[ 𝐒𝐂𝐄𝐍𝐀 𝐈𝐈 - 𝐓𝐎 𝐊𝐎𝐆𝐎 𝐖𝐈𝐃𝐙𝐈𝐌𝐘 ]
Letni klimat oraz harmonia, do której dochodziły miłe, ale też ciepłe promienie słoneczne wkradające się zza okno jednego z pokoi agencji dodawały przebywającym na jej terenie osobą potrzebnej im dawki energii, żeby rozpocząć to też nowy dzień. Budynek, w którym wszystko wokół zaczynało pobudzać się do życia, był niczym więcej, aniżeli już wcześniej wspomnianą agencją, należącą do nowego zawodowego bohatera, który już od kilka ładnych lat prezentował się dumnie na swoim miejscu. Mowa tu mianowicie o dobrze wszystkim znanym oraz rozpoznawalnym człowieku, którego twarz mimo pokazana była tylko nielicznemu gronu jego najbliższych przyjaciół, to i tak zyskiwał on gdziekolwiek się tylko pojawił coraz większą popularność no i przede wszystkim sławę. Dream, bo też właśnie takie imię nosił osobnik, który dumnie dzierżył miano obrońcy ludzkości Ameryki, w tym właśnie konkretnym momencie, siedział w swoim biurze, by też w dłoni mógł on po kolei to przekładać poszczególne papiery, dotyczące sprawy pewnego niebezpiecznego złoczyńcy, który już od kilkunastu miesięcy przyprawiał ich i kilku innych jego współpracowników o kłopot.
Układając swoje nogi na już i tak pełnym zbędnych rzeczy biurku (A gdyby tylko George go zauważył, że znowu jak to mówił: ,,Nie szanuję swoich mebli", już czuł jak jego głowa wisiałaby obok kilku innych płaszczy na wieszaku obok!) rozsiadł się wygodniej w swoim ulubionym i miękkim fotelu, by ponownie zacząć przemieszczać w swoich okrytych białymi rękawiczkami dłoniach kartki, na których informacje zawarte były dla niektórych cenniejsze niż złoto. Mieściły się na nim bowiem, wcześniej wspomniane fakty, które były znane, ale też wydedukowane przez wielu znakomitych uczonych, ale też osoby zawodowo zajmujące się analizą indywidualności. Fakty, dotyczące nikogo innego aniżeli samego Technoblade'a, który już od kilku ładnych tygodni był tematem goszczących na ustach wielu tutejszych dziennikarzy oraz mieszczan, którzy momentami z strachem wypowiadali samo jego imię.
Sceny, które zostawiał po sobie przyprawiły o ciarki już nie jednego dorosłego mężczyznę, bądź też kobietę, który to byli tymi nieszczęśnikami, by to właśnie im się udało trafić na miejsce zbrodni, jeśli można je nawet było tak nazwać. Nikt nie mówił o tym co widział, jednak czyny mówiły za siebie w momencie kiedy jeden z dopiero co debiutujących, nowy na tym rynku branży młody-dorosły musiał zapisać się na poważną terapię, z której dostał wypis dopiero po trzech tygodniach. Mówiąc prościej oraz krócej, z tym co robił ten przestępca nie było żartów, a ta zasada była wpajana każdemu, kto chociaż raz o nim usłyszał, albo miał chociażby najmniejszą styczność z jego osobą. W taki sposób też, TechnoBlade, a jak się później udało dowiedzieć przepytując jednego z rzekomo współpracujących z nim drobnego złodziejaszka Król Czerwieni nie był kimś obok kogo można było przejść na spokojnie, nie mając pewnego rodzaju koszmarów powiązanych z tym co zrobił.
Młody Clay tylko siedział przy wcześniej wspomnianym biurku w komfortowej dla niego samego pozycji, teraz już jak można było zauważyć w bardziej spiętej przybranej przez niego pozie, która mówiła o nim o wiele więcej, aniżeli można by było się domyślić. Jego ramiona do tej pory opuszczone, teraz wyraźnie wbrew jego woli przemieściły się i powędrowały lekko w górę , by też jego wartość na swoim ulubionym fotelu odbierana była przez ewentualnych wchodzących do pokoju jako bardziej zdekoncentrowana i wyprowadzona z równowagi. Sam mężczyzna, oddychając tylko niemalże chwiejnie po chwili tych kilku niepewnych momentów już kompletnie się poddał i na znak bezsilności opuścił i rozluźnił wszystkie swoje dotychczas naprężone mięśnie, by opaść na mebel, na którym się rozsiadł. Papiery w tym samym czasie, które do tej pory były przez niego dzierżone teraz tym którym się udało zostały odłożone na swoje miejsce na kawałku desek, podczas gdy też parę z nich niestety nie uniknęło swojego losu przed niekontrolowanych upadkiem na podłogę (Na szczęście!) pokrytą miękkim dywanem. Westchnął bezdźwięcznie ukazując oraz wypuszczając z samego wnętrza siebie tym samym swoją frustrację, która najprawdopodobniej gotowała oraz zbierała się w nim przez cały ten czas od swojego przyjścia tutaj. Chciał w końcu mieć już ten cały mentlik za sobą, zapomnieć o tym wszystkim i może najlepiej jeśli by się dało zarezerwować jakiś samolot i odlecieć nim w jakieś cieplejsze strony, jednak dobrze wiedział iż bycie zawodowym bohaterem, a w dodatku tym pierwszym, na którego każdy najmniejszy ruch spoglądało mnóstwo innych młodych ludzi oraz jak każdy tego chciał przyszłych nowych aspirujących bohaterów. Jedyne na co w tej chwili się odważył to tylko zarzucone jednemu z swoich segregatorów na półce zrezygnowane spojrzenie, by poczuć jak jego ciało coraz bardziej staję się jednością z fotelem, lecz nie miał zamiaru z tym walczyć i oddał się temu, ignorując wszystko wokół.
