Rozdział 27
~Magnus~
Siedziałem przy Alexandrze i czekałem, aż się obudzi. Powinien to zrobić już za kilka minut. Przy okazji delikatnie pocierałem jego dłoń, w uspokajającym geście, choć Łowca i tak pogrążony był we śnie. Za to w mojej głowie ciągle miałem słowa Isabelle.
Fakt, że Alexander jest nieśmiertelny nie dawał mi spokoju. Jest to oczywiście ogromne szczęście dla mnie, bo mogę zbudować uczucie z kimś, kto zostałby ze mną na zawsze i właśnie z tym kimś, kogo darzyłem uczuciem, które rosło, nie ważne czy zostałbym odepchnięty czy zwyzywany od potworów. I pomimo upływu lat.
Ale martwię się tym, jak zareaguje na to sam Alexander. Pamiętam moment, gdy przestałem się starzeć. To było... Naprawdę dziwne uczucie. Tak, jakby nagle w lustrze zatrzymał się czas. Mimo, że świat wciąż gnał do przodu. Ja ciągle byłem w tym samym miejscu.
Nieśmiertelność może być naprawdę problemem i częstym powodem melancholii, zastanawiania się, gdybania, zamartwiania się przyszłością. Szczególnie, gdy twoi bliscy są śmiertelnikami...
Cóż... I tak mu pomogę. Alec nie będzie z tym sam. Narazie nie wspomnę mu o tym, ale w końcu to nastąpi. Albo sam się domyśli.
Narazie musimy ustalić, czym tak naprawdę jest. Nie jest taki jak Tessa, więc jest bardziej skomplikowany... Co w sumie jest ciekawe i fascynujące.
Przypomniałem sobie moment, gdy Alexander mnie pocałował. Nie wiem, czy to króciutkie i delikatne muśnięcie można nazwać pocałunkiem, ale na pewno nie był to koleżeński gest.
Postanowiłem mu to wypomnieć. Teraz nie będzie miał jak uciec, i w końcu będę mógł zobaczyć jego reakcję.
Rozmyślania przerwał mi ruch dłoni. Zabrałem swoją rękę i odsunąłem się nieco na dalszą krawędź łóżka, nie chcąc przyprawiać Lightwood'a o dawkę nieufności wobec mnie.
W końcu powieki Aleca uchyliły się i posunęły do góry, ujawniając niebieskie tęczówki, które z początku będąc rozbiegane i zdezorientowane, teraz utkwiły wzrok we mnie.
Lightwood podniósł się do siadu.
- W końcu - posłałem mu zadowolony uśmiech. - Czy wiesz, że pół godziny to bardzo dużo?
- Ty mnie uśpiłeś? Znowu? - jedną dłonią przetarł swoją zaspaną twarz.
- Hej, nie chciałem doświadczyć tego, jak rozłożyło by się moje martwe ciało - rzuciłem z niechęcią w głosie, a Łowca automatycznie spojrzał na swoje dłonie. Odetchnął z ulgą.
- Przepraszam za tamto - mruknął, teraz zapatrzony w kołdrę na swoich nogach. - Isabelle i Jace'owi nic więcej nie zrobiłem?
- Nie musisz się martwić. A wcześniej jakoś ich skrzywdziłeś?
- Rzuciłem Izzy o ścianę... - powiedział smutno, a ja miałem ochotę go przytulić. Cóż, niedługo na pewno będę już mógł to robić bez żadnych uprzedzeń... - Tylko dlatego, że się zdenerwowałem, gdy nie chciała puścić mojej ręki...
- Nie zrobiłeś tego specjalnie - zapewniłem od razu. - I nic jej nie jest. Wiesz... - zacząłem, obawiając się teraz redakcji Lightwood'a na to, co zaraz powiem. - Właśnie z tego powodu zostaniesz u mnie na kilka dni.
Wlepiłem wzrok w swoje czarne paznokcie u dłoni leżącej na pościeli. Od kiedy ja zrobiłem się taki nieśmiały?! O ile można to tak nazwać. Cóż... O ile Alexander traci przy mnie swoją barierę obojętności, o tyle ja zaczynam być sobą w różnych wydaniach, nie tylko tym, który stworzyłem i się kierowałem. Ciekawe, czy pójdzie mi to na rękę...
