Rozdział 14. Ładne oczy
-Bartek Kubicki-
—To ja jadę! Do kiedyś tam! — zaśmiałem się i opuściłem dom Genzie. Koniec nagrywek na ten tydzień. I w sumie to na ten miesiąc też. W praktyce to właśnie zacząłem majówkę.
Wsiadałem do samochodu. Po wyjechaniu spod domu Genzie spojrzałem na zegarek. Było kilkanaście minut po piętnastej. Cudownie, moje plany związane z odwiedzeniem pewnej szatynki w miejscu jej pracy właśnie poszły się wybiegać do lasu. Skończyła pracę ponad godzinę temu, więc na pewno jest już w domu. No właśnie, na pewno jest już w domu! Uśmiechnąłem się pod nosem i zjechałem na inny pas. Kilka minut później utknąłem w korku. Zajebiście, kocham Kraków i godziny szczytu.
Przez ruch droga do docelowego miejsca zajęła mi blisko godzinę. Po zaparkowaniu na wolnym miejscu, wysiadłem z samochodu i przeszedłem do znajomego mi już lokalu.
—Dzień dobry. — Wszedłem do kawiarni i od razu podszedłem do lady. — Poproszę dwie kawy na wynos — powiedziałem z uśmiechem. — Jedna zwykła czarna, druga z mlekiem.
—Zanotowane — odpowiedziała z uśmiechem ekspedientka. — Proszę chwilę poczekać. — Odwróciła się do ekspresu. Zerknąłem na różne słodkości, które znajdowały się za szybą i uporczywie próbowałem sobie przypomnieć jakie jest ulubione ciasto Magdy. Sernik? Nie, sernikiem to ona gardzi.
—Tadam! — Pamięcią wróciłem do momentu, gdy pewnego dnia szatynka położyła dwa talerze na stole. — Mój ulubiony deser — oznajmiła z uśmiechem. — Oto...
Bingo!
Gdy obsługująca mnie dziewczyna postawiła dwa papierowe kubki na ladę, zapytała:
—Coś jeszcze?
—Trzy kawałki szarlotki — odpowiedziałem. Dziewczyna od razy wzięła się za nakładanie ich do papierowego pudełko z logo kawiarni, a mi przemknęło przez myśl, że wydam majątek. Jednak dla Madzi warto.
—To będzie czterdzieści siedem złotych.
Wiedziałem.
—Kartą — powiedziałem i po sygnale od dziewczyny przybliżyłem telefon do czytnika. — Dziękuję — uśmiechnąłem się i po wzięciu tekturowej podstawki z kubkami oraz pudełka z ciastem opuściłem lokal.
Nogi od razu zaprowadziły mnie na osiedle, na którym mieszkała moja przyjaciółka. Chciałem zrobić jej niespodziankę, więc nie uprzedzałem o mojej wizycie. Ze względu na to, że osiedle jest strzeżone musiałem odpuścić sobie podjechanie samochodem. Ale w sumie od kawiarni do mieszkania Magdy nie jest daleko. Całe szczęście znam kod do furtki, która pozwalała na wejście na teren osiedla, więc bez problemu się tam dostałem. To samo tyczyło się kodu do klatki. Wiedziałem, że Magda prawdopodobnie usłyszy w swoim mieszkaniu, że ktoś wszedł do bloku za pomocą jej kodu, ale mówi się trudno. Wszedłem do windy i nacisnąłem przycisk, na którym znajdowała się trójka. Po kilkunastu sekundach byłem pod mieszkaniem mojej przyjaciółki. Zapukałem. Odczekałem chwilę, po której dziewczyna mi nie otworzyła. Kurde, a co jeśli jednak jej nie ma? Zadzwoniłem dzwonkiem raz, a po chwili drugi. Nagle usłyszałem dźwięk zasuwki.
—No hej — powiedziałem z uśmiechem, gdy Magda otworzyła mi drzwi. Jej twarz wyrażała więcej niż tysiąc słów.
—Co ty tutaj robisz? — wykrztusiła i przesunęła się, abym mógł wejść do środka. Po zrobieniu tego odstawiłem kubki i pudełko na szafkę, po czym przytuliłem przyjaciółkę.
—Niespodzianka Madzia — zaśmiałem się. Ta westchnęła i również mnie objęła. — Wiem, że się nie zapowiedziałem, ale akurat byłem w okolicy i pomyślałem, że wpadnę. — Gówno prawda, planowałem ją odwiedzić od rana, ale nie musi o tym wiedzieć. Tylko miejsce się trochę zmieniło, bo chciałem przywieźć jej kawę do studia, a nie do mieszkania.