Z jego stanu wywarło go dopiero delikatne pukanie drzwi, które odbiło się dźwięcznym echem w jego uszach oraz zostawiło ono w sobie nic innego aniżeli pewnego rodzaju zrozumienie oraz doinformowanie związane z tym, kto mógł właśnie złożyć mu wizytę. Jego przewidywania zostały natychmiast rozwiane wraz z chwilą kiedy przez drzwi do jego agencji nie wszedł nikt inny aniżeli sam detektyw, który odpowiedzialny był za rozwiązane większej ilości spraw, aniżeli byłby się w stanie do tego przyznać. Wbrew temu jednak, Wilbur (Bo też taki był jego pseudonim podczas jego misji!) znał swoją własną wartość oraz to, jaką też cenną osobą potrafił być w dłoniach niektórych bohaterów. Nie dał się jednak manipulować, dlatego ci którym się wydawało, iż przez jego z początku jak się mogło wydawać nieśmiały charakter będą mieli okazję na wyciśnięcie z niego jak największej ilości korzyści oraz plusów, grubo się mylili myśląc właśnie tak. Nowo przybyły mężczyzna tylko uśmiechnął się delikatnie do swojego współpracownika już w wielu wspólnych sprawach jakie mieli, by tylko czekać z cierpliwością na reakcję tego, do którego też na teren biura wtargnął. Sam Dream natomiast odwzajemnił jego pogodny wyraz twarzy, aczkolwiek nawet nie próbując ukryć swojego zmęczenia. Podciągając się zatem tylko na swoim aktualnym miejscu siedzenia, spojrzał swojemu nowo co przybyłemu towarzyszowi prosto w oczy, (Chociaż drugi i tak zapewne ich nie widział!) aby po odchrząknięciu w swoją dłoń stuknąć kilka razy swoim palcem blisko miejsca naprzeciwko znajdującego się w pobliżu krzesła, sygnalizując tym samym drugiemu, by ten usiadł. On jednak pomachał przyjaźnie swoją dłonią w geście odmowy, odkładając ten prosty temat jakby na inny tor i po swoim własnym zawzięciu dość głębokiego, kontrolnego wdechu móc przemówić oraz zdradzić to, po co tak naprawdę tutaj przybył.
- Mam nowe informację związane z sprawą naszego pana w pelerynce. - Odchrząknął tylko po tym, by po podniesieniu do góry lekko swojego płaszcza mógł on wyciągnąć z jednej z kieszonek pewnego rodzaju mały folder, który przerzucił na już i tak zapełnione innymi przedmiotami biurko. Jego mina przez cały ten czas łagodna, przybrała teraz poważnego wyrazu, by sama osoba nosząca ją mogła przysunąć do swojego rozmówcy saszetkę.
- Co tym razem? - Mruknął tylko niezadowolony mężczyzna w jaskrawo-zielonej bluzie, która była nieodłączną częścią jego wizerunku jako bohatera, by tylko mógł sięgnąć po podsuwaną mu rzecz, aby w pewnym momencie kiedy to w końcu dostała się w jego dłonie rozpoczął ją wpierw ostrożnie oglądać, by nie naruszyć zawartości w jej wnętrzu. Po pewnym dość krótkim momencie rozpatrywania przekazanego mu przedmiotu, naderwał podręcznym nożykiem w pobliżu jego otwór, by jego oczom po wyłożeniu znajdujących się na mebel przed nim kartek dostrzec jak to co zostało mu dane nie było niczym innym, aniżeli zdjęciami, które najprawdopodobniej zostały zrobione przez jakiegoś amatora, ponieważ nie należały do najlepszych, a niektóre z nich nawet były strasznie zamazane. Bohater tylko przeglądał te kilka fotografii, nie potrzebując dużo czasu na domyślenie się o co też mogło w nich chodzić, by w pewnej chwili podnieść swój opuszczony wzrok oraz zjednoczyć go z tym mężczyzny w musztardowo-żółtym swetrze. - Był na dachu? To ciekawe, zazwyczaj się nie ujawnia... - Powiedział, mówiąc to jakby do samego siebie, by móc tylko ponownie zwrócić całą swoją uwagę na zdjęcia oraz odetchnąć w pewnym momencie, czekając od drugiego na jakąś sensowną odpowiedź.
- Podobno zobaczenie go było kompletnym zbiegiem okoliczności, osoba która robiła te zdjęcia była w trakcie robienia fotografii swoim przyjaciołom. Dopiero kiedy wrócili do domu oraz było już po fakcie zdecydowali się na zawiadomienie policji, a ta, mnie. - Mówiąc to wyższy z zaistniałej dwójki tylko ponownie rozpoczął się rozglądać po pomieszczeniu do jakiego kilkanaście minut temu wszedł, by nadal jednak nie skorzystać z podarowanej mu propozycji oraz odmówić zasiąścia na krześle naprzeciw zawodowego bohatera. Zamiast tego, jedyne co był w stanie z siebie wydusić to pojedyncze westchnięcie, za którym niedługo potem nadeszły jego kolejne i nikt nie będzie temu tutaj zaprzeczać dość niepokojące słowa. - Przesłuchałem po kolei osoby, które były na miejscu, po kilku godzinach robienia tego pewna kobieta stwierdziła, iż widywała go dość często na tamtym dachu, jednak nie zwracała na to najmniejszej uwagi, ponieważ ani razu nie zadecydował się skoczyć, dlatego nie wzywała policji. - Pomachał na boki swoją ręką jakby na potwierdzenie tych słów, by na sam koniec burknąć coś niezrozumiałego dla jego towarzysza, który starał się ułożyć to wszystko jakoś w międzyczasie w jakąś ładną i logiczną dla niego prawdę.
Brunet nie musiał długo czekać na jakąś reakcję z jego strony, czy też odpowiedź, gdyż drugi niemalże natychmiast po podparciu się o najprawdopodobniej mebel wykonany z dębu podszedł do tablicy korkowej, która miała swoje miejsce na ścianie, by pobliską pineską móc przypiąć wręczone mu przed chwilą ujęcie groźnego złoczyńcy. Spoglądał na nie przez dłuższą chwilę, by tylko móc zacząć przeciągać jednym z swoich koniuszków palców a później także resztą kolejno po jakichkolwiek czerwonych wstążkach, które mógłby w tym momencie z sobą połączyć, jednak nie, nie mógł tego zrobić. Jeśli chciał rozwiązać tą nurtującą go od tylu tygodni zagadkę, potrzebował potrzebnych mu wskazówek, ale też oprócz nich niezbędne mu były jakiekolwiek fakty, które mogłyby się ze sobą połączyć, a nie jakieś porozrzucane puzzle. Nie zwlekając jakoś długo, ponownie zjednoczył swój wzrok z tym drugiego mężczyzny, który nawet nie zorientował się kiedy, ale podszedł do niego, by oznajmić mu tym samym, iż czeka na jego dalszą część wypowiedzi, która może (Miał taką nadzieję) rzuciłaby więcej światła na to co się działo. Wyższy natomiast, czując na sobie wzrok piwnych oczu spod osłaniającej ich przykrywki rzucił mu tylko cwany uśmieszek, który tak szybko jak się pojawił, tak też niemalże błyskawicznie zniknął.
