Rozdział 11. Masz ładny głos
Rozdział dłuższy niż zazwyczaj, ponieważ ma blisko 3,5k słów... Ale jest ważny, bo możecie w nim lepiej poznać Magdę, a dzięki temu będziecie w stanie zrozumieć jej zachowania w następnych rozdziałach ❤ pojawi się również kilka informacji, które będą miały znaczenie w przyszłości :)
Miłego czytania✨
===
Obudził mnie dzwoniący domofon. Od niechcenia zwlokłam się z łóżka i powłóczyłam w stronę korytarza. W tym momencie dźwięk ucichł. Ale od razu zaczął dzwonić ponownie.
—Kto tam? — rzuciłam od niechcenia.
—Magda, nawet nie wiesz jak dobrze cię słyszeć. — Po drugiej stronie usłyszałam głos Bartka. Po co on przyjechał?
—Bartek? Co ty tutaj robisz? — zapytałam zaspana.
—Wpuść mnie, a nie — mruknął. Westchnęłam i odpowiednim przyciskiem otworzyłam drzwi od klatki. Wróciłam do salonu, aby zastanowić się co w ogóle się dzieje. Nie miałam na to zbyt dużo czasu, ponieważ niecałe dwie minuty później usłyszałam pukanie do drzwi.
—Otwarte! — krzyknęłam. Wstałam, aby przywitać mojego niespodziewanego gościa.
—Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę, Madzia — powiedział Bartek i przytulił mnie mocno.
—Cześć — powiedziałam zdziwiona. — Coś się stało? — zapytałam.
—To chyba ty powinnaś odpowiedzieć mi na to pytanie — stwierdził szatyn, odsuwając się ode mnie kawałek. Zmierzył mnie wzrokiem.
—Sorry za mój wygląd — powiedziałam. — Spałam — uśmiechnęłam się lekko. — Wchodź — zachęciłam go. Przeszliśmy do salonu.
—To jeszcze raz... Po co przyjechałeś? — zapytałam.
—Musiałem sprawdzić czy nic się nie stało — odpowiedział poważnie.
—Co?
—Magda, nie odebrałaś wczoraj żadnego telefonu ani nie odpisałaś na nawet jedną wiadomość — zaczął. — Dzwoniłem i pisałem kilka jak nie kilkanaście razy — dodał i popatrzył mi w oczy. — Wszystko w porządku? — zapytał.
—Tak, spokojnie — zaśmiałam się cicho. — Po prostu jak wczoraj wróciłam z sądu to nie miałam ochoty na żadne kontakty międzyludzkie — westchnęłam. — Przebrałam się w to, zmyłam makijaż, związałam włosy i poszłam płakać pod kołdrą — parsknęłam. — Po jakimś czasie zasnęłam, a gdy już się obudziłam to odgrzałam sobie obiad za czwartku i włączyłam serial. Musiałam zasnąć w trakcie — westchnęłam. — Nawet nie spoglądałam w telefon — dodałam. — Jeżeli się martwiłeś, to przepraszam — uśmiechnęłam się słabo.
—Nie masz za co przepraszać — westchnął chłopak. — Wiem, że miałaś wczoraj trudny dzień i rozumiem, że po prostu chciałaś jedynie swojej obecności. I masz rację, martwiłem się — dodał ciszej. Zaśmiałam się lekko.
—Naprawdę? — zapytałam, a chłopak kiwnął głową. Przytuliłam go. — Kochany jesteś — stwierdziłam. Przez chwilę tak siedzieliśmy, lecz gdy zrobiło mi się już na maksa niewygodnie, odsunęłam się.
—Ile spałaś? — spytał Bartek.
—W sumie to nie wiem nawet — zaśmiałam się. — Która jest godzina?
—Za dziesięć druga — powiedział po spojrzeniu na zegarek.
—No to w sumie spałam jakieś... — szybka matma — ...coś koło dwudziestu godzin.
—A jadłaś coś oprócz tego obiadu? — padło kolejne pytanie, a ja poczułam, że mocniej zabiło mi serce. Cholera.
