Rozdział 10. Porozumienie stron
Gdy się obudziłam, na zegarku stojącym w sypialni zobaczyłam 5:46. Świetnie, jak zawsze stres przed jakimś ważniejszym wydarzeniem w moim życiu doprowadza do zbyt wczesnej pobudki. Próbowałam jeszcze zasnąć, ale oczywiście nic nigdy nie mogło pójść po mojej myśli. Wstałam z łóżka równo o szóstej.
Marzec minął zadziwiająco szybko. Jeśli chodzi o moje życie prywatne to udało mi się wydekorować mieszkanie i z ulgą oficjalnie się do niego wprowadziłam. Naprawdę się cieszę, że już nie siedzę Wice na głowie. Natomiast w życiu towarzyskim... Moje relacje z ludźmi, których poznałam niedawno naprawdę się polepszyły. Kilka razy pojawiłam się na spotkaniach Trzech Króli z ich dziewczynami (na każde z nich Wiktoria zabrała mnie podstępem) oraz z trzy razy zawitałam również w domu Genzie. Ale to akurat przez Bartka. Jeśli o niego chodzi to w przeciągu tego miesiąca, który minął naprawdę się do siebie zbliżyliśmy. Widujemy się prawie codziennie, ponieważ chłopak stwierdził, że wspaniałym pomysłem będzie przywożenie mi kawy do studia.
—Ale ty naprawdę nie musisz tego robić — powiedziałam pewnego dnia.
—Przesadzasz — stwierdził szatyn i dosłownie wepchnął mi papierowy kubek do ręki. — W ogóle co powiesz na małą przerwę koło trzynastej i obiad z pewnym przystojniakiem? — zapytał.
—A gdzie ten przystojniak jest? — rzuciłam z przekąsem.
—Stoi tuż przed tobą — odpowiedział i złapał się pod boki. Wywróciłam z rozbawieniem oczami.
Oczywiście oprócz bardzo częstego widywania się wymienialiśmy również kilka wiadomości dziennie. Tak, przez cały ten miesiąc nasza relacja stała się jeszcze lepsza.
Dzisiaj natomiast... Dzisiaj natomiast jest jeden z cięższych dni mojego życia.
Po w staniu z łóżka przeszłam do kuchni, aby wypić kubek porannej kawy. O śniadaniu nawet nie myślałam. Po pierwsze jak dla mnie było na razie na nie za wcześnie, a po drugie wiedziałam, że kiedy jak kiedy, ale dzisiaj go w siebie na pewno nie wcisnę. W czasie oczekiwania na to, żeby woda w czajniku się zagotowała zobaczyłam, że ekran mojego telefonu się rozświetlił. To była nowa wiadomość.
Tata: Przepraszam kochanie, nie dam rady dzisiaj przyjechać.
Jeżeli po wszystkim będziesz chciała porozmawiać to bardziej wieczorem.
Kocham Cię i powodzenia ❤
Westchnęłam ciężko.
Ja: Szkoda, że nie udało Ci się wszystkiego załatwić... No ale rozumiem.
Dziękuję za życzenie mi powodzenia chociaż mam wrażenie, że się nie przyda, bo raczej wszystko pójdzie dobrze.
Co do rozmowy to zobaczę wieczorem czy będę miała jakiekolwiek chęci...
Ja Ciebie też kocham ❤
A do ostatniej chwili miałam nadzieję, że tacie uda się ogarnąć wszystkie sprawy w jego kancelarii i przyjechać dzisiaj do Krakowa... Jak zawsze to co bym chciała mieć różni się od tego co faktycznie mam.
Po mieszkaniu kręciłam się do mniej więcej dziewiątej. Nie potrafiłam znaleźć sobie odpowiedniego miejsca. Czułam jak wszystkie płyny, gazy i inne komórki w moim organizmie powoli zostają zastępowane przez stres. Mam nadzieję, że o niczym nie zapomnę.
