — Jak blisko jesteś z Wiką? Nie żebym coś sugerowała czy coś! — dodałam od razu. — Tak z ciekawości pytam.

—Wiczka jest dla mnie jak siostra. — Szatyn uśmiechnął się szeroko. — W sumie od początku projektu mamy dobrą relację, ale od kiedy ona jest z Przemkiem to jest jeszcze lepiej — stwierdził. — Jak się poznałyście? — No tak, teraz jego kolej na pytanie.

—W liceum — powiedziałam. — Wszystko zaczęło się od tej przeklętej biologii i od tego, że kilku chłopców z naszej klasy postanowiło zrobić sobie ze mnie kozła ofiarnego — westchnęłam. — Jeszcze na przerwie rzucali między sobą jakieś durne komentarze o mnie, ale dopiero w trakcie lekcji Wika do nich podeszła i powiedziała, że skoro ona wszystko słyszy to ja na pewno też. Jeden zrobił szum na całą salę o tym, a gdy nauczycielka zapytała się o co chodzi to Wiczka powiedziała po prostu, że chciała pożyczyć nożyczki. Na przerwie podeszłam do niej i jej podziękowałam no i od tamtej pory trzymamy się razem. — Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie tego.

—Fajnie w sumie — stwierdził mój pasażer. — Twoja kolej — powiedział.

—Wiem. — Uśmiechnęłam się. Reszta drogi minęła nam w bardzo miłej atmosferze. Na przemian zadawaliśmy sobie pytania i na nie odpowiadaliśmy. W pewnym momencie chłopak zadał mi bardzo osobiste dla mnie pytanie, lecz postanowiłam się przełamać i podać odpowiedź.

—Skąd taki pomysł na nazwę studia? — To właśnie po usłyszeniu tych słów zacisnęłam dłonie mocniej na kierownicy i odetchnęłam głęboko.

—To się wzięło od mojej mamy. — Uśmiechnęłam się lekko. — Po tym jak mam mnie urodziła kwiatami, które przyniósł jej tata były lilie. Kochała je. Gdy ja byłam małym brzdącem z dwoma kucykami noszącym urocze różowe sukieneczki, mama nazywała mnie Lilcia. To ona zaszczepiła we mnie miłość do fotografii i to dzięki niej poszłam tam gdzie poszłam. Gdyby nie ona to moja miłość do stania za aparatem by się nie narodziła. — Dzięki Bogu Bartek nie zorientował się, że mówiłam o mamie w formie przeszłej.

Pod blok, w którym mieszkałam dojechaliśmy po prawie godzinie jazdy. Ach ten Kraków. Nacisnęłam przycisk znajdujący się przy kluczyku od samochodu, a brama prowadząca na podziemny parking otworzyła się. Wjechałam na jedno z dwóch miejsc wykupionych przeze mnie i Michała. Z ulgą zauważyłam, że jego samochodu jeszcze nie ma. Jak mi przykro, że w tej chwili ma dyżur w szpitalu. Wysiadłam z pojazdu i otworzyłam bagażnik w celu wyjęcia z niego kartonów.

—Ile będziemy mieli znoszenia? — zapytał Bartek, gdy wchodziliśmy wąskimi schodkami na główny korytarz klatki.

—Mało — zaśmiałam się i nacisnęłam przycisk przywołujący windę.

—Jaka ulga. — Starł niewidzialny pot z czoła i uśmiechnął się do mnie szeroko. Dojechaliśmy na czwarte piętro. Wyjęłam z kieszeni kurtki klucze i wsadziłam je w zamek drzwi prowadzących do mieszkania. Z ulgą stwierdziłam, że jesteśmy sami.

—Rozgość się — powiedziałam, zdejmując kurtkę i wieszając ją na wieszak. Potem zdjęłam buty i udałam się w głąb mieszkania. Odłożyłam telefon i klucze na kuchenny blat, po czym z kartonami pod pachą ruszyłam do pokoju. Bartek poszedł za mną.

—Natkniemy się na twojego mężulka? — zapytał niespodziewanie.

