Rozdział 31

Dedykacja dla @Natalia51400 😻🔥🔥🔥💖

~Magnus~
Alexander nie odwzajemnił pocałunku... Szczerze, nawet nie drgnął, i to mnie dość zaniepokoiło. Niepotrzebnie się do niego zbliżałem. Jak widać miałem rację. Nadzieja matką głupich... Niestety.

Odsunąłem się od Nocnego Łowcy.

- Przepraszam za to. Nie powinienem - westchnąłem z bezsilnością. Kątem oka zerknąłem na Aleca, gdy ten dalej się nie odzywał. Chłopak patrzył się na mnie, uciekał wzrokiem raz do moich ust a raz do oczu, które nadal pozostawały kocie. Skoro tak mu się spodobały to niech już je sobie widzi. Przynajmniej tyle dobrego z tej beznadziejnej sytuacji...

Na wargach Lightwood'a pozostała odrobina brokatu od mojej pomadki. Uśmiechnąłem się ze smutkiem na ten widok. Lecz Łowca dalej tak siedział, bez słowa i bez ruchu jakby ugrzązł w jakiejś czasoprzestrzeni. Czy to możliwe bym aż tak przesadził...?

- Alec. Dobrze się czujesz? - spytałem cicho, patrząc na nieruchomego Lightwood'a. - Naprawdę za to przepraszam. Nie mogłem się powstrzymać. Skoro nie chcesz, to już tego nie zrobię, mogę ci obiecać... - powstrzymałem się od westchnienia umęczonego niewolnika uczuć, na które miałem szczerą ochotę.

- T-to ja p-przepraszam - wydukał w końcu czarnowłosy. Spojrzałem na niego z zaciekawieniem, nie wiedząc o czym chłopak mówi. - P-po prostu... Nigdy się nie całowałem... - ta informacja akurat bardzo mi pochlebiała. - Tak wiesz... No - zamachnął w niepewności swoimi rękoma, jakby chciał sobie dopomóc w lepszej wymowie czy prawidłowym składaniu zdań. Rozbawiło mnie to. I przy okazji zyskałem nową nadzieję. Jednak postanowiłem udać zadurzonego głupka, którym w końcu byłem, i sprawdzić jak Łowca zareaguje na moją "panikę".

- Nie, to ja powinienem przepraszać - powiedziałem szybko, udając zestresowanie. Zauważyłem przez to lekki niepokój w błyszczących oczach Alexandra. - Muszę pomóc ci z magią, a nie się na ciebie rzucać i całować. Wybacz. Nie będę miał ci za złe jeśli będziesz chciał stąd iść... Jeszcze raz przepra...

- Magnus... Za dużo pierdolisz - szepnął głośno Lightwood, przerywając mi w grze aktorskiej. Chyba mi się udało. - I niepotrzebnie, o jakichś głupotach...

- A co twoim zdaniem nie będzie głupotą w tej chwili? - wymruczałem zalotnie, przyglądając się za chwilę rumieńcom Aleca które pojawiają się akurat przy tym moim tonie głosu. Zauważyłem jak Nocny Łowca przełknął ślinę, i ja też zaraz to zrobiłem, gdy nachylił się do mnie. Jedną ręką chwycił za moją koszulkę i pociągnął, tak mocno, że w rezultacie wylądowałem okrakiem na jego kolanach. Okey, trochę było w tym mojej interwencji...

Lightwood wyglądał na zawstydzonego, a jego prawie cała czerwona twarz upewniała mnie w tym przekonaniu jeszcze bardziej. Czułem, jak nieporadnie próbuje oprzeć gdzieś swoje dłonie które czasami stykały się w moimi udami bądź biodrami, ale chyba nie miał pojęcia gdzie, albo wiedział, a się wstydził. Zabawne i słodkie w jednym.

- I to mi się podoba - stwierdziłem z błogim uśmiechem na ustach, zadowolony z naszej pozycji. Swobodnie oparłem sobie ręce na szerokich i umięśnionych ramionach Lightwood'a. Postanowiłem zmienić temat naszej dzisiejszej lekcji. - To lekcję o magii czas skończyć, a teraz nauczę cię czegoś innego... Mam wrażenie że dostaniesz szóstkę z plusem.

- W-wątpię, ale mogę się p-postarać - oznajmił, zapewne chcąc by jego głos brzmiał bardziej pewniej, ale niestety. Albo stety, bo przecież jego jąkanie przy mnie jest po prostu boskie. Ale chyba nie warto przedłużać tej chwili...

