Rozdział 45

~Alec~
*~ - MAGNUS! NIE! - krzyczałem z przerażeniem.

Biegłem ile sił w nogach w stronę klęczącego Magnusa, nad którym stał któryś z Nocnych Łowców. Celował do czarownika z ogromnej kuszy. Wręcz widziałem przed oczami puszczanie masywnej strzały, zabijającej Azjatę. Nie chciałem uwierzyć w to, że nie mogę nic zrobić. A mimo to nadal biegłem. I nadal stałem w miejscu...!

- Magnus!

Czarownik powoli odwrócił głowę w moją stronę. Przeraziłem się jeszcze bardziej. Złote, kocie oczy wyglądały smutno i tak, jakby pogodziły się z losem. Oswoiły z bliską śmiercią.

- Magnus! Proszę, nie!

Poczułem zimne łzy płynące po moich policzkach. Czarny, ostry i ogromny grot strzały zbliżał się coraz bardziej do klatki piersiowej Magnusa. A ja wciąż biegłem w miejscu.

- Magnus!

- Spokojnie, Alexandrze... - powiedział cichutko. Kojący szept słyszałem bardzo dokładnie i głośno, mimo dzielącej nas odległości. Wypełniał on wręcz całą przestrzeń wokół. Odbijał się echem od niewidzialnych ścian.

Czy to sen? Proszę. Oby to był tylko sen...!

Nagle się zorientowałem, że mogę biec dalej. Mogłem coś zrobić, cokolwiek. Z rozpędem wystrzeliłem w stronę smutnie uśmiechającego się do mnie czarownika. Nie rozumiałem jego spokoju.

- Magnus...!

W ostatniej chwili podbiegłem do Magnusa. Uklęknąłem przed nim i mocno przytuliłem, nie przestając płakać.

- Spokojnie, Alexandrze... - wyszeptał znowu. - Aku cinta kamu...

- C-co to z-znaczy...?

- Kocham Cię - powiedział cicho.

- A-Aku cinta k-kamu... - powtórzyłem łamiącym się głosem.

Zimna strzała przebiła się przez moje plecy. Wiedziałem, że mnie to zabije. Z ust wylała mi się krew. Poczułem zimną ciecz na mojej szyi, tam, gdzie opierała się twarz Magnusa. Zupełnie jakby płakał.

Ale wiedziałem jedno. Zdążyłem... ~*

Gwałtownie podniosłem się do siadu. Materac i kołdra nieprzyjemnie zatrzeszczały, prawie że rozsadzając mi bębenki słuchowe. Chwila... Jestem w łóżku!

Szybkim i histerycznym ruchem obróciłem głowę w bok. Odetchnąłem z niewyobrażalną ulgą... To był zwykły sen.

Magnus spał. Spokojnie, nie dręczony przez żadne koszmary, co wskazywało na spokój formujący się na jego twarzy. I bardzo dobrze... Jedna jego ręka leżała na moich biodrach, zapewne zarzucona z brzucha gdy gwałtownie się podniosłem. Zaspokojony tym, że miałem zwykły koszmar i Magnusowi nic nie grozi - odwróciłem głowę przed siebie.

To absolutnie był zarówno najgorszy i najlepszy sen w moim całym życiu. Najgorszy, bo byłem świadkiem bliskiej śmierci Magnusa Bane'a, a najlepszy - zdążyłem go uratować. Oddać za niego własne życie. Ale zdążyłem...

Przetarłem jedną ręką swój policzek. Był mokry. Super, czyli i płakałem przez sen...  Zachowuję się jak kilkuletnie dziecko, które zasnęło po obejrzeniu horroru.

Nagle czując narastające szybko zmęczenie - położyłem się spowrotem, plecami do Magnusa. Wcisnąłem się pod jego rękę i odsuwałem w tył do chwili, aż nie poczułem na plecach jego klatki piersiowej. Kark zaś został przyjemnie owiany przez ciepły i równomierny oddech.

Zamknąłem oczy, wierząc i mając nadzieję na to, że w ramionach Magnusa nie zaszczycę w swojej głowie obecności niedawnego sennego koszmaru...

***
~Magnus~
Poczułem jak moje ciało się stopniowo rozbudza... Czego jakoś zbytnio nie chciałem. Na spokojnie mógłbym sobie tak pospać jeszcze przez resztę dnia... Albo chociaż do południa!

O, ciekawe, czy Lightwood dotrzymał obietnicy.

Już miałem to sprawdzać, kiedy zorientowałem się, że przecież jestem do kogoś mocno przyczepiony. Otworzyłem oczy by rozbudzić się w pełni i mieć kontakt z rzeczywistością. Uniosłem głowę znad moich złotych poduszek.

