Rozdział 42
~Alec~
Ja: Jesteś pewna? :/
Isabelle: Oczywiście 😏 posiedż sobie u Bane'a. My tu sobie spokojnie damy radę, bro.
Ja: Jakoś wątpię. Ile wgl mam się męczyć i tu siedzieć?
Isabelle: A ja wątpię, że męczysz się przy Magnusie.
Ja: Kiedy w końcu zrozumiesz to, że Bane'a nie cierpię bardziej od rudej? :)
Parsknąłem śmiechem z własnej wiadomości i palców, które były w stanie napisać takie coś. I wysłać!
Isabelle: Na Anioła... Nieważne -_-
Ja: 👌
Ja: I powiesz mi w końcu co powiedzieliście rodzicom? Dlaczego tym razem mnie nie ma w Instytucie?
Isabelle: Nie będzie cię kilka dni bo jesteś u swojej dziewczyny w jakimś tam mieście.
Wybałuszyłem oczy. Ona tak serio...?
Ja: Eeee że co proszę? Ja? I zostanie na kilka dni u dziewczyny? JA? Nie wierzę że starzy w to uwierzyli.
Isabelle: Uwierzyli. Jace im to powiedział. Ja potwierdziłam.
Isabelle: Wiesz jak się ucieszyli? Matka zaczęła się szczerzyć i zastanawiać się kim może być twoja wybranka. A ojciec po prostu coś tam gadał o dumie i przedłużeniu naszego nazwiska czy coś takiego.
Ja: 😑 patrz, bo potem ty będziesz im wyjaśniać dlaczego nagle straciłem ukochaną. Kurwa 😑😑😑
Isabelle: Wymyślił byś coś lepszego? 😒😒
Isabelle: Lepiej się ciesz 😑
Ja: Czy misie tylko wydaję, czy jesteś jakaś zła i nie w humorze, jakby jakiś facet dał ci niedawno kosza?
Ja: mi się* 😑
Isabelle: Tak, jestem zła i w nie humorze. Dlatego, że wciąż jesteś taki ślepy i nie zauważyłeś, że powinieneś być z MAGNUSEM. A nie na niego narzekać i zachowywać się jak jebany cham 😒 kretyn z ciebie.
Isabelle: Kocham cię. Kocham cię całym sercem Alec, ale jesteś tak głupi...
Ja: Skończyłaś? Bane to przecież zwykły Podziemny.
Isabelle: YGH dobra nie będę tego słuchać. Naucz się panować nad sobą podczas magii, dowiedz się co się z tobą dzieje, pobądź u Magnusa kilka dni. I najlepiej by było gdybyś się zakochał, ale to chyba niemożliwe.
Isabelle: Narazka. Trzymaj się 💖
Isabelle: I dalej uważam że jesteś głupi 💪
Isabelle: 💖💖💖
Parsknąłem śmiechem i odłożyłem swój telefon. Ciekawy jestem reakcji siostry, gdy już dowie się o mnie i Magnusie. Będzie zła czy raczej zadowolona? Chyba powinienem zacząć od pytania - czy w ogóle się dowie? Możliwe.
Uniosłem głowę i spojrzałem na Magnusa. Zrelaksowany mężczyzna leżał na swojej kanapie, od jakiejś godziny starannie i w skupieniu wertując żółtawe strony od starej księgi, szukając czegoś na temat pół czarowników, czym najprawdopodobniej mogłem być. Po wcześniejszej, kolejnej serii jego uzdrawiającej magii czułem się lepiej. Rana na brzuchu już nie przeszkadzała mi tak bardzo. Na szczęście.
Jednak czytać nie chciałem. Księgi Magnusa w większości były pisane w jakimś obcym mi języku, kompletnie nie rozumiałem zamieszczonych tam ilustracji, więc Magnus postanowił, iż zajmie się tym sam. Ja natomiast mam opanować podstawy magicznych mocy. Tak więc od godziny siedziałem na dywanie przy stoliku, przemieszczając na nim różne, małe przedmioty od jednego kąta mebla do drugiego. Mogłem rzec, że było to nawet fascynujące. W końcu jestem Nocnym Łowcą, który umie czarować!
- I co? Masz coś? - spytałem, czując że jeszcze chwila tej okropnej, uciążliwej ciszy, a nie wytrzymam. W żółtej poświacie przeniosłem długopis z prawego boku stołu na lewy.