—Skąd wiedziałeś, że jestem w domu? — zapytała z lekkim uśmiechem, gdy przeszliśmy do salonu, a ja dałem jej kubek z kawą. — Dziękuję tak w ogóle — zaśmiała się i pociągnęła kilku łyków z papierowego kubka.
—Doskonale wiem, że w soboty kończysz wcześniej, więc po prostu miałem nadzieję, że już wróciłaś — zaśmiałem się. — Gdzie masz talerze? — spytałem. — Mam coś dobrego dla nas. — Poklepałem wierzch pudełka. Szatynka wstała z kanapy i pobiegła do kuchni. Dopiero wtedy zwróciłem uwagę na to, że na telewizorze zatrzymany jest jakiś film. Wyglądało to jak nagranie z jakiegoś koncertu.
—Co dobrego upiekłeś? — zapytała z uśmiechem, gdy już wróciła do pokoju.
—Upiekłem, specjalnie dla ciebie, szarlotkę — powiedziałem, gdy już otworzyłem pudełko z logo Sezamu, czyli kawiarni, w której zrobiłem zakupy.
—Jesteś kochany — powiedziała z uśmiechem.
—Mam dwa pytania — zacząłem, gdy dziewczyna przełożyła jeden kawałek na swój talerzyk, a drugi na mój.
—Dawaj — powiedziała i wzięła do ręki kubek z kawą.
—Pierwsze to co oglądasz? — spytałem i spojrzałem na telewizor.
—O... A... Nieważne — mruknęła i sięgnęła po pilota. Gdyby wyszła z filmu mogłem z łatwością zobaczyć nazwę koncertu, który oglądała, a zaraz po tym jej konto na Disney+. Wyłączyła telewizor całkowicie.
—Koncert? — uśmiechnąłem się lekko.
—Nie... Tak... Oj po prostu robiłam karaoke i potrzebowałam dobrego podkładu muzycznego — mruknęła i wbiła wzrok w swój talerzyk. Urocza.
—I wszystko jasne czemu nie słyszałaś jak pukam — parsknąłem. — Nie wiedziałem, że nosisz okulary — uśmiechnąłem się lekko i gładko przeszedłem do drugiego pytania, a raczej stwierdzenia.
—O matko zapomniałam — rzuciła i od razu zdjęła je, co mnie zdziwiło. — Na co dzień noszę soczewki, bo mam delikatną wadę wzroku — wyjaśniła. — Chociaż też nie zawsze noszę okulary — dodała. — Wyglądam w nich okropnie — westchnęła. — W ogóle sorry za to jak wyglądam i że nie mam makijażu, ale nie spodziewałam się dzisiaj nikogo — powiedziała zmieszana. — Zaczęłam się już pakować na wyjazd i większość tych lepszych ubrań mam już w walizce i...
—Po pierwsze to w okularach wcale nie wyglądasz brzydko — przerwałem jej — a po drugie ogólnie teraz też wyglądasz ładnie — dodałem.
—Daj spokój — mruknęła.
—Nie, to ty daj spokój — uśmiechnąłem się. — Naprawdę zaczęłaś się już pakować? — zapytałem ze śmiechem. — Przecież jedziemy dopiero w środę wieczorem.
—No właśnie! W środę! Zostały mi cztery dni na spakowanie się!
—Żartujesz, że aż tak panikujesz przez ten wyjazd.
—Bartek, ja jestem okropną panikarą na wyjazdy — rzuciła. — Nie panikuję tylko, gdy jadę do taty — zaśmiała się nerwowo. — Pogodę na nasz wyjazd sprawdzałam już chyba z dwadzieścia razy, trzy razy zmieniłam zawartość walizki i pewnie zmienię ją jeszcze niejeden raz. Nienawidzę się pakować — jęknęła i zatopiła swoją twarz w poduszce. Zaśmiałem się cicho i pogładziłem jej włosy.
—Dasz radę — stwierdziłem. — Mogę ci pomóc jeśli chcesz — podsunąłem.
—W bólach i mękach, ale dam sobie radę — powiedziała. — Akurat z tym walizkowym potworem muszę zmierzyć się sama — zaśmiała się krótko. — Ale dzięki za starania — powiedziała i posłała mi ten swój śliczny uśmiech. — W ogóle ustalone zostało w końcu jak będziemy jechać? — zapytała.
—Prawdopodobnie Wika i Przemek jadą we dwoje, a my jedziemy z Julitką i Patrykiem, bo mają większy samochód — odpowiedziałem.
—Zaklepuję miejsce za kierowcą! — krzyknęła dziewczyna na co ja się zaśmiałem. — Od małego jeżdżę za kierowcą i po prostu jestem przyzwyczajona do tego — mruknęła. — No a poza tym noszę torebkę na lewym ramieniu i częściej jestem kierowcą niż pasażerką, więc pas po tej stronie nie będzie mi przeszkadzał — dodała.