- Nie musisz się starać. A te ręce to połóż po prostu na moich biodrach, na dywanie jak wolisz, albo po prostu złap mnie za tyłek. Proponuję ostatnią opcję - zaproponowałem wesoło. Za to Lightwood wykorzystał drugą opcję, bo oparł się rękoma na dywanie po bokach swoich bioder. Jednym ruchem zciągnąłem z Aleca jeszcze jego łuk i kołczan, odkładając broń na bok. Nocny Łowca zerknął na przedmioty po czym wrócił wzrokiem do moich oczu. Jednak gdy poraz kolejny chciał się odezwać i przerywać tą chwilę, zwyczajnie mu na to nie pozwoliłem. Ile można czekać na wymarzonego całusa?

Jedną ręką ścisnąłem na ramieniu Alexandra materiał mojej koszulki w którą był odziany, i coraz bardziej zniecierpliwiony i pobudzony - zbliżyłem się do jego bladej twarzy. Powieki chłopaka powoli się zamknęły. Tak bardzo ufnie, nie bojąc się moich dalszych czynów, których ten nie będzie widział. Rozczuliło mnie to... Niby Alexander Lightwood - a jednak zaufał Podziemnemu.

Kurwa, znowu przedłużam.

Pocałowałem Nocnego Łowcę z subtelnością, czekając na ruch jego warg. Było mi tak spokojnie, przyjemnie i kurewsko wygodnie, że chyba w takiej pozycji zacznę jeść śniadania... I obiady... I kolację... Alec musi zostać moim niewolnikiem. Napewno się ucieszy.

Kiedy Alexander nieudolnie odwzajemnił całusa którego złożyłem na jego ustach, poczułem, że nie ma lepszego uczucia niż te. Jak swobodne latanie w ciemnym i magicznym kosmosie który nie ma granic. Mam nadzieję, że to uczucie też nie będzie miało końca...

Na chwileczkę się odsunąłem, łapiąc odrobinkę tchu. Alec otworzył swoje oczy w których widziałem nienasycenie.

- Już masz siódemkę, nie jakąś szóstkę... - szepnąłem i ponownie złączyłem nasze usta. Jedną dłoń przeniosłem na gładki policzek czarnowłosego, jednocześnie podsycając nasz pocałunek, co Alec też zrobił, przyspieszając muśnięcia swoimi wargami. Ha, szybko się słodziak uczy...

Zatracałem się już w tym magicznym pocałunku, czując chwilę później dłoń Lightwood'a na swoim biodrze.

~Alec~
Zaczynam wątpić w to że istnieje na świecie jakieś lepsze uczucie niż te, kiedy moje i Magnusa usta są złączone w niemym tańcu. Po prostu magiczne. Jak cały Bane. Dawno już nie czułem takiego spokoju jak teraz...

Poczułem jak Magnus zaczyna mocniej napierać na moje usta. Starałem się odwzajemnić te oszalałe pocałunki, ale w końcu nie mogłem zostać w pozycji siedzącej, i zacząłem zniżać się do tyłu. Chyba o to chodziło Magnusowi... W końcu położyłem się plecami na dywanie. Nie miałem pojęcia co zrobić z dłońmi, więc po prostu muskałem nimi materiał ubrania wiszącego nade mną Magnusa. Czarownik złapał moją twarz w obie dłonie i pogłębiał pocałunki. Ma w tym wprawę, nie to co ja... Ale najwyraźniej mu to nie przeszkadzało. Oh, kocham te uczucie...

Moje płuca zaczęły domagać się o powietrze i możność oddechu, a głupi ja nie chciałem przerywać tej chwili, w której ciepłe usta Magnusa władczo okupowały moje. Akurat ta nuta agresywności w poczynaniach Bane'a zaczęła wzbudzać moje podniecenie... Chyba pora to zakończyć, bo jeszcze zrobię coś czego nie powinienem.

Jednak nie musiałem odpychać od siebie świetnego w całowaniu Magnusa, bo czarownik sam przerwał nasz pocałunek. Gwałtownie nabrałem powietrza, czując że moje płuca pracowały na rezerwie. No nieźle... To ile to trwało?

- Ile czasu... My...? - sapnąłem zachrypniętym głosem, którego starałem się uspokoić i otworzyłem oczy. Twarz Magnusa była tuż nad moją. Czułem jego również przyspieszony co mój oddech, łaskoczący mnie w nos. Wywołało to mój lekki i nieoczekiwany uśmiech.

