Rozdział 9
~Magnus~
Kiedy Jace odszedł na bok i zaczął dzwonić do Alexandra, by jakoś go do mnie zwabić, ja usiadłem ze swoim drinkiem i kotem na ramionami na miękką kanapę. Clary, jak podejrzewam, stała nieustannie przy blondynie, natomiast Isabelle usiadła przy mnie. Dziewczyna wbiła we mnie spojrzenie swoich ciemnych, prawie że czarnych oczu.
- Wiesz co, Magnus? Mam wrażenie, że dobrze ci patrzy z oczu. Chciałabym, żeby Alec cię polubił.
- Też bym tego chciał, Isabelle. I mam taką nadzieję - uśmiechnąłem się delikatnie. Do tej Nocnej Łowczyni nawet łatwo było się przekonać. - I mogę ci obiecać, że tak się w końcu stanie.
- Dlaczego w ogóle tak bardzo spodobał ci się Alec? - spytała ciekawskim tonem głosu, kładąc łokieć na oparciu kanapy. - Tylko dla wyglądu?
- Z kilku ważnych spraw. No i poza tym, tak, jest przystojny - oznajmiłem z zadowolonym chichotem. Po chwili jednak spoważniałem i postanowiłem wykorzystać sytuację, by dowiedzieć się czegoś o niebieskookim Nefilim. - Słuchaj, Alexander zawsze był taki zimny? Czy coś zaszło? - spytałem i wziąłem dłuższego łyka mojego drinka.
- Cóż... - oczy dziewczyny zwróciły się ku kominkowi przed kanapą. - Od zawsze był cichy i wycofany, ale jakieś tam uczucia miał. Ale myślę, że to przez obowiązki. Ma zostać szefem Instytutu, no to rozumiesz... W dodatku niańczenie Jace'a, mnie i Clary nie należy do łatwych zadań. Ta ruda ciągle pakuje się w kłopoty, a Jace skaczę za nią jak głupi. A ja nie mogę ich powstrzymać - westchnęła. - I za te ich głupie wpadki płaci Alec. Rodzice się na nim wyżywają, jeśli chociaż popełni jeden błąd...
- Wyżywają? W jaki sposób konkretnie?
- Nie wiem, nie mówił mi. Znaczy, dają mu dodatkowe patrole, ćwiczenia i misje. A jeśli rozmawia z nimi to sam na sam... Nie wiem, co się wtedy dzieje. Ale na pewno go nie biją, to by było niedorzeczne - zaśmiała się nerwowo. - Znienawidziła bym ich za to...
- Rozumiem... - będąc zamyślony, lekko przytaknąłem głową.
Muszę jak najszybciej spotkać się z małżeństwem Lightwoodów i po cichu wybadać sytuację.
- Tia... - dziewczyna potarła materiał swoich dżinsów na udach. Po chwili spojrzała na mnie z wesołym uśmiechem, prezentującym się na pełnych, czerwonych od szminki ustach. - Co tym razem będziesz chciał od mojego brata?
- Nie wiem w sumie... - zamyśliłem się, pocierając krawędzią pustego kieliszka swoją brodę. - Co on lubi? - spytałem, gdyż naprawdę nie miałem pojęcia, a bardzo mi się to przyda.
- Zabierz go do lasu i postrzelajcie z łuku - wzruszyła ramionami a jej uśmiech nabrał więcej radości i podekscytowania. Wiedziałem, że będę miał oparcie w tej dziewczynie, jeśli chodzi o jej braciszka. - On po prostu kocha strzelać z łuku, walczyć, tarzać się w błocie i tak dalej. Sexy wojownik.
- Cóż... Jeśli chodzi o błoto, to wolałbym wtedy na niego patrzeć, niż tarzać się razem z nim - przyznałem z rozbawieniem. - Ale... Chyba masz rację. Z tym lasem i łukiem.
- No chyba nie, bo jest ciemno - sfrustrowana dziewczyna spojrzała w stronę okna z czarną szybą.
- Kochana, mam przecież magię - uśmiechnąłem się pod nosem. - Twój brat lubi romantyczne scenerię?
- Alec zaraz będzie - podszedł do nas Jace wraz z Clary.
- Wspaniale! - na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech na myśl o ponownym spotkaniu z Alexandrem. Szybko wstałem z kanapy. - Idę się psiknąć najdroższymi perfumami jakie mam, a wy w tym czasie nie okażcie się złodziejami i zostawcie mój dom w spokoju - zabrałem ze swoich ramion Prezesa Miau, odłożyłem go na kanapę i pospiesznie podreptałem w stronę łazienki.