- Kilka dni? U ciebie? - spytał z uczuciem w głosie, którego nie potrafiłem odgadnąć. Coś pomiędzy zaciekawieniem a strachem. - A rodzicie? Instytut?
- Isabelle się tym zajęła, więc masz już ubezpieczenie. I jak? Nie będziesz próbował uciekać? - uniosłem na chłopaka wzrok.
Kobaltowe tęczówki patrzyły na mnie zupełnie tak jak mały Alec gapił się na mnie za dziecka.
- Dzięki temu nie będę krzywdził rodzeństwa - odparł spokojnie. - I mam nadzieję... Że ciebie też nie.
- Pomogę ci z tym - uśmiechnąłem się z cichą obietnicą. - Nauczę cię kontrolować tą magię.
- Dlaczego teraz nie czaruję? - spytał i spojrzał na swoje dłonie, które obrócił, by przyjrzeć się im z każdej strony.
- Jesteś spokojny - oznajmiłem bez zbędnego namysłu. - Magia jest najsilniejsza wtedy, gdy czujemy złość, niemoc i bezsilność. Po prostu jesteśmy sfrustrowani i przejawiamy to w magicznym zdolnościach.
- Ale jak ty czarujesz, to przecież nie wyglądasz na złego - spojrzał na mnie.
- Czuję się jak wykwalifikowany nauczyciel - parsknąłem śmiechem, za chwilę dumnie się uśmiechając do swojego przystojnego ucznia. - Ja umiem nad tym panować. Uwierz, też musiałem się wiele nauczyć o kontroli i całym tym używaniu magii, co ty będziesz ćwiczył i uczył się u mnie. Kilka dni oczywiście nam nie starczy, ale wystarczy na tyle, byś kontrolował złość i nie krzywdził ludzi, których kochasz.
- A... Co z Clary? Złoszczę się na nią na okrągło, a nie żywię do niej nawet tolerancji.
- Zostaw pytania na później - posłałem mu rozbawiony uśmiech. - Teraz wstań z łóżka, weź prysznic i się przebierz. Zjemy obiad, a potem usiądziemy w salonie i zaczniemy naukę - wstałem z łóżka.
- A propos, wziąłem ze sobą swój łuk i strzały? - spytał takim tonem, jakby pytał się o bezpieczeństwo swojej ukochanej siostry.
- Napiszę SMS-a Isabelle, by przyniosła. Cóż, w końcu musi - dodałem, przypominając sobie plan czarnowłosej Łowczyni co do pseudo zniknięcia Aleca.
- Mam zostać u ciebie kilka dni... A ubrania?
- Masz problemy ze wzrokiem? Spójrz - wskazałem na kilka moich dużych szaf stojących pod ścianami i uśmiechnąłem się szarmancko
Lightwood spojrzał na mnie z nieufnym przymrużeniem oczu.
- Masz coś, co nie świeci i nie jest kolorowe? I jest wygodne?
- Spokojnie, znajdzie się. Swoją drogą... Pozwolisz, że pobawię się w projektanta? - wykrzywiłem usta w podekscytowanym, zadowolonym uśmiechu, i prawie że podskoczyłem z podniecenia, wyobrażając sobie Aleca jako mojego prywatnego modela. - Póki tu jesteś... Cio?
- Ja nie...! - uniósł palec do góry, jakby chciał całym sobą zaprotestować, ale chyba coś mu przeszkodziło. Zawahał się. - Zastanowię się...
- Cudownie! - zamruczałem z entuzjazmem i szybko podskoczyłem do jednej z szaf, otwierając jej drzwi na oścież.
- Ale... Że teraz?! - podniósł zdziwiony głos, z czego się szczerze zaśmiałem.
- Teraz szukam ci czegoś... Na teraz. Co nałożysz po prysznicu. Ręczniki są w łazience... - mruknąłem i w zamyśleniu głaskałem ubrania znajdujące się w szafie, szukając czegoś stonowanego.