- Skąd ja mam wiedzieć...? - w tonie Magnusa wyraźnie słyszalne było zadowolenie i zmęczenie. - Nie mam pojęcia... Ale czuję się jak po seksie. Zasługujesz na pierdoloną setkę... - ciało czarownika opadło na moje, a ja ucieszyłem się z tej bliskości między nami, której, zdaje się, pragnąłem chyba od dawna. Zaspokoiła ona jakieś moje ciche pragnienie którego wcześniej nie rozumiałem. Już rozumiem. Głowę Magnus wygodnie ułożył na mojej klatce piersiowej i wgapił się w kominek. - Myślisz, że powinni wprowadzić taką ocenę do szkół? Przyziemni mają tylko jakieś szóstki, jako najwyższą ocenę... A co jeśli ktoś zasługuję na więcej? Powinni to rozważyć.

Że mu się zebrało na temat o ocenach w szkołach?

- Nie mam pojęcia, Magnus... - miałem szczerą ochotę się roześmiać jak gotujący się czajnik, ale leżący na mnie mężczyzna działał jak uspokajająca terapia. - Ale trudno by było oceniać ludzi, jeśli miałoby się sto ocen. Pomyśl tylko ile zadań musiałoby być na sprawdzianach...

- Wcale nie. Na jedno zamknięte pytanie dziesięć punktów i tyle - delikatnie wzruszył ramionami. Chwilę później uniósł głowę i oparł na mojej klacie brodę, patrząc wprost na moją twarz. Niestety nie miał już swoich kocich oczu, i nie miałem pojęcia z jakiego powodu je ukrywa. - Pocałuj mnie.

- Nie ukrywaj swojego znaku czarownika.

- Nie ukrywaj swojego uśmiechu - posłał mi zadziorny uśmieszek. - I pocałuj mnie.

- Więc idziemy na układ? Będę się uśmiechał, a ty nie będziesz przy mnie ukrywać kocich oczu? - zaproponowałem ze szczerą chęcią poddania się takim warunkom. Uśmiech przy Magnusie nie stanowił już dla mnie takiego problemu. Szczególnie, że wcześniej starałem się go ukryć wtedy gdy akurat miałem ochotę zacząć się szczerzyć, więc teraz będzie mi to na rękę.

- Mogę się zgodzić na taki układ - zgodził się leniwym, spełnionym tonem. - Pocałuj mnie.

- Płyta ci się zacięła z tym "pocałuj mnie"? - spytałem z rozbawieniem. Poczułem jak kąciki moich ust pną się w górę, co było nawet dziwnym uczuciem po tylu latach w których nawet nie wiedziałem jak należy się uśmiechać. Ale blask który rozjaśnił teraz już znowu kocie oczy Bane'a... Warto się uśmiechać by zobaczyć ten przebłysk radości. I by zobaczyć te kocie oczy.

- Najwyraźniej tak, panie Lightwood. Pocałuj mnie.

- Dlaczego ja? Głowa mnie już boli... - uśmiechnąłem się odrobinę szerzej i opuściłem głowę, której kark naprawdę zaczął mi ciążyć. Położyłem głowę na miękkim dywanie i spojrzałem w beżowy sufit. Za chwilę jednak został on zasłonięty przez twarzyczkę Magnusa, która zdawała się ponownie naładowana tak, jak wyglądała przed naszym pocałunkiem. Magiczne, czarodziejskie baterie...

- Możemy odpuścić sobie kolację i tak leżeć na podłodze? - spytał z dziecięcą i uroczą nadzieją w głosie, której podobne pokłady lśniły w kocich oczętach. Nagle zastanowiłem się nad jego wiekiem...

- Ile masz lat?

- Dwadzieścia sześć - odpowiedział z niepewnością, którą starał się zamaskować uśmiechem. I jakby chciał zbyć temat to zbliżył się do mojej twarzy, którą obróciłem w bok, a jego usta wylądowały na moim policzku. Przyjemnie zapiekło mnie to miejsce.

- Od jakiego czasu masz te dwadzieścia sześć lat? - skierowałem głowę spowrotem przed siebie, gdy Bane odrobinę się odsunął. - To wtedy przestałeś się starzeć?

- Wiesz co? Zgłodniałem - oświadczył wesoło, zmieniając temat. Okey, narazie jestem w stanie mu odpuścić. - Idziemy coś zjeść?

- Jeśli ty coś zrobisz.

- A razem?

- Czyżbyś chciał umrzeć? - spytałem z cichym śmiechem.

- Jeszcze nie - parsknął rozbawiony moim pytaniem. - Bo nie zdążyłem cię porządnie wycałować. I wymacać.

- Że wymaca...

Nie dokończyłem, przez usta Magnusa które skutecznie zatkały moje. A niech już ma ten dzień dziecka... Wiecznego dziecka.

🔮🔮🔮
Boże, moje kurewsko szczegółowe opisy i porównania... Zaczyna mnie to śmieszyć a nie potrafię pisać inaczej XDD
Miłej nocki 😍😍🔥
🔮🔮🔮

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top