- Nasz delikwent znowu zdecydował się zaatakować, pozostawił po sobie dość... Makabryczną scenkę, jednak nie jest to czymś szokującym... - Na jego słowa ciemny blondyn tylko syknął niezadowolony, czując jak krew w jego żyłach na samą myśl o tym co przyszło mu kiedyś zobaczyć właśnie spod ręki ich głównego tematu, o którym właśnie rozmawiali. Cmoknął w geście niezadowolenia, aby przekierować jedną z swoich dłoni na swój kark oraz zacząć początkowo się po nim delikatnie, jednak z każdą kolejną sekundą coraz to bardziej oraz szybciej drapać. Kwestia tego co pozostawiał po sobie ich złoczyńca była kompletnie osobnym tematem do omówienia, wiadomości które podsuwał im na dodatek do zmasakrowanych widoków też często nie były za bardzo... Przyjazne dla otoczenia, ale też nie wiązały się ze sobą w żaden sposób. Jedyne co mogłoby po sobie to przekazać innym naokoło to jakieś kompletnie niezwiązane ze sobą poszlaki oraz tylko jeszcze więcej pytań bez odpowiedzi, aniżeli do tej pory powiązani z ta sprawą mieli. Dream nawet nie miał jakoś za bardzo ukrywać w tym momencie swojego wyraźnie widocznego spięcia w swojej posturze oraz wizerunku twarzy, jaki to malował się centralnie pod maską. W pewnym momencie miał ją nawet ochotę zdjąć, jednak zawahał się, nie wiedząc za bardzo nawet sam dlaczego, bo przecież kwestia tego, iż ufał brunetowi obok niego nie była nawet kwestią sprzeczną do omówienia. Trzymali się razem od momentu ich poznania niczym dwójka braci, która pozwoliła im zacieśnić ich więzy pomiędzy nimi tworząc nierozrywaną przyjaźń, która jak śmieli stwierdzić była w stanie przetrwać nawet i najgorsze burze oraz wichury jakie czekały na nich na horyzoncie.
- Przesłuchałeś ich, do cła? - Kiedy zadawał to pytanie już w głębi samego siebie dobrze znał na nie odpowiedź, jednak coś w głębi jego duszy przez cały ten czas cliło się oraz prosiło o to, by to co miało paść zaraz z ust mężczyzny obok niego były czymś zupełnie innym, aniżeli ten się tego spodziewał. Na jego nieszczęście jednak, nie było tak, a posmutniałe skinięcie głową jakie uzyskał od jego osoby tylko zmusiło go do niczego innego, aniżeli cichego przeklęcia do samego siebie pod nosem, zostawiają go, ale też masę innych osób wplątanych w tą trudną zagadkę w ponowne utkwienie w martwym punkcie. Frustracja jaka w nim teraz się pasała nie była w stanie do opisania przez jakiekolwiek słowa, czy też zwykłe proste czynności, był zdenerwowany tym jak to praktycznie cały ten czas zataczają kółka, pozostawiając ich bez jakichkolwiek punktów zaczepu, z których mogliby chociaż zacząć to całe fiasko od początku. Rozmyte oraz z pewnością chaotyczne rozmyślania ciemnowłosego blondyna przerwały mu kroki butów w jakich to nieodłącznie i niemalże wszędzie chodził Wilbur, co rzecz prawda dodawała to w jakiś dziwny oraz osobisty sposób jego postaci grozy. Charakterystyczne echo skończyło swoją podróż w momencie kiedy właściciel ów obuwia przystopował oraz zdecydował się bez większego wysiłku oprzeć o wcześniejsze wspomniane krzesło, które pod osłoną nagłego ciężaru lekko przechyliło się w bok, zostawiając po sobie delikatnie uchyloną wolną przestrzeń nad podłogą po jakiej chodzili, by dosłownie chwilę później po poprawieniu ostatni raz swojej pozycji mężczyzna o nie oparty mógł przemówić.
- Do cła wszech i wobec. - Stwierdził krótko, samemu zamykając swoje zmęczone oczy, pod którymi znajdowały się już kilkudniowe widoczne worki, świadczące o tym, iż wyższy z zaistniałej dwójki zdecydowanie powinien zażyć należącego mu się odpoczynku, o śnie już nie wspominając ponieważ chyba wszyscy wiedzieli, jaki to też uparty on był w tej kwestii. Kiedy odnajdywał się jakiś śmiałek, który próbował chociaż nawet przez te kilka dane mu minut przekonać chłopaka do tego, by ten zdecydował się może na nawet te półgodzinną drzemkę oraz oderwanie się od tego wszystkiego spotykał się jedynie z początku z wyrozumiałą mimiką, której też brunet był mistrzem w okazywaniu, by w tym momencie droga mogła zboczyć na dwa kierunki. Pierwszy, zarezerwowany tylko dla najbliższych przyjaciół oraz osób z jakimi spotykał się mężczyzna głosił, iż odpowie on swojemu rozmówcy krótkie: ,,Jasne, nie ma sprawy, niedługo pójdę spać, daj mi tylko te kilka minut, jestem tak blisko odpowiedzi do tego!", albo też druga, przeznaczona dla kompletnie losowych osób w jego pracy oraz nowicjuszy, czy też stażystów, którzy zdecydowali się odważyć i podjąć ryzyka przemówienia do detektywa. Ku ich rozczarowaniu jednak, dość szybko bo nawet nie po kilku minutach zostali odsyłani z kwitkiem oraz byli odprawieni z dala od niego najpewniej powiedzeniem: ,,Tak, tak, pójdę ale po skończeniu tej sprawy...", by zostać przez niego w pełni zignorowanym, jeśli dana osoba była nadal uparta i próbowała postawić na swoim. Wilbur był... Swoją własną osobistością, to na pewno. Nie można było mu zaprzeczyć zawziętości oraz upartości, a momentami nawet pewnego rodzaju namiastki skrytości oraz nutki tajemnicy, która otaczała jego osobę gdziekolwiek ten by się nie ruszył. Nie był on jednak człowiekiem złym, a poprzez swoje znajomości wraz z kilkoma zawodowymi bohaterami jakie zawdzięczał swoim kilkuset już rozwiązanym sprawą na terenie całej Ameryki zyskał niemałą popularność. Na ten moment jednak, jedyne na co było stać bruneta to szybkie cmoknięcie ustami, za którym poszło niedługo w parze zdjęcie swojej bordowo-malinowej czapki, jaka przykrywała jego brązowe loki, by po zrobieniu tego móc je przeczesać jedną z swoich dłoni.
- Aż tak źle? - Zapytał się tylko w dość żartobliwy sposób sam Dream, który znając Wilbura przez dość długi okres czasu był w stanie stwierdzić jego zwyczaje oraz odruchy jakie był w stanie wykonać odnosząc się do danej sytuacji. Nie tajemnicą dlatego, czy też wielkim sekretem było dla niego stwierdzić że mimo iż wyższy nie dawał tego po sobie poznawać, a jego twarz utrzymywała swój kamienny oraz na pewien sposób chytry wyraz twarzy, był on tak samo jak bohater z którym właśnie dzielił pokój poirytowany całą tą sprawą.
- Zastanawia mnie tylko jeden fakt... - Mruknął w pewnym momencie, po dość długiej chwili ciszy jaka między nimi nastała, by wyższy z zaistniałej dwójki mógł odwracając się w stronę okna złapać się za swój łokieć, który osłaniał materiał. Nie krzyżując przez cały ten czas podczas swoich krótkich przemyśleń oraz rozważań wzroku z swoim rozmówcą, nie będzie kłamał ale wzbudził w tym na pewien sposób ciekawość w drugim mężczyźnie. Kiedy minął ten upragniony przez drugiego okres wbrew pozorom dość niecierpliwego czekania, a co przy tym szło na swój rodzaj siedzenia na przysłowiowych szpilkach, brunet znajdujący się w pomieszczeniu odpowiedział, to co leżało mu na sercu i tak go męczyło. - Dlaczego na otwartym widoku, dlaczego właśnie akurat teraz? - Blondyn siedzący w wygodnej dla niego pozycji przy biurku nie musiał być pewnego rodzaju geniuszem w odczytywaniu znaków by też domyślić się o co mu chodziło. Wiedział dokładnie też, jakich to argumentów stara się poszukiwać prezentujący się przed nim chłopak, któremu to chociażby właśnie teraz w najmniejszym stopniu byłoby dane wyjaśnienie, czemu też ścigany przez nich pyszałek pozostawił siebie na takiej otwartej oraz łatwej do schwytania pozycji, gdy do tej pory nawet nie pozwalał na dokładniejsze przyjrzenie się sobie.
- Ja... - Mruknął dosłownie w chwili kiedy ten miał coś mówić, dlatego wpierw się powstrzymał czekając na to aż ten dokończy, lecz gdy dostrzegł na swój sposób machnięcie dłonią drugiego jako oznakę, by to właśnie on mówił, przełknął zastygającą mu w przełyku ślinę i powiedział. - Nie mam szczerze najmniejszego pojęcia... - Stwierdził krótko, nawilżając swoje wyschnięte usta językiem, czując jak podczas wykonywania tej czynności znowu formuję mu się od jego dolnej części kręgosłupa w wzwyż nieprzyjemny oraz zimny dreszcz, którego za wszelką cenę z chęcią by się teraz pozbył. Przez te krótkie kilkanaście lat na swojej służbie jako jeden z nowszych zawodowych bohaterów, który w zadziwiająco szybkim tempie zdobył rozgłos oraz o dziwo dobrą reputację nauczył się bezdyskusyjnie ufać swojej intuicji oraz temu co poniekąd i niekiedy podpowiada mu świadomość, czy też serce. Tak, jak najbardziej orientował się jak głupio musiało to brzmieć padając z jego ust, jednak nie będzie temu teraz zaprzeczał. Nie był w stanie bliżej określić co to też takiego było, co pozwalało mu na stwierdzenie czy dana sytuacja w jakiej się on, czy też kto inny znalazł była niebezpieczna, ale po prostu to czuł i nie zamierzał tego ignorować, bo już raz na swoje nieszczęście popełnił ten błąd i cena jaką zapłacił za jego wykonanie, była surowsza niż śmierć.
- A co jeśli on poluje na bohaterów? - Wszystko zastygło. Temperatura jakby w dosłownie jednym niebezpiecznym momencie opadła, a każda rzecz po kolei naokoło zwolniła. Ruchy mężczyzny w musztardowo-żółtym swetrze wydawały się jakby puszczone przez na swój rodzaj obiektyw, któremu towarzyszyły szare barwy jakie zdobiły jego sylwetkę oraz inne przedmioty naokoło. Clay nie chciał wierzyć w to co przed chwilą usłyszał, bo przecież to po prostu nie było możliwe, ( ̶D̶o̶k̶ł̶a̶d̶a̶ł̶ ̶w̶s̶z̶e̶l̶k̶i̶c̶h̶ ̶s̶t̶a̶r̶a̶ń̶,̶ ̶b̶y̶ ̶z̶g̶a̶s̶i̶ć̶ ̶t̶ą̶ ̶j̶e̶d̶n̶ą̶ ̶n̶u̶t̶k̶ę̶ ̶n̶i̶e̶p̶e̶w̶n̶o̶ś̶c̶i̶ ̶j̶a̶k̶a̶ ̶s̶i̶ę̶ ̶w̶ ̶n̶i̶m̶ ̶t̶l̶i̶ł̶a̶ ̶i̶ ̶m̶ó̶w̶i̶ł̶a̶,̶ ̶ż̶e̶ ̶t̶o̶ ̶j̶e̶d̶n̶a̶k̶ ̶j̶e̶s̶t̶ ̶t̶o̶,̶ ̶ż̶e̶ ̶t̶o̶ ̶j̶e̶d̶n̶a̶k̶ ̶j̶e̶s̶t̶ ̶p̶r̶a̶w̶d̶a̶.̶) że tak właśnie było.