W końcu znalazłem parę krótkich, zielonych spodenek i koszulkę z ciekawym napisem... Mam nadzieję, że Lightwood go nie zauważy.
Odwróciłem się i podałem komplet ubrań Alexandrowi, który z pozycji siedzącej w łóżku znalazł się nagle przede mną. Na szczęście powstrzymałem wystraszony podskok...
- Muszę ci skombinować obrożę z dzwoneczkiem... - mruknąłem z wyrzutem.
Lecz gdy sobie wyobraziłem sytuację, w której Alec musiałby taką obrożę nałożyć, gdybym powiedział mu, że potrzebne jest to do mojej nowej kreacji... Zacząłem się szczerzyć.
- Chciałoby się, czarowniku...
Nazwę mojej rasy wypowiedział z pobrzmiewajcym w głosie rozbawieniem, rozczuleniem, co zabrzmiało jak pieszczota dla moich uszu...
Dodatkowo, gdy zauważyłem, jak kąciki jest ust się poruszyły właśnie w rozbawionym geście, wykorzystam aparat, który ciągle miałem przy sobie.
- Przestań mi robić zdjęcia! - szybko się odwrócił, jednak zdążyłem kliknąć w przycisk aparatu jakieś kilka razy. - I powiedz, gdzie jest łazienka...
- Idziesz przez salon i wchodzisz w brązowe drzwi przy regale, na którym stoi kilka ramek. Powodzenia - parsknąłem śmiechem, przeglądając śliczne zdjęcia w moim aparacie. Wywołam je sobie.
Alec znikł mi z oczu, a ja ruszyłem do kuchni z zamiarem przyrządzenia nam obiadu.
Byłem w nad wyraz dobrym humorze. A myśl, że Alexander będzie tu przed całe kilka dni, tylko do mojej dyspozycji, sprawiała... Że nie mogłem przestać dyskretnie tańczyć.
Wiecznego uśmiechu nie musiałem powstrzymywać.
~Alec~
Wszedłem do łazienki Magnusa Bane'a, i pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy, to... Ten człowiek nie zna koloru białego?
Ręczniki poskładane na jednej z szafek były kolorowe, ściany pomieszczenia emitowały beżowym lub połyskującym, złotym odcieniem, i... I tylko sedes był biały. Chyba, bo delikatnie się błyszczał... Cóż, przynajmniej jest na co popatrzeć.
Zaczynam czuć się tak jakbym był w muzeum.
Nie chcąc tak stać i się na wszystko gapić, zakluczyłem drzwi. Ubrania, które dał mi Magnus, położyłem na którejś z szafek, szybko się rozebrałem i wpełzłem do kabiny prysznicowej. Jej dolna posadzka była czarna, co nawet wyglądało bardzo ładnie.
Odkręciłem kurek z gorącą wodą i pozwoliłem, aby moje mięśnie się rozluźniły.
Zastanowiłem się nad tym, jak będą wyglądać te kilka przyszłych dni. Skoro Magnus ma mi pomóc się kontrolować i sprawić, że nie skrzywdzę osób, na których mi zależy, to jestem gotów zostać tu bez większych sprzeciwów.
A co do mojej pracy jako modela do Magnusowych kreacji... Chciałem mu odmówić. Ale tak się cieszył i uroczo wyglądał, gdy to zaproponował, że nie mogłem się nie zgodzić... Może nie pożałuję.
Zmarszczyłem nagle brwi, gdy poczułem jakiś dotyk w dolnych partiach mojego ciała...
~Magnus~
Stałem w kuchni i myślałem nad tym, czy przyrządzić obiad samemu czy za pomocą magii... W sumie, nie wiem, ile Alexandrowi zajmie kąpiel, więc... A, nieważne.
Uniosłem ręce, by coś wyczarować, ale... Podskoczyłem wystraszony, kiedy usłyszałem głośny krzyk Nocnego Łowcy.
🔮🔮🔮
Hyhy... Kocham polsaty :3
Jak myślicie, kto obmacuje naszego Aleca? 😹😹👌💥✨💥✋✋✋
🔮🔮🔮
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top