Zauważyłem tuż obok swojej twarzy czarne, roztrzepane loczki. Chyba nie muszę zastanawiać się do kogo należą. Zorientowałem się również, że przytulam od tyłu Alexandra Lightwood'a. Och, na całe szczęście... Został.

Uśmiechnąłem się leniwie i błogo, mocniej przytulając do siebie ciało śpiącego, bezbronnego Nocnego Łowcy. Podwinąłem zgięte w kolanach nogi pod nogi Aleca. Chciałem przykleić się całym swoim ciałem do mojego Alexandra. I zanim się nie obudzi - słuchać bicia jego serca, czuć poszczególne ruchy rąk, głowy lub nóg. Uśmiechać się, kiedy czarne włosy połaskotały by twarz. I po prostu wiedzieć, że jest...

***
Silnie przytulane przeze mnie ciało zaczęło się poruszać i wyginać, jakby chciało się rozciągnąć niczym Prezes Miau po długiej drzemce. Musiałem więc niestety poluźnić uścisk.

- Eeeaaww...! - ziewnął rozbrajająco Lightwood, przewracając się na plecy. Wyciągnął się po prawie całej że długości łóżka... Słodko.

- Eaw, Alexandrze... - zachichotałem z rozbawieniem. Położyłem rękę na brzuchu Aleca, kiedy ten już przestał budzić się do życia i szamotać w pościeli i kołdrze. Czarnowłosy otworzył swoje cudowne oczy i przekręcił głowę w moją stronę, sprawiając, że bezkarnie mogłem wpatrywać się w bezkres niebieskich tęczówek.

- Eaw, Magnus.

- Masz szczęście, że dotrzymałeś obietnicy i nie uciekłeś mi z łóżka... - wymruczałem spomiędzy warg, które wyczekiwały tylko jednego momentu. Czyli znalezienia się na ustach Alexandra.

- Co byś zrobił, gdybym uciekł? - spytał cichym głosem przebudzonego dopiero człowieka. Posłałem mu jeden z moich leniwych, ospałych uśmiechów.

A ulotną chwilę później - wisiałem już nad niebieskookim dzieckiem Anioła.

- Napewno nie to... - powolutku zmniejszałem odległość między naszymi ustami. Moimi, tymi chętnymi i podekscytowanymi rozwijającą się sytuacją, a tymi Aleca, kusząco, lekko rozwartymi. Z przyjemnością odczuwałem na twarzy owiew spokojnego oddechu Łowcy.

- Mógłbym budzić się tak codziennie... - sapnął szybko i cicho Alec, nim nasze usta się połączyły.

Lightwood totalnie smakował leniwym, samym w sobie przyjemnym porankiem. Jeśli taki smak w ogóle istnieje.

- Ja też - na krótką chwilę oderwałem się od smacznych, Alecowych ust. - Można to łatwo załatwić. Po prostu zostań na dłużej - uśmiechnąłem się radośnie i nie mogąc dłużej wytrzymać, ponownie pocałowałem Aleca. Tym razem jednak zamykając nasze usta w namiętnym, szybkim i rozbudzającym pocałunku.

Lepsze niż poranna kawa.

***
~Alec~
- Legendy... Srendy - mruczał pod nosem zamyślony Magnus, przewracający kolejne kartki jakiejś księgi, którą trzymał w rękach. - Co za mendy... Syreny... Chuj mnie syreny obchodzą... No...! - irytował się coraz bardziej, a ja coraz głośniej się z niego śmiałem. Wyglądał naprawdę komicznie. - Noi chuj, znowu nic nie znajdę - odrzucił grubą książkę na bok. - Lepiej zajmę się tobą, panie wielce rozbawiony Lightwood.

- Ja? A co ja robię? - spytałem, siląc się na niewinny ton głosu i ponownie skupiając się na ćwiczeniach. Czym tym razem było zatrzymanie w powietrzu złotej, błyszczącej, energetycznej kuli, która usłużnie pozostawała w tym samym miejscu. A już się bałem, że zniszczę kolejny przedmiot z tego salonu. Jeszcze kilka lampek się ostało...

- Śmiejesz się ze mnie - oświadczył niskim, prowokującym mnie głosem, wstając z fotela. Momentalnie przełknąłem ślinę. - Jesteś niegrzeczny.

- J-ja? Ja jestem bardzo grzeczny... - wlepiłem wzrok w unoszącą się przede mną kulę energii, chcąc tym w jakiś sposób zignorować Magnusa.

Lecz za krótką chwilę poczułem na swoim karku rozgrzane, miękkie usta...

🔮🔮🔮
Wybaczcie, że narazie są takie nudy.. XD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top