- Wil-
- A co jeśli on rzeczywiście poluje na bohaterów? - Moment grozy jaki został poświęcony na odwrócenie się mówiącego w stronę blondyna, niemalże zmroził mu krew w żyłach. Jego oczy bowiem do tej pory promienne oraz mimo, iż zmęczone prezentowały sobą jeszcze dosłownie przed sekundą blask, który dawał nadzieję. Nadzieję na to, że uda im się może nie w krótkim, ale też w końcu kiedyś kurwa jakimś czasie skończyć to całe piekło na jakie skazywał ich morderca, jakiego przyszło właśnie im ścigać. Brunet jedynie nawet nie wiadomo kiedy podszedł powolnym oraz drżącym krokiem do drugiego, nachylając się nad jego osobą, by mógł położyć z charakterystycznym pchnięciem swoje dłonie na mebel przy jakim zamaskowany bohater też siedział od początku jego wizyty. Spoglądając sobie w oczy wyraźnie można było wyczuć napięcie jakie uformowało oraz wybudowało się pomiędzy nimi, co mogło błędnie doprowadzić do wniosku, iż wytoczyła się między nimi kłótnia, co było jednym wielkim kłamstwem. Grzywka, którą do tej pory przez cały ten czas wyższy poprawiał dłonią teraz bez większego problemu opadła mu na jego oko, sprawiając iż widoczne było tylko jedno, co potęgowało nieprzyjemnie efekt zagubienia ich dwójki. - Co jeśli to wszystko to jest pułapka, co jeśli... Co jeśli on chcę zniszczyć pogląd społeczności na bohaterów...? - Dream nie widział często swojego najlepszego przyjaciela w takim stanie. Nie będzie ukrywał, znał go, lecz też jednak nie widział go ani razu w swoim życiu w takim oto stanie, który nawet jego samego przysparzał o rozpacz. Chciał coś powiedzieć, cokolwiek, byleby tylko wyrwać się z tej koszmarnej pętli zawirowań, która z pewnością doprowadzi ich prędzej czy później do skraju upadku, jeśli szybko czegoś z tym nie zrobią. - Co jeśli to wszystko to zasadzka? - Jedyne co można było usłyszeć to nieprzyjemne dzwonienie, jakie roznosiło się pewnego rodzaju echem po pokoju, zostawiając za sobą jedynie poczucie pustki. Bo przecież to nie mogła być pułapka, prawda? Nie, to po prostu nie było możliwe, przecież ich złoczyńca do tej pory zabijał jedynie przechodniów, co racja nie było dobre, ale jednak przecież nigdy nie rzucił się na bohatera! Walczył nimi, owszem ale przecież ich nie zabił! Dlaczego miałby to teraz zrobić, przecież to nie miałoby sensu! Nic nie ma tak naprawdę już teraz sensu, ponieważ, przecież, właśnie--
- Dream! - Wszystko upadło. Jakby głos jednego z jego współpracownik w tym całym dniu okazał się być jedynym zbawieniem oraz najlepszą rzeczą jaką doznał, sprawiając iż wszystko w końcu zboczyło na ten odpowiedni kurs. Potrząsając jedynie głową lekko na boki, nabrał głębokiego wdechu by móc też zauważyć jak osoba, z którą rozmawiał prostuję się, nakładając jednocześnie ponownie na siebie wcześniej zdjętą czapkę, by móc odejść teraz już w pełni od jego postaci, zupełnie tak jakby zupełnie nigdy tam nie była na pierwszym miejscu. Poprawiając swoja posturę, mężczyzna w intensywnie zielonej bluzie zdołał się zebrać tylko jeszcze na ciche odchrząknięcie (Które nie należało do najbardziej stabilnych, ale wbrew temu starał się je najbardziej jak tylko mógł zamaskować, by nie było tego po nim widać), by później w odpowiedzi na kogoś wcześniejszy krzyk, który domyślał się kogo też był mógł samemu odpowiedzieć donośnym głosem, by ten wszedł.
Po drugiej stronie drzwi można było usłyszeć pewnego rodzaju kroki, które śledziły trzy tradycjonalne stuknięcia jego pomocnika, ale też i przyjaciela od czasów szkolnych, który pomagał mu od początku w prowadzeniu tego wszystkiego. George, bo to też właśnie on przyszedł mu jako pierwszy na myśli kiedy zostało to o nim mówione, żeby utwierdzić zamaskowanego bohatera w swoim zdaniu tylko uchylił lekko drzwi od jego gabinetu, by w momencie kiedy posyłał mu drobny uśmiech mógł wejść do pomieszczenia dzierżąc w swoich własnych dłoniach pewnego rodzaju arkusze, które za pomocą metalowego zapięcia przymocowane były do kawałka plastiku.
- Dobrze, pamiętasz może, że przyjąłeś na praktyki młodego bohatera, tak? - Zapytał, unosząc jedną z swoich brwi, jednak jego miły i serdeczny uśmiech nigdy nie zniknął z jego twarzy. Sam on natomiast, puścił trzymane przez siebie w górze papiery, by móc tylko odwrócić wzrok od swojego rozmówcy oraz zacząć przeglądać kolejno zamieszczone tam informację dotyczące najprawdopodobniej młodego chłopaka, którego też przyjęli, a przynajmniej tak się właśnie wydawało mężczyźnie naprzeciwko niego.
- Mhm, nazywał się chyba Tommy z tego co pamiętam, tak? - Wraz z momentem kiedy to padło z jego ust poczuł jak dotychczas zgromadzone w nim napięcie, które do tego momentu nie miało okazji z niego wyjść, ulotniło się wraz z wypowiedzeniem tych prostych paru słów. Niesamowicie go to ucieszyło, wzbudzając w nim stan pewnego rodzaju euforii, na który jedynie przełożył ciężar swojego ciała na tyło, powodując tym samym iż jego plecy teraz w pełni opierały się o oparcie miękkiego fotelu na jakim siedział.
Drugi z brunetów natomiast jaki złożył ich wcześniej tylko zaistniałej dwójce w jego biurze poprawił z tym samym promiennym oraz życzliwym uśmiechem jakim było mu w zwyczaju innych obdarowywać swoje białe z czarnymi szkłami okulary, by po zrobieniu tego móc zacząć przekartkowywać najszybciej jak tylko mógł dokumenty jakie miał w dłoniach. Nie trwało to aczkolwiek długo, gdyż zaledwie w ciągu kilkunastu sekund dzielących ich od tego czasu można było zauważyć jak temu w końcu udaję się znaleźć to czego musiał szukać i przekładając zwinnie dany arkusz na wierzch, tak by mógł z niego odczytać bezproblemowo zamieszczone na nim informacje, uprzedzając swoją wypowiedź szybkim odchrząknięciem powiedział.
- Thomas Innit, bohaterskie imię Tommy..? Huh, kreatywny dzieciak, nie ma co! - Wtrącił niespodziewanie, śmiejąc się też delikatnie, by móc później kontynuować. - Lat 16, druga klasa liceum bohaterskiego... - Dalsze słowa były jedynie zamazaną rzeczywistością, na której nie skupiał się za bardzo nikt znajdujący się w pokoju, oprócz samego czytającego. Dlatego też w momencie kiedy skończył to robić, położył on dosłownie przed chwilą wyrecytowany plik zawierający wszelkie niezbędne dane o ich przyszłym pomocniku na pobliskim meblu, przekazując go sugestywnie do rąk swojemu szefowi, który jedynie przyjął je kiwając przy tym głową na znak iż później sam go dokładniej przeczyta.
Odkładając CV ich niedługo nowego nabytku w tym budynku (Który nie będą kłamać, ale mieli nadzieję, że będzie lepszy od poprzedniego, jakim to też był chłopak w podobny wieku, z tą różnicą że chodził do bodajże trzeciej klasy. Clay nie będzie ukrywał tak samo jak reszta jego pracowników, ale poprzedni dzieciak był za bardzo poważny, a na domiar złego nie wahał się pokazywać swojej bardziej chaotycznej strony, która często przynosiła wszelkiego rodzaju szkody. Zbawieniem zatem i dla niego samego oraz jego pracowników było to, kiedy termin ich wspólnej praktyki dobiegł końca, a każdy mógł odetchnąć z ulgą, że to na całe szczęście koniec!), by móc przeczesać swoją dłonią, na którą założył dosłownie przed chwilą swoje czarne bez palczaste rękawiczki jakie były nieodłączną częścią jego wizerunku, gdziekolwiek ten by się nie ruszył. Skierował się jedynie wzrokiem w kierunku detektywa, jaki to mówił zanim przeszkodzono mu w tym poprzez zapukanie do drzwi, by mimo iż tego nie zdołał zobaczyć to wzrok jaki rzucił mu Clay kwitował ich wcześniejszą wypowiedź słowami: ,,Wrócimy do tej rozmowy później...! (Albo najlepiej wcale!)".
- Kiedy tutaj będzie? - Zapytał niespodziewania, wytrącając z cichego rytmu oraz spokoju w jakim zdążyli się zaszyć przez ten upływający nieubłagalnie czas mężczyźni znajdujące swoje miejsce w tym momencie właśnie z nim. George jedynie ponownie w efekcie możliwe, iż nerwowości, albo zwykłego zwyczaju jaki zdążył przez ten przebyty z nimi czas nabyć poprawił szkiełka znajdujące się na jego nosie, by móc złapać się łagodnie jedną z swoich niczym porcelana dłoni za podbródek, spuszczając przy tym samym lekko głowę, aby w chwili ponownego na całe szczęście nie nagłego ponownego uniesienia jej powiedzieć po chwili namysłu.
- Wydaję mi się, że nawet niedługo. - Mruknął, czując że jego słowa niekoniecznie mogły paść z jego ust zrozumiale dla zaistniałej dwójki, dlatego też po ponownym chwilowym pogrążeniu się w swoich własnych myślach, teraz już zdecydowanie bardziej śmiało i pewnie ciągnął dalej. - SapNap mówił mi niedawno przez telefon jak z nim rozmawiałem, że będzie go niedługo odbierać z stacji na jakimś peronie, zatem powinni być-
- JESTEŚMY! - Krzyknął nowy głos, a co za tym szło, do zaistniałej już i tak można powiedzieć tłocznej trójki doszedł i czwarty osobnik, jednak nie sam! Za nim można było dostrzec mianowicie zdecydowanie wyższą oraz przewyższającą go sylwetkę piątej osoby, której blond czupryna ewidentnie od dobrych kilku dni nie widziała szczotki, mimo iż na usilnie jak można było się zorientować ktoś próbował to bezskutecznie zamaskować jej kilkoma przesunięciami. Nie mniej jednak, wyraźnie można było wyczytać po chociażby samej twarzy, jeśli wygląd idącego za ciemnowłosym zawodowym bohaterem jeszcze tego nie wydał, że podążający za nim krok w krok mężczyzna nim nie był, a był natomiast chłopakiem. Nie byle jakim jednak, ponieważ nikim innym jak dosłownie przed chwilą omawianym nastolatkiem, jaki miał dołączyć w ich szeregi. - Na następny raz wysyłasz kogoś innego do czekania na tych stacjach. Chłopie, zgubić się tam, a nie zgubić to jakaś istna tragedia... - Stwierdził krótko i zwięźle nowoprzybyły mężczyzna, przeczesując jeśli byście o to spytali resztę znajdujących się w pokoju dość agresywnie swoje własne kosmyki, jednocześnie też biorąc głęboki wdech, by później mógł bez wahania spuścić nabrane powietrze przymykając przy tym oczy, unosząc jednocześnie swój łokieć do góry. Spuszczając zatem tylko na dodatek do tego wszystkiego swoją głowę, kontynuował delikatne wichrzenie swojej fryzury (Jaką z całą pewnością gdyby ktoś inny, by mu ją przeczesał od razu by się zbuntował oraz powiedział, że spędził cały ranek na układaniu jej!), aby zakończyć swoją wypowiedź. - Właśnie, przybyłem z dzieciakiem! - Powiedział, by wraz z tym niespodziewanie przerzucić od tyłu przez szyję mówionego blondyna swoje ramię, by za pomocą jednego oraz zwinnego ruchu zniżyć go oraz zakluczyć do swojego poziomu wzrostu, tym samym lekko oraz niewinnie go przyduszając. - To jest Tommy! Od dzisiaj do końca tygodnia będziesz u nas na praktykach! Jak ci się podoba to, że jesteś właśnie w gronie jednych z najlepszych zawodowych bohaterów?
Cisza jaka nastąpiła po wypowiedzeniu przez nowo co przybyłego mężczyznę powyższych słów nie była nie tyle co niekomfortowa dla nich, ale też i niezręczna dla samego dzieciaka, który to niespodziewanie został zapytany o zdanie. Ewidentnie można było po jego lekko spiętej oraz sztywnej posturze dostrzec, iż ten mimo swojego wysokiego wzrostu jakim prawie przewyższał oraz dorównywał on samemu pierwszemu zawodowemu bohaterowi obecnemu właśnie z nim na sali, czuł się jakby wypowiedzenie czegokolwiek (A nie daj Boże jeszcze czegoś źle!) doprowadziłoby do tego, że jedynie by się tylko skompromitował. Branie głębokich wdechów na ten moment nawet nie wchodziło teraz pod uwagę, gdyż jego osoba była wręcz lekko podduszana przez wcześniejsze usidlenie go w objęciach niższego od niego mężczyzny. Zbawieniem zatem można rzec było następne zdanie wypowiedziane przez George'a, który to jako jedyny spośród całego obecnego towarzystwa miał jakąkolwiek krztynę zdrowego rozsądku oraz cechował się nad zbyteczną wyrozumiałością dla swoich współpracowików.
- Daj dzieciakowi spokój Sap, podróż musiała go nieźle wymęczyć, w końcu spędził w pociągu całe trzy godziny. - Tommy mógł przysiąc że w tym krótkim momencie poczuł się zupełnie tak jakby jakiś anioł pod postacią sławnego bohatera (Który był w dodatku czwarty w rankingu popularności!) pod zawodowym pseudonimem czterysta czwórki, był dzisiaj jedną z wielu dobrych rzeczy jaka go spotkała. Podczas swojej krótkiej rozmowy jaką już zdążył odbyć z Ognistym bohaterem: SapNap'em, mógł on przysiąc że liczba razy kiedy ten poczuł się bardziej niekomfortowo przy wymienionym zawodowym bohaterze wyniosła więcej aniżeli dziesięć razy, a on przecież był Tommy Innit, on praktycznie nigdzie nie czuł dyskomfortu! Ni mniej mówiąc zatem, dla niego samego w grę wchodziły tylko dwie dopuszczalne opcje, które stanowiły logiczną i spójną całość dlaczego też czuł się tak niezręcznie w ich towarzystwie. Rozwiązanie pierwsze: Tubbo przed wyjazdem kiedy rozdzielili się na stacjach musiał coś mu dosypać do coli jaką też kupili z pobliskiego automatu przed wejściem do pociągu, albo też opcja druga: Może panikował tylko i wyłącznie dlatego, bo przecież był w towarzystwie tylu znanych bohaterów, którzy byli jego wzorem donaśladowaniaodtakdługiegoczasu- (Kurwa, znowu zaczął panikować..!).
- Tommy, tak? - Zdecydowanie powinien się teraz uspokoić, ponieważ już nie wiedział czy oby na pewno nie miał jakichkolwiek omam, związanym z jego idolem, który właśnie nie wiadomo skąd i nie wiadomo kiedy pojawił się przed nim oraz miał w jego kierunku wyciągniętą dłoń. Dopiero po minięciu pewnego stopnia ułamków sekund szesnastolatek zrozumiał, że nie bez powodu ręka wyższego była wyciągnięta bez powodu, a raczej po to żeby się z nim przywitać, dlatego bez ogródek kiedy jego mózg zarejestrował tą informację zdecydował się początkowo niepewnie, lecz już później bardziej śmiało wyciągnąć swoją własną do przodu i mógł przysiąc że moment kiedy poczuł na sobie szorstkie, skórzane rękawiczki drugiego jego myśli składały się z tylko jednej: ,,Już nigdy nie umyje tej ręki.".
- T-Tak... Tak...! - Dopowiedział, nie będąc jednak pewnym swoich własnych słów, które wyszły przez jego usta bardziej chwiejnie aniżeli by tego wolał. Starał się najmocniej jak tylko mógł, by nie zrobić z siebie jakiegoś malowanego dziecka, które pierwsze co zrobiło po zobaczeniu swojego idola to rzuciło się mu w tytułowe objęcia oraz zaczęło gaworzyć i zadawać mu czysto teoretycznie miliard pytań na sekundę, jednak pokusa by to zrobić, była to coraz większa. Spokojnie chłopie, weź się w garść, jesteś przecież dorosłym mężczyzną, uspokój się i odpowiedz normalnie! Karcił siebie samego w głębi duszy, jednocześnie przez ten moment ignorując otaczających go ludzi, by obmyślić swój jakże błyskotliwy plan działania by nie wyjść na jeszcze większego głupka.
Natomiast podczas tego, kiedy blondyn toczył na swoim małym polu bitwy batalie z samym sobą, Dream już dawno zdążył przenieść się te kilka kroków w bok, by móc rozpocząć w miarę spokojną oraz nie wywołującą u żadnego z nich rozmowę, która nie trwała długo. Dość szybko udało im się przedyskutować to co też mieli rozwiązać (No, przynajmniej te prostsze kwestie. Przecież oczywistym było, że nie mają zamiaru rozmawiać o jakichś skomplikowanych elementach właśnie w tym momencie, zwłaszcza że było z nimi mnóstwo osób, a jedna której definitywnie woleliby nie mieszać w niektóre tematy!), by później zawodowy bohater mógł też po szybkim odchrząknięciu ponownie móc zwrócić na siebie uwagę nastolatka jaki przed nim się prezentował.
- To jak Tommy, gotowy na patrol? - Powiedział nagle, zwracając na siebie uwagę wszystkich w pokoju, tym samym gdy na jego twarzy malował się dość rozrabiacki uśmiech, który gwarantował na swój własny i unikalny sposób obietnicę zasiania chaosu. Owszem, może i mężczyzna w intensywnie zielonej bluzie był wzorem do naśladowania, z którego z całą pewnością wiele osób chciało i będzie brać przykład, ale zamaskowany chłopak nie przejmował się tym jakoś bardzo. Nie chciał jednak powiedzieć, że nie przejmował się tym, jak będzie widoczny pogląd normalnych cywilów na jego osobę, kiedy ten dobrze wiedział, że praktycznie większość oczu zwrócona jest ku jego osobie, na niemalże każdym kroku. Clay jednak nie chciał traktować swojego zawodu jak jakichś kajdan, które miałyby trzymać go na uwięzi, powodując że ten nie będzie w stanie zaczerpnąć z swojego życia chociaż tej krztyny rozrywki, jaka miałaby mu zostać zabrana przyjmując maskę (Ha, nawet dwie licząc tą, którą cały czas nosi na twarzy!) idealnego i wzorowego bohatera, jakim przecież po części był. Traktował to wszystko jednak z dozą dystansu, chciał pokazać ludzkości, że nie każdy jest perfekcyjny, a zwłaszcza on, dlatego też dokładał swoich wszelkich starań, by ukazać to na każdym kroku, promując to że wystarczy tylko chcieć, by osiągnąć swój cel. Dla niektórych te słowa mogły się okazać obłudne, pełne ślepych przepowiedni oraz obietnic, jednak Clay chciał wraz z nimi dawać wiarę oraz pomagać innym się podnieść, gwarantując cywilom pod jego skrzydłami bezpieczeństwo, jakie tak bardzo pragnął zapewnić.
- T-Tak, jasne! - Powiedział Tommy, który wyrwał tym samym swoimi krótkim wypowiedzeniem mężczyznę stojącego przed nim z przemyśleń. Uśmiechając się natomiast, bohater zdecydował się na jeden krótki ruch, który zaowocował szybkim oraz już dzisiaj kolejnym poczochraniem włosów blondyna, które ewidentnie po dzisiejszych wrażeniach będą miały bliższe spotkanie z grzebieniem i szczotką.
Kątem oka jednak, bystre oko Dream'a nie było w stanie nie dojrzeć minimalnego ruchu jaki wykonał pierwszy brunet jaki zjawił się dzisiaj rano w jego biurze, z którym to też przeprowadzał dość napiętą oraz przepełnioną mnóstwem emocji rozmowę, którą raczej wolałby odrzucić na ten moment na bok oraz o niej zapomnieć. Nie miał zamiaru mówić czegokolwiek na spokojnie przemieszczenie się Wilbura w kierunku drzwi wyjściowym z lokalu w jakim się znajdował, by też za jego krótkimi czynami przy zakładaniu swojej nieodłącznej bordowej czapki mógł on spostrzec jak ten posyła mu dość znaczące spojrzenie mówiące sobą: ,,Musimy koniecznie omówić później tą sprawę", albo też mniej przyjazną a poważniejszą wersję ,,Wrócimy do tego później". Wychodząc, Clay niemalże od razu mógł poczuć jak po wyjściu najwyższego mężczyzny z ich grona poczuł się tak, jakby momentalnie jakiś ogromny kamień spadłby mu z serca, a atmosfera która dotychczas i tak była stosunkowo lekka, teraz na domiar nabrała jeszcze przyjemnej, ciepłej oraz miłej atmosfery. Musiał walczyć z samym sobą, by odruchowo nie złapać się za swój kark oraz po nim nie podrapać, próbując znaleźć jakiś jeden i konkretny powodów, dla którego też miałby się czuć właśnie tak w towarzystwie detektywa, z którym przecież nie raz było mu w przeszłości dane pracować. Ni mniej jednak, nie chciał zwracać też na to tak wielkiej uwagi, ponieważ dobrze sobie zdawał sprawę, że rozwiązywanie spraw dla Wilbur' różniło się niekiedy ich wspólnymi podejściami. Jeśli miałby powiedzieć, z całą pewnością przyznałby rację do faktu, iż brunet o wiele bardziej traktował większość rzeczy na poważnie, a Dream był jedynie dopełnieniem, które pozwalało dobrze zbalansować im razem ich małą dwuosobową drużynę jaką tworzyli.
- E-Ej! - Krzyknął niespodziewanie George, który został zaatakowany przez SapNap'a, powodując tym samym iż ich dwójka wwiązała się w pętlę dość dziecinnych przepychanek oraz przekomarzań, na które nowo co przybyły blondyn nie miał pojęcia jak zareagować. Nie wiedział w najmniejszym stopniu jak też miałby zareagować na przejaw takiego rodzaju zachowania u dwójki jednych z najwyższych w rankingu bohaterów, dlatego też po prostu stał tutaj w niezręcznej dla niego samego ciszy, podczas gdy jego dłoń nerwowo przeczesywała oraz gładziła swoją skórę na ramieniu.
Wbrew pozorom jednak Dream uśmiechnął się na zaistniałą przed nim sytuację, czując jak do jego serca wpada ta drobna namiastka ciepła, jakie go otuliło, powodując tym samym, że przeszyło go miłe uczucie nadziei. Nadziei, która napawała go myślami o tym, że w końcu kiedyś (Wiedział, że niekoniecznie dzisiaj, ale nadal czuł tą iskrę jaka się w nim i innych tliła...), możliwe że w najbliższej przyszłości nadejdzie czas, kiedy obudzą się na widok nowej, lepszej oraz bardziej świetlnej przyszłości.
***
Gdzieś daleko, z dala od ludzkich oczu, tam gdzie niewiele osób odważyłoby się zajrzeć po zmierzchu, można było zobaczyć wysoką posturę stosunkowo wysokiego oraz widocznie nerwowego mężczyzny, który pośpiesznym krokiem wkraczając w głąb zaciemnionej alejki zaczął poszukiwać w swoich kieszeniach pewnego urządzenia do komunikacji, jakie mógłby przysiąc że przed chwilą miał w dłoniach. Nie zabrało mu to wiele czasu na to, by wydostać po pewnej dość krótkiej oraz z całą pewnością dla niego przepełnionej dawką negatywnych emocji jakie w tej chwili się w nim tliły (I błagały w głębi jego duszy, by dam im upust...) chwili.
Czuł jak jego oddech przyśpiesza, próbując tym samym zagwarantować jakoś sobie i jemu stabilność, jednak wiedział, że im bardziej się stara tym bardziej jego próby idą na marne, bo przecież kurwa mać! Jeden jebany maluteńki szczegół, a tak wiele zmieniał, a tak wiele przeistaczał w ich planie powodując, że może on przecież z każdą kolejną chwilą legnąć, a miał być przecież perfekcyjny!
Nawet nie wiedział kiedy swoimi drżącymi dłońmi rozpoczął wykręcanie tak dobrze znanego mu numeru w klawiaturze od zastępczego telefonu jaki właśnie dzierżył w dłoni, by po tym móc przyłożyć maleńkie urządzenie do uszu, czekając na to aż ten złom zacznie odbierać sygnał oraz będzie mu dane porozmawiać z osobą po drugiej stronie.
Bał się. Bał się, że jego dzieło życia, które przez cały ten czas tak dokładnie szlifował oraz doprowadzał do stanu niemalże krystalicznego będzie przeznaczone by zginąć, by zostać doszczętnie zniszczonym i zrujnowanym w tej chorej walce, jaką wywołał, a przecież tak nie mogło być, przecież to nie mogło się stać, przecież musiał dokończyć to wszystko, przecieżtowłaśniejemudanebyłoukończyćjegosy-
Wyrwał go gruby głos po usłyszeniu charakterystycznego kliknięcia jakie niemalże natychmiast mu oznajmiło, iż jego rozmówcy mimo otoczenia w jakim dobrze wiedział, że mógł mieć problem odebrać, udało mu się jednak to zrobić, pozwalając na to by przeprowadził z nim rozmowę.
Przez chwilę nic nie było słychać. Jedynie jego ciężki oddech oraz sekwencja wdechów, która mówiła żeby osoba z która się skontaktował dała mu chociaż tą chwilę na pozbieranie swoich myśli oraz pozwoliła mu zrozumieć, co też on sam chciał, by padło z jego ust.
- Technoblade... - Rozpoczął po pewnym dłużącym się dla niego momencie, by po wypowiedzeniu właśnie tych słów omawiany mężczyzna mógł wydać z siebie odgłos świadczący o jego słuchaniu w stosunku do tego, co ma powiedzieć. - Zdaję się... Zdaję się, że nastąpiły pewne komplikację. - Syknął, przeklinając tym samym czując jak nagromadzona przez cały ten czas w nim złość narasta, powodując iż jego dłoń nieintencjonalnie zacisnęła się się na urządzeniu jakie trzymał, sprawiając iż jego szybka lekko pękła i nabiła się na jego delikatną skórę, powodując iż ta zaczęła krwawić. Nie obchodziło go to teraz jednak, kurwa nawet nie przejmował się tym w najmniejszym stopniu.
Wiedział bowiem, że to nie tylko swoją krew będzie mu dane przelać.
【ZAKOŃCZONO CZYTANIE SCENY D R U G I E J 】
【ZAŁADOWAĆ SCENĘ T R Z E C I Ą?】
[ ✅ ] ❌
Yes!
【 ŁADOWANIE... 】
█▒▒▒▒▒▒▒▒▒
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top