—No wczoraj rano śniadanie — skłamałam. Tak naprawdę rano wypiłam tylko kawę, a pierwszy i ostatni posiłek tamtego dnia zjadłam dopiero koło osiemnastej, po mojej ''krótkiej" drzemce.
—Na pewno? — zapytał podejrzliwie chłopak. Pokiwałam energicznie głową.
—Chcesz kawy? — spytałam, wstając z kanapy. Obawiałam się, że jeśli posiedzę jeszcze chwilę w towarzystwie Bartka, to odgadnie, że go okłamałam. Nie byłam w tym najlepsza.
—Tak — westchnął szatyn. Udałam się do kuchni, aby przygotować napoje. Sama również postanowiłam napić się kawy.
I masz rację, martwiłem się.
Te słowa dudniły mi w głowie, gdy nalewałam wody do czajnika, wsypywałam kawę do kubków, a potem ją zalewałam. Martwił się o mnie.
Starając się ukryć szeroki uśmiech, który mi towarzyszył przez cały proces przygotowywania napojów, weszłam do salonu. Bartek siedział oparty o kanapę i pisał coś na telefonie.
—Z kim romansujesz? — rzuciłam ze śmiechem.
—Nie romansuję z szefową — chłopak również się zaśmiał. — Pisałem do Natalki w jednej sprawie — odpowiedział i posłał mi uśmiech, gdy postawiłam przed nim kubek. — Dzięki — dodał.
—Nie ma sprawy — powiedziałam i usiadłam. Wypiliśmy razem kawę i miło porozmawialiśmy. Gdy skończyliśmy, a ja wróciłam z kuchni po zaniesieniu pustych naczyń do zmywarki, Bartek powiedział:
—Zbieraj się, jedziemy na obiad.
—Co? — zapytałam zdziwiona.
—No to — powiedział. — Ostatni posiłek jadłaś wczoraj o osiemnastej, więc jedziemy na obiad, żebyś mogła zjeść coś dzisiaj. Szykuj się, ja poczekam.
Wpatrywałam się w chłopaka nie wiedząc czy żartuje, czy nie. Jednak on powtórzył tylko, żebym szła się ogarnąć. Gdy dodał, że jeśli nie chcę się szykować, to mogę jechać ubrana tak jak jestem teraz, odwróciłam się i poszłam do swojej sypialni po jakieś ubrania. Doskonale wiedziałam, że chłopak nie da za wygraną i zabierze mnie na ten obiad nie zważając czy tego chcę, czy nie.
Po wybraniu ubrań, poszłam do łazienki. Z racji, że i tak musiałam przejść przez salon, zobaczyłam na kanapie uśmiechniętego Bartusia. Ale to nie był zwykły uśmiech. To był uśmiech pełen satysfakcji. Założyłam na głowę opaskę i zaczęłam proces przygotowań. Zrobiłam obowiązkową u mnie przed każdym makijażem pielęgnację twarzy, a po niej zaczęłam się malować. Miałam okropne wory pod oczami i wiedziałam, że tutaj nie wystarczy tylko korektor. Po nałożeniu kosmetyku na twarz, wydobyłam z dna kosmetyczki puder i użyłam go w odpowiednich miejscach. Następnie zrobiłam kreski i pomalowałam rzęsy. Przebrałam się w biały top i czarne szerokie jeansy, spięłam włosy klamrą i wyszłam z łazienki.
—Gotowa? — zapytał Bartek.
—Jestem gotowa — powiedziałam w tym samym momencie. Obydwoje zaczęliśmy się śmiać.
Założyłam bluzę, wzięłam torebkę i gestem zachęciłam Bartka, aby wstał z kanapy. Po założeniu butów, opuściliśmy moje mieszkanie, które oczywiście zamknęłam. Zeszliśmy na dół. Gdy wyszliśmy z klatki, Bartek od razu podbiegł do swojego samochodu, aby otworzyć mi drzwi.
—Nie musiałeś — uśmiechnęłam się pogodnie i wsiadłam do środka — ale dziękuję. — Puściłam mu buziaka.