—Spokojnie, rozumiem — zaśmiałem się ponownie. — Jakbyś potrzebowała się wyżalić w czasie wypruwania sobie flaków nad walizką to wiesz, gdzie dzwonić — powiedziałem. — Nawet na Face Time'a możesz — stwierdziłem.
—Możliwe, że skorzystam — zachichotała Madzia na co ja się uśmiechnąłem.
—Mogę cię o coś spytać? — zacząłem nagle, ponieważ przypomniała mi się jedna ważna kwestia związana właśnie z tym zdrobnieniem.
—Jasne — powiedziała, siadając, a ja zacząłem zastanawiać się jak zadać jej to jedno pytanie.
—Jakiś czas temu rozmawiałem z Wiką no i od słowa do słowa doszła do tego, że nie lubisz jak ktoś do ciebie mówi Madzia — powiedziałem i od razu zobaczyłem, że jej mina się zmieniła. Cholera, pewnie trafiłem w jej czuły punkt. — Skąd się to wzięło? — zapytałem.
—Aż takiego pytania to się nie spodziewałam —wykrztusiła szatynka. — Po prostu... — zaczęła i zobaczyłem jak zaciska usta i odwraca wzrok w stronę okna. — Po prostu od małego mówili tak do mnie rodzice — powiedziała cicho. — A zwłaszcza mama — dodała szeptem. Cholera, na pewno trafiłem w ten czuły punkt. — Byłam jej małą Madzią — zaśmiała się cicho i zauważyłem, że do jej oczy napłynęły łzy. Od razu przysiadłem się bliżej niej i ją przytuliłem.
—Mam przestać tak do ciebie mówić? — spytałem.
—Nie — powiedziała cicho, co mnie zaskoczyło. — Nie wiem czemu, ale w twoich ustach to brzmi tak naturalnie, że ani trochę mi nie przeszkadza. — Odsunęła się lekko ode mnie, ale nie przestała się przytulać. Spojrzałem w jej oczy. Były lekko zaszklone, ale mimo to naprawdę ładne.
—Masz ładne oczy — powiedziałem. Szatynka cicho się zaśmiała.
—Szaroniebieskie i właśnie dziękują ci za komplement — oznajmiła i zamrugała szybko. Parsknąłem śmiechem.
—A twoje urocze piegi jak mi podziękują? — zapytałem. Magda przerwała nasz kontakt wzrokowy, spoglądając w bok. Lekko się zarumieniła. Urocza.
—Koniec tych wyznań i komplementów — powiedziała, odsuwając się ode mnie. — Ciasto nam zaraz ucieknie — stwierdziła, a ja uśmiechnąłem się jednym kącikiem ust i pokiwałem głową.
Zaczęliśmy swobodną rozmowę, która szybko zboczyła na temat majówki.
—Nawet nie wiesz jak bardzo lubię okres majówki, świąt jednych i drugich oraz wakacji — powiedziała rozmarzona. — Zamykamy wtedy studio, a ja mogę chwilę odpocząć od aparatu, zdjęć i szefowania dziewczynom — zaśmiała się.
—Zamykacie studio na wakacje? — zdziwiłem się.
—Tak — powiedziała. — Ciężko byłoby ułożyć grafik sesji, gdy dziewczyny są w rozjazdach. Nauczyłam się tego po pierwszych wakacjach studia. Któraś co chwilę gdzieś jeździła i brakowało nam osób na sesje — wyjaśniła. — Od tamtej pory stwierdziłam, że od 1 lipca do 1 września robimy sobie urlop. Na Boże Narodzenie i Wielkanoc to chyba logiczne — stwierdziła, a ja kiwnąłem głową. — Z majówką jest ta sama sytuacja, co z wakacjami – rozjazdy i brak koordynacji grafiku. Tak po prostu jest dla nas łatwiej.
—Rozumiem — powiedziałem.
U Madzi posiedziałem do osiemnastej. Przy wyjściu przypomniałem jej o dzwonieniu do mnie, gdy będzie miała problem z pakowaniem oraz powiedziałem, że ten trzeci kawałek ciasta jest dla niej. Nie spodziewałem się, że w mojej galerii kiedykolwiek znajdzie się filmik ze skaczącą ze szczęścia przyjaciółką, której powiedziałem, że dodatkowy kawałek jej ulubionej szarlotki kupiłem z myślą o niej. Gdy kilka minut później wsiadłem do swojego samochodu, nie mogłem pozbyć się tego szerokiego uśmiechu, który widniał na mojej twarzy. Co ta dziewczyna ze mną robi...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top