—Chciałabym powiedzieć, że nie, ale niestety muszę powiedzieć, że tak — westchnęłam. — Zaraz kończy dyżur w szpitalu i zaraz po tym ma przyjechać. Jak coś to ta szafa — powiedziałam, aby zmienić temat. Wskazałam odpowiedni mebel — i połowa tej — pokazałam następny — to moje ciuchy. Część rzeczy jest w tej szufladzie — dotknęłam odpowiedniej części szafki stojącej pod telewizorem — a część w ostatniej. Do spakowania jest jeszcze cała toaletka no i trochę kosmetyków mam w łazience. Nie mogę zapomnieć też o całym regale stojącym w salonie. — Uśmiechnęłam się słodko. Mina Bartka wyrażała więcej niż tysiąc słów.

—Wyrobimy się do północy? — zapytał przerażony. Zaśmiałam się.

—Na spokojnie. Chodź, najpierw wyjmiemy wszystko z regału, a dopiero potem weźmiemy się za sypialnię — powiedziałam, wychodząc. — Przemyślałam to i jednak nie chcę pakować rzeczy stąd pod okiem Michała — wyjaśniłam, gdy Bartek do mnie dołączył.

—Rozumiem — powiedział i się do mnie uśmiechnął. Odwzajemniłam to i otworzyłam szafkę na samej górze. Westchnęłam, przypominając sobie, że nie dosięgnę do niczego co było w jej środku i już chciałam udać się po taboret, gdy szatyn powiedział:

—Ja mogę wyciągać, a ty to sobie wszystko układaj.

—Dziękuję ci. — Uśmiechnęłam się i przejęłam od chłopaka pierwsze książki.

—„Światło w fotografii" — przeczytał tytuł jednej z nich. — Rozumiem, że z tego korzystałaś na studiach? — zapytał.

—Między innymi. — Kiwnęłam głową. Opróżniliśmy regał w zadziwiająco szybkim czasie, ponieważ po kwadransie zaklejałam ostatnie, trzecie pudełko. Przenieśliśmy się z powrotem do sypialni i chwilę po tym usłyszałam zgrzyt klucza w zamku.

—Cześć Magda! — krzyknął od razu Michał. Zamiast odpowiedzieć mu, wywróciłam oczami. Usłyszałam, że idzie w kierunku pokoju. — Cześć Magda — powtórzył. — I witam kolegę Magdy. — Spojrzał na Bartka.

—Cześć — mruknęłam. — Tak dla twojej informacji spakowałam już rzeczy z regału, więc nie będziesz musiał na mnie patrzeć. — Wygięłam usta w krzywym uśmiechu.

—Nie przesadzaj — westchnął.

—Nie przesadzam. Bartek, podasz mi tamte trzy sukienki na wieszakach? — zapytałam chłopaka.

—Jasne — odpowiedział mi i sięgnął po wskazane przeze mnie ubrania. W całym mieszkaniu panowała głucha cisza. Zauważyłam jak Michała omiata mnie spojrzeniem po czym wychodzi z pokoju. Wstałam z łóżka i zamknęłam drzwi. Opierając się o nie, zsunęłam się na podłogę.

—Wszystko w porządku? — zapytał, a w jego głosie usłyszałam troskę.

—Tak — powiedziałam cicho. — Mój cały dobry humor gdzieś uleciał jak go zobaczyłam. — Poczułam jak zbierają mi się łzy w oczach. Cholera, nie chcę znowu się rozpłakać z powodu tego dupka.

—Magda, miej go gdzieś. — Chłopak kucnął obok mnie. Zobaczyłam jak przez chwilę waha się czy położyć dłoń na moim kolanie, ale po chwili to robi. — Ej, nie płacz — powiedział, gdy po moim policzku spłynęła jedna łza. — Madzia... — przedłużył ostatnią literkę i przekrzywił lekko głowę. Nie jestem fanką nazywania mnie Madzią i jedyną osobą, która może tak do mnie mówić jest tata, ale z ust Bartka zabrzmiało to tak naturalnie, że ze zdziwieniem przyznałam, że mi to nie przeszkadza. — Wstawaj. — Złapał moją dłoń i pociągnął mnie do góry. — Pakujemy cię dalej — powiedział z uśmiechem i ponownie podszedł do mojej szafy. Poczułam, że na tej jednorazowej pomoc ze strony chłopaka się nie skończy i że nasza relacja jeszcze się polepszy. Rozmawiało nam się bardzo dobrze, a to już jakaś podstawa do przyjaźni była.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top