—Oczywiście, że musiałem — powiedział chłopak. — Jesteś moją pasażerką, a ja o swoich pasażerów dbam — zaśmiał się i wyjechał spod mojego bloku. Dopiero po kilku minutach drogi zorientowałam się, że nie ustaliliśmy na jaki konkretnie obiad się udajemy.
—Gdzie jedziemy? — zapytałam.
—Nie wiem — odpowiedział chłopak. Przynajmniej był szczery. — Mam plan na późniejszą część wycieczki, ale teraz nie mam żadnego. Na co masz ochotę? — spytał.
—Na jaką dalszą część wycieczki przepraszam bardzo? — wykrztusiłam zdziwiona. — Myślałam, że jemy obiad i odstawiasz mnie grzecznie do domku — powiedziałam.
—I jeszcze może powiedz, że chcesz iść spać — prychnął chłopak. — Wyspałaś się już wystarczająco w ciągu ostatniej doby.
—No ale to nie zmienia faktu, że myślałam, że odstawisz mnie do domu.
—Ja już wszystko mam zaplanowane, więc nie ma szans, że cię odwiozę — zaśmiał się. — To na co masz ochotę? — ponowił pytanie o obiad. Zastanawiałam się chwilę, po czym odpowiedziałam:
—Naleśniki. Takie full wypas z bitą śmietaną, syropem i owocami — dodałam. — Znam naprawdę dobrą naleśnikarnię, możemy tam pojechać — zaproponowałam.
—To dawaj, wklepuj adres — powiedział szatyn i włączył ekran. Weszłam w mapy i wpisałam nazwę restauracji. — Właśnie tam miałem zamiar najpierw pojechać — zaśmiał się, a ja razem z nim.
✩✩✩
—Przez jakie krzaki ty nas ciągniesz — rzuciłam wkurzona, gdy dwie godziny później szłam za Bartkiem przez jakieś chaszcze. — Ała! — krzyknęłam, gdy dostałam z gałęzi.
—Sorry! — zaśmiał się szatyn. — Chodź, już jesteśmy blisko — powiedział. Westchnęłam ciężko i dalej szłam za nim. Kilka minut później krzaki zostały zastąpione... wodą.
—Witam cię pięknie nad mało komu znanym dopływie Wisły — powiedział z uśmiechem szatyn. — Jak widziałaś po naszej drodze nikt się tutaj nie zapuszcza, więc będziemy mieli trochę spokoju — zaśmiał się. — Siadaj — powiedział i wskazał na wątpliwej jakości drewnianą kładkę.
—Jeżeli wpadnę do wody to będziesz mnie ratował, a potem samodzielnie suszył — mruknęłam i jak najdelikatniej tylko potrafiłam usiadłam. — Nie, to się pode mną załamie — stwierdziłam i od razu wstałam, po czym odbiegłam na kawałek ziemi.
—Daj spokój — zaśmiał się Bartek i beztrosko się rozsiadł. — Widzisz? Usiadłem i się nie załamało — powiedział i wystawił dłoń w moim kierunku. — No chodź.
—Nie. — Odsunęłam się jeszcze krok do tyłu. — Naszej dwójki to na pewno nie utrzyma. Jestem pewna, że za dużo ważę — mruknęłam.
—Daj spokój — westchnął Bartek. Nagle wstał i podszedł do mnie. — No chodź — powiedział łapiąc moje dłonie. — Powoli. — Zrobił krok w tył.
—Nie. — Zorientowałam się, że próbuje mnie wprowadzić na kładkę, więc od razu się wyrwałam. — Nie. — Pokręciłam głową. — Nie ma chuja, że na to wejdę — dodałam i poczułam, że zaczynam panikować. Magda, wdech i wydech.
—Ej co się dzieje? — zapytał zmartwiony szatyn, gdy przykucnęłam.
Uspokój się Magda.
—Wszystko jest w porządku — powiedziałam cicho, mimo że nic nie było w porządku. Starałam się głęboko oddychać, ale wcale nie było to takie proste.
—Na pewno? — Chłopak kucnął naprzeciwko mnie. — Popatrz na mnie proszę — poprosił. Chwila minęła zanim byłam w stanie to zrobić. — Co się dzieje? — spytał ponownie. Westchnęłam.
—Po prostu... po prostu cholernie boję się wody —wyznałam. — Boję się, że ta kładka nas nie utrzyma i wpadniemy... Wiem jak idiotycznie to brzmi, ale tak jest — dodałam. Czułam, że zaczęłam się uspokajać. Jaka ulga.
—Wcale nie brzmi to idiotycznie — powiedział chłopak. Spojrzałam na niego z politowaniem, ale zauważyłam jego poważny wyraz twarzy. — Jeżeli nie chcesz wchodzić to ja cię do niczego nie zmuszam. Chyba mam w samochodzie koc. Mogę po niego pójść i równie dobrze możemy usiąść tutaj — uśmiechnął się lekko. Machnęłam ręką.
—I będę tu sterczała pół godziny? — prychnęłam. — Już chyba wolę wejść niż czekać tyle czasu — powiedziałam.
—Tak?
—Tak... chyba — odpowiedziałam niepewnie. Bartek wstał.
—No chodź — powiedział i wyciągnął w moją stronę dłoń. Złapałam ją. Chłopak złapał moją drugą dłoń. — Powoli Madzia — uśmiechnął się lekko. — Patrz na mnie, dobra? — poprosił, a ja kiwnęłam głową. On powoli się cofał, a ja szłam do przodu. — Nie zauważyłem wcześniej, że masz piegi — zaśmiał się cicho.
—Wychodzą mi jak ja wychodzę na słońce — powiedziałam.
—Urocze są — stwierdził z uśmiechem na co ja lekko przekrzywiłam głowę. —Dobra, a teraz powoli usiądź — powiedział. Dopiero wtedy zorientowałam się, że już weszliśmy na tę nieszczęsną kładkę.
—O matko — powiedziałam wystraszona i mocniej złapałam się Bartka.
—Ała, gnieciesz mi ręce — zaśmiał się, a ja przepraszająco spojrzałam na niego. Udało nam się powoli usiąść.
—O kurwa — rzuciłam i złapałam się za kolano Bartka, gdy kładka się lekko zakołysała.
—Ała! — krzyknął. Momentalnie puściłam jego nogę. — Tak to się kończy, gdy dziewczyny mają szpony jak stąd do Gdańska — mruknął.
—Wcale nie mam aż tak długich — powiedziałam oburzona. — Lekko wystają mi za opuszek palca. — Pokazałam dłoń.
—No dobra, niech ci będzie. — Wywrócił oczami, ale i tak lekko się uśmiechnął.
Wyjęłam z torebki nasze napoje, które kupiliśmy przed przyjazdem tutaj. Podałam Bartkowi jego colę i sama otworzyłam swojego Sprite'a. Definitywnie byłam fanką kwaśniejszych napojów. Bartek przysunął swoją butelkę do mojej, więc z rozbawieniem się z nim stuknęłam.
—Za... W sumie to nie wiem za co — zaśmiał się. — Po prostu za wszystko.
—"Za nas" tak trochę głupio brzmi — stwierdziłam.
—No właśnie to chciałem powiedzieć najpierw, ale się powstrzymałem.
—No to niech będzie za wszytko — wyręczyłam go w wymyślaniu. Oboje upiliśmy kilka łyków z naszych butelek. Zaczęliśmy rozmawiać.
—W ogóle nigdy nie byłam w tej części Krakowa — powiedziałam nagle.
—Bartek Kubicki bawi i uczy — zaśmiał się chłopak. Przewróciłam oczami.
Rozmawialiśmy na naprawdę różne tematy. Od ulubionych filmów i piosenek, przez jakieś głupie historie z nastoletnich lat, aż po sprawy rodzinne. Nie zagłębialiśmy się zbytnio w te tematy... A przynajmniej ja się nie zagłębiałam, bo Bartek nie miał żadnej blokady, aby zapytać:
—A twoja mama? — Na to pytanie poczułam jak mój żołądek zaciska się w supeł. — Mówiłaś o swoim tacie, swojej kuzynce, a o mamie nic.
—Moja mama... — powiedziałam cicho. Ten temat od 2016 roku jest dla mnie bardzo ciężki. Raczej nie dzielę się tym z nikim. — Moja mama... No przecież wiesz, że to dzięki niej nazwałam studio tak jak nazwałam — wybrnęłam. — Przecież mówiłam ci o tym wtedy, gdy pomagałeś mi w wyprowadzce — zaśmiałam się nerwowo.
—No i nic oprócz tego nie wiem — zauważył zresztą słusznie. Westchnęłam ciężko.
—Moja mama... moja mama nie żyje — powiedziałam cicho. — Zmarła w 2016 roku — dodałam.
—Przepraszam... — powiedział chłopak dopiero po chwili.
—Przecież nie wiedziałeś — westchnęłam. — W sumie to mało kto wie — dopowiedziałam nieco ciszej.
—Poważnie? — zdziwił się.
—Tak — odpowiedziałam. — Pomimo tych wszystkich lat, które minęły to dalej nie potrafię o tym mówić. To dla mnie dość ciężki temat, bo to właśnie mamie zawdzięczam wiele rzeczy. Byłyśmy naprawdę blisko.
—Nie dziwię ci się, w końcu była twoją mamą i na pewno ci na niej zależało — powiedział cicho. — Jak... — zaczął, a ja od razu zrozumiałam o co mu chodzi.
—Wypadek samochodowy — powiedziałam szybko. — Cieszę się, że mimo tego nie mam oporów, aby jeździć samochodem ani siedzieć za kierownicą — lekko się uśmiechnęłam.
Ku mojemu szczęsściu to było ostatnie pytanie związane z moją mamą. Zmieniliśmy temat, ale nie porozmawialiśmy zbyt długo, bo nagle niebo się zachmurzyło i zaczął padać deszcz... a raczej zaczęła się totalna ulewa.
—Takiej wody się nie boję — zaśmiałam się, gdy przemoczona do suchej nitki usiadłam na miejscu pasażera w samochodzie chłopaka. — Deszcz akurat kocham — dodałam z szerokim uśmiechem.
—Serio? — zdziwił się Bartek. — Naprawdę coraz bardziej mnie zadziwiasz, Madzia — parsknął, a ja poczułam dziwne ukłucie w sercu. Przez pytanie o mamę ogarnęła mnie lekka melancholia, którą starałam się ukryć przed szatynem. Zauważyłam, że dziwnie szybko wyłapuje moje zmiany nastroju. Użycie tego zdrobnienia, którym mnie przed chwilą nazwał jeszcze bardziej pogłębiało ten stan. Czemu nie lubię, gdy ktoś mówi na mnie Madzia? Bo właśnie tak mówiła do mnie mama. Teraz jedynej osobie, której z czystym sumieniem na to pozwalam jest tata. Nie wiem czemu, jak i w ogóle jakim prawem, ale powoli do tego grona dołącza również Bartek.
—Jedziemy do mnie? — zaproponował, gdy wyjechał już z placu, na którym zaparkował.
—Słucham? — Spojrzałam na niego zdziwiona.
—No miło nam się rozmawia, więc po co mamy to kończyć? — zapytał ze śmiechem.
✩✩✩
—Mówiłaś coś o śpiewaniu — przypomniał Bartek, gdy już rozsiedliśmy się u niego w mieszkaniu.
—Co? — zapytałam zdziwiona, ale po chwili zrozumiałam, że chodzi mu o nasz wcześniejszy temat rozmowy w samochodzie. — A no tak. No to śpiewałam, gdy miałam te czternaście, piętnaście czy nawet szesnaście lat — powiedziałam z nadzieją, że chłopak nie będzie chciał ciągnąć tematu.
—A kiedy zaczęłaś? — zapytał i ja już wiedziałam, że moje nadzieje poszły w las.
—Miałam chyba osiem lat — westchnęłam.
—Zaśpiewasz mi coś? — zapytał ze śmiechem chłopak.
—Bartek... — Spojrzałam na niego z politowaniem. — Ja nie śpiewałam przy nikim odkąd, po śmierci mamy, z tego zrezygnowałam — powiedziałam cicho.
—Jeżeli nie chcesz, to rozumiem — powiedział i lekko się uśmiechnął. Westchnęłam.
—Chodzi o to, że to dzięki mamie zaczęłam śpiewać — wyznałam. Nie wiem skąd wzięła się u mnie ta szczerość. Nie mówiłam o tym dosłownie nikomu. — Po wypadku nie potrafiłam śpiewać bez myśli o niej — ciągnęłam. — Rzuciłam zajęcia i poszłam w fotografię — powiedziałam. Koniec chwili szczerości.
—I od tamtej poty naprawdę przy nikim nie śpiewałaś? — zapytał. Pokręciłam głową. — I na pewno nie chcesz tego zmienić? — znowu zapytał, a ja znowu pokręciłam głową. — Rozumiem — westchnął i znowu lekko się uśmiechnął.
Zmieniliśmy temat rozmowy, ale nawet mimo tego myślami cały czas byłam przy moim śpiewaniu. Minęło siedem i pół roku odkąd ostatni raz zrobiłam to na poważnie. Nikt, ale to nikt z osób, które poznałam po wypadku nie wiedział o mojej umiejętności śpiewania i nikt, ale to nikt nie słyszał mnie śpiewającej po wypadku. Przy pierwszym punkcie pojawił się właśnie wyjątek, którym stał się Bartek. Czy przy drugim też tak będzie? Odetchnęłam i podjęłam decyzję.
—Dobra, zgoda — powiedziałam ni stąd, ni zowąd.
—Co? — zapytał zdziwiony Bartek. Moja chwila odwagi była naprawdę niespodziewana.
—Mogę zaśpiewać — odpowiedziałam.
—Poważnie? — Chłopak jeszcze bardziej się zdziwił.
—Tak... Chyba — powiedziałam cicho. — Ale nie masz szans, że zaśpiewam acappella — zaznaczyłam od razu. Bartek uśmiechnął się lekko.
—Chyba mogę coś na to poradzić — stwierdził tajemniczo. — Chodź ze mną — powiedział, wstając z kanapy. Również wstałam. Poszliśmy do sypialni szatyna.
—Oto rozwiązanie problemu! — oznajmił, pokazując instrument.
—Keyboard? — zapytałam zdziwiona. Bartek pokiwał z uśmiechem głową.
—Umiesz coś zagrać? — Spojrzał na mnie.
—Umiem — westchnęłam. Szatyn podszedł do urządzenia i je włączył. Ustawił odpowiedni tryb.
—To dawaj. — Pokazał instrument. Wepchnęłam się pod ścianę, aby usiąść na stołku przy klawiszach. Chłopak usiadł na swoim łóżku.
—Witam w Mam Talent — zaczął chłopak, a ja spojrzałam na niego jak na idiotę. — Jak się pani nazywa, ile ma pani lat, skąd pani przyjechała i co pani zaśpiewa? — zapytał.
—Jesteś głupi — stwierdziłam.
—Proszę nie obrażać jurora! — Bartek udał oburzenie. Westchnęłam ciężko.
—Nazywam się Magda Wolska — zaczęłam i lekko się uśmiechnęłam, gdy wypowiedziałam swoje panieńskie nazwisko — mam dwadzieścia trzy lata i jestem z Wrocławia. Dzisiaj wykonam utwór... — przerwałam na chwilę, decydując się czy na pewno chcę zagrać piosenkę, o której pomyślałam w pierwszej kolejności — ... cardigan autorstwa Taylor Swift — dokończyłam.
Moja ulubiona piosenko, nie zawiedź mnie.
—Proszę bardzo. — Bartek szeroko się uśmiechnął. Odetchnęłam i zaczęłam grać, a chwilę po tym śpiewać.
(Aby wczuć się w klimat zachęcam do włączenia piosenki znajdującej się w mediach ~ autorka)
Vintage tee, brand new phone
High heels on cobblestones
When you are young, they assume you know nothing
Sequined smile, black lipstick
Sensual politics
When you are young, they assume you know nothing
But I knew you
Dancin' in your Levi's
Drunk under a streetlight, I
I knew you
Hand under my sweatshirt
Baby, kiss it better, I
And when I felt like I was an old cardigan
Under someone's bed
You put me on and said I was your favorite
A friend to all is a friend to none
Chase two girls, lose the one
When you are young, they assume you know nothing
But I knew you
Playing hide-and-seek and
Giving me your weekends, I
I knew you
Your heartbeat on the High Line
Once in twenty lifetimes, I
And when I felt like I was an old cardigan
Under someone's bed
You put me on and said I was your favorite
Chwilę przed ostatnią zwrotką była muzyczna przerwa. Wczułam się i już bez żadnego stresu grałam piosenkę. Praktycznie w momencie, w którym miałam zacząć śpiewać, blisko nas usłyszałam grzmot, a dwie sekundy później pokój Bartka rozjaśnił się białym błyskiem. Keyboard przestał grać. Zdziwiona spojrzałam na chłopaka.
—Chyba wywaliło korki — stwierdził zdziwiony.
—W takim razie koniec występu — powiedziałam szybko. Zauważyłam, że Bartek otwiera buzię prawdopodobnie, aby zachęcić mnie do dalszego śpiewania, więc posłałam mu groźne spojrzenie. Musiał je zauważyć, ponieważ westchnął.
—No Madzia — przedłużył ostatnia literkę.
—Mówiłam, że nie będę śpiewać acappella — przypomniałam.
—Proszę, tak dobrze ci szło. — Spojrzał na mnie błagalnie. Pokręciłam głową. — No weź, chcę wysłuchać do końca. — Lekko zdziwiłam się na te słowa. Mimo tego wciąż trwałam przy moim zdaniu.
—Bartek, nie.
—No nie daj się prosić, masz taki piękny głos.
—Naprawdę? — zapytałam zdziwiona.
—No oczywiście — teraz to szatyn się zdziwił. — Nikt ci nigdy tak nie powiedział? — spytał.
—Ogólnie to... — Temat mojego śpiewania jest dla mnie naprawdę ciężki. I nie chodzi tutaj nawet o mamę. — Ogólnie to, gdy próbowałam się przełamać — zaczęłam — i śpiewałam przy Michale, to mówił mi, że mam nie wymyślać. Uznałam, że to przez to, że skoro przez tyle lat nie śpiewałam to po prostu nie umiem już tego robić — wyznałam. Nagle Bartek wstał i podszedł do mnie, aby położyć mi dłoń na ramieniu i powiedzieć:
—Śpiewasz PIĘKNIE, Magda — uśmiechnął się. — Jeżeli chcesz to śpiewaj dalej, jeżeli nie to możemy na tym skończyć — powiedział i wrócić na swoje miejsce. Wpatrywał się we mnie oczekująco. Westchnęłam, policzyłam do trzech i zaczęłam śpiewać.
To kiss in cars and downtown bars was all we needed
You drew stars around my scars
But now I'm bleedin'
'Cause I knew you
Steppin' on the last train
Marked me like a bloodstain, I
I knew you
Tried to change the ending
Peter losing Wendy, I
I knew you
Leavin' like a father
Running like water, I
And when you are young, they assume you know nothing
But I knew you'd linger like a tattoo kiss
I knew you'd haunt all of my what-ifs
The smell of smoke would hang around this long
'Cause I knew everything when I was young
I knew I'd curse you for the longest time
Chasin' shadows in the grocery line
I knew you'd miss me once the thrill expired
And you'd be standin' in my front porch light
And I knew you'd come back to me
You'd come back to me
And you'd come back to me
And you'd come back
And when I felt like I was an old cardigan
Under someone's bed
You put me on and said I was your favorite
Gdy skończyłam śpiewać, Bartek wstał i zaczął klaskać.
—Należy się złoty przycisk! — powiedział z uśmiechem. — Nie mamy go przez cięcia budżetowe — zaśmiał się.
—Przesadzasz — stwierdziłam i lekko przechyliłam głowę.
—Nieprawda — chłopak od razu zaprzeczył. — Masz naprawdę ładny głos i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będę mógł go usłyszeć — uśmiechnął się szeroko.
—Dziękuję — szepnęłam. — Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top