Chwilę po dziewiątej poszłam do łazienki, aby zacząć się szykować. Wzięłam prysznic, a zaraz po nim rozpoczęłam nakładanie na moją twarz makijażu. Kiedy jak kiedy, ale dzisiaj musiałam wyglądać perfekcyjnie. Matko, czemu ja się w ogóle tak staram. Przecież z tym człowiekiem, którego zobaczę dzisiaj na sali sądowej po wyroku sędzi nie będzie mnie łączyło już nic. Ale przez ostatnie prawie siedem lat łączyło nas bardzo dużo... Zwłaszcza przez ostatnie dwa lata – mieszkanie, nazwisko, życie, obrączki na naszych dłoniach... Po jaką cholerę brałam z nim ślub? Przecież uważałam, że to zdecydowanie za szybko! No tak, przecież musiałam się zgodzić. Zgadzałam się na wszystko co tylko mi zaproponował.
Po dziesiątej byłam już gotowa do wyjścia. Zrobiłam delikatny (ale widoczny!) makijaż, wyprostowałam włosy, ubrałam się w czarną, przylegającą sukienkę za kolano i do tego biały sweter. W torebce miałam najpotrzebniejsze rzeczy na czele z dowodem osobistym i wezwaniem do sądu. Miałam również coś co miałam w planie wykorzystać dopiero po rozprawie. Nie mogłam przedłużać wyjścia. Odblokowałam telefon, aby napisać wiadomość.
Ja: Mogę już przyjechać?
Wiczka💖: Jeżeli czujesz, że jesteś już gotowa to oczywiście, że tak.
Ja: Będę za maksymalnie pół godziny.
Zamówiłam Ubera. Czułam, że dzisiaj nie jestem w stanie prowadzić, a musiałam jakoś dostać się do mieszkania Wiki, która miała jechać ze mną w charakterze mojego wsparcia. Nie dałabym rady sobie sama po wyjściu z tej przeklętej sali sądowej. Nie skoro wiem, że będzie tam on i to pewnie w komplecie z nią. Przecież jego wspaniała kochanka nie mogłaby przegapić okazji do oglądania rozwodu. Jak dobrze, że na sali będę tylko ja, Michał, nasi prawnicy i skład sędziowski. Jak dobrze, że Michał ma takie znajomości. Przynajmniej raz na coś się przydał.
Nerwowo krążyłam po mieszkaniu. Biorę rozwód. Jak to abstrakcyjnie brzmi. R-O-Z-W-Ó-D. Przecież niecałe dwa lata temu stałam w urzędzie stanu cywilnego i w białej, skromnej sukience składałam przysięgę małżeńską. Ja wiedziałam, że to był głupi pomysł. No ale czego się nie zrobi dla osoby, którą się kocha, tak? Przecież, gdy jest się niepewnym związku, a partner pada na jedno kolano z pytaniem czy się za niego wyjdzie to oczywistą oczywistością jest to, że trzeba się zgodzić, bo się go kocha i nie chce się go zranić. Przecież, gdy już doszło do tych nieszczęsnych zaręczyn to trzeba się zgodzić na ślub trzy miesiące później, bo swojego narzeczonego się kocha i chce się spędzić z nim resztę życia. A mogłam z nim zerwać wpizdu tak jak radziła mi Wika, gdy po tamtej imprezie dowiedziałam się, że całował się z inną laską. Oszczędziłabym sobie tylu nerwów z jego powodu. Ale nie, przecież on kocha swoją Madziulę (okropne zdrobnienie, nienawidzę go jeszcze bardziej niż Madzi), a jego Madziula kocha go. Naprawdę byłam głupia. Tylko czemu doszło to do mnie w dniu naszego rozwodu?
Dostałam wiadomość, że Uber już czeka, więc założyłam czarne szpilki, jeszcze raz przejrzałam się w lustrze, zabrałam torebkę i wyszłam z mieszkania. Zamknęłam drzwi i zjechałam na parter. Po wyjściu przed blok, wsiadłam do czekającego na mnie samochodu. Podałam adres mieszkania mojej przyjaciółki. Kierowca ruszył.
✩✩✩
—Wierzę, że dasz sobie radę — powiedziała po raz kolejny Wiktoria, gdy we dwie siedziałyśmy pod salą, w której lada moment miała rozpocząć się rozprawa. — Przeszłaś już przez tyle rzeczy, że na pewno sobie poradzisz z tym. — Chyba zauważyła, że z nerwów bawię się palcami, ponieważ objęła moje dłonie swoimi. — Lena, popatrz na mnie — poprosiła. Zrobiłam to. — Jesteś silna, więc na pewno sobie poradzisz. Macie wszystko ustalone, więc to będzie naprawdę chwila.