***
~Alec~
Stałem już pod drzwiami domu Wysokiego Czarownika Brooklynu. A na myśl o tym, że znowu będę musiał spędzić tutaj całą noc, o ile nie kilka dni, napawała mnie irytacją, niepokojem i dreszczykiem emocji w jednym. W końcu Magnus to niebezpieczny Podziemny...
Po dłuższej chwili zebrałem w sobie odwagę i zapukałem w drewniane, ciemne drzwi. Otworzyły się natychmiastowo, a moje oczy ujrzały przed sobą blond włosy. Zostałem wciągnięty do środka.
- W końcu - rzekł wciąż zniecierpliwiony Jace, gdy zamykał drzwi.
- Przez was mam przesrane u rodziców - mruknąłem, powstrzymując się od większej irytacji, chociaż w tamtym momencie wychodziła ona ponad moją skalę.
Spojrzałem po kolei na trójkę moich bezmyślnych podopiecznych, których jednego z nich sobie nie życzyłem, a i tak zostałem skazany patrzeć na te rude kłaki.
- Nie przesadzaj, bro - podszedł do mnie Jace, nagle bardzo zadowolony. - Przeżyjesz. Jak zwykle. No, i dzięki wielkie, że przyszedłeś bez większego narzekania - dodał ze śmiechem i poklepał mnie po ramieniu.
Ja natomiast spojrzałem na Isabelle, która jakoś podejrzanie się do mnie uśmiechała... Wyczuwam zmowę. Przeciwko mnie...!
- Mhm... - mruknąłem, postanawiając o tym nie myśleć. Rozglądnąłem się i dostrzegłem, że nie ma tu jednej, błyszczącej i bardzo irytującej mnie osoby. - Gdzie w ogóle Magnus?
- Stroi się dla ciebie w kiblu - oświadczył rozbawiony Jace. - Jakieś perfumy czy coś.
Nie miałem pojęcia dlaczego, ale... Trochę mi to zaimponowało. W końcu nie pamiętam, by ktoś kiedykolwiek szykował się specjalnie dla mnie. Zwykle Nocni Łowcy robili wszystko, byleby nie wchodzić mi w drogę, nie mówiąc już o rozmowie. Cóż... Rozumiem. W końcu jestem podobny do rodziców, a nawet ja nie przepadam za wymianą słów właśnie z tą dwójką Nocnych Łowców.
Ale Magnus to zwykły Podziemny. Muszę o tym pamiętać.
Poprawiłem więc kołczan ze strzałami przewieszony przez moje ramię i za chwilę usłyszałem ten zadowolony i przesiąknięty cynizmem głos. Wraz z nim, do moich nozdrzy doszedł bardzo intensywny zapach perfum. Prawdę powiedziawszy, nie były nawet takie złe...
- Alexander! - podchodził do mnie szeroko uśmiechnięty Magnus Bane, rozpostarając swoje ręce, jakby chciał mnie co najmniej przytulić. Odsunąłem się krok w tył, jednak nie zraziło to czarownika, który wciąż się szczerzył. - Dawno cię nie widziałem.
- Masz na myśli trzy czwarte dnia? - spytałem ponuro.
Jednak ten... Okey, zajebisty... Zapach perfum mnie rozpraszał. Miałem nawet ochotę zapytać o ich nazwę.
- Tak. To bardzo długi czas. Dobrze, więc ty tu zostajesz, mam nadzieję? - spytał z uśmieszkiem pod nosem.
- Jeśli nadal chcecie mnie wszyscy męczyć, to nie mam innego wyb...
- Jak najbardziej tu zostaje - przerwał mi Jace. - Jedna noc z Alekiem w zamian za przysługę. Taki handel mi odpowiada - zaśmiał się pogodnie i poklepał mnie mocno po ramieniu, ciągle patrząc na uśmiechniętą do niego Clary, której miałem ochotę zwyczajnie wydrapać oczy za pomocą długopisu.
A mnie to zwyczajne w świecie zabolało. To mój parabatai. Przyjaciel i rodzina. Ktoś, za kogo bez wahania oddałbym życie. A on...? Oddaje mnie, bo jest to owiele łatwiejsze niż zdobycie jakiejś biżuterii w zamian za usługi Magnusa, z których korzysta, bądźmy szczerzy, tylko ze względu na Clary? Ja bym nigdy nie zgodził się na to, by Jace został na całą noc u jednego z Podziemnych.
Ta myśl doszczętnie zniszczyła mój humor i nie mogły go już poprawić nawet wykwintne, wspaniale pachnące perfumy Magnusa Bane'a, którego oczy ciągle nie przestawały się mi przyglądać...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top