- A jak tam idzie zabawa przedszkolaka w przesuwanie rzeczy? - spytał, nie odrywając wzroku od jednej z kartek księgi. Czyżby to był już ten moment, w którym mogę udać urazę i się zemścić?
- Bardzo dobrze. Chcesz zobaczyć? - intensywnie przyglądając się Magnusowi, wycelowałem długopis w jego stronę. Czułem, jakbym za pomocą tej całej magii naciągał cięciwę łuku, tylko przy pomocy jednego ruchu palców u dłoni. Przyjemne odczucie.
- Mhm... Chwileczkę... - przewrócił kolejną stronę.
- Ja ci dam zaraz jakąś "chwileczkę", jak dostaniesz długopisem po głowie...
~Magnus~
Uważnie jechałem wzrokiem po czarnych literkach, składających się w słowa, a słowa w zdania, jednak czułem, że znowu nic nie znajdę. Zaraz wezmę się za Aleca. Chłopak chyba groził mi długopisem, ale niezbyt uważnie słuchałem tej groźby, więc... Więc zobaczę, co pokaże los.
I naprawdę nie mogłem nic znaleźć. Wszędzie tylko czarownicy, Podziemni, magia, a Nocni Łowcy oddzielnie. Wszystko jest oddzielnie jeśli chodzi o te dwa światy. Chyba czas zajrzeć to ksiąg z legendami, bo zaczyna mi brakować już pomysłów...
Poczułem, jak coś twardego i długiego z impetem spotyka się z moim czołem. Auć. Na mojej klatce piersiowej wylądował śliczny, srebrny i brokatowy długopis. Nie przypominam sobie, by miał on zdolność samodzielnego latania.
- Lightwood, co z ciebie za zazdrosny o książkę sadysta? - spytałem z uniesioną brwią, biorąc w dłoń przedmiot do pisania, który mnie zaatakował. Jednocześnie z głośnym hukiem zamknąłem książkę i odłożyłem ją na kanapę. Usiadłem prosto i zwiesiłem nogi z poduszek kanapy, układając stopy na dywanie. Spojrzałem przed siebie.
W salonie nie było mojego Alexandra. Czyli co, wygląda na to, że rzucił we mnie długopisem i uciekł? Chce się bawić?
- To się pobawimy, skarbie... - wymruczałem złowieszczym tonem, i szybko wstałem z kanapy, poprzednio odrzucając długopis w jakimś nieokreślonym mi kierunku.
~Alec~
Przywarłem plecami do twardych drzwi łazienki i czekałem. Niezbyt dobra kryjówka jak na przestępcę rzucającego długopisem we własnego chłopaka, ale zależało mi na tym, by Magnus znalazł mnie dość szybko. W końcu chciałem zwrócić na siebie jego uwagę.
Nagle klamka znajdująca się mniej więcej na wysokości mojego biodra, zaczęła się powoli przekręcać. Złapałem za przedmiot by go unieruchomić. Jednak gdy usłyszałem za drzwiami miauknięcie, skusiłem się na wyobrażenie sobie gęstego futra Prezesa. Magnus może mnie szukać w innych częściach domu, prawda? Prawda. Przynajmniej pozostaje mi mieć nadzieję na to, że to prawda.
~Magnus~
Cichymi, ostrożnymi kroczkami przechadzając się po salonie i wzrokiem szukając Aleca, usłyszałem miauczenie przy drzwiach łazienki. Spojrzałem w tamtą stronę. Prezes siedział uparcie pod drzwiami, jednak jego upartość polegała na tym, że kilka razy miauknął, po czym dumnym krokiem zwiał do kuchni. Zauważyłem, że klamka od drzwi lekko się przekrzywiła, a drzwi odrobinę rozwarły.
- Mam cię... - szepnąłem. A raczej chciałem szepnąć, ale coś wyszło mi to za głośno, bo drzwi spowrotem mocno się zatrzasnęły. Parsknąłem śmiechem.
Cóż, wykorzystam mój urok osobisty, świadomość o romantycznej duszy Alexandra Lightwood'a, podstawy gry na ukulele i zwabie Łowcę na serenadę.
Tak więc wyczarowałem sobie wspomniany wcześniej i uroczy moim zdaniem - muzyczny instrument i usiadłem pod drzwiami łazienki. Złapałem palcami odpowiednie struny, i wraz z wydobywającymi się z nich dźwiękami, jakie wypływały z nich podczas ruchów moich dłoni, zacząłem śpiewać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top