—Pani Magdo, możemy już wchodzić — powiedział stojący obok nas mężczyzna. Kiwnęłam głową i wstałam ze swojego miejsca. Wiktoria wstała ze mną.
—Kocham cię, dasz sobie radę — wyszeptała, przytulając mnie.
—Ja ciebie też — odpowiedziałam i również ją objęłam. Stałyśmy tak przez chwilę, po której odwróciłam się, kiwnęłam głową w stronę prawnika i weszłam na salę.
Zaczynamy zabawę.
✩✩✩
—Sąd Okręgowy w Krakowie w składzie przewodniczącej Anny Woźniak oraz sędziów Jakuba Michalskiego i Marty Zalewskiej w dniu 19 kwietnia 2024 roku rozwiązuje przez rozwód małżeństwo zawarte 6 sierpnia 2022 roku przez panią Magdalenę Lenę Kamińską z domu Wolska oraz pana Michała Kamińskiego. Rozwód odbył się za porozumieniem stron.
Po tych słowach sędzia coś jeszcze mówiła, ale nawet nie pamiętam co to było. Z transu wpatrywania się w w siedzącego naprzeciwko mnie Michała wybiło mnie szturchnięcie przez prawnika.
—Pani Magdo, musi pani podpisać dokument. — Dobiegł do mnie głos mężczyzny, lecz moje uszy postanowiły go stłumić. Nie pamiętam momentu, gdy brałam do ręki długopis i podpisywałam kartkę swoim imieniem i panieńskim nazwiskiem. Za to dokładnie pamiętam jak po wyjściu z sali podbiegła do mnie Wika.
—Już po wszystkim, Lena — wyszeptała mocno mnie przytulając. — Jesteś silna, wiesz? — spytała cicho i spojrzała mi w oczy.
—Życie mnie nie lubi — mruknęłam i ponownie ją przytuliłam. — Dziękuję za wszystko, Wiczka — szepnęłam.
—Zawsze możesz na mnie liczyć. Idziemy? — zapytała, wyjmując telefon. Prawdopodobnie chciała zadzwonić po Przemka, który nas tutaj przywiózł.
—Możesz zadzwonić, ja muszę załatwić jeszcze jedną rzecz — powiedziałam i pewnym krokiem ruszyłam w stronę stojącego przy drzwiach chłopaka. — Michał! — Zwróciłam jego uwagę na mojej osobie. Blondyn nie zdążył nic powiedzieć, ponieważ kontynuowałam: — Daj rękę.
—Co? — zapytał zdziwiony.
—Daj rękę — powtórzyłam. — Szybko, nie mam całego dnia.
Zdziwiony chłopak podał mi swoją dłoń. Wcisnęłam mu coś co wcześniej wyciągnęłam z torebki.
—Cześć — powiedziałam z uśmiechem i wróciłam do Wiktorii.
—Co ty mu tam dałaś? — zapytała zdziwiona. Skubana pewnie cały czas nas obserwowała.
—Obrączkę i pierścionek zaręczynowy.
✩✩✩
—Na pewno nie chcesz, żebym z tobą posiedziała? — zapytała Wika, gdy jej chłopak zatrzymał swój samochód pod moim blokiem.
—Nie trzeba — uśmiechnęłam się smutno. —Chciałabym pobyć trochę sama — wyjawiłam.
—Rozumiem — westchnęła dziewczyna. — Jakby co to wiesz gdzie mnie szukać i gdzie dzwonić — dorzuciła. Kiwnęłam głową i wysiadłam z samochodu. Pomachałam parze i weszłam do swojej klatki.
Po dotarciu do mieszkania pierwszym co zrobiłam było przebranie się w luźne ciuchy. Następnie związałam włosy i zmyłam makijaż. No a teraz mogę cieszyć się wolnością, którą w dniu dzisiejszym otrzymałam z powrotem. Tylko najpierw sobie trochę popłaczę. Sama. Pod kołdrą. W